-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
gotowy do nawiązania dialogu uczę się od nowa w parku próbujemy o wiewiórkach potem za dłonie w przystani przywołań pulsacyjnie wydobywamy z ust patrząc głęboko w oczy pełne chciejstwa gdzie strach miesza chwile z ekscytacją by móc wypowiedzieć magiczne dwa słowa
-
:))) też tak czasami mam .. wczesną wiosną trzeba mocno uważać... na ilość wypalanych traw...;))) pozdrawiam... :)
-
i mnie miło, że czytasz znowu Noa... ;) pozdrawiam również... :)))
-
mam ważki powód by przemówić
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tyle jest miejsca wokół przejaśnień rozumiem już inaczej z prawej czy z lewej opowiedz mi o stronach pełnych zakrętów kiedy niepewność nosimy w sobie tak naturalnie jak matka kocha swoje dzieci inaczej mówiąc dosyć teraz niedole poproszę o ciszę w cieniu słów kładąc wszystkie za i przeciw zastygniesz w uniesieniu nieuśmiercona życiem krótki fragment rozmowy biorąc za pewnik zbudujemy nową przystań dla dialogu parząc na zielono liśćmi herbaty w czasie kiedy wyłącznik czajnika przerwie hipnozę nie dowierzając schowasz łzy głęboko do kieszeni na tyle na ile zapragniesz obiecam ci że zostanę wyciągając dłoń brwi nie muszą być dłużej zmarszczone jesienną chandrą zapisany po próg dostrzegania myślami ustalę twój świat i opowiem wszystko o przyszłych wiosnach pamiętając jednocześnie o tym czego na dzisiaj nie zdążyłem powiedzieć ci wczoraj -
niefonetyczny skrajnie nie mam dobrych recenzji na wskroś skosztuj mnie własnym sumieniem koncertowo lirycznie pokochaj rymami wypełniona wierszem z lotu ptaka wypłaczę pychę by zostać chlebem nowymi skrzydłami nie uporządkowany w system widzę więcej
-
dziękuję Nata... :))) pozdrawiam. ;)
-
równiny zbóż falujące słońcem przemierzał motyl tęczowy pszenica tańczyła otulona wiatrem źdźbła owsa dumnie unosiły głowy jak okiem sięgnąć po horyzont kąpał się motyl w sielskim krajobrazie podziwiał wszechmoc i siłę natury zakochał po uszy w tym pięknym obrazie czuł zapach życia świeżego porankiem radosny rześkim oddychał powietrzem słyszał odgłosy falujących łanów grających symfonię na wietrze w uniesieniu leciał barwiąc sobą błękit rozmarzony frunął otoczeniem tkliwy pokonał połacie dotykane słońcem i był po prostu... szczęśliwy dla równin kłosów kolorowy motyl był tęczą na niebie choć mały wszelkie źdźbła w rozkołysie pragnień z podziwem do niego wzdychały nie wiedział motyl że te złote zboża w słoneczny surdut odziane zapatrzone w niego oddają mu serce bo są w nim... zakochane
-
chcesz to nakarmię sny winogronami marzeń i choć nie umiem dziś przewidzieć przyszłych zdarzeń wybiorę same soczyste te najsmaczniejsze wiesz bym więcej w twoich oczach nie dostrzegł żadnych łez tylko sny smaczne wiesz te uśpione na jawie co kąpią się rosą skroplone w porannej soczystej trawie by poczuć rytm bicia serca który zaprasza do walca duszę bym wycałował począwszy od stopy palca dotknę cię delikatnie tak nieba dłońmi wiesz słońcem przytulę na deszczu nakarmię sobą... chcesz?
-
idę do lasu rozglądam się a tu czegoś mi brakuje patrzę nie ma drzew był tu człowiek
-
tak bardzo kiedy pragniesz kochać i być kochaną by móc czuć że być nie umarło nie zatykaj uszu kiedy w ciszy krzyk
-
ciemną nocą na stole wolność a z niej miłość wyjada garściami choć czasami bywa twardo językiem bogów naucz mnie mówić tak bym wszystkie okruchy do ostatniej kropli na gwałt potrzebna
-
na podkasztanowej ławce przednówek kiełkuje w dotyku halucynacja spojrzeń wzrasta do rangi zakochanych w takich chwilach czas staje w miejscu na trzeciej od słońca tylko oni skazani na lekcje latania próbują zrozumieć kierunek póki ujęcie
-
nieskończona głęboka wezbrałaś po brzegi wylewając tak nagle aż się zachłysnąłem nieposkromiona to był sześćdziesiąty dziewiąty dowód na twoje istnienie rzeko
-
kiedy zapada zmrok w kalejdoskopie paradoksów rodzisz się dla mnie naga od zahamowań karmiąc się tobą dobrze wiem że świt przyniesie daremność jednak chcę zapamiętać ten wieczór pełna dojrzewających jabłek w ogrodzie złudzeń zabijasz tak zmysłowo pragnę tego idźmy na całość nacieszmy się sobą choć księżyc obiecywał drogę zachodzące słońce wygina ulice osobliwy zmierzch nasze utopie niech się dzieje od piersi aż po wilgoć ud rozchylonych po horyzont pożądania nad ranem zapomnimy o sobie tak lekko jak przyszło nam kochać nieobecność wypije kawę z miłością której los odebrał szansę i był sobie chłopiec
-
w akcie uwielbienia śnię na przekór bojąc się przebudzeń strachy na wróble wyrwane z kontekstu coraz wyższe niebo magiczna ławeczka wbrew przeszkodom gdzie pierwszy raz poczuliśmy prawdę o smaku ust wszystko spływa ścianami zlane w jeden obraz słów których nie widzę czując jedynie zapach wczorajszych pragnień apetyczna śpisz tak smacznie wciąż blisko a tak daleko kliniczne objawy tęsknoty czytaj pomiędzy wersami pomijając znaki przestankowe wiersz który znajdziesz o świcie napisałem z zamkniętymi oczami na skrawku naszego łóżka
-
niefrasobliwy z różą w zębach okolicznościowo na niby już pani nie podglądam kupiłem jabłko pełne głodnych myśli pani pozwoli teraz podaruję je przez okno z widokiem na dom życząc smacznego pani usta staną się natchnione wtedy zaczerpnę z nich do końca świata to najlepsze zapewnienie na jakie mnie stać
-
chcę czuć imperatyw twoich ust
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
z głową w chmurach chodziłem po linie nad przepaścią tylko ptaki gdybym mógł przewidzieć brak skrzydeł nie doskwierałby tak bardzo kilka występów dalej ubrana w skałę powiedziałaś o jedno słowo za dużo pod stołem rozdałaś karty orgiami pisanymi taśmowo na maszynie od poniedziałku aż po dzień siódmy ślepo nasiąkając deszczem który on wylewał na ciebie wiadrami teraz płaczesz nie jestem mściwy mój język już nie pamięta ale na powrót bardzo -
diablik to był w wódce na dnie chwiejnym krokiem opróżniałem popielniczki z niedokiepów parzyły palce a przez sztalugi poranionych okien widok wydawał się taki rozległy za głosem z wielkich liter skoczyłem twoim tropem szłaś tak zwiewnie buszując w zieleni wbrew pozorom uśmiechnięta od ucha na kolanach bo noga zwichnięta poprosiłem o wybaczenie jutro spotkaliśmy się po raz pierwszy
-
jak sie temu dobrze przyjrzeć
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
tęsknota od kuchni nie wygląda tak źle jak ją malują zrobiony na szaro mogę więcej na przykład spragniony przez dziurkę od klucza przeciągam wspomnienia spijając nektar z samych dobrych chwil przez okno z oddechem wiosny wpadają nowe realia a niedługo będę przecież miał urlop jeszcze nie wymyśliłem sposobu na kolejne wakacje ale postaram się by zrodził nowe zachody słońca zanurzonego w wilgoci niesmutnych historii jeśli to ty będziesz tą która zostawi wraz ze mną odciski stóp na piasku tańcząc bolero na deszczu sztuczne kwiaty przestaną obowiązywać poranki będą nasze a ty dojdziesz do istoty rzeczy z moim udziałem pojmując znaczenie nocy -
pamiętasz fale wzbierały wraz z dotykiem opowiadałem o tym co piękne słońce dogasało za horyzontem morze kołysało do nocy a ja zamknąłem twoje usta pocałunkiem na mapie ciała dłonie wędrowały po omacku na skórze miałaś piasek we włosach wiatr i szept po świt
-
wyprasować duszę muszę skąd żelazko wziąć na duszę Ona.. świetnie prasuje nie.. przypala rezygnuję nie chcę duszy poparzonej rozognionej lecz straconej muszę duszę w ciało schować sam nie lubię dusz prasować i nie umiem w rzeczy samej znów cholerny w duszy zamęt cóż skorzystam z przebieralni oddam duszę swą do pralni tam trzy razy wir stuk puk bym już sztywno chodzić mógł trzy zdrowaśki żalu ściana i jest dusza sprasowana co mi jednak po tej duszy gdy mi życie głowę suszy prosta sztywna arkusz blachy prozą wieje aż po pachy niech wybiera życiem pływa wtedy będzie sprawiedliwa cóż czasami już tak bywa chyba wolę jak jest krzywa tak i zdania już nie zmienię bo co wtedy z przeznaczeniem jeśli miałbym coś prasować to sumienie bym spróbował ty upierasz się ojej to ją prasuj i się śmiej
-
z koszem pełnym kwiatów przychodzę nieprzespany nocą na pokuszenie w piętnastu minutach o których zapomniał czas leżysz na terytorium oczekiwań nienawykła do próśb czytam cię w myślach otwierasz bez pukania wchodzę na dwa palce wśród cieni i świtów miłości tkam na twojej skórze ślady słońca nazywam to drogą na razie znalazłem klucz drzwi przyjdą później
-
z praktyki w teorię ponad ptaki po uwolnienie ku niebu w eden jesteś na wyciągnięcie rąk za mało ponad złą pamięć odbiciem od ziemi każda chwila jest ważna zastygam w powietrzu czekam sens przyjdzie z czasem spróbuj do mnie mówić
-
na pograniczu dnia i nocy zjawiskowo przyciągasz pożądanie kiedy wskrzeszasz niby tak od niechcenia ogień który pali zmysły aż po kobiecość jesteś jak cymes władcza ponad milczenie nieprzeciętnie żywa na wskroś do bólu który wcale nie chce wyzdrowieć w takich chwilach nie umiem od ciebie
-
dziękuje cezary i pozdrawiam serdecznie :)))