-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
morskie stworzenia uwielbiają bzykać ale genitalia mają pochowane środkiem taki oceaniczny kogel mogel kiedy w tym domu nie ma miejsca na związek średnio romantycznie program eksperymentalny kompleksowo fizjoterapeuta nie wstałem z bolącą głową nie przejmuję się błyswkawice gwiazdy z dużego d zielone szparagi jagody w augustowie musimy odżywiać się zdrowo propaguję miód dietetycznie przyda nam się chociażby chwila od siebie właśnie po to aby się nie odnaleźć wiesz balansownie na krawędzi uwielbiam nurkować w produkcji rosyjskiej bongiorno zagaduję nieskromnie taka higiena intymna rozwiązująca problem skali ph w ustach mam dopiero dziewiętnaście lat a wesele odbędzie się tylko drugie wcale nie będę oszczędzał zamówię wódkę tłustego prosiaka upiekę na MTV wykupując klipy później sięgnę po fortleks suplement diety żeby przypadkiem stawy nie wysiadły pomiędzy rzeczami a sałatką wiagra a co to jest nie znam receptury w miejscach publicznych mam ładne ciało ale wolę chyba zrobić grilla następnie jak żadna inna podwyższając ciśnienie zapewnisz mi jakość każdej bezchwili pokazując poczucie chłodzenia demonstracyjnie odsuń się tak na świeżo olałem swój związek więc oleję też swój dom spójrz zostawiłaś włosy na umywalce a na toalecie puszczając wściekłego mokrego bąka prosto w twarz chodźmy do salonu wreszcie zadbamy o wygląd to nie jest przyjemne lustro chcesz wiesz kochasznic nie dzieje sie przypadkiem kocham drzewo usiądź na korzeń pójdziemy się napić i potańczyć laski próbują uczyć wyrywania lasek a kobiety w metrze karmią piersią cholera jasna taka sztuczna peruka kiedy chcę zamoczyć pod pachami spray`em wyrwałem dwie blondyny tylko tupecik nie za bardzo trzyma cholernie słabo się bawi już wiem potem pójdziemy do kina morskie stworzenia uwielbiają się bzykać ale genitalia mają pochowane w środku flirtuję chyba mam deja vu morskie stworzenia uwielbiają się bzykać ale genitalia mają pochowane w środku czy kobiety bez makijażu są brzydkie wcale nie a wręcz przciwnie nagle pękłem moje życie nie może tak wyglądać zrozumiałem że kocham
-
zasłuchaniem w rytmie blues balkonowe rozważania papieros nie pochrapuje tylko kółka puszczane trochę cynicznie mówią wszystko wymyślanki wzajemnych pożądań prognozy pogody o świcie zapach po deszczu uliczkami zmysłów przysparzający istoty spełnienia dosłownie pragnienia siedzisz w fotelu jak niby nigdy nic gotowa na gest natłok myśli przelewam językiem ognia kominkowe pocałunki całe w gwiazdach które zeszły do wodopoju bierzesz prysznic twoje piersi myję pieszczotą stojącymi brodawkami mówię kochanie bez umiaru i nie łap mnie za słówka złap za niepojęte piewrszeństwo natury bądź mi teraz i tutaj pomostem odbicia łączącym brzegi w uczuciach obłędu apoteozą szeptów westchnień wynagrodzeniem flecistką zasłuchaną melodią wspólnych potrzeb wygrywając mi pierwszeństwo chcę ci to wszystko powiedzieć zbudować dom na małej wyspie z oknem na ciało by tak dusić się w tobie że aż słów zabraknie po beskid
-
muche plujkę już dawno opluto... stoi na stacji lokomotywa... :))) pot z ciebie spływa... ;)
-
myśli mam takie polepione pytaniami co powinienem zrobić by zagwarantować ci odmienne stany świadomości ars amandi i mój świat pełen zawirowań zwariowany dokładnie tak się teraz czuję ubrany w maskę skromności o czwartej nad ranem oddaję czas w posiadanie brązowych oczu którymi mnie karmisz w przednoc zamglonych spojrzeń przenikasz uczę się ciebie na pamięć księżycem zdobywając domostwo tworzę miłość z błękitu nieba rozedrgany w ciepłocie twoich zmysłów gorączką nagich ciał rozdzieram samotność na strzępy od teraz szarość staje się taka kolorowa doskonałością radosnych tajemnic rozmienia moralność na drobne spełniony po brzegi zalegam w twoich udach kropliste szczęście dotyka ust drżącym mózgiem bezsenny myśli mam takie polepione zadzwoń
-
po drugiej stronie kraterów mała czarna w podcieniu zaprzeczasz aromat filiżanki pełne niebieskich róż otwierają zmysły na zapach pełen nadziei do zdobycia wbijam flagę przypadłością zapisków myśli zaczesany do tyłu jestem narodzony po raz drugi szczęściem okruchami kobiety gdybanie pozostawiam na potem a przecież wystarczał nam utrwalony dotyk bez felietonów o podbojach kosmosu zwątpiłaś zanim jeszcze poza układem niefortunnych zobowiązań naiwny zamykam powieki fazą w nowiu zwrócony ku ziemi nieoświetloną półkulą gdzieś tam w oddali cały sprowadzam się do pełni chcąc sprostać sześćdziesiąt dziewięć razy czekam na nocny sen utrwalam kochanie tylko po to aby o świcie podać ci szczęście do łóżka wiesz co kocham cię zaparzyłem o północy
-
dziekuję Marku... pozdrawiam również... :)))
-
łamańce... są po to by je łamać... jak życie... a.stronomko... :))) pozdrawiam...;)
-
i... nie jak czajnik który zapomniał gwizdka
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
szafa gra wybierz płytę na trzeciej od słońca elvis yoy are alvays on my mind nastepna to only you w nocnym rytmie serc zabawa niebem wyżej latać potrafią już tylko ptaki widok z okna miejscem w czasie przenika wilgoć wędrówką nielegalnych szlaków czarem dla umiejących pływać pod prąd właśnie tak tak właśnie kocha się przez ocean bezlitośnie głęboko metaforami ostatnich łez słońca dom pomięte prześcieradła zapach deszczu rebelia drżeń w łóżku pełnym grzechu ty i ja uwielbiam kiedy świat pustoszeje od życia z motylem w dłoniach błękitne orgie kolorowy księżyc bez podtekstów zaczaiłem się na ciebie -
obiecanki cacanki a głupiemu radość opowiedz mi wreszcie tak lirycznie o skrzypiącej huśtawce przy której koziołek całkiem nie matołkiem wcina świeżą trawę i nie po drodze mu do pacanowa patrz tam na rogu dziewczynka już nie sprzedaje zapałek jest taka uśmiechnięta a ja równie z ustami wygiętymi w półksiężyc brzuchem do dołu smerfny wiersz piszę o świcie abyś na resztę siebie miała dzień pod ręką po to tylko żebym w nocy ułóżył gwiazdy na asfalcie pękaty grajek nieopodal uskrzydla dla nas melodię na skrzypcach poznajesz to kuzyn filipa od pszczółki mai wiosną donaldowym urokiem jest radość nawet reksio morda merda jak nigdy pozamiatał niebo ogonem a spójrz na pigi jak lata poparzona w duszę tylko dlatego bo kermit oświadczył że nie będzie więcej kumkać jedynie żwirek zbiera muchomorki z bolkiem umówił się na brydża u lolka pojedzą i popiją tosia potrafi przecież jak żadna inna alicja w krainie czarów zna się na dobrej kuchni zapach po burzy muminki uprawiają nadzieję ale ty to wiesz więc weź we mnie udział jacek i agatka tylko dla dorosłych wersja do druku
-
o życiu rozważania filozoficzne z cyklu gdzie miałem oczy kiedy się rodziłem a przecież miało być tak pięknie teraz zagubiony w niedorzecznościach detalami przechodzę sam siebie by nic nie zamarło w pamięci apoteozą przedostatnich rozmów które odeszły w cień o czwartej nad ranem pewnego dnia dom napisany wielką literą przestał mnie kochać rosół z trzech rodzajów mięs zgubił oczy pokryty ogromną pajęczyną nawet kurz zalegający na ostatnich prześwitach nadziei z niedowierzaniem wytrzeszczał gały kiedy natłok spłowiałych myśli lewitował w ciszy sumienia nad poranną filiżanką wczorajszej kawy tylko dym z papierosa dawał znać o poranku przelewałem istnienie kulkopisem na kawałku celulozy uwieczniając list do najwyższego z zapytaniem gdzie zawsze się ukrywa właśnie wtedy kiedy jest najbardziej potrzebny czy grzechy za duże w językach ognia abdykowały moją osobowość do roli wyblakłych pocztówek pisanych z dystansu przegrany szukam jutra odbijam niechciane zamyślenia od pustych ścian wysyłając słowa w eter pomiędzy być albo nie być na rancie wiecznych oczekiwań napisałem smutki zostawiam na stole
-
rzeczy zaprzeszłych niepotrzebną galerią suchych gałęzi nie zostawiam sobie na pamiątkę zaczynam dotykać palcami ognia dłonie wędrują twoja skóra płonie zwierzątko mówisz dla kontrastu chwili niewyimaginowany opracowuję plan na teraźniejszość przyszłość przełamuj mnie dalej przy twoim stole chcę zapełnić wszystkie miejsca od zmierzchu po muskanie o świcie
-
się nie umywa... dudni
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
od studni nowa planeta kołysanek słyszysz tę ciszę bez dna zatopioną w muzyce pomiędzy kręgami wołają nas czeluści zapraszają do tańca tam na końcu ukrywa się coś więcej w wiadrze pełnym ciekawości napełniony na własny użytek tworzę wersy aż po brzegi wypełnione garścią wyjaśnień ne me quite pas nawet wtedy kiedy uśpiona przeszłość jest tylko w jedną stronę zjeżdżając na pobocze gramy w kolory melodię nucisz poza głębią jesteś ponad usypiam zmęczony wtuleniem piersi dajesz azyl twoja otchłań wykracza poza pojmownie nawet studnia -
miłością ja wiatr północny tworzę własny świt twoich ust z grzechów sumienia księżyc oczekiwany pragnieniami wciśnięty w horyzont niczym twoje oczy moje mówią do ciebie teraz nie płacz bo tu miejsca brak na to żebyś wiedziała znała moje myśli w tańcu zmysłów tango idziesz za krokiem głów skierowanych w azymut nocy który prowadzi anioły na pokuszenie ja wolny kozak stepów akermański kaskader oddaję ci się na pokuszenie w kolczatce zniewolenia za tobą pójdę wszędzie tam gdzie nieskończoność wiara nadzieja i miłość okiełznałaś mnie jak dzikiego ogier to zbyt mało by oddać się tak do końca jak ja bez przemieszczeń twoją wolnością doskonały zbudowany z twoich snem
-
w środku nocy świadomy przebłysk nad czystą wodą źródło rozmowy z bogiem takie marudzenia insoniczne płomienne zorze romantyzm a w paryżu runęło drzewo wtedy nie wiedziałem że słyszę pukanie do wieży eifla albo ciut dalej było nam po drodze słuchaliśmy muzyki chopin miał krem na języku a ty skórką z pomarańczy nacierałaś moje skronie poddały się twoim nutom zamieniłem z tobą tylko kilka zdań o liściach lotach ptaków i takie tam wystarczyło powiedziałem reszty nie trzeba małe tęsknoty wola istnienia dziecinna wiara w szczęśliwe przypadki byłaś wszędzie ogród życia kwiaty twoich ud piersi nie przebrane słońcem nieba mało by twoje oczy podbrzuszem wskrzesiły patrzenie przedmieść za dwie dwunasta ulic śniętych w rozkoszy krawężników które tulą do snu droga droga moja a potem wsztstko wybuchło owocem i znów śnię o paryżu jesteś
-
z trzech minut apokalipsy absurdem układanka sumień za horyzontem nie widać zmian tylko wilgotne policzki nie potrafią udawać szelmy niechciane chciane krople wypływające z wnętrza oka i jeszcze głębiej sięgając wędrówek po tajemnicach serc za mało aby zrozumieć dwa gramy duszy uwięzionej w leśnej bajce spływające nietolerancją na smutek tęsknota rozwija skrzydła miłością spełnieniem i krokami w nieskończoność żyjemy tak blisko a tak często obok czasami zalegając na podłodze wylewamy brylanty na wieść o trzęsieniu ziemi pewnym tsunami albo jeszcze w odmiennej formie na przydkład bo kocham na zabój historią kasztanowych ludzików cudownie niepokornych urokiem które tak bardzo są jak twoje włosy wiesz co? róbmy to wszędzie czy to jest tylko krajobraz spóźnienia a może wylewasz ot tak po prostu ze szczęścia z otchłani czasu wydobywając minuty specjalnie dla nas kiedy jesteś tuż tuż taka namacalna jak pewność pachnąca konwalią w milczeniu słów bo więcej nie potrzeba mówić pozwól jeszcze raz zagramy o przyszłość od teraz dni są po to aby noce z bukietem róż ułożonym w próby otwartych okien skrzydłami ufnych ptaków abym mógł powiedzieć to w co wierzę najbardziej już nigdy więcej nie płacz uśmiechnij jesteś bezpieczna wyjdziesz za mnie?
-
w porze deszczowej nieobojętne obrazy niepojęty spacer zieloną aleją pożyczam kroplami nieba zwyczajnie szrarą stronę światła otwierając na natchnienia sylabizuję oderwane fragmenty pod wiatr maluję oblicza w kałuży pełnej niespodzienek twoja twarz w garści trzymam błekit zza chmór przebijasz blaskiem i znów miewam mokre sny intensywny zapach twojego kwiatu wywołuje do tablicy nocne majaki w kolorze karminu miody lipowe na boskiej palecie łąkowych smaków prognozą na jutrzejsze słońce implikujesz wilgoć deszczu źródło płynę wedrówką kochanków uciekam by dogonić świat drugi brzeg jest przecież tak blisko nie mów nikomu mokry tobą w tobie pozostanę na zawsze
-
:))) tak jak Ty... bąkiem... ;)
-
zęby trzeba mieć najpierw... bazyl... ;)))
-
czy mówiłem ci już kiedyś że nie uda nam się mieć wszystkiego na raz że bardzo cię kocham jeśli tak to przepraszam trochę kłamałem bo nie czas na toasty rozkwitłe kwiaty dzieją się poza postrzeganiem jak na to wszystko patrzę stwierdzam po raz enty każda chwila jest ważna oszukałem ciut ba nawet trochę więcej kocham nie do końca umie wyrazić to jest takie zarąbiste bardzo kocham też nie oddaje słów co jak różowy króliczek bywają chore na ostoporozę koloru ty wiesz nie zawsze potrafię oddać znaczenia listów pisanych sobą na wypadek powtórnych narodzin którymi ładujesz nasze akumulatory pobudzam zmysły pod kapeluszem skrywam coś więcej dla ciebie w ciszy bezsłowiem oddając znaczenie bo tak chce natura bo tak chce bóg i ja tak chcę i ty chcesz acha mówiłem ci już kiedyś że dla ciebie całe szczęście chcę ukraść że po prostu kocham cię tylko nie próbuj brać tego na logikę
-
historią pewnego romansu odejście zimy nastapiło błyskawicznie zwiastując słońce jedynie od czasu do czasu przypominało o chłodzie w liście do wiosny erotycznie nicenzurowana wypłynęłaś na szerokie wody podsłuchany latem byłem gotowy niczym dziecko z siatką na motyle świadomy własnego losu szczątkami dnia wieczorna rosa dopełniła dzieła na miękkiej poduszce z mchu anatomicznie płynąłem bezkresem łąk i pastwisk poznając twoje oceany zapaliłaś potem już tylko spełnienie puszczałem kółka papierosowym dymem
-
czasami nieporozumienia powstają po to by potem łyżkami zbierać żniwo z pogodzeń że aż trzeszczą łóżka anielskie skrzydła w sweterku z poliestru nie zawsze smakują prawdą bezsilność tęsknota za namiętnością okazuje się że wcale nie trzeba piór aby wymościć gniazdo nadzieja zaufanie i wiara wiara zaufanie i miłość to takie proste
-
wystarczył w ciszy krzyk abym usłyszał głębię niewypowiedziany słowem jestem
-
obiecanki cacanki a głupiemu radość opowiedz mi wreszcie tak lirycznie o skrzypiącej huśtawce przy której koziołek całkiem nie matołkiem wcina świeżą trawę i nie po drodze mu do pacanowa patrz tam na rogu dziewczynka już nie sprzedaje zapałek jest taka uśmiechnięta a ja równie z ustami wygiętymi w półksiężyc brzuchem do dołu smerfny wiersz piszę o świcie abyś na resztę siebie miała dzień pod ręką po to tylko żebym w nocy ułóżył gwiazdy na asfalcie pękaty grajek nieopodal uskrzydla dla nas melodię na skrzypcach poznajesz to kuzyn filipa od pszczółki mai wiosną donaldowym urokiem jest radość nawet reksio morda merda jak nigdy pozamiatał niebo ogonem a spójrz na pigi jak lata poparzona w duszę tylko dlatego bo kermit oświadczył że nie będzie więcej kumkać jedynie żwirek zbiera muchomorki z bolkiem umówił się na brydża u lolka pojedzą i popiją tosia potrafi przecież jak żadna inna alicja w krainie czarów zna się na dobrej kuchni zapach po burzy muminki uprawiają nadzieję ale ty to wiesz więc weź we mnie udział jacek i agatka tylko dla dorosłych
-
złote łany zbóż cuda nad cudami kompozytor wiatr gra melodię pośród traw i tylko ptaki zachwycone patrzą wolnością z lotu na chabry maki kłosy i głowy nienasycone kompozycją słońc a jajogłowi wmawiają dzieciom że świat nie jest taki dobry że wojny że nienawiść że obłuda że smierć zdrada i cierpienie że spiderman cruella i gargamel a tabaluga zorro i pszczółka maja nie istnieją że nic nigdy się nie uda bo zło wije swoje gniazda chodź maleńka spójrz chłopczyku zobacz jak rośnie życie chleb wypieka się sam z siebie rozdaje kromki wyciagajacym dłonie jedyne czego trzeba to zrozumieć uwierzyć pod ciężarem ocenzurowania po to tylko by w końcu móc dostrzec perspektywy natury postrzeganiem jutra podsłuchane latem by wreszcie na powrót się stać jak to dziecko we mgle łapiące motyle ich kolorem wzlatując ponad normę ponad poziomy
-
warto pisać sobą... :))) pozdr. ;)