-
Postów
1 737 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Treść opublikowana przez Kraft_
-
często mówię w tobie kocham
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
w średnim wieku pomiędzy być a mieć o trzeciej nad ranem a może pięć po zdarzają się jeszcze chwile kiedy przeganiając kalkulacje rozwiewamy wszelkie wątpliwości spotykamy się poza ekranem będąc bez dedykacji znów gramy solo na dwa głosy wtedy rzucasz się w moje ramiona a ja głęboko bezsenny dłonie zanurzam w tobie udowadniając po raz kolejny że wciąż nie musisz wątpić ... wyciekasz kropla po kropli nasz ogród nadal istnieje to nie jest żadne deja vu przenikamy dwoistość natury potwierdzając swoją tożsamość umawiamy się na kolejne pełnie księżyca bez słów -
światło o smaku malin
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wydaje mi się, że tak... :) lęk ma swoje ciemne strony... ;) pozdr. -
światło o smaku malin
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"do burdelu idź mistrzu" ... heh, zaiste... jesteś mistrzem... :) pozdr. -
światło o smaku malin
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
odkłaniam... i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa... :) -
światło o smaku malin
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
miło mi, dziekuję... :) Pozdrawiam ;) -
światło o smaku malin
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
nie od razu rozświetlimy żyrandole rozwiewając mroki lęku ukrytego w zakamarkach najpierw na granicy pragnień posłuchamy jak grają zmysły by wszystko co ukryte pomiędzy zatańczyło zgodnie z ruchem wskazówek wyobrażeniami zegara o nocach przynoszących wyczekiwanie szalone_ kiedy spełnią się wszechświaty pożądanie wypije całą wodę ze studni rozkoszy oknem na ogród wyleje każdy świt rozbłyśnie zbudowany z szeptów żadną słoną kroplą więcej nie spływając po policzku wtedy poczujesz że miłość to nie error że tytuł istnieje naprawdę -
kiedyś byłem twoim mężem
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jeśli tak to widzisz... to o tym... :) pozdr. -
kiedyś byłem twoim mężem
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dziękować... :) Pozdrawiam. -
kiedyś byłem twoim mężem
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
mówili że to wariatka kwiat malwy i modlitwa kolorami jesieni naturalna prawda istnienia która potrafi obłaskawiać kamienie miała na imię Bóg błękitem pełna ptaków nie potrafiłem jej się oprzeć tkając bliskość oknami na północ nawlekała korale blaskiem poranków nocne wędrówki bezdenna toń pamiętam pierwszy pocałunek patrząc mówiłaś weź ten chleb jadłem nie mogąc się nasycić ... oczami pełnymi od żalu pokręciłaś się po kuchni wzrok zapomnienia kształtował słomiane wartości połamane skrzydła tyle zostało po upadku pod gołym niebem podróż do raju kontuzja przebudzeń na dwa światy w ciemnościach nocy pełne zamyśleń nad pustką ostatnio chodzę jakiś smutny kiedyś byłaś moją żoną -
na skrawkach uśmiechu gwiazd jest miejsce z którego wykraczamy poza ludzi wykutych w posągi cisza pomaga uwierzyć za zakrętami blask jakby z innego czasu bliznowate miasta w negatywach cygańskich miłości krzyczących o step trochę wolności każdemu wolno próbować by nie naprzykrzyć się murom ucieczkami od świtów które już dawno przestały być poezją poszukiwacze kawałka drugiej strony tej lepszej z ptakami w ogrodzie jak dzieci w dniu narodzin poznajemy od nowa nieskażeni niebaczni na umieranie szukamy słów w błękitnych walizkach pełnych od nieba do wynajęcia kiedy wiatraki wygrywają w morzu bez wody azbestowe ryby ble ble ble ble bla ucieczkami od apokalips pomiędzy szczeliny w poszyciu zamyślona otwierając drzwi okien może ty mi powiesz kiedy jest ci smutno spójrz na gwiazdy
-
nie lubię kiedy jest ci zimno sekretem wyliczanek widziłem cię wczoraj nad ranem tam i z powrotem miałaś uśmiech pełen niepokoju zadrzewiona w uwikłaniach ciemne kąty bezwstydne z powiewem jak ence pence pytałaś dźwiękoszczelna po prośbie w której ręce chwilami nieposkładanych trzymam domek z kart obiecujesz? to bardzo stare pytanie na kogo wypadnie każdej nocy troszeczkę bezkońca podążając w dziurawe sny budzę cię w samym środku nie lubię kiedy jest nam zimno
-
o nocy powiedziano już wszystko kiedy nadejdzie ten dzień nienarodzone jeszcze a już nasze będzie jak świadomość która nie oddala złudzeń cierpiąc na różne formy postrzegania układam przezroczyste portrety brak drogowskazu na jutro to jeszcze nie tragedia najgorsze są mylne odpowiedzi i miłość wyuczona na pamięć a przecież na styku ziemi z niebem marzenia są dziecinnie proste tam drzewa nadal są w transie szumią o wygasłych gwiazdach które wciąż pragną świecić i o ptakach co na nowo sklejając skrzydła z niedokończonych rozmów uczą się latać dalszą drogę wyznaczą serca ze szrotu nie usypiaj na powrót otrzemy się o myśli jak niegdyś skóra o skórę w czasach gdy robiliśmy testy na wiatr we włosach nie bój się podejdź bliżej zagramy w zielone na szczęście
-
szkice na oknie z punktem odniesienia do pociągu jadę na dwa przeklinam drogę serca o pięknych wylewach krwi do mózgu łapiąc ostatnie prawdziwe promienie zimą dla początkujących na śmietniku życia był czas że coś we mnie drgnęło jeden z wątków naszego świata podróż na niby na cztery nuty fortepianu próbowałem rozpisać cię wierszem milczysz gatunkowo klasyczny nie rozumiałem jak bardzo smakujesz od środka brak potrzeby lotu był tak wielki że każda podróż do głębin na granicy szczęścia waliła w tynki wracam po literkach iluminacją słów czystość idzie do nieba listy a mówiłaś że nie umiem kochać na pustych niebach owoce słońc kreśliły równoleżniki znałem jedynie kolor betonu w czterech ścianach z braku okien nagle spadł deszcz drut kolczasty pordzewiał jak noc poślubna od pewnego momentu jeszcze jeden niewysłany spójrz tam na oknie malują swoje pragnienia mówiłaś proszę nie dotykaj bezlistny uciekłem zmrużywszy oczy wierząc w przepowiednie o końcu świata nie dokończyłem części tego wątku zgasłem u progu latarni za rogiem szans zbudziłaś mnie kropelką rosy chwiejnym szeptem niepewnie znów zapukałem do drzwi byłaś mokra prostota jest taka skomplikowana to nie deszcz pada
-
jak ci leci_ zapytał jak co miesiąc żeby nie rzec jak kurwie w deszcz _ odpowiedziała nie wychylając nawet oczu zza kaptura powiało chłodem zamiast litości pomyślał to już zima a może byśmy tak niekoniecznie na łyżwy muzykując na śniegu wywołali niekonwencjonalny orgazm chcesz puścimy latawca zmieniając metabolizm po ciemnej stronie światła ... jak ci leci_ zapytał jak co miesiąc _ odpowiedziała wychylając oczy zza kaptura podała mu dłoń pełną słońca
-
na niby to mniej niż
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
gołosłowiem wyprawiasz po horyzont telenowela trwa wśród gwiazd nie ma końca nic wielkiego labirynt z ogródka babuni chory jaś kuśtyka szmirowaty bez dachu na głowie fałszywka takie miejsce _ zawisłem widok z okna jak spóźniony mail druga strona świadomości drobna wątpliwość poddana analizie zjadam kształty wychodzę z ram w następnym odcinku opowiem ci bajkę też potrafię naprawdę -
dążeniami kontrowersji odczuć w czasach kiedy wyśniłem doznania bezszelestna melancholia maską sobotniej nocy utrwaliła nałóg w dniu zachwytu o marzeniach z oceanu apokalips wartościami platonicznych pragnień wyznaczając granicę nierozłączności teraz patrzę jak zasypiasz nigdy więcej nie czuje szumu pszenicznych zbóż w których chabry kołyszą niepewność smakiem rozchylonych pieszczot wybacz mi niedoskonałość z podziwem nie rozumiem kwitnących sadów czerwone płatki są takie białe zakwitasz zanim jeszcze pragnę zrywać smakując nasze kompromisy niczym poprzecznie skompletowany oblężony tułacz ułożony w ramionach na balkonie niedomkniętym nocą nostalgią z górnej półki czekający na niezniszczalne niebokrążcy liniami dłoni rozpisują w tonacji blue dzienniki chwil wyszeptanych a nieobojętnych o nieobecnym aniele który przyszedł po drodze mlecznej oceanem uczuć prosząc o spełnienie by nie zgasły kolory we mgle o intrydze hebanowych oczu uknutej spiskiem przeciwko pragnieniom bez tytułu wyrytym na skale ostatnimi strofami pokusy o bezsensownej białej róży wydrapanej paznokciami w odcieniu krwi na plecach kiedy droga w obydwie strony wydawała się jedną na własną prośbę nigdy się nie dowiesz ile czterolistnych zostawiłaś które muszą zgasnąć czuła dłoń już nie kręci loków na rozwianych włosach milcżą usta stęsknione całowań do granic wszechświata po niebiańskiej półkuli w sukience mini przechadzasz się wzniośle ku słowom na wenowisku kradnąc bukiety z polnych kwiatów jednym kolcami po języku innym przychylając rozgwieżdżone szukasz stolarzy samogłosek wytwarzających znośne relacje tam gdzie tlen nie osiada w pustych kątach ze skrzywionych dzieciństw z niedokońca dorosłości zawstydzony wygrzebuję kolorowe dzwonki bez hamulców spisuję testamenty nie zawsze czarno na białym na upamiętnienie serc pokrojonych w plastry wyciskające soki z ostatniej cebuli dźwiękami słów czarna komedia opowiadam historię rozśmieszając boga zamurowałem symbole powracając obsesjami na wiśniowy spacer z poetką o święta naiwności nie pytaj czemu wymijając rzeczywistość pragnę widoku z jej okna przed północą na drodze do poznania stanie już tylko jutro a ojciec ojców na przekór wyrywie ostatnią kartkę z błękitnego pamiętnika
-
późna jesień w rozumieniu łaski konwaliowe majowania nie gniewaj się niepełnia nie oznacza myślisz_ że księżyc nie istnieje jeśli jest nam po drodze widzisz zajadam twoje ogórki inteligentnie pieszczony jakbyś mnie czytała chociaż nie wierzę w świetęgo mikołaja dzisiaj nie zawsze pozostaję pod stołami pisząc ballady z wątpliwego cyklu o teoriach szumu wiem niewiele wyczekiwanie w owczej skórze kraina żyrandoli z nadzieją na światlo w przeręblu nocy poświata z przynęty ryba nie bierze a ja wciąż się karmię
-
nie widzisz nawet ja słyszę dźwięk gasnącego światła perspektywiczne bicie serca i wszystko wykrzyczę ci w twarz to nie jest żaden wiersz tylko wyrzut z punktem odniesienia do gwiazd przeciąg dotyku niesiony krajobrazem z milczeniem w tle doświadczam wewnętrznych trzęsień ziemi chciałaś żebym świerkiem jedlił się do starości ale nawet wybaczalnie przestały być trendi nad talerzami sąd ostateczny gdzieś w ogrodzie pomiędzy czterema strofami szczerości krążąc po strukturze oddechów nieuchwytne drganie umysłu tylko czekasz
-
szkice na oknie z punktem odniesienia do pociągu jadę na dwa przeklinam drogę serca o pięknych wylewach krwi do mózgu jeden z wątków naszego świata podróż na niby na cztery nuty fortepianu próbowałem rozpisać cię wierszem milczysz wracam po literkach iluminacją słów czystość idzie do nieba a mówiłaś że nie umiem kochać od pewnego momentu jeszcze jeden niewysłany spójrz tam na oknie listy szkicują swoje pragnienia prostota jest taka skomplikowana to nie deszcz pada to łzy
-
przechodząc przez otwarte drzwi zabierz mnie w rozchylone usta to nie jest manifest szybowanie ponad światem to próba zarysu oczekiwań na coś więcej kiedy w twoich oczach zapisałem swój strach dziewczyno z bukietem zielonych liści w dłoniach daj mi skrzydła bym nawet w gniewie złowrogiej ciszy wzleciał ponad betonowy chłód a potem nurkując w azylu pozbawionym łez stał się poławiaczem twoich pereł zabłąkany nie pamiętam pieszczot cieszę się tylko wtedy kiedy czuję zawieszony w rzeczywistości pod prąd płynę do ciebie na ślepo ufając że miejsce w czasie jest możliwe wiązka brzegu to kuracja odwykowa tam delikatnie coraz bardziej reinkarnuję w wierzbę która nie potrafi już płakać uciekając bezkresną plażą żeby nie utonąć na piasku utrzymuję się na leżąco kochaj mnie tak bardzo chciałbym być widokiem z twojego okna w kalejdoskopie wzlatujących ptaków człowiekiem który bawi się niebem teraz jem trawę z puszki ale nadejdzie czas ocaleń wtedy tęsknot kilka ot tak wypłowieje milimetr po milimetrze położę głowę
-
gra pozorów w krainie umierających świń
Kraft_ odpowiedział(a) na bazyl_prost utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
litości... ;) -
dobrze wiesz że jesteś taka szalona delikatnie naruszasz równowagę integrujesz pod sklepieniami kiedy cię dotykam poznajesz smak dojrzałych czereśni czarodziejko współegzystując natychmiastowością myśli za mało żeby zrozumieć nie potrafię ci się oprzeć czaruj mnie dalej morze samo wyrzuci bursztyny mewy zaśpiewają zachód słońca a ja przy tobie śladami na piasku stanę się
-
w okruchach zapajęczonych snów umieszczony pośrodku życia po omacku na przekór wszelkim przepowiedniom wyrósł z ziemi tylko trochę kwiatem drzwiami powietrzem tracąc skrzydła perspektyw z przyczyn opozycji obwodnic nad poziomami pokój z widokiem na wiosnę ofiarował jesieni platoniczne doznania związku niczym wariacje na temat pluszowego misia napotkały na litą skałę która nie umiała się skruszyć obecny całym sobą tkwił w fatum modlitwy o martwe wreszcie dostał porannych mdłości zwątpiwszy w ptaki popękał nicością białych mew powiedział dość to nie moje znaczeniem przebudzeń nagle w promieniach słońca olśniony ujrzał blask niebiańskiej perspektywa czterolistnej stała się faktem powiał od nowa
-
zanim zaczniesz zanim powiesz chłód dzisiejszego wieczoru to bezsilność pamiętaj że nic się nie zmienia odwaga kiedy trzeba zostać na dłużej dociera wraz ze słowami na dobre i na złe ja wiem że na dobre jest o wiele prostsze jednak koleiny pana boga nie zawsze prowadzą z górki teraz utykam kulejąca dola nie daje oddychać kiedy miłość rozdziela chłodem duszy licząc do stu wszystko tak naprawdę dzieje się na niby zapętlony krzyczę w rozpaczy ubawa mnie wraz z twoją siłą pod przymknięta powieką rozglądam się za powietrzem którym chciałaś mnie nakarmić pragnę tu zostać wtulony w magię leśnego poranka kiedy razem na rowerach wybierzemy się w trasę na podbój świata jadąc prosto przed siebie w przebudzenie
-
pewnego dnia i pewnej nocy
Kraft_ odpowiedział(a) na Kraft_ utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
głaszcząc czarnego kota po drugiej stronie piekła wietrzeję kolorytem sadów tam gdzie myszy chodzą po moście niebo bez bratnich kolorów masturbuje brzegi ciszę łącząc w pożegnania tylko biały okręt czekam na wiatr naznoczony bliznami uciekam barwami plotąc wianek ze stokrotek poranne słońce czaruje od korzeni gdzie zachwiany kult gniazda zabija ptaki pozbawine skrzydeł w pochmurny dzień popełniłem moje pierwsze samobójstwo na parkingu za miastem w bezkresie nocy wyspowiadałem się z dziejów i wtedy pojawiłaś się ty taka bardzo z widokiem na okno ubrana jedynie w sukienkę z kwiatów zwiewna zapachem optymizmu przybyłaś dosłownie znikąd szczęście podając mi na tacy teraz czekam już tylko aż powiesz proszę wejdź do środka spójność taka pewna dobrze że jesteś