Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kraft_

Użytkownicy
  • Postów

    1 737
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Treść opublikowana przez Kraft_

  1. pomiędzy snem a świadomością niewzajemność w lament ofiar po instynkt przetrwania nie ma już nic spadające ptaki pamięć znowu przypomina jak zmyć tę miłość o potępiona boskości śpij spokojnie moja teraźniejszość to zabawa w chowanego na jednej ze ścian horyzonty na drugiej szarość garścią słów rzucona o groch na wiatr przestrzenią zakłopotaniem utopijne marzenia promowane na głucho cicho proszę nie mów nic samotne wołania wyszły z mody szorstka szeptem deszczu teraz już niczego nie jestem pewien czy to działo się naprawdę przepraszam nie mam dziś natchnienia wczoraj nie widzę wersów jutro liter nie widzę przed oczami jedynie znak zapytania
  2. zawsze byłem niepokorny jej prośby w rytmie walca na dwa biłem się z myślami o krok diamentem nocy ale zawsze na inną melodię wiedziałaś że kocham operując na otwartym sercu na kropli zapisanej o trzy wersy od miłości wątkiem ze snu o piękna wenus tu mówi mars demoniczne uczucie pluszowy miś wszystko przetrwamy razem nieme wyznania o ciszy brudnej energii paranoje ukradzione prawdą niesamowite skrzepy we mnie i otwarcia całą jaką jesteś trzepot ptactwa oraz skrzydła wilgoci ofiarowane szeptem kiedy cię wołam od brzegu do brzegu płyniesz rzeką zalewasz usta nie potrafię wiele powiedzieć poza tym że zawsze byłem niepokorny
  3. rozstawiasz pionki powyżej ud królowo jesteś taka prosto w grzech podróż przez szepty nie robię roszad widok na mokre sny tuląc do serca gałązki jaśminu przezornie z prognozą na kocham cię jakże łatwo czasami potrafi przegapić ostatni wiszący most drzewa z asem w rękawie zaprzepaszczone na kolanach ugiętych korzeniami w deszczowe pory grają niepokojące symfonie o próbach tajemnicy z oczami pełnymi fascynacji w tle po ciemnej stronie światła wielki weekend z małych liter pełen niefortunnych róż w przybliżeniu podobnych do wiatru kiedy kończy się maj a zaczyna styczeń błękit osiada na mieliźnie biała kartka zapisana jedynie majakami o wygranej smakiem lipowego miodu szach mat
  4. te alejki są jak powroty w przeszłość pieśń leśnych duchów w muzeum moich myśli to właśnie tam pierwsze kroki dzieciństwo przybierało na człowieku spacery ubrane w bazie zrywane przez rękę matki i pierwsze łuki z leszczyny konstruowane przez ojca czas nie gonił wtedy jak teraz był jakby cierpliwszy spokojniejszy pełen drzew spacerów i uśmiechu niezwariowany w pogoni za przetrwaniem nie pędził nie ponaglał nie pytał nie pozostawał w przerażeniu te alejki są jak kwiaty zakwitłe kolejny raz ślad w ślad wracam
  5. jak łyse konie bardziej niż od fryzjera na głowę daję nawet słowo moja żona o to tak to jest ona ooo_ ona to TAK ONA ONA... TO dopiero... kochanie moje dwadzieścia lat po ślubie ze mną prosto a jaka ona jest hmmmmmm i mniammmm otwarta taka na oścież całkowicie wspaniała i wprost ideał a jak pociesza sąsiada yyyyhmmmm cudowna ona to dopiero umie aaaaaaaha jak ma na imię? ranyyyyyyy zapomniałem już no co? mało jej... w galop idzie a najlepiej to ujeżdżają onych tych co jeszcze mają __ z moją teściową ano hehe sympatyczna taka_ jest chyba a dalej? a dalej... to nawet nie wiem nie wolno a nawet boję się mówić śmiać też nie nawykłem sorry ale nawet nie zarżę yyyhhhaaaa upsss wymsknęło mi się przepraszam spotkałem cię w parku koło kina patrzę.. co słychać jak leci co robisz pytasz pomimo tego tego nie chcesz wiedzieć żona dom dzieci kupa korzyści i takie tam ale... ale a co u ciebie piękna ochhhhhhhhhhhh mam męża i i... pytam zaciekawiony trochę aczkolwiek ale nie dokładnie i c.uj mu w dupę on to sie w ogóle nie zna na kobietach pracuje po dwadzieścia cztery na h na dobę zarabia trochę więcej a w weekendy kosi trawę albo kiełbaski smaży bo basia przyszła i wcale nie widzi jestem yyyhhhaaa zarżałem
  6. chowam się bardziej niż myślisz aby mnie nie złapano uciekam wykluczając jutro trwam w skorupie chociaż nie lubię ciasnoty a tak bardzo chciałbym abyś wreszcie mnie oswoiła trochę dalej niż chroni długowieczność na galapagos bym w ogóle mógł to znieść samce są zwykle większe od samic dzień pierwszy ostatnia noc wszystko zaciera się z prędkością światła mało bym obcy i twój a wyspa oazą gdzieś między słowem i obrazem w ramach realności ukochanej darwina kolej rzeczy a ocean szumi dalej
  7. ciało otoczone drzewem w odpowiedzi pieśń słowika pospacerowaliśmy trochę kochana a teraz czas na canarinhos proszę daj mi popatrzeć na murawę w rytmie samby zatańczymy chwilę potem jeszcze tylko wysłucham komentarzy a dalej cały będę twój ostatni mecz? a gdzieś tak do dwudziestej czwartej już uśniesz_ aha no to szkoda ale zobacz tylko ale widziałaś jak ten neymar drybluje przycisz ten cholerny telewizor przecież wszyscy sąsiedzi nie muszą oglądać wraz kocham cię złotko ... cholera nic nie słyszę naprawdę poczekaj musisz teraz odkurzać?
  8. kiedy stół był jeszcze wspólnym gotowałaś tak smacznie zapach domu rozlegał się po okolicy dzisiaj spójrz puściło ci oczko w rosole zamiast szeptu wieczny krzyk zgubiłem cię gdzieś pomiędzy krzesłami stan nieubłagany jak teraz zamierzasz pokazać się ludziom taka rozdarta
  9. w młodości czy też starości a nawet pięć lat później rozbiegamy się w różnych kierunkach poprzez trzy wymiary próżni w butach pozostawionych poza horyzontem idę dalej i jeszcze bliżej cała drżysz kołysaniem bez drzwi biodrami zdajesz się mówić wejdź bo do tej pory było całkiem dobrze tylko czy to właściwy sen podsłuchuję pomruk wydostając się z wnętrza niecierpliwa namiętność chciałbym żebyś zapamiętała
  10. zawsze chciałem zdobyć kosmos swoim podejściem rzucając kilka nieważkości na kolana w tym stanie zobacz dzięki farbom można latać zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym czym jest barwa w mgnieniu nie spuszczaj oczu z kropki na kolorze subtelnie omijasz wzrok to tylko iluzja fale znajdują się poza skrawkiem światła w ultrafiolecie świat wygląda zgoła inaczej bez efektów specjalnych mózg zawsze koloryzuje czarno biały uzupełnia obraz o niebieski potem o zielony a potem wszystko co zobaczysz jest twoje gdzieś tam pośród tego co dostrzeżesz jestem ja nad tym nie można zapanować w ciemności nocy każde pytanie jest podchwytliwe taki stan jest możliwy tylko dzięki temu czym naukowcy nazywają efekt odejścia a kiedy już zajmiesz się barwami dowiesz się że pośrodku kolorów nic nie jest czarno białe
  11. kiedy cichnie dzień czytam noce ze zdjęć nie trzeba krzyku szarość i ja jemy kolację bo ja się proszę pani boję umierać w samotności nawet diabeł nie jest taki hej do przodu już tylko drzwi zamknięte na oścież a za progiem twoja obecność współistnieliśmy w relacjach bez spychania na pobocze jednak na pół etatu nie da się kochać rzeźbiłaś z bioder kwiat tulipanu a teraz błękitna rapsodia tak prawdziwa jak spolegliwość balonu obojętnie ocieka intymnym echem spędzonym na dniach szukajcych dwóch identycznych pestek arbuza jest coś takiego w twoich oczach opustoszałe drzewa i pożar w lesie po drodze do galerii na podbrzuszu uwitej w gniazda niewiadomej treści kiedy cichnie dzień zdjęcia czytają mi dom do kolacji nie trzeba krzyku w doniczce pomalowanej na zielono twoje oczy mnie znają
  12. tętnem na dwa serca lubię wracać do miejsc w których kiedyś byłem chwilami na lepsze dni twoich pierogów i twojego mnie mama gotuje mama wypieka tęsknię za jej embarras ten walc już na zawsze pozostanie w rytmie dumki bijącej jednym
  13. zawsze chciałem zdobyć kosmos swoim podejściem rzucając kilka nieważkości na kolana w tym stanie zobacz dzięki farbom można latać zastanawiałaś się kiedykolwiek nad tym czym jest barwa w mgnieniu nie spuszczaj oczu z kropki na kolorze subtelnie omijasz wzrok to tylko iluzja fale znajdują się poza skrawkiem światła w ultrafiolecie świat wygląda zgoła inaczej bez efektów specjalnych mózg zawsze koloryzuje czarno biały uzupełnia obraz o niebieski potem o zielony a potem wszystko co zobaczysz jest twoje gdzieś tam pośród tego co dostrzeżesz jestem ja nad tym nie można zapanować w ciemności nocy każde pytanie jest podchwytliwe taki stan jest możliwy tylko dzięki temu czym naukowcy nazywają efekt odejścia a kiedy już zajmiesz się barwami dowiesz się że pośrodku kolorów nic nie jest czarno białe
  14. w młodości czy też starości a nawet pięć lat później rozbiegamy się w różnych kierunkach poprzez trzy wymiary próżni w butach założonych poza horyzontem idę dalej i jeszcze bliżej kołysaniem bez drzwi biodrami zdajesz się mówić wejdź bo do tej pory było całkiem dobrze tylko czy to właściwy sen podsłuchuję pomruk wydostając się z wnętrza niecierpliwa namiętność chciałbym żebyś zapamiętała
  15. jing i jang.. są dwoma tylko ściślej... pozdr. :))
  16. kiedy cichnie dzień czytam noce ze zdjęć nie trzeba krzyku szarość i ja jemy kolację bo ja się proszę pani boję umierać w samotności nawet diabeł nie jest taki hej do przodu już tylko drzwi zamknięte na oścież a za progiem twoja obecność współistnieliśmy w relacjach bez spychania na pobocze jednak na pół etatu nie da się kochać rzeźbiłaś z bioder kwiat tulipanu a teraz błękitna rapsodia tak prawdziwa jak spolegliwość balonu obojętnie ocieka intymnym echem spędzonym na dniach szukających dwóch identycznych pestek arbuza jest coś takiego w twoich oczach opustoszałe drzewa i pożar w lesie po drodze do galerii na podbrzuszu uwitej w gniazda niewiadomej treści kiedy cichnie dzień zdjęcia czytają mi dom do kolacji nie trzeba krzyku twoje oczy mnie znają w doniczce pomalowanej na zielono
  17. kiedy pozostają już tylko wiersze jedynie sufity trwają niewzruszone wyrażone tłem podłogi są jak skała która niczego ni w ząb pomiędzy wersami kawałek pokoju oddycha w rytmie tulonego strachu suche to wszystko pustymi ścianami kołysanki o irlandii dawno poszły spać przepis na milczenie patrzy prosto w okno a mnie nawet dusza śmierdzi whiski ronię soczewki do pustych talerzy kiedy nie wiem co zrobić z palcami resztę mostów setnym papierosem paląc jednym pstryknięciem zapalniczki wśród strof zwykłe dni szukam uliczkami zmysłów na krzywe oko podobieństw dotykając bezboleśnie prześcieradła kiedy na pościeli resztki upojnych nocy ukrytych o zapachu coco chanel niewypowiedzianymi w porę słowami zagubionymi gdzieś nad ranem pośród resztek afrodyzjaku na kolanach skazany na sny o pogubionych drogach poszukując chwil karmionych twoją piersią podsłuchuję jutrzejsze sms-y by móc zagrać tych kilka słów kiedy pozostają już tylko wiersze
  18. ten grzech biorę na siebie panie i panowie poeci cienie chceń a ubodzy zimą latem jesteście jak wiosna rozterkami kociej łapy opowieści wszystkim o wszystkim co wokół w trawie piszczy gdy cisza i deszcz pełen wyzwoleń kopciuszki i królewicze trzymajcie mocniej parność nocy zwyczajnie wibracjami życia aż po karmienie kaczek a gwiazdy zawsze świecą cudnie czy osiemnaście to czy dziesiąt na ziemi ubitej w listach z moich snów nie ma miejsca na przegrane pojedynki nie uciszaj głosu serca savoir-vivre na trzy strofy o herbacie kiedy do nieba nie jest wcale tak bez cytryny kochajcie ile wlezie panie panowie poeci ten grzech biorę na siebie
  19. powiedz to wreszcie nie uciekaj to przescieradło pachnie tobą spotykam szczęście w burzy na przekór wszystkim modlitwom na skraju złudzeń mam już dość leżenia pod kałużą zalej mnie sobą zanim zasnę na drugą stronę po równi pochyłej połóż swój świat uśpiona w łyżeczkę otuleni w liściach szeptem sześć na dziewięć wyryci pod skórą w galop przyszłych ptaków drzewami zaplatamy gniazda obłakąni podniebną podróżą w dotyk kołaczący o siebie gdzieś pomiędzy taka rozchwiana skapujesz mi na trzy czwarte nie mogę złamać tego kodu przydało by mi się wsparcie kiedy system alarmowy miga twoim imieniem powiedz to wreszcie nie uciekaj ufna w winobranie zrób przelew na mój rachunek
  20. zakołysałaś jedynie biodrami a ja spinam się w sobie żeby nie wybuchnąć niepoliczalna gdzie szumi las pojmuj mnie po imieniu proszę wykrzyczę wszystko prosto w usta i całuj kiedy nie patrzysz kącikami oczu nadając wilgoć sygnały są takie oczywiste nieuleczalne w szeptaniu kiedy już wcale się nie boisz zapraszasz - jestem taki łatwowierny wierzę w twoje wargi jak w stygmaty intrygi zakroplone wilgocią języka zmuszają mnie do szaleństwa bo widzisz niepoliczalna rachunek wcale nie jest taki prosty próbujesz mnie odruchami nocy odchodzisz powracasz kiedy chcesz kierunek jest jeden i tylko w twoją stronę jeden jedyny co pragnie czegoś więcej zakołysz jeszczse biodrami
  21. gdybym zdecydował się zostać poetą krążąc gdzieś po elipsie w ogrodzie pełnym rajskich_ pisząc wiersze spod łóżka wypełzłbym do ciebie z kalendarzy takiej leżącej pośród kwiatów gdzieś pomiędzy łanami na nizinach a światem przedstawionym niemonotematycznie rozdygotana inspiracjo apetyczna weno tańcząca na dźwięk gaszonego światła wyglądasz na widok z okna mojego pokoju otwarta na krajobrazy myśli głodniejszych od pokarmowego drgania umysłu kiedy porażasz istnieniem nienasycone zmysły w jednym kierunku zdążające ku tobie nieuchwytni słowem doświadczymy pomiędzy wersami wewnętrznych trzęsień ziemi a potem potem w niebie ... nie wiem
  22. kiedy miłości było tyle a ty chcesz jeden tylko wiersz pod mokrym językiem łaknienia wykręcam rzeczywistość z wątpliwości świat siedzi schowany za oknem a ja wyczuwam ciebie po naprężeniach podłogi byłaś mi i jesteś bliska nauczyłaś słów które niosą namiętności pod powiekami przyjaźni odkrywając tajemnice starej pozytywki wziąłem do ręki to co jutro wydawało się niczym teraz piszę i nie mogę przestać wskrzeszam początki nie mające końca dobrze to wiesz_ przy tobie rzeczy nabierają sensu jesteś tą którą można poczuć niedopisane strony świadomości odkrywając w sobie na wzór przebudzenia bywamy tacy podobni inteligentni zdolni prawdziwi i obrzydliwie zakręceni będąc smakoszami życia obydwoje znamy sztukę uwodzenia kiedy w niedomkniętym układzie współzależności jedno za drugim skoczyłoby w ogień tak moja piękna pełen pokus kroję chwile na części i kiedy ty świętujesz swój w pełni zasłużony sukces ja przeistaczam się w ciebie
  23. nie wiem jak to się mogło stać wiersze pisane koślawą stalówką łakomstwo skrzydeł pełne wersów cichym rozmiarem piękna ubrane w ptaki zanim pęknie horyzont wypełniony słowami po brzegi pełen spotkań na granicy lustra usiłuję zgłębić uroki pozarzeczywiste nieobojętny na na pół etatu drwię sobie z dróg jakie pozostały do przejścia spoglądam na niepokorne stopy tęcza się pali na podłodze samotność chowa głowę pod krzesłem na wypadek czasu kiedy zaparują szyby w oknach pod dywanem schowałem kilka kamieni czytana ze zdjęć patrzysz tak bardzo błękitem twoje oczy mnie znają na firmamencie nieba o spojrzeniu jutra abstrakcyjna sfera o nieokreślonym promieniu zatacza coraz szerzej krąg któremu nie potrafię się oprzeć zdominowany za zamkniętymi powiekami tworzę obraz pamiętający nasze grzechy na kamieniach ukrytych pod dywanem wiersze rodzą się kiedy zechcą rozbrykane_ wlatują przez komin pełne światłocieni piękne i jedyne takie niepowtarzalne rozbiegają się w różnych kierunkach na szybach zaparowanych od ciebie pisząc zbieżność perspektyw koślawą stalówką kiedy jesteś jak one nie wiem jak to się mogło stać
×
×
  • Dodaj nową pozycję...