Huczna radość sylwestrowa to bez wątpienia oznaka nachalnego pochodu cywilizacji śmierci. Dlaczego o północku nie korzystać z tak doniosłej, tak specjalnie skrojonej na takie okazje "minuty ciszy"? Dlaczego nie czuwać u świec, potem procesjować się z proboszczem dookoła plebanii i na koniec zamienić sobie te karygodnie musujące wina w wody i milczkiem moczyć nogi po ranne zorze, może przy dźwiękach kantat albo chrapania sąsiadów?