Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jan_Wodnik

Użytkownicy
  • Postów

    1 051
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Odpowiedzi opublikowane przez Jan_Wodnik

  1. Przejrzał Pan na wylot ten wytwór koncesjonowanego TWA, Panie Jacku. Niezwykła przezierczość ( nie przepadam za słowem , ale użyję go kurtuazyjnie) !!! I odwaga - w nazwaniu rzeczy po imieniu. Dodatkowo angello powinien przypilnować aby ew. zjadliwa krytyka dotyczyła wiersza a nie stygmatyzowała osoby piszące, co jest metodą krytyki "na chama". Zdecydowanie popieram.

  2. o dionizy włochaty zapachniało lipcem
    szeroki pas zieleni opływa przystań
    plażowicze alejki karawana mrówek
    trzeszczy piasek i morze stęka przepełnione ludźmi
    stateczki paradują żaglówki halsują leje się piwo
    i niesie się pieśń zaślubin rycerzy chrobrego

    o dionizy rogaty winny winnej hucpie
    ciepły tuman nieba okrywa ludzkość
    gdy obszar gorąca wypełnia po brzegi
    leje się i lepi ciał rozwiązłych tłuszcza
    na cześć życia i słońca co trwalsze niż pustka
    i silniejsze niż śmierć która wszystko złączy

    o dionizy dionizy zaplątany w pląsach
    wśród girlandów nut i rozgadanych kwiatów
    pod lipami leżący i pośród winogron
    jesteś jak pogański piorun co zawstydza rozkosz
    unosi spełnieniem nim spali na proch
    w truskawkach poziomkach i wiśniach
    zabełtanych winem świata

  3. kaftany jak białe latawce lecą pod przezroczystym sufitem
    słychać wiedeńskiego walczyka słowa tańczą krwawe łamańce
    obracam kalejdoskop jak dziecko ach ach to witraż
    to swastyka ludziska w papuciach siedzą i lustrują dal
    w takt libiamo czasem przez okno zajrzy komornik
    by zabrać stół albo krzesło trzymamy się jeszcze
    napoleon wrzeszczy allons enfants w nocy
    katarzyna i staś ćwiczą perwersyjną rozbiórkę
    zaś czerwony kapturek ledwie fason trzyma
    bo babcia nie próżnuje i podgryza mu prowiant
    a z koszyka wybiera słodką konfiturę
    gdy kaftany jak sztandary fruną pod niskim sufitem
    z furkotem spraw nieznośnie lekkich jak nonsensy bytu
    kapitulując przez grawitację białą szmatą

  4. Po przeczytaniu nieudolnych wypocin anty-komentatorów ale przede wszystkim po przeczytaniu jeszcze raz całego wiersza muszę nieco zmodyfikować moje zdanie: To nie tylko dobry wiersz lecz wyjątkowo celna diagnoza , napisana znakomicie, mająca ponadczasową głębię i bardzo chciałbym aby ten tekst ukazał się jak najszybciej w jakimś prestiżowym periodyku poetyckim , bo na to w pełni zasługuje, lub na pierwszej stronie GW tak przecież tolerancyjnej i postępowej... .Brawo!!!

  5. na baranka bez ustanku woła:
    baś, baś, mój baranku,

    a on ni be ni mee i przelatują chwile jak jaskółki za oknem
    gdzie pejzaż poruszony wiatrem liści gna przez tęczowe zgliszcza
    domów iluminowanych jak choinki i widać miliony mikołajów
    co wyjmują i rozdają prezenty z wirtualnych sieci
    które nachodzą na siebie bez najmniejszych kolizji
    w ciszy zygot dojrzewających w miliardach probówek
    planety która cofa się do pozycji embrionalnej
    by na dziewiczym łonie doświadczyć zieloności ról
    jak w raju wyobraźni nie ograniczanej objętością
    czaszki homo
    co na głowie kraśny ma wianek
    w ręku zielony badylek

    i płynie nirwana bez słońca i chmur po białej przestrzeni
    wśród endorfin trombocytów w osoczu potoczystych baniek
    wypełnionych absurdalnymi zderzeniami znaczeń i rzeczy
    niedosiężnymi antybytami zawierającymi pierwotne emocje
    których można tylko pozazdrościć bohaterom
    z abstrakcyjnej układanki erotycznie wariujących pikseli
    co wbiły się w zwoje na głębokość (hello - how low?)
    bankrutującej właśnie kopalni złota
    a przed nią bieży baranek
    a nad nią lata motylek

    więc niosąc w sobie fantazyjny splot gordyjskich przeświadczeń
    w erotycznych aureolkach fantasmagorii kładzie się obok
    książeczki o partnerach z wszystkich wcieleń gandalfa z rivii
    władcy pierścieni oraz narni przemieszcza się w sposób magiczny
    po swym hobbitonie nie słysząc uporczywego mee
    dobiegającego z kąta pokoju gdzie przysiadł umowny ona-on
    niczym wypudrowany iron-man digimutując w pustkę
    zaś melodia nirwany płynnie sunie w nadrzeczywistość
    by przepaść w czarnych dziurach nonsensu bo
    kto nie dotknął ziemi ni razu,
    ten nigdy nie może być w niebie
    według bożego rozkazu.

  6. przyrastają do mnie huby i ssą soki na wiosnę odbierają wigor
    rzeknę słowo i pójdę do soplicowa na obiad z tadeuszem
    napiję się miodu co na serce spłynie 13 zgłoskowcem
    odurzę się zapachem pól w kształtach chmur znajdę nagrodę
    nobla przysiądę opodal autostrady nad rzeczką z zosią
    sielankę jej opowiem a potem jak bombowiec b2 sokół
    śmigły prześcignę melodie i dźwięki w niebie powspominam
    obyczaje rycerskie machając szabelką krzyżowym sposobem
    pełną piersią odetchnę z siłą nieziemską i zawołam
    tak! tylko tak! i pójdę krokiem miarowym za tę czarodziejską
    górę z pieśnią na ustach co ją dobrze znasz

×
×
  • Dodaj nową pozycję...