
WiJa
Użytkownicy-
Postów
2 921 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez WiJa
-
Jakby Cię teraz nie było
WiJa odpowiedział(a) na WiJa utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dopóki dopóty byłaś ty - było właściwie wszystko a przynajmniej to co było - było na swoim miejscu. A choćby tak nie było - jeżeli jednak ja to tak dobrze wspominam to pewnie coś w tym jest. A przynajmniej tyle rzeczy na świecie jest niepojętych które są bądź ich nie ma bez powodu i na szczęście. -
Jeśli to jest tylko prawda, to ja jestem zaszokowany, chociaż nie są mi obce wypady w miasto, i trudy trzymania pionu. Jak się okazuje są to rzeczy najlepsze, nie koniecznie (a przynajmniej nie zawsze) na samopoczucie, ale na pewno na sen. Pozdrawiam
-
Za bardzo nie wiem jaka tajemnica kryje się w tym wierszu, tzn. jaki/kogo konkretny obraz przedstawia (ilustruje). Ale czy to ważne wobec tego, co jest namalowane słowami. Muszę powiedzieć, że makijaż miasta, ulicy, skweru, zawdzięczany słońcu, to dla mnie nowe i interesujące porównanie, tym bardziej, że ten makijaż, ten klimat nakłada się, tj. przechodzi na naturę, na życie, na ludzi, przynajmniej tak, że „maski miękną i poddają się kaprysom”. W efekcie więc tego makijażu prawda wychodzi na ludzi , pewnie w tym znaczeniu, co i z ludzi i od ludzi. Ale to tylko ja tak domniemywam, i każdy może domniemywać co innego, a prawda, przynajmniej zamknięta, czy raczej otwarta w wierszu, jest tylko jedna – samego autora wiersza. Ale też, jeżeli wiersz już idzie w świat, to autor, co teraz ma więcej do powiedzenia, tzn. cóż jeszcze może teraz zrobić, poza tym co już w wierszu powiedział. Pozdrawiam
-
Z pamiętnika ludzkiego polityka
WiJa odpowiedział(a) na WiJa utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Sam Watkins. Jestem Anglikiem, i jestem z tego dumny. Polityką zajmuję się całe moje dorosłe życie, i z polityki, co tu ukrywać, żyję pewnie, jak każdy lord, zresztą mieszając w politykę całą rodzinę. Nie jestem więc żadnym, a tym bardziej politycznym altruistą, jeżeli w polityce altruizm, w ogóle może być możliwy. Jestem po prostu, a może i w szczególny sposób zawodowym urzędnikiem partyjnym, i po części, co może trochę dziwić, jestem też urzędnikiem związkowym. Ale, co ważne, nie jestem, i nie chcę być związkowcem sensu stricte i nikim więcej, a przynajmniej moje urzędowanie, czy to polityczne, czy związkowe nie wiąże mi rąk. Nie ogranicza więc mnie zakazami i nakazami, przynajmniej za bardzo, wobec (w porównaniu do) bardziej ograniczonych, czym bardziej wyższych szczebli, czyli stanowisk administracyjno-politycznych. Albowiem tak jest, i tak ma musi być, jak tu się powszechnie uważa, a ja jestem tego najlepszym dowodem, że poważnej i odpowiedzialnej pracy, jaka właśnie jest na niskich, góra średnich szczeblach, nie powierza się amatorom i innym dyletantom. W końcu (co wcale nie znaczy, że nie od początku) takim to dyletantom, którzy nadają się najbardziej do pokazywania na zewnątrz, a dobrzy i najlepsi są do mizdrzenia się, byle we własnym towarzystwie, i to we własnej siedzibie. No i, co najważniejsze, w Zjednoczonym Królestwie wcale nie trzeba być przy władzy, żeby się liczyć i mieć autorytet w parze z reputacją polityczną. Umożliwia to, bardziej chcąc niż nie chcąc, system dwupartyjny, jaki się już dawno wykształcił i utrwalił. I najczęściej, jeżeli nie w ogóle, tak jest, że rządzą naprzemiennie, co wcale nie znaczy, że tak samo długo i dobrze, dwie partie – Partia Pracy i Partia Konserwatywna. Ale i tak nad nimi stoi jeszcze i czuwa król, w którego koronie i historyczno-tradycjonalistycznej osobie, acz wspólnie z dwuizbowym parlamentem czyli z Izbą Gmin i Izbą Lordów spoczywa władza, niektórzy dodają – ustawodawcza, acz sam nie wiem czy tylko taka, czy aż taka. A, że to dzieje się w Wielkiej Brytanii, królowi jeszcze doradza słynna Tajna Rada. A przecież, czyż nie jest tak, że kto doradza, zresztą jakby nie doradzał, to właśnie (i) tym samym rządzi, i jak to się mówi, dzieli i rozdaje. A król więc jest tylko ich, tych poniekąd tajnych i mało tajemniczych osób, najlepszym wyjściem, wyrazicielem i przedstawicielem. No bo zaiste, któż lepiej potrafi świecić, nie koniecznie samymi i gołymi oczami przed całym społeczeństwem. Ale smaczkiem i dumą Wielkiej Brytanii jest, jak się okazuje, to, że do władzy praktycznie nie dochodzą, chociaż usilnie się dobierają różni, a w istocie swojej czerwoni i różowi mąciciele i wichrzyciele polityczni i społeczni, głównie reprezentowani przez brytyjskich Komunistów i przez (właśnie mało od samych nich innych) liberałów vel libertynów, zresztą każdemu szanującemu się Brytyjczykowi dobrze wiadomo jakiego pokroju vel czego i czyjej (że) to preferencji. I to nie koniecznie jest już wszystko, ale ja, stary Anglik i zaangażowany polityk mówię otwarcie i zawsze będę powtarzał, że to jest jak najbardziej ludzka polityka, i dlatego jestem dumny z tego, że jestem jej przedstawicielem. Acz tej to kobiecie (jak najbardziej więc wartej mojego, choćby i dodatkowego poświęcenia, żeby tylko czasu), tej świętej, czy tej przeklętej nie odmawia się, przynajmniej tak łatwo, i bez przykrych, albo chwalebnych dla siebie, i dla całego Zjednoczonego Królestwa konsekwencji. -
weronika postanowiła nie umierać
WiJa odpowiedział(a) na nikt__wazny utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wiersz można sobie dopowiadać, ale nie można sobie za dużo, tj. za dowolnie, czyli bądź co dopowiadać. Jest jakaś bliższa korelacja między wersami w zwrotkach – pierwszej i drugiej (trzecia zwrotka /co do wersów/ jest, że tak powiem, ciągłością oczywistą), gdzie takie przeciwstawienie sobie wersów, daje pewien efekt domysłu, a więc interpretacji, tak czy inaczej chcianej przez autora wiersza. Ale połączenie (sensem vel zrozumieniem) samych trzech zwrotek w jedność (w jedną całość) może już się odbyć kosztem wiersza, czyli za bardzo można odbiec od tego, co faktycznie autor, nie koniecznie chciał, ale powiedział takimi, a nie innymi słowami, wiążąc je tematycznie, bo po prostu korelacja między zwrotkami jest już za dalekosiężna. I to bez względu na to, czy czytelnik zgadza się, czy nie zgadza z puentą wiersza, czyli z trzecią zwrotką. Reasumując, nie wiem, czy wiersz zasługuje na plusa, ale wiem, że na minusa tym bardziej nie zasługuje. -
a. mrozinski – nikt wazny – ledwo głupi – Cóż mogę powiedzieć, poza tym, że forma wiersza jest formą tak obszerną, (zwłaszcza, jak na dzisiejsze czasy), że mieszczą się w niej setki rodzajów i odmian wierszy, a dziesiątki odmian wiersza wolnego (a czym więcej czyta się poezji współczesnej, a nawet /z/ całego zeszłego stulecia, a także literatury fachowej /głównie różnych słowników terminów literackich/, tym tych wierszy jest więcej). Mój więc wiersz przy niektórych, że tak powiem, niekończących się nigdy awangardach i dowolnościach, to tylko potulne dziecię. No i nie ma, i nie może być jednej definicji na wiersz, owszem są definicje na konkretny wiersz, odmianę, czy rodzaj wiersza. Ale na szczęście nie wszystko musi się mieścić i mieści się w dawno, czy niedawno ustalonych ramach, formach, schematach wiersza. Może dobrych dla zasobu pewnych podstaw, co każdy na początku drogi twórczej raczej powinien wiedzieć . Może też zawsze dobrych (ram, form, schematów), i zawsze bezwarunkowo pożądanych dla zawsze znajdzie się kogoś (z taką potrzebą i nastawieniem). Ale ja uważam, że twórca nie powinien być ograniczony formą, że forma jest wtórną rzeczą. Że więc ważniejsze jest to, co kto ma, jako twórca do powiedzenia, oby same najważniejsze rzeczy i sprawy. Oczywiście że, jak najbardziej chodzi o to, jak pięknie, dobrze, skutecznie to powiedzieć, żeby treść była jak najwymowniejsza, i jak najczytelniejsza. I to (tu) jest właśnie sedno sprawy znaczenia wiersza, jako wypowiedzi twórczej, i zarazem komunikatu, mniej czy bardziej śpiewnego, przecież nie tylko sobie, a muzom. I przyznaję się bez bicia, że wolałbym, żeby moje wiersze miały, jak najszerszy oddźwięk, i jak największe zrozumienie. Ale ja też nie mogę zdradzić siebie, tzn. nie być sobą w tym, co, i jak mówię. I to wcale nie chodzi o to, że poezja jest sprawą elitarną w odbiorze, i w ogóle w zainteresowaniu, bo to nie o elitę (przynajmniej podręcznikową) chodzi, że niby taka tylko może coś (dobrego) z mojej twórczości odebrać i docenić. Tylko chodzi o to, że elitą dla mnie są tacy, jak ja sam jestem, których ta moja mowa nie razi i nie przeraża, którzy może nawet nie wiedzą co to jest poezja, i czym jest wiersz, ale wiedzą co mówię, a przynajmniej domyślają się, co chcę vel usiłuję powiedzieć. Tak więc, jeżeli nawet nie wszystko dla wszystkich z moimi wierszami jest w porządku, ja sam jestem w porządku, przede wszystkim wobec siebie, i tych, którzy (zawsze tam czymś) nie są uprzedzeni do czegoś i kogoś. Pozdrawiam
-
Szanowny kolego, spytam z ciekawości : do jakiego wiersza, przymierza się kolega, od paru dni, skoro wiersz istnieje na stronie, od godzin...dwunastu... ? ;) Dobrze, przyłapałeś mnie na kłamstwie, nie od kilku dni, a od wczoraj, bo wczoraj przed północą czytałem ten wiersz, ale z racji pisania komentarzy do innych (dla mnie nie mniej ważnych) rzeczy, nie wyrobiłem z komentarzem do tego wiersza. Za kłamstwo i za opieszałość Ciebie i wszystkich (a zwłaszcza autora wiersza) bardzo przepraszam. Ale też pozdrawiam
-
Przymierzam się już od kilku dni do tego wiersza, no bo co tu dodać (oczywiście poza plusem) do tego, co jest uszyte na pewną miarę. Ale dlatego na pewną miarę, bo/że zarazem rozrywa to przyjęte powszechnie standardy myślenia bez porównań, bez skojarzeń, bez wybiegania (mniej czy bardziej) do przodu (najbardziej więc wobec przeciętnego /małostkowego/ myślenia). Przynajmniej ja tak myślę, nawet jeżeli wybiegam (ale raczej nie wybiegam) za daleko od rzeczowej interpretacji wiersza. Acz dla mnie rzeczowa interpretacja, to również wolna interpretacja, co wcale nie znaczy, że to ma być całkowicie dowolna i nieodpowiedzialna interpretacja. Pozdrawiam
-
Cieszę się Czarna Damo, że się nie dajesz zastraszyć innymi wypowiedziami (komentarzami) i masz swoje zdanie na temat powyższego wiersza. Czasami nie chce mi się już walczyć o swoje (o ironio, co jest jedną prawdą), ale takie wypowiedzi, jak właśnie Twoja wypowiedź, podtrzymują, a nawet podnoszą mnie na duchu. Dzięki Ci więc wielkie. Pozdrawiam.
-
Jeżeli, to są dość toporne bon moty, i do tego upchane butem w ramy wiersza, to proszę, podaj mi przykład, najlepiej swojego wiersza, gdzie bon moty nie są dość toporne, i nie są upchane butem w ramy wiersza. A poza tym, ramy tego wiersza są pochodną treści, i to treści, która jest nieprzeciętną treścią; a nawet mogę powiedzieć, że są to myśli nad myślami, które więc daleko odbiegają (oczywiście in plus, bo nie do pomyślenia dla każdego) od przeciętnych myśli. [więcej moich uwag o wierszu szukaj w komentarzu do komentarza Bernadetty1] Pozdrawiam "ramy tego wiersza są pochodną treści, i to treści, która jest nieprzeciętną treścią; a nawet mogę powiedzieć, że są to myśli nad myślami, które więc daleko odbiegają (oczywiście in plus, bo nie do pomyślenia dla każdego) od przeciętnych myśli" Nooo...to rzuca na kolana ;) Jako właściciel jedynie przeciętnych myśli, mogę tylko, wobec właśnie objawionego dogmatu, przymknąć swój nikczemny dziób... ;) Cieszę się, że tak podsumowałeś wiersz (oczywiście poprzez taki komentarz), a to oznacza, że jednak nie opuszcza Cię poczucie humoru, i to dobrego humoru. Który to humor jest chyba najlepszym wyjściem dla nas obydwóch. Bo mówiąc otwarcie, to Twoja osobowość, też jest bardzo (jeżeli nie bardziej ode mnie) przekonana o swojej nieprzeciętności (nawet jeżeli nie pod wszystkimi, to) pod wieloma względami. I nie ma co tego ukrywać, a przynajmniej Twoje wypowiedzi o tym świadczą (acz najbardziej dla tych, którzy potrafią czytać między wierszami). Pozdrawiam
-
Czytając esej „O doskonałych w źle i niewydajności zła” autorstwa M.D.
WiJa odpowiedział(a) na WiJa utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Marat, piszę to, co czuję, i tak, jak rozumiem. Poza tym, co do autorytetu, to przecież to, co teraz jest, znamionuje to, co będzie (kiedyś). I całkowicie zgadzam się z moim mocno chaotycznym stylem (a więc po pierwsze, że jest to mocno chaotyczny styl), nad którym przynajmniej staram się zapanować w wierszach. Jako że wiersz, zawsze to jest krótszą formą wypowiedzi, no i czasami wydaje mi się, że dosadniejszą, i pełną. Ale tak mi się chyba tylko wydaje, bo np. ostatnie moje wiersze (że tak powiem, filozoficzne /na moje rozumienie i odczucie/ z akcentem metafizycznym) „Człowiek” i „Bez dwóch zdań”, niestety nie wzbudzają entuzjazmu. No cóż (zrobię), mogę tylko powiedzieć, zresztą jak często mówię, że taki (nie koniecznie po prostu) mój urok. Pozdrawiam -
Jest dokładnie odwrotnie niż szanowna interlokutorka uważa, bo to, że to jest wiersz krótki, jest na pewno wielką zaletą tego wiersza, tym bardziej, że właśnie wielką, a przynajmniej doniosłą treść niesie tak krótki wiersz. No i jakżeż można rozwijać coś, co się kończy (zresztą celną, mocną) puentą, jak i zresztą to, gdzie stopniowanie myśli dochodzi do szczytu. No i sam wiersz jest jednym wielkim przesłaniem, co do tego, jaki człowiek jest wartościowy, a jaki nędzny, i to w dodatku oparte jest na paradoksie, a więc na nędzy unoszenia się osobistego, kiedy jednak, żeby dojść do czegoś (czy to wielkiego, czy istotnego), to trzeba jednak przejść (po pierwsze) samego siebie. Czy to mało? Czyli nic więcej, i aż tyle. Pozdrawiam
-
Jeżeli, to są dość toporne bon moty, i do tego upchane butem w ramy wiersza, to proszę, podaj mi przykład, najlepiej swojego wiersza, gdzie bon moty nie są dość toporne, i nie są upchane butem w ramy wiersza. A poza tym, ramy tego wiersza są pochodną treści, i to treści, która jest nieprzeciętną treścią; a nawet mogę powiedzieć, że są to myśli nad myślami, które więc daleko odbiegają (oczywiście in plus, bo nie do pomyślenia dla każdego) od przeciętnych myśli. [więcej moich uwag o wierszu szukaj w komentarzu do komentarza Bernadetty1] Pozdrawiam
-
Zemsta kainitów
WiJa odpowiedział(a) na Marat_Dakunin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zasadniczo lub nie zasadniczo każdy taki, czy tego rodzaju wiersz (religijny czy poruszający kwestie religijne), to jakby kontynuacja, lub nowa wersja Biblii vel „Książki nad książkami”. Może to nie wszystkim się podobać, że każdy może sobie pisać, co sam uważa na takie różne, poniekąd zastrzeżone tematy, ale ja uważam, że to tylko przybliża i dowartościowuje samo źródło czyli „Świętą księgę”. Pozdrawiam -
Człowiek jest tym bardziej wartościowym czym więcej potrafi sobie odmówić a tym bardziej nędznym im piękniej się unosi ponad siebie - nawet jeżeli wstępnym celem człowieka jest przejść samego siebie.
-
Czytając esej „O doskonałych w źle i niewydajności zła” autorstwa M.D.
WiJa odpowiedział(a) na WiJa utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Człowiek, nawet jeżeli sobie założy, jakim ma być, czym się kierować, kim/jakim więc najbardziej jest, estetą, etykiem, czy głęboko religijny, to i tak praktycznie jest tylko człowiekiem, i (co istotne) aż człowiekiem. Czyli jest kimś jednym i kimś wszystkim. Mniej więcej, wygląda to tak, że założenia człowieka sprawdzają się do takiego bytu, jak na przykład działa jakiś program komputerowy (a nawet można porównać człowieka z samym komputerem, wieloma więc programami), ale tak, czy inaczej określony (opowiadający się za czymś jednym, czy nie koniecznie jednym), jest przecież jednym i niejednym, a nawet jedynym i niejednym w swojej istocie. Czyli każdy jeden człowiek i tak bardziej żyje, tyle z samego siebie, co tym wszystkim, co tylko wpływa na niego, i wypływa z niego. Takoż więc jest świadomy siebie, a nie koniecznie więc wszystkich rzeczy i zależności, które są na świecie we wszystkich ludziach (najczęściej po części vel w różnych miarach). Tedy to, co się postrzega, co się doświadcza, o czym tak właśnie człowiek się dowiaduje, i do czego się przekonuje albo nie przekonuje (w zasadzie więc w sposób teoretyczno-praktyczny, bo na własnej skórze, własnym rozumem, i we własnym sercu), czy to więc w służbie innym, czy w służbie sobie (bez względu na to, co z założenia i z przekonania jest dobrem, a co złem), to w gestii jednego człowieka jest (a przynajmniej może być) samym dobrem, a w gestii drugiego samym złem. Acz/bo w praktyce, czyli w życiu, czyli w człowieku (bez względu więc na zależności i określenia vel założenia) przynajmniej pewne działania (a więc i skutki działań) nachodzą na siebie, przenikają się (a nawet nie może być jednych bez drugich), zresztą, jak pewnie (przenika się i nachodzi na siebie) wszystko, co jest ograniczone pewną umownością. Acz wcale nie twierdzę, i daleko jestem od tego, żeby twierdzić, że kwestie umowy są kwestiami ułomnymi, ale jak chyba wszystko na tym świecie, umowy mają swoje wady i zalety, i to zalety dużo większe niż wady, przynajmniej w zdrowym społeczeństwie, ale tu nie chodzi tylko o zdrowe społeczeństwo i zdrowych ludzi; a może właśnie chodzi tylko o zdrowych ludzi w zdrowym społeczeństwie, przynajmniej jako idealny wzorzec. No to wtedy rodzi się nowy konflikt, a właściwie to ideały konflikt generują, acz tylko i wyłącznie dlatego, że budzą (pozytywne swoją drogą, ale i) negatywne ludzkie instynkty (zazdrość, chciwość, nienawiść). Ale nie ma co rozwijać, w gruncie rzeczy odrębnego (jeżeli nie pobocznego) tematu, przynajmniej w tym miejscu. Oczywiście, że pomagając innym, najbardziej pomagamy sobie, ale czy to jest truizm, pewnie jak dla kogo, bo dla innych jest świętą prawdą. I czy to nie jest (że jest właśnie świętą prawdą) ważniejsze od tego, że to jest takie oczywiste. Co jednak nie oznacza, że pomagając sobie (bezpośrednio, a więc nie poprzez innych) równie nie pomagamy innym. Ale, co zarazem nie znaczy, że pomagając sobie, to my sobie tylko szkodzimy, a nasza szkoda jest zyskiem dla innych. Nawet, jeżeli nie absurdalną rzeczą jest to, że szkodząc sobie, to my najbardziej pomagamy innym (a nie więc zarazem szkodzimy), bo przecież, czyż nasze porażki nie są zwycięstwem innych, przynajmniej (dla) pewnej części. I okazuje się, że te moje powyższe, przynajmniej niektóre dywagacje, a właściwie wątpliwości wcale nie są takie odosobnione vel absurdalne, a tym bardziej, żeby były bezpodstawne. Bo w pewnym uproszczeniu mówiąc (acz wcale nie mówię, że zbyt odległym od istoty rzeczy, choćby zaledwie coś niecoś na temat), zbliżają się do znamienitego zakończenia tego właśnie eseju O doskonałych w źle i niewydajności zła – M. D., który to autor i autorytet (zresztą /przynajmniej dla mnie/ nie tylko w jednej dziedzinie), w późniejszym o kilka dni dopisku zaznacza, że powtórzę (połowę tego dopisku): człowiek u Kierkegaarda, na najwyższym, religijnym etapie nie postrzega rzeczy ani idei jako bądź dobrych lub złych, są one dla niego wszystkie względnie dobre i względnie złe, w „okamgnieniu” dokonuje się przeistaczająca całość odniesienia – tak przyrodniczego (na etapie estetycznym) jak idealnego (na etapie etycznym) synteza. I wszystko się zmienia. Oczywiście rozumienie zła i dobra w tym dopisku jest trochę inne niż raczej potoczne rozumienie zła i dobra które dominuje w całości niniejszej notki. Przypomnę tylko, że esej (w głównej mierze) dotyczy ludzkiego dobra i zła, a właściwie człowieka, na przykładzie poziomów (cech, zasad, wartości), właśnie od estetycznego, poprzez etyczny, do religijnego. Na koniec, może jeszcze powiem, niejako reasumując moje dywagacje, i zbyt daleko wyciągnięte wnioski. Nie da się wszystkiego zrobić na raz, ani wszystkich zadowolić, a tym bardziej wszystkich obłaskawić, ani też jest taka potrzeba, przynajmniej moja. Niektórzy chcą pozostać, i pozostaną przy swoim (nie zawsze swoich racjach), choćby i to miało skończyć ich żywot (przynajmniej) doczesny. I tu pojawia się, co do przekonań (wyznań, praw, preferencji /nie bez predyspozycji/) nie koniecznie zamierzone (od początku) pytanie. Za co warto oddać życie, czego trzeba trzymać się do końca (acz nie zawsze od początku)? Czy śmierć, zwłaszcza przedwczesna jest potrzebna, czy nie potrzebna, czy(li) na chwałę, czy na potępienie? Ale, o ironio! Jedni uważają, że potrzebna, bo na chwałę (a więc w imię pewnych zasad, czy wartości), a drudzy uważają, że też potrzebna, bo na potępienie nieszczęśnika. Ale to wcale nie jest koniec, typów i możliwości ludzkich, no i rodzi się nowe pytanie. Kto jest, a kto nie jest nieszczęśnikiem. Czy nie jest nim ten, kto się do niego nie poczuwa, czy może ten, kto się śmierci nie spodziewa? I tak w nieskończoność… Tym bardziej, że istnieją (o czym się właśnie, co dopiero dowiedziałem /w innej rzeczy omawianego eseju autora/) dwie nieskończoności. Czytając, żeby tylko esej „Kim jest człowiek estetyczny?” – M. D. Bo sam esej, M. D. jest właściwie, przynajmniej dla mnie, pretekstem, dla jeszcze pełniejszego i piękniejszego wypowiedzenia się autora (samego M. D.) w komentarzach do komentarzy tegoż eseju. Żeby tylko, bo nie można, a przynajmniej ja nie mogę vel nie potrafię, lepiej przedstawić znaczenia słów omawianego eseju, a właściwie komentarzy, niż właśnie uczynił to sam autor – M. D. Moje więc słowa są zbyteczne, a co najwyżej sprowadzą się do ukazania doznanych odczuć (przy lekturze eseju i komentarzy). Trzeba więc mi będzie zacytować rzeczy, których nie potrafię przedstawić lepiej; bo moimi słowami, to już lepiej powiedzieć o swoich odczuciach (tak coś przeżywając po raz wtóry, a zarazem inny). Co tu więc mi ukrywać te odczucia, czy tym bardziej mądrzyć się nad tymi (zacytowanymi tu za chwilę) mądrościami, kiedy lepiej powiedzieć wprost... Ja zwątpiłem vel oniemiałem, o mój Boże, żeby tylko raz, czytając właśnie, jak nie jedne to drugie teksty tego autora. A ja, jak już tak zwątpię, czyli oniemieję, to potem długo nie mogę się pozbierać vel dojść do siebie – można więc powiedzieć o takiej osobowości, że jest niedoszła vel niepozbierana, wszak mówię o sobie. Ale, czy ta moja reakcja, oczywiście, że tyle z konkretnego powodu, co dlatego, że właśnie moja (można mylić z przewrażliwieniem na pewne sprawy) nie jest zarazem dojściem, tyle do niezamierzonego celu, co do istoty bytu (życia, czyli przeżywania), przynajmniej na pewnym etapie (oczywiście, że tylko i wyłącznie mojej) drogi, czy jak kto woli odysei. Tym więc razem (w porównaniu z poprzednim moim ustosunkowaniem się do eseju „O doskonałych w źle i niewydajności zła”) nie będę się odnosił (do tego, co czytam, ze specjalnym uwzględnieniem komentarzy) moimi przemyśleniami vel właśnie mądrzeniem się, co zresztą już powyżej podkreślałem, tylko wybiorę i przytoczę (acz z pewną osobistą przypadłością, vel skrzywieniem) kilka cytatów-przykładów, kilka więc myśli, co nienowe, ale nienowe, chyba tylko nie dla mnie, bo dla mnie wszak myśli najistotniejszych, czyli najbardziej zastanawiających. Jakimi to więc myślami jestem, jak nie wiem co (kto jeszcze) zafascynowany, chyba, jak samo dziecko bawiące się pierwszy raz nową zabawką. A w ogóle to, dlaczego cytuję tutaj te przykłady? Poza tym, o czym już wspomniałem, to równie bardzo dlatego, że bardziej niż naukowe, są to myśli ludzkie, a przynajmniej tak bardzo są naukowe, jak bardzo są ludzkie. Czyli po prostu bliskie człowiekowi, a szczególnie mnie. Oto więc one (/bardziej lub mniej wybrane z kontekstu/ myśli i przykłady komentarzy): „To nie jest tak, że ja to wszystko rozumiem, jak rozumie się matematykę, w której nie można wyrazić mglistych czy nieprecyzyjnych myśli (Poincare?). Gdzie dokładnie z każdego przecinka i spójnika precyzyjnie wynika co [ma] wynikać. Moje rozumienie Kierkegaarda bierze się przede wszystkim z introspekcji. Bierze się także z tego, że miałem bardzo wybujałe i absolutyzowane marzenia, idee, po części z żeniaczki wielkoduszności z małością. Zrozumieć - odczuć. bardziej użyłbym: odczuć (bo przecież tekst można odczuć, nie rozumiejąc do końca)”. „A jednak: czasem są jakieś zupełnie wyabstrahowane sytuacje (zdania) których kontekstu i prawdziwego znaczenia możemy sie jedynie domyślać..Tak właściwie jest przeważnie w życiu, które nie jest rozprawą naukową z konspektem. Nie jest tak?” „Nie jestem już jakoś specjalnie młody, jak miałem 18 lat to szukałem w filozofii raczej nie rozwiązania, bo w to nie wierzyłem ale pocieszenia. Np. w takim Szczęściu Tatarkiewicza. Może zbyt górnolotnie napisałem o tym godnym życiu. To wychodzi w szyciu, racya. Ale jest jeszcze coś. Zabawa. I do dobrej zabawy filozofię można użyć. Wiesz, Bergman opowiadał jak to fajnie sterować całą kupą policjantów na planie filmowych, to jak piaskownica. Tak więc z wiekiem zabawki się trochę zmieniają. Czy to wyklucza powagę spraw i życia? Absolutnie, wprost przeciwnie :)” „Gdyby pod Poznań nie było tak strasznie daleko ode mnie to z najwyższą chęcią. Oczywiście partnera do rozmowy we mnie miałby Pan kiepskiego, ale może porąbałbym drewno czy coś :)” Do powyższej wypowiedzi muszę dodać, że jest to odpowiedź na zaproszenie (do) odwiedzin pewnego szacownego naukowca Stanisława Hellera. „Ogólnie to ciekawa sprawa: co to znaczy znaleźć odpowiedź, może znaleźć pytanie to już dużo. Fakty się mogą nie zmienić, ale, co wynika także z K.: świat szczęśliwego jest inny niż świat nieszczęśliwego, choćby ich sytuacja była identyczna :)” A tu muszę zrobić wyjątek, i przytoczyć głos osoby, która w komentarzach polemizuje z M. D. Interlokutor ten kryję się pod nickiem tichy , i koniecznie na koniec trzeba oddać mu głos: „(…)Tak naprawdę, scenariusz i struktura procesu nierozumienia są daleko bardziej skomplikowane. To tylko proces rozumienia jest prosty . Oczywiście, dla człowieka odpowiedniego typu (jednego z dwóch, albo jednego z trzech, albo jednego z pięciu)”. -
Cała rzecz w tym, że jest i ma być „makiem zasiał”, a nie więc jednym słowem „cisza”, chociaż to właśnie ciszę oznacza, ale zarazem oznacza coś więcej, bo też takie oddzielenie „że makiem // zasiał” nadaje nowy kontekst temu wyrażeniu, ale i całemu wierszowi. Tzn. nie musi oznaczać tylko ciszę, a może np. oznaczać sposób (możliwość), jak i skutki zasiewu. Pozdrawiam
-
Nawet jeżeli w tym wierszu wszystko się obraca wokół tych spraw, dla mnie czegoś w tym wierszu jest jednak za dużo, jeżeli w ogóle jest potrzebne to, czego w tym wierszu jest za dużo. Chociaż dla niektórych, widać, nawet za mało. Acz ja akceptuję ten wiersz, ale tylko w dwóch trzecich obecnego stanu, bo to nawet jest dobry wiersz, ale tak, jak mówię, bez jednej i drugiej frazy – dla mnie zbytecznego wspomagania wiersza, przynajmniej w taki sposób mówiąc(ego) o tych rzeczach (bo jednak można powiedzieć ciekawiej, widać nie dla wszystkich). Pozdrawiam
-
Lubię takie wiersze, gdzie czytelnik można sobie wiele wyobrażać, oby tylko nie za wiele, tj., żeby wyobrażenia tak, czy inaczej odnosiły się do rzeczy wiersza. Nawet jeżeli opis w tym wierszu jest nie do końca odgadnionym stanem, i można mieć wątpliwości czy wiersz przedstawia zdrową rzeczywistość, czy może rzeczywistość jest zdrowa, tylko że tak wybujałe (dalekosiężne) jest przedstawienie rzeczywistości (że można nie łapać w czym rzecz). Zresztą, już sam tytuł coś sugeruje, co nie jest do końca takim normalnym stanem vel rzeczywistością. Ale co tam, czyż poezja nie jest od tego, żeby przekraczać pewne bariery umysłowo-zmysłowe, byle nie przekroczyć punktu krytycznego. Tak więc, wiersz na pewno nie zasługuje na minusa, a czy zasługuje na plusa – mam (może nie pewne, ale niejakie) wątpliwości. Pozdrawiam
-
Czy chodzi Ci o tą przebrzmiałą pieśń? Jeszcze Polska nie zginęła, Kiedy my żyjemy. Co nam obca przemoc wzięła, Szablą odbierzemy. Marsz, marsz Dąbrowski, Z ziemi włoskiej do Polski. Za twoim przewodem Złączym się z narodem. Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, Będziem Polakami. Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy. Marsz, marsz... Jak Czarniecki do Poznania Po szwedzkim zaborze, Dla ojczyzny ratowania Wrócim się przez morze. Marsz, marsz... Już tam ojciec do swej BASI Mówi zapłakany — Słuchaj jeno, pono nasi Biją w tarabany. -- pozdrawiam P.S. WiJa - jeśli Ci się nie podoba, jak wynika z komentarza, to bardzo proszę wal minus, zamiast plusa, ok? Inaczej odbieram to jakoś niezręcznie.. Nie ma idealnego człowieka, i nie ma idealnego wiersza, przynajmniej dla wszystkich ludzi. I wiersz ten więc, jak najbardziej nie zasługuje na przeniesienie z Zetki, dlatego to wyraziłem plusem. Zresztą, jak się tak bardzo uprzeć, to jakiemu to wierszowi nie można zarzucić, jak nie jedno, to drugie. Mogę tylko powiedzieć, że ja się wcale tak bardzo nie upieram (przynajmniej jak sam mniemam). Oczywiście, że przebrzmiałą pieśnią jest pieśń, ale tylko, jako wykorzystanie tego, co nienowe, acz jak mówiłem, przynajmniej w tym wypadku wielowymiarowo uzasadnione, a choćby dla porównania właśnie z hymnem. Nie mówię, o tym jak dobrze, czy źle, z czegoś po części się korzysta (i zawsze chyba będzie korzystało, bo ciągłość /przynajmniej z dobrym/ zobowiązuje /nawet jeżeli człowiek na błędach też się uczy/). Ale niebezpieczeństwo, tkwi w tym, że (co sam chyba ostatnio, Maracie przytaczałeś) „pierwszy, który porównał kobietę do kwiatu, był…”, ale tak daleko nie ma chyba co sięgać. Bo gdybym w ogóle kwestionował stare pomysły i formy, musiałbym wtedy zakwestionować np. używanie dziś sonetu, czy trawestacje wierszy, itp., itd. Chodzi po prostu o to, żeby z wiersza przebijały się - autentyczność i artyzm, żeby wiersz był jak najbardziej wymowny, a jak najmniej wtórny. Nic więcej, tzn. reszta (czyli wszystko) jest kwestią umiejętności i talentu (nie ujmując nic pracowitości). Czego, jak nie jednego, to drugiego, na pewno Ci, Maracie nie brakuje, a kto wie, czy nie jednego i drugiego, ale nie od razu Kraków zbudowano. Pozdrawiam
-
Dziwna rzecz z tym wierszem, niby, a nawet na pewno zbudowany według większości chyba prawideł budowy nowoczesnego wiersza, a jednak mnie ten wiersz nie wzrusza. Co, że nie musi wzruszać! Być może. Ale mnie ten wiersz również nie zastanawia, tzn. nie bierze vel nie pochłania. Także nie musi. Ale też nie mogę powiedzieć, że jest to wiersz przekonujący, bo za bardzo, między innymi schematyczny, czyli przewidywalny, oczywiście jak dla mnie, i jak na wiersz, chociaż nie koniecznie jak na sen. Chociaż z kolei, najciekawszą rzeczą jest odwoływanie się w tym wierszu do Basi, i to nadaje temu wierszowi pewnego znaczenia, i to przydaje temu wierszowi pewnej wartości. Ale z drugiej strony patrząc, to systematyczne (acz, jak najbardziej uzasadnione wielowymiarowo) przywoływanie pożegnania z Basią, z racji tego, że jest to w pewnym sensie przebrzmiała pieśń, nasuwa pewne wątpliwości, tzn. za bardzo coś innego przypomina, a nie kojarzy się z czymś nowym. Co, że nie musi. Ale lepiej byłoby, żeby mogło. Na tej samej zresztą zasadzie, że dwie wartości mogą, a nawet powinny dawać (generować) trzecią, nową wartość, a nie więc tylko potwierdzać to, co jest, czyli siebie samych. Może dopowiem, że dwoma wartościami są np., właśnie ta zwrotka (raz za razem przestawiająca pożegnanie Basi), w połączeniu z coraz to innym wydarzeniem z poprzedzającej strofy. Chodzi po prostu o to, żeby wymowa tego wiersza wybiegała daleko poza dosłowny opis. No, i jeśli wybiega (dla mnie, jak już mówiłem, nie bardzo wybiega), to wtedy to jest (będzie) to, co ma być, żeby było tym, czym ma być. Ale kto wie, czy ja czasami nie za dużo, tak oczekuję, jak i wymagam od tego wiersza. Wiersz w końcu ma (mieć) swoją wymowę, a co z tego, że nie koniecznie taką, jaką ja bym chciał, żeby miał. A zresztą, wiadomo to, czy wiersz ma bardziej wyrażać siebie, czy bardziej służyć, jeżeli nie komuś, to (ogólnie) czemuś. Niewykluczone, a nawet pożądane jedno z drugim. Pozdrawiam
-
A nie zadziwia Cię taki upór, że zasadniczo jedni i Ci sami (pewnie, że są wyjątki, i to /że tak powiem/ nieodosobnione, które to osoby stawiają minusa nie z założenia, a za wrażenia /artystyczne/), kiedy tylko zetkną się z jakimkolwiek moim utworem, to wysyłają go prawie w kosmos. Zasadniczo więc, tylko dzięki wakacyjnej ich nieobecności na tym forum, kilka moich wierszy ostało się w Zetce. Pozdrawiam
-
(do odważnych świat należy i dzięki odwadze człowiek tyle zdobył co przejrzał na oczy umysłu serca i duszy /co by to nie miało znaczyć/) Człowiek gdyby tak nie wybrał się z motyką na Księżyc to by jeszcze w jaskini miał apartamenty. Możemy się tylko sprzeczać co do tego czy to ryzyko większe czy większa odwaga więcej się opłaca. Ale człowiek był i jest jaskiniowcem tylko że ucywilizowanym właśnie motyką z którą wybrał się na Księżyc. Komentarzy o tym wierszu, to już raczej nie oczkuję, bo takowe, równie pewnie ciekawe, jak sam wiersz, już są, tylko że w Przesunięciach z Zetki , czyli z Działu dla wprawnych vel Zaawansowanych , bo właśnie taki los (wędrowniczka) spotkał ten wiersz. Ale ja uważam, że niesprawiedliwy, tak więc zamieszczam go właśnie tu, skąd już pewnie nie można go usunąć, no i w pewnym sensie jest to wiersz Dla początkujących , zwłaszcza znawców poezji vel krytyków twórczości wierszem. Może tylko dodam, że jest to wiersz ze wstępem. Pozdrawiam czytelników
-
Poezja.org / Raport / Część 3
WiJa odpowiedział(a) na Marat_Dakunin utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Przepraszam, przepraszam, przepraszam, to moja wielka pomyłka, czyli mojej kurzej ślepoty, i mojego chciejstwa – najłagodniej mówiąc, a/bo mówiąc do rzeczy (normalnie) – mojej indolencji (oczywiście umysłowej) w rozpoznawaniu rzeczy do rzeczy. Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam. -
Poezja.org / Raport / Część 3
WiJa odpowiedział(a) na Marat_Dakunin utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Nie dało się inaczej zrobić z tą prozą, bo inaczej tytułu nie można poprawić. Chociaż, w źródle, gdzie był i jest esej, jest tak podpisany, jak ja powtórzyłem. Bo np. już, co do eseju Kim jest człowiek estetyczny? , który teraz czytam z komentarzami, to ten jest podpisany Marat Dakunin, i tak ewentualnie bym przytaczał (nic nie zmieniając, jak i nic nie zmieniłem w O doskonałych w źle i niewydajności zła , ale proszę, jak sobie tylko Maracie życzysz, i po części rozumem Cię, ale tylko po części (niestety dla mnie), nawet jeżeli wyjątki potwierdzają regułę. Ale teraz z kolei nie wiem, czy mi samowolnie wypada zmienić to, co jest w źródle (nawet jeżeli nie podałem źródła), no i nawet jeżeli autor sam się tego domaga. Pozdrawiam, i przepraszam, za zbytnią dosłowność (w końcu brania faktów).