
Bronisław Jaśmin
Użytkownicy-
Postów
935 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Bronisław Jaśmin
-
Do życia
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
byłeś wierny krainie rozbitku dróg wszystkich gdzie słońce jest powieścią w katalogu nieba i niosąc w swej kieszeni ukrywany zegar trzymasz dłonie gdzie świece jeszcze nie potrafią dopalić się do końca i dopalić świata od reguły manewrujesz językiem pośród zakłopotania ubierasz się we światło rozbierasz zieleń drzew odkładasz spamiętane zimy do zagrzanych oczu przez ogień który może rządzić horyzontem ukrywasz krew oddany prawu ciepłej skóry tylko kochasz się w śmierci nieodwzajemnienie rozbitku moje życie słane na tortury bo niosłeś swą powieścią ukrywany zegar -
Miary
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Jakikolwiek frazy wypływają z moich refleksji, myśli i przekonań. Nigdy nie zasięgałem po grafomańskie zabiegi ślęczenia nad słownikiem. Może te słowa na twoją złośliwość nie pomogą, ale cóż... A robot do mojego pisania nie pisuję nie wstukuję co poleci, chociaż niektórzy bardzo by to chcieli. -
Przybliżając koniec początkowi
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
drzewa wieszaliśmy na półkolach zmierzchu powiedzmy że zaprosiliśmy ogień kilka gwiazd i ciszę ażeby odkrywały post łamiąc się z nami osobliwą ułomnością światy sprzątałem potłuczone talerze po ostatnich czerwonych kolacjach od abażuru śmiejącego się do ścian przypominałem sobie te wody przeoczone diamenty któregoś wieczora dzień jeszcze nie porzucał dzieci trochę ranił dłonie w niedopowiedzeniu odrąbanych godzin powietrze tego lata pachniało przeszłością nie nauczyło nas wyczuwać różnic między kawą a jej zaparzeniem jeszcze drzewa jak brązowe jawnogrzesznice czy spadkobiercy upadającego nieba wchodziły coraz głębiej w krajobrazy zaciśniętych dłoni niż głębokość wiatru - to ostatnia ich pokuta szerokością czasu -
Miary
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
w mierzeniu żywotności stołów i rozłożystym wznoszeniu życia zwierciadłami na śniegu jest niewiele smaku choć wino powoli przeistacza się w obrońcę za-wczorajszych dróg kieliszki wisiały obrazą do światła przepuszczając gotowe wyrazy ku poświęcającym się oknom nie ma w nas niczego z podartych księżyców włożonych do książek ostatnie świece dopalają się językiem nie odróżniając go od ślepnącego ognia siedzimy na godzinach gdy spokojne kamienie odmawiają deszcz podadzą na śniadanie powtykają oczy w zastane zakamarki upadłych wyrażeń dzień spokojnie się wieszał na zawartości lotu i rozmiłowanych konkluzji do wystawionych ptaków na zdradę powietrza rozstawiamy na śniegu nasze ślady i imiona a potem odchodzimy w przycięte widnokręgi tam usta wschodzą chlebem wieszające na łukach zaprzyjaźnione zapalenie trawy błękitnymi ćmami z pogubionymi duszami ostatnio w pogmatwanych sekwencjach na dłoniach -
Nieudana włoska miłość
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
srebrny księżyc jest łodzią mecenasem nieba które broni od mroku a skórę od dreszczy poszarzałą aleją rozpinałaś włosy - wylewając brązową postrzępioną rzekę gdzie płynęłaś gdy wiatr wiosłował nimi na zmianę z językiem na srebrnej łódce razem z ciszą twoich źrenic? *** mówiłaś będę zrywać bardziej jasne wargi obsesyjne księżyce gdy tylko odejdę mój cień powoli zacznie się drogą rozpływać światło modlące się na sylwetce wyparuje z gwałtownie zamykających się krwiobiegów opartych jak wędrujące stopy na hierarchii wzgórz o kręgi ostatnich wydumanych krajobrazów podobnych do owoców na drzewie będącym żywym symbolem rozchwianych wyborów kierunku wiatru drzewo i tak będzie zmieniać miękiszowy posag krwiobiegi zamykane od twoich stóp i opuszek zakrzywiających promienie fałszywym dotykiem znajdą zegar na którym biły nasze serca a księżyc srebrny księżyc pozostanie raną niezagojonym wieczorem obecnością ostrza * i będę patrzył w niebo osądzając późnych winowajców przybyłych z biednych winnic aby cię przetłoczyć -
Brat
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
rozstawiałem krzesła i stoły w przetrwałych śladach dotyku po ostatnich rocznicach rozchodziło się słońce w wielokrotnych wcieleniach rozgrzewanych skór chmury jeszcze nie dostały nóg ku obracanym powierzchniom dzień siedział i odświeżał promienie na oknach na ciele uprawiałaś barwy czerwonego ogrodu zgaszone sine kwiaty wśród spłowiałych kosmków nad nimi wirowało niebo czas pełen krwi i kiełkowania zerwałem z niego wszystkie kwiaty palone w ogniu za źrenicą chodzącą za zachodem słońca któregoś dnia swój ogród przyniosłaś do kwiatów zakwitłaś bladym zmierzchem wykruszonych godzin on obierał minutami zegarem na skórze i wyschniesz zapatrzona w trumny mandarynek -
Na prawdę kawał porządnej poezji. Po prostu świetne, choć treść jest przygnębiająca. Mam taką sugestię czy pod niedookreśleniem "on" kryje się pojęcie czasu? Jak dla mnie najlepsza jest końcówka. Fenomenalny wiersz. Gratulacje!
-
Haiku jednego dnia
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
I zwiastuni pereł brzeg oprawiał po stopie na wieczne pójście II morze przekwitło świat powracał pożarem słońca na kutrach III uśmiech pszenicy wiatr włożył ślad (do dłoni) swojego bytu IV wygnane kwiaty wchodziły w lśniące okna żebrząc od modlitw V jestem wędrowcem wojownicy ścielili odkryte wzgórza VI odnajdź jagodę ukołysz mój język on i tak drętwy VII radość odeszła kalendarz na szloch gorzki szykował kartki VIII zbierałem wieczór zapadał się snem oddech powiewu i gwiazd IX w jednej godzinie zawarłem chory język wśród tylu pszenic X nikt mnie nie pozna wyrzucam się na co dzień zostając w sobie XI kwitnie płomieniem palone w snopki zboże głód składam chlebom XII matka nie żyje poprzednia równina traw piękno schnie w sercu -
Erotyk I
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
znajomy ślad umykanie muzyki uskrzydlającym się językom i płaskim małżowinom powolne zastyganie obalonych poranków staliśmy zaczepieni o powiew i ciszę układałaś kolory zagajające wyrastanie malowałaś bezwstydną ruchomość przechodzących po sobie regałów naskórka patrzyłem jak stawałaś się twórcą i ciszą gdy w ciele w miejscu znamion po świecie i dźwięku rozmieniałaś arterie na światło i dotyk stworzyłaś na połaciach pierwotnych unerwień rozkoszne wiązki nerwów i westchnień ku słońcu reszta była scenerią rozciętym popiersiem ofiarą rekwizytów trawionych przez wieczór rozchodziły się dłonie po brzytwach refleksów ginęły wykrzywione pejzaże skłębionych antylop gdy spadał deszcz świat zapowiedział przychodzący ogień z północy i poronił strugom potu powrót -
Śród-mieście
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
blask się kołysał na zegarach majestatycznym skupieniem chwili improwizując morską otchłań czy liniejący horyzont przez potępione rozświecenia ulice próbowały przechodzić do dłoni zawiązać się w wysmukłą modlitwę pośpiechu rytuał codzienności wypalał się z witryn gdy obrzęd białych tłumów rozbijał źrenice o słońce i wędliny z grubego rzeźnika i wróżył siedem nieszczęśliwych kieszonkowych kalendarzy wzrok cierpiał na podwójnych zwierciadłach oprawnych we skórę jedynie wiatr na świecie współczuje gwałconym więc dzień nie staje się zbawieniem bo tłum ceremonialny śródmiejskim powietrzem adoruje wystawy i wielkie przeceny codziennie przechodzimy w obecność powietrza kształt ludzki rozmywają gumowe promienie w stygnący ślad na sercu unerwionych dzielnic zaczyna się przemieniać nadzieja na przejście -
Miniaturki
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zgon *** na pergaminie płuca oddech podpisuje kontrasygnatę pod zachodem słońca Oddech *** drzewo modlitwa samotnika opuszcza nawet jego wędruje za zgubionym refleksem pszenicy za skupionymi dłońmi śpiącymi w strumieniach że tylko pluskają modlitwa się znuży powieszonemu oddechowi na drzewie nakaże przestać wypowiadać jej imiona Trawa *** ostatnia i jedyna zielona wojowniczka siłuje się ze słońcem o wolność swych dzieci noc przyjdzie i ogniska zmarzniętych wędrowców przed świtem plaga bydła okrutna i wściekła zagrożenie ukrywa się dalej niż światło Ogień *** przyrzekany najprościej otwiera w krwi radość bogate pulsowanie kolorów i ciepła przez dym przechodzi ścieżka upadku i prawdy Narodziny *** ptak leciał donikąd znienacka spadł deszcz ubrany w łaskę uśmiechnęłaś się że to już blisko że serce już nie będzie pomidorem w szklarni wypije blask oczu Piach *** zaszczytem większym nosić cierpienie niż rosnąć ze światłem na cierpieniu czasami dostojniej być świadkiem skóry przyjmującej promień i piasku jak odbija słońce niż ginąć nie zwracając swojego widzenia źrenicom nieba Sens *** powiedzieć żyję jeśli rozpozna się innych Historia *** polerujemy pisma powierzchnia planety jest kompletna jednakże zegary kopiują planetę sekundy pretendują do tronu skąd Stwórca wygląda nad głową i wiatrem we świadomości zawsze historia cierpi na osteoporozę wystarczy że ujrzana historia kropli deszczu ucieknie j e d n a c a ł a Wiersz domyślny *** deszcz i słońce -- pies i krew krew i słońce -- pies już skrzepł Świat *** monety koła kołpaki koła zegary koła a słońce koło dlatego nie ma jeszcze końca świata świat nie umie się zatrzymać Myśl o XXI wieku *** wychodząc na chodnik rozmieniam wiatr na kształty który plądruje codzienność przechodniów wymienię okna na spotkania wspaniała myśl niech szklano-plastikowo-elektryczne twierdze wytyczone przez gwardzistów buty zamienią się na pył - wybiorę inne życie Sen *** łóżko naturalne natchnienie wchodziło ostrożnie zwinęło się w poduszkę we włosy i księżyc stawało się powoli odwijaną kołdrą Przebudzenie *** łóżko naturalna zwyczajność gwałtownie pociągła napuchła na poduszce we włosach spryskując przez zegar posłanie swoistą twardością dojrzała wraz z historią świeżego ścielenia -
***(koniec świata...)
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
koniec świata przewiesza się przez oczy na lince niedokończonego aktu stwórczego i płaczu los ludzki zaginany odpadał od stołów krzyżują się okruchy rozbitej porcelany sprzedanej podłodze z pejzażem na złamane ramiona dla samotnych drzew -
Góry
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
góry schodziły sylwetki po twarzach i nerwach kamienne piersi kobiet spijane i duszne powietrze blask i rzeki tańczyły na drogach a drogi po kamiennych sylwetkach po ciszy język języki pełzały ogniste i wątłe świat zamknął się na szczytach swojego złudzenia opierał się na zmierzchu i czekał kaleki różnica między wejściem w krąg życia a szczytem szczyt karmiąc wieczną śmiercią śmierć krótką ożywa -
Pamiętam dzieciaka
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Autor pomięszał arterie -tętnicze z żylnymi i działy - Zet z Py [pciem na języku] ;) czyli...? -
Pamiętam dzieciaka
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
*** pamiętam dzieciaka niósł krew w dal o pogodzie na długie wędrówki opierał własny oddech o chmury i deszcz zanosił życie na słonecznych aurach sny * chcę dzisiaj nim zostać poślubić ciepłą krew śpiewającą w żyłach odnaleźć w krajobrazach opuchniętych powiek szerokie zapomnienie zielonych parowów *** wszystko można porównywać - świat powstał z porównań krwiobiegi to korzenie a wokół są drzewa ktoś przejdzie przez ogrody owiane historią nie dotknie białych kwiatów nie zazna ich woni w ogrodach gdzieś śpi dzieciak na sercu - poduszce * kolejne analogie rwą rzeki przed stopą przypływy niebieskawych mórz jak ciche wyznania wciąż na mój wzrok nie rzuca cienia smukłe ciepło pod którym mógłbym usiąść i wrosnąć jak drzewo -
Sonet o chciwości
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Co ruch w błękitnych uzdach dzień siedzi na wzgórzach, Do Maurów saharyjskich na piaskach - podobny. Maur dławi garb wielbłądzi w promieniach dostojny, A jeździec - białe słońce okiełzna sen w ludziach. Wynurzę się z ławicy wieczornych rozmyślań. Dźwięk, wątły obraz, chwila wydaje się rybą Ciskaną do języka przez chciwość parszywą, Jakby przez nią jedyny nurt płynął i błyskał. Gdy w sercach kolumnadą schną jakieś koryta, A drogi nieznajomych są nam starorzeczem Miniętym, setki nurtów zgon w mojej krwi chwyta. Przez cały splendor świata przepływasz swym nurtem. Duch płynie przez tysiące wyschniętych. W opiekę Przyjmujesz śmierć do ramion, w swym sercu i buncie. -
Pamiętam dzieciaka
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
*** pamiętam dzieciaka niósł krew w dal o pogodzie na długie wędrówki opierał własny oddech o chmury i deszcz zanosił na słonecznych aurach życie i sny * dziś chcę nim zostać poślubić ciepłą krew co śpiewa w mych żyłach odnaleźć w krajobrazach opuchniętych powiek szerokie zapomnienie w zielonych dolinach *** wszystko można porównywać - świat powstał z porównań krwiobiegi to korzenie a wokół są drzewa ktoś przejdzie przez ogrody owiane historią nie dotknie białych kwiatów nie zazna ich woni w ogrodach gdzieś śpi dzieciak na sercu - poduszcze * kolejne analogie rwą rzeki przed stopą przypływy niebieskawych mórz to ciche wyznania wciąż na mój wzrok nie rzuca cienia smukłe ciepło pod którym mógłbym usiąść i wrosnąć jak drzewo -
Anatomia czasu
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Dzięki za miłe komentarze :) Nie wiem czy ostatni komentarz trochę zbyt pochlebia wierszowi ale dziękuję. Wydaje mnie się, że czasami pewne rzeczy muszą zostać przemilczane, aby zostały wreszcie zauważone. Pozdro -
Poemat
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Część I - Refleksy umysłu 1 gdyby tak można było zawołać go gwiazd ażeby olśniły zegary na których się nakreśla wskazówką cierpienie ogromne jak fundament wzniesiony dla godzin złożony pod ofiarę w owalne otchłanie czas noc dzieje się w konstrukcji ciężkiego postumentu zegar można porównać do zamurowanego okna ponagla czas i nagle jest nowy poranek jak świeży uśmiech firan jak otwarcie okna tylko nie wiesz skąd Stwórca te okno otwiera * godziny na zegarach to liczby spełnione mające swe nazwiska imiona rodowód rachunki co falują z wysokością bioder są martwe to cyfry na abstrakcyjnych cmentarzyskach włożone do grobowców rewersów obiektów ** nicość od liczb się nie uwolni w nicości trwa ich nieskończoność z tym że śpi i śpi i w swoim śnie udaje nieskończone zero 2 piszę nieskładnie a chciałem po kilku prądach swych przemyśleń odnaleźć wyważone spojrzenie na wszystko składałem twarz swą niebu przykładałem oczy do snu codzienności spałem ze szlakami tym snem jest nieprzerwany ruch myśl pewna zapukała na letnią porę na słońce by zwrócić mnie ku wyspie mojego dzieciństwa młodości jednorodnej młodości jednodrożnej młodości - jedno pewne: że od niej na wszystkie strony świata rozbiega się paradoks stać uciec od pośpiechu a wszystko nie stanie co wiąże się z istnieniem ironią zegarów bo czas się nie zatrzyma świat się nie zatrzyma śmierć się nie zatrzyma wieczność się zatrzyma ją obowiązują niezgłębione prawa tak że nawet jesień rodząca własne liście nie pozna że jest wbita na dziwnym zwierciadle krążenia zim i wiosen i letnich wieczorów nie widzą je też zimy i wiosny i lata ten sam je społem drąży rozwierca toń obłęd czas nie jest jednorodny ruch i błysk istnienia poćwiartował jego pełnię jakoby przez wieki świat dzielił między wschody ciała męczenników i piszę więc nieskładnie bo świat jest nieskładny lecz chcę ja czołgający prądami przemyśleń utonąć w wyważonym spojrzeniu na wszystko 3 widziałem dość nie wiele nie będę rozprawiał o rozmaitości kolorów i obszarów w jakich się udusi wzrok albo utopi chcę mówić czym jest dla mnie prawdziwe widzenie mogę śmiało powiedzieć że mało widziałem dla czasu dla wieczności odczuwam jak ślepiec świat przeminie a wtedy stać będę przed gromem wieczności bez widzenia bo to co ujrzałem przez życie było barwą najwyżej przestrzenią wciąż żyję to co można określić widzeniem ocknięciem ze ślepoty to człowiek tuż obok nadzieja oprawiona w ramiona miłości i wiara co porusza ramiona wciąż dalej 4 narodziny chcę mówić o tym słowie gdy dziecko się rodzi jest także przez życie lustrem weneckim pomiędzy dwoma otchłaniami pierwszy wszechświat przeminął sens bytu się składa z podwójnych narodzin odeszły galaktyki włożone w macicach i Droga Mleczna pępowiny by spłodzić kolejną z pokarmem matki pierwsze sny nowo-narodzonych przychodzą ostrożnie to tylko są wspomnienia po pierwszych ciemnościach śmierć można porównać do światła odcina od wody od pępowiny dróg przestrzeni śmierć nie jest jednak światłem 5 umarło światło powietrze już nie jest kanibalem barwy się stały jednorodne skojarzenia ożyją wraz z pierwszym kontaktem z tym co można określić czym byłby wiatr dla jabłka jeśli nie dla drzew prawdziwe filozofie pełzają na palcach ukryte są w powietrzu i żyją bez światła mrok karmi ciepło ulic ostatnie dni wieczorem wciąż palą się wstydem kuleją na podłogach na szybach i ścieżkach prostują się gdy w słońcu można wszystko ukryć rozpusta prostytucja ciemno-brązowo-zielone obozy pisane z orgazmów pochówki człowieczeństwa ścielone z barw gwałtów nie można uznać prostytucji za nie-gwałt i spokój nie topią pod tkankami kształty fizjologi lecz gwałci tylko pieniądz przepala i znika 6 Europa kurze jajko w kurniku planety pod kwoką codzienności i w blaskach wyroków Europa śliska ryba na liniach akwenów zrywana przez pejzaże sztormowe zegarów pakować się w kalendarz i wyładowywać z karteczek kształt bagażu: szczegóły i drogi na placach białych stolic dopala się światło na targach wstydem świecą brzęczące ogniska Europa - pył lub drogi Europa - wiatr - człowiek 7 najprostsza sekwencja dla ludzkością świat - dłoń - człowiek inaczej: dłoń - świat - człowiek krew sączy się pod niebem i pije powietrze pustynie uśmiechają się żądzą ziarenek gdzie wszystkie chcą opętać dla siebie po duszy zaklętym korytarzem skąd pisze wiatr w drzewach kołysze się jak gałąź najprostsza konstrukcja czas - człowiek - czas - dłoń - czas - świat odejmuj się od czasu a pokonasz czas 8 muzyka te pojęcie nie można rozciągać na pięcioliniach dróg i wrażeń słowa wpadając w jej studnię ścinają swe skrzydła a trzepot się z dnem zrasta i w pluskach małżowin muzyka czekający szum rzeki na hymn o słońcu lub pieśń słońca z powiewem przybitym do alej które zwracają owalem i nocą 9 mówiłem o muzyce lecz nawet nie rzekłem że śmierć głodowa będzie gatunkiem muzyki głód równania języków powietrze w perspektywie prywatnego głodowania jest księciem który zbierze swój oddział do życia odzieje tylko ulubieńców we zbroje drachm Zygmuntów rubli ulubieńcy upiją się ich światłem niczym wątroba spirytusem przybyli aby okupować przestrzenie w źrenicach nie zrzucać swoich zbroi by światło kąsało nie będą je przetapiać we stoczniach krwiobiegu gdy poprzez te akweny dobiją do portów nadziei afrykańskiej do portów podniebień głód równania języków języków serc tkanek Pieśń pierwsza oto pieśń jak rozdzielać swą cielesność w liryzm równin śpiewam chleb językiem wiatr dobiera się do krwi głód zaprawą jest rozpusty wsiąka jako fuga drzwi głód unosi luksus wschodów ścian na karkach równych oto żal rozjątrza krtanie i przenika niebo wzburza wiatr zacumowany na portach języków skąd wypływa chory okręt bijąc się z ulewą oto pieśń światowych ulic i martwych chodników nad nimi drży powietrze puchnące od kroków i wlewa w okna twarze jak krople do zlewów z cieknących zimnych kranów co trzeba dla włosów naprawić to pieśń głośna od dziennych powiewów Część II - Imaginacje 1 jestem człowiekiem a może tak siebie nazywam jakie to przygnębiające że człowiek nazywa przedmioty i zjawiska co siebie nie nazwą lecz wszystkie one milcząc określą człowieka na morzach na pustyniach na stepach i w miastach napisać swój poemat potrafi zjednane odbicie wędrownych opadów z oddechem błyskawic karykatur chmur istnienie można zrównać do ziemi na której koczownik południowy Nomad spłodzi oddech godziny dni garbują jak skóry wielbłądzie po śmierci dromaderów wskrzeszone przez ciepło piszę o tym gdyż każdy ma inne widzenie dlatego stąd wywodzić się może myśl trafna że Bóg na pewno czeka miłuje i czuwa bo jak rozważyć jedność wszechświata i ludzi że duch jest tylko jakąś pogodą lub ciuchem i trwa pod miastem tkanek w jedynej przestrzeni gdy każda z gwiazd zachowa się zawsze tak samo i zgaśnie jak i inne to wspólna ich droga naczelne homo sapiens: obiera osobnik co każdy drzewo mniemań i wiesza się na nim formuje jego pędy gałęzie - w umyśle te drzewa są samotne co każde to inne jestem człowiekiem a może tak siebie nazywam 2 jestem chłopakiem mam 18 lat nie poznałem powietrza i ziemi antycznych lecz mogę śmiało twierdzić że nie ma przeszłości a przyszłość jest wymysłem dziurawych języków gnieżdżących się po kątach w wysokich budynkach wszystko to teraźniejszość co w sobie się rusza to nazywamy czasem a zegar to tylko jest bełkot tego tworu lub jakichś poemat tak więc wyprawy zimne palących Wikingów wzdłuż barczystych odbić tarcz zostaną dopisane do pewnej przeszłości gdy fiordy wpadną w obłęd czasowy a wtedy po trylionach napiwków dla słońca w tawernie planety gdy ponownie podany wschód szczupły na tacy horyzontu dzień danie z promieni tak będzie dla wód syty że pękną i zasną a fiordy będą spijać ich resztki w pijaństwie wszytko co było i będzie nad Chinami w mongolskich jurtach w zmarszczkach uśpionych wulkanów we składzie białych serów w odbycie pod kołdrą to tylko teraź-niejszość ------ ------ bo przyszłość to wieczność 3 w pierwotnych kręgach ognia i smukłych plam myśli duch ludzki gdy wyrusza w ideę Odysa przenika przez rośliny byt dzieląc ze światłem rozdziela swą substancję i skrapla nią gleby rozziewa blady oddech w źrenice żywiołów codziennie sen zabijam skazując posłanie na śmierć głodową ślący znęcone powiewy ażeby jak padlinę wyżarły obecność poprzednich dróg i włóczęg promieni po niebie obdartych z ciepłej skóry w odkrytym posłaniu nauczyłem rozpamiętywać inaczej nie umiem mogę stać się okrutnikiem duchowym na trawie w ogrodach i poprzednie włóczęgi promieni stulone do falowań pik trawy we słońcu obdzierać z ciepłej skóry na wszystkich zegarach śmierć będzie uspokojeniem bo wszystko powróci południa w południu a wschody we wschodzie wieczorne hordy wiatrów w jedynym powiewu wszystkie dni skupione w ginącym przebłysku śmierć może być lekarstwem tęsknocie za dawnym 4 w samopoczuciu słońca migrującego narkomana za rdzenną ciemnością przedzielam strumienie tożsamości drgającymi pęknięciami spłodzonych wieczorów wysycham pod wilgocią piętrzących przechadzek godziny są jak struny i wstawią do duszy krajobraz somalijski wzdłuż ognisk języków jestem jak galeria obłoków w historii wsączona w płoche niebo lipcowej środy czwartej siedzącej na tronie gałęzi dynastycznej śród tego miesiąca --------------------------------------------------------------------- 5 obrazy jakie mogę przerzucać wspomnieniem we wzroku dziś wzywam na batalię ze słońcem i światłem rozkażę im by mogły ustawić się wspak co do kolejności ustania na tarczach dopiero pośród kolumn barwnego pałacu rozpocznę szukać siebie skłębiony umysłem kroki preparowały mą ziemską obecność rozbłyski dni chowały kształt przeszły w otchłanie chcę stanąć twarz przy twarzy z historią nie klęcząc przed cierniem ujarzmionym myślących traktatów kamieni pism przed cierniem trzymanym przez piaski niech zaćmi się w obrazach mojego istnienia globalne gospodarstwo z siewnikiem - ze słońcem niech zaćmi się bo nie chcę spaść w ramię wpół-miękkie w objęcia na wpół-twarde w jaskinię gospodarstwa ja jako czarna grudka chcę błysnąć raz w słońcu 6 świat miłość jest klejnotem lecz jak to jest możliwe że wciąż jest szlifowany jaki kamień szlachetny mógł dotknąć jej serca opętać własnym szlifem historią i zasnąć w jej wnętrzu tym błękitnym pragnieniem dla ptaków to ten kamień szlachetny co wprawił kolejnym dotknięciem jej błyszczenia z nad-jasnych w wszech-jasność Pieśń druga kim ja jestem odpowiedzcie wody literami koryt jak się zmieniać rzeknij światło wyschnięte we włosach jak przeze mnie czas się tłoczy i zegarem rosa jaki pająk poluje na godziny w tłumach stolic on zasiada na zegarze południe to odwłok wschód zbiega się ze wskazówkami sześciorga kosmatych gdzieś mucha - białe narodziny ulecą - tuż obok a potem się w kokonie uduszą wśród braci kokonem jest nasz umysł korzenie spraw w słońcu to pieśń jest jak upadać by upaść najgłębiej a gdy już otchłań siądzie i falą przybędzie z wygnanym w krew wśród równin krwią ożyj wraz z sercem Część III Milczenie * istoty wyposażone ze skrzydeł są najlepszymi aktorami nie piszą sztuk we skromnych skrzydlatych teatrach reżyser też jest nieobrany wyjawia się samoistnie jak aktor który zacznie swój spektakl na niebie i wtedy gra dwóch ludzi bez przodków i podań *** opowiem o sobie o wzorcach obsesjach odurzeniach kapiących przez szyjki butelek - dwóch źrenic i powiek są pełne tylko w nocy a płytkie wieczorem codziennie inna banderola przyciska do ziemi codziennie banderola wędrowna powieka otwiera się inaczej -------- -------- nie ma nikogo kto przyjdzie wypije z butelek a światło nie jest w stanie roztrzaskać widzenia te klei się do kształtu smukłego udaje skupioną sieć kryształków myślącego szkła a może oddać siebie na skup milionów wspomnień historii myśli i doświadczeń podbiegających do gwiazd (tu łamią nogę) zakrętką tej butelki jest skóra błyszczące ułomne moje serce i tkanki we których przykurczam się jak szczątki antyczne nad złotem nie umiem opowiadać o wzorcach tu zmilczę * akt seksualny jest stanem gdy ciało wmawia spętanemu że miękki owal sypie powłokę z głąb duszy przełyka przez swe warstwy mistyczne języki wchłaniając je w chwilową niepamięć i chaos to migracja wieczności po płaszczyznach zmysłów gdy tkanki wyrywają i łapią w głąb ducha spitego co wymienia pajęczym się trunkiem *** przyjdź wieczność do wieczności historie do dziejów istnienia do istnień odejścia do odejść milczenie w żyłach puchnie zabrane na język o świcie się spotkacie doznając podobnie gdy mały człowiek przejdźcie i weźmie was w dłonie rozkoszy nie wypluje ze śliną śmierć będzie się czołgała na jego języku i mały człowiek pójdzie nie legnie do światła * ilekroć patrzę w lustro nie widzę przyszłości odbity promień jest dopełnieniem niedokończonych zegarów nikczemnie udających dniem panów światłości po zmierzchu wdziewających insygnia ślepoty codziennie myśli oddychają z bliźniaczą godziną na piaskach istnienia i tylko w lesie zając zna przyszłość swej skóry gdy wschodzi wilk - ostatni poranek i słońce codziennie swoje drogi prowadzić na ścięcie na stosach unosiła się dusza wraz z dymem na stryczkach grawitacją w komorach przez komin to filozofie o śmierci na co dzień ćwiartujemy na chlebie wzruszenia padamy pod chorągwią spóźnionej dzwonnicy gdy tyle słów i znaków w głąb biło przez żebra jak deszcz po kamiennej kobiecej sylwetce przez którą płynie otwór i dzwony z mosiądzu na co dzień rozcinamy promienie i ciszę ------------------------------------------------------------------------------ Pieśń trzecia (powtórzona) oto pieśń jak rozdzielać swą cielesność w liryzm równin śpiewam chleb językiem wiatr dobiera się do krwi głód zaprawą jest rozpusty wsiąka jako fuga drzwi głód unosi luksus wschodów ścian na karkach równych oto żal rozjątrza krtanie i przenika niebo wzburza wiatr zacumowany na portach języków skąd wypływa chory okręt bijąc się z ulewą oto pieśń światowych ulic i martwych chodników nad nimi drży powietrze puchnące od kroków i wlewa w okna twarze jak krople do zlewów z cieknących zimnych kranów co trzeba dla włosów naprawić to pieśń głośna od dziennych powiewów 24 - 30 VII 2011r. -
Anatomia czasu
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
szukałem pewnych związków pomiędzy odbiciem wędrownych ryb tańczących godzin - łusek w krwi znalazłem sen statuę do której historia uśpiona składa chmury ofiarne i deszcz modlitwą się zatacza czas i przemijanie godziny śpią i płyną rzekami warkoczy odrastam od burzliwych nazw i nagłych wzruszeń topiący w swych ramionach stosunek doświadczeń mielony przez obiegi tęsknoty do prawdy rachunek pracy słońca na stropach błękitu przepływa obok tętnic na wyspach zegarów -
Prawa (II)
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
sparaliżowane korytarze codziennych przechadzek unoszą się na progach wskazówek - drzwi w czasie zegary dopinają ich wymiar donikąd twarze są zacumowane do światła i barw za wyjątkiem oczu poszukujących zapomnianych kotwic do płaszczyzn spełnienia sny kruszą się zwierciadłem głębiny pod ciałem gdzie przechylają się imiona jak żuraw konstrukcja idea drzew wplątana w wysmukłe świeczniki na drogach na literach imion nabierających płomienie z popękanych serc by trwały spełnione dla wiary kto nie klęknie nie ujrzy poranków wieczory będą wschodzić południe się zaćmi świat światem zaganiającym kształt ludzki do stóp -
Oczekiwanie
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Anna Kucharska utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Końcówka niezła, a ogólnie dobrze napisany erotyk - konkretnie i bez słowotoku. Pozdrawiam -
Rozstanie
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przechodzisz księżycując w indiańskich legendach zaginasz wiatr pod słowa zamieniasz się w chmurę widziałem ciebie wczoraj gdy zegar niechybny wymierzał głuchy wyrok pod skórą wśród spojrzeń oddzielałaś spotkania ze światem i z drogą spamiętanymi przegrodami światła nieprzypadkowym przypomnieniem deszczu gdy niosłaś głos jak piasek zaplatasz się na trzcinach umierasz ze słońcem ostatni raz tańcząca na chorym języku -
Anarchizm
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
rozpamiętywałem podmuchy twarze nieprzerwane ulice na których kończy się rozczarowanie wzrok tam zaczyna się otwierać dniem pytający gdzie jest miejsce gdzie będę mógł mieć siebie dla siebie na własność myśli należą do impulsów mój oddech do puszki cząstek w pomieszczeniach ciało dla słońca wiatru ciał dusza należy do wieczności sprzężenie zwrotne puchnie pustką gdy zależności upadły światłem i zrosły się z bezmyślnym nurtem -
Miłość do bliźniego
Bronisław Jaśmin odpowiedział(a) na Bronisław Jaśmin utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Grzmieć chwilą wiecznej próby, jakoby po ciemku Dźwigało się na grzbiecie pełzanie zegarów. Historia na wskazówkach zasypia na węchu Toczonym na promieniach i zmysły z organów. Wybija językową fontanną w dzień serce Znaczące na pniach w parkach ołtarze pląsania. Upada we swój taniec i w dusznej krwi wnęce Zamęcza się pod klątwą obłoków i trwania. Wyrzucę tę statuę pojoną krwią ciemną, Przez zegar, wyrwę serce by zanieść je wiatrom. Na łódkach wiecznych pogód otworzę tajemną Nadzieję przykuwaną do ścieżek przez jasność. I krew migracją senną przetopi się z dniami. Czerwony dzwon przełykać rozpocznie kształt słońca. Zostanę przerzedzony obrotem wieczności, Próbując świecić sercom dniem wnętrza bez końca.