Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Bronisław Jaśmin

Użytkownicy
  • Postów

    935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Bronisław Jaśmin

  1. Dziękuję pani Aniu. Wydaje mnie się, że mam coś w sobie szczególnego. A moje ambicje literackie odbijają się na mnie wywołując u mnie złość, gdy nie rozumiem jakiegoś wiersza. Poza tym jeszcze nigdy nie chciałem odważyć się wyjść z tymi wierszami na światło publiki, zaprezentować je na jakimkolwiek konkursie literackim. Może jednak powinienem. W tym roku, gdzieś pod jego koniec, w moim mieście zostanie zorganizowana kolejna edycja konkursu dla młodych literatów. Dzięki za miłe słowo Pozdro
  2. rozpręż ogniwa *** jest naprawdę prosto na karku rozciągać się do punktu porzucenia nieba pastelowego na pismach filozofów pomnika prądów i idei o pazurach podrażniających opętane słońce prawdziwe panta rei rozgrywa się w chlebie największa myśl z genialnych przychodzi po wódkę wypija potem nosi niezwykłe krainy
  3. rozwydrzone jest morze w którym utopiłem niestrawiony przez duszę świat z resztkami światła pójdę dalej uśmiechnę się do zimnej plaży będę dzielił swe ciało na noce i dnie wciąż sypiam z wąskim lękiem nie mogę się zgodzić by coć mnie rozdzielało na piasek i ciszę niepoznałem największej tajemnicy po kim bije serce
  4. Odpaść od kroków - stać się krokiem. Odejść od słońca - być już słońcem. Zerwać się z wiatru - istnieć wiatrem. Spalić swój obraz daleko od gryzących płomieni - zamienić się w ogień. Wyschnąć na wodzie - płynąć jak woda. Odciąć od wiary szkicownik w sercu - zmieniać się w wiarę. ------------------------------------------------------------------------------ Odpasć od siebie - i tak już zostać.
  5. To tylko chore słowa pogięte na wietrze I myśli; z rozmów gorzkie choć słodkie na słońcu Wszczynają intuicji hańbiącą ucieczkę. Gdy tracą kark intencje w nużącym gorącu. Widziałem miasto, które włożyłem w kieszenie. Parzący punkt otwierał rozmyte kolory I niebo. Kiedy chciałem przytulać snem ziemię, Sam punkt ten się rozmywał, gdy tarł czerstwość kory. I wszystko się paliło jak dzieje w zegarze. - On jeden - to męczennik, prawdziwy odludek. Jest skąpy, ascetyczny, dniem karmiąc mirażem. ---------------------------------------------------------------- Lecz dumny kiedy pości od ludzi w swym trudzie.
  6. Ten fragment jest niewiarygodny. W tym wersie jest więcej treści niż w całym utworze. Fakt. Rzeczywiście może się okazać, że neutrino odetną od "starych butów" wychodzonych przez historię dogmatów fizycznych jak teoria względności. Obalą tradycję utrzymywania tych pewników za słuszne ku przyszłości. Wiersz najbardziej aktualny ze wszystkich. Po prostu kosmiczna poezja! Pozdro A to moja interpretacja wierszem owego fragmentu: naukę leżącą poprzek ku przyszłości odziewają nadal w wyświechtany kolor kapelusz nad umysłem ten po fin de siecle powiewa ogrodami niewiędnących księgozbiorów chociaż opuszczeni przez obłudę światła zapinają na stare guziki rzeczywistość w prawach gdy ta wiedza już karmi neurony inaczej okaże się że wszyscy jesteśmy w kieszeni że prędkość nie zabija na drogach lecz w próżni rozrzucając wśród plazmy czarne kropy na drogach komunikacyjnych wyjeżdżonych umysłów zapadłych w karambol
  7. Niestety pani Doroto, fantazjowanie to moja słabość. Także życzę
  8. nerwy okrajały słońce niebo starannie zwiastowało falowanie włosów srebrny zegarek na ręku kształtem pasożyta podchodził pod nieśmiałe gardło - jemioła wszystkich godzin -- wymuszała podział na moment odpoczynku i lśniące wskazówki doliczyłeś dzieje wiązałeś je nieprzebranymi włóknami na głowie wyrzucałeś ze szuflad schowanych za okiem kiedyś odpoczniesz razem z oknem policzysz całe światło - zabierzesz je oknu wypuścisz kłótnię pojęć między rozciągnięciem a ścinaniem bytu na rozległe lewady gdzie kolor się staje obłędem i grobem czas w tobie odpocznie
  9. codziennie opłakuję przyjaciela - czas: wyprawiam mu pochówki, wynajmuję płaczki wysmukłe na złoconym zegarku, od tęgich popołudni. krzyżuję swoje żebra, w których się wypala osobliwy znicz, wosk jego się roztapia - rozbiegana krew, i trwam tak na rozdaniu świata stąd w żałobie. czas był-jest przyjacielem, codziennie go tracę, naiwnie oczekując na łaskę wskrzeszenia jest u Einsteina upływ czasu - to jest wsteczny czas
  10. bracia Wright znaleźli brata przyrodniego dla wysokich oczu skonstruowali wtedy na dłoniach swe życie kreślącymi się neuronami i wznosił się szkic ich krew poszybowała po raz pierwszy z nieprześcignioną duszą nie o tym jednak mówić, o owym momencie: czas od tego czasu - niesiony w historii dopiero wtedy zaczął szykować lot - lecieć
  11. Gdy gasił świat w języku, przebranego siebie, Historyk znów odstawiał niebo i kamienie. Głaz - błękit stał na palcach i wtedy doglądał Jak w sobie zdaje odczuć rozbieranie cieniem. To w mózgu się rodziła wydumana księga Jak perła, co wybrzeże jedynie dosięga Na niby, gdy rozbitek brzeg trzyma przez wodę - Płynne ciało, bo woda od środka jest sama. Na niebie spływa osad - to na trawie rana. To słońce, nowy człowiek historię przewraca. Przemywa swoje tkanki historycznym smrodem, A potem w ciepłe gnicie po cichu powraca. Tam stały dawniej miasta, gdzie marzy o gwałcie, Gdzie piękny chłopiec biega i ściga się z piaskiem. Już wyszedł z instytutu i z żeber na starcie Z nicością, rozwlókł umysł, by konać ze światłem. Historyk mierzył kroki i świece wygasłe.
  12. niegdyś słowa wydeptywały rozległy krajobraz, a zachód słońca można było zmieścić w oczach i jednocześnie na czerwonawym stopniu skupić cały świat. ramiona potrafiły udawać rozstrojone drzewa, cztery pory roku, a kiedy przychodziła zima, zasypiały najdłużej, skręcone powietrzem, które się nasycało długimi korytarzami, porzucając ideę łamania się chlebem. zegary istniały - aparat biurokratyczny diabła z rozrywki bawił się projekcją filmu, gdzie szelest kartki kalendarza równał się z ujęciem, kadrem. czas był jedyną księgą - wieczystą - umową; zegary na prostokątnym stole rozrzucały te kadry filując jak w karty. jesień marszczyła się zimie. zima wypływała z okiem. wiosenny świat się spiekał i zmieniał się w lato. nie szukam adresata, ja sam nie mogę wołać do porozpisywanych rozdziałów w arteriach: zyskałem kiedyś stratę przeszłości . amnezja
  13. delikatną różą otworzyć majestatyczny ból i słońce od niej światło poprowadzi drogi jak bestie na smyczy pękając zapachem rozbijałeś przestrzeń a potem rozrzucałeś przypadkowym wodom nim kolec się zawłóczył w podskórne wąwozy rozwieszałeś godziny dzielone na sny roznosząc dzień pod słońcem jak świeże pieczywo
  14. teraz już możemy zestawiać nasze oczy z niesprzyjającymi naparstkami rozdartych horyzontów na obecność i niedowład w odgadywaniu spiętrzonych się wiatrów odwiniętych z tak wielu języków odstawmy w tych naparstkach oczy słońce przestrzeń zalśnimy widząc barwą gotującą krew a może jeśli będziesz wracać nosząc włos i jesień na młodym owłosieniu odnajdziesz je przypomnisz naparstki młodzieńczy obłęd źrenic i pozbierasz nas
  15. Madonna o niebieskich licach wypłakuje świat przyszedł człowiek wypłakał się ze świata wyrzucił świat świat - łzy
  16. kiedy przygotowywaliśmy się do powrotu mgły nieostrożnie skapywały między ciałem a duszą jak zalotnice nie-odkrytych pojęć przenosiliśmy słońce naczyniami połączonymi: kroki + krajobraz wracaliśmy od siebie od nocy od krwi
  17. odtwarzałem światy zestarzały parapet od odchowanych dzieci-kwiatów od przechodzenia pokoleń po osobny zapach wycinałem je z gazet rozrzucając po zagiętych stronach mówiłem świat by powstał z tej żółtej tawerny przed którą ludzie schodzą deptać zachód słońca czerwone miasto odprawiało ruchome alfabety przybliżając powietrze podziemnym językom spijając z nich rozbite pożegnanie lata
  18. proza przypomina prawdomówną kobietę *** poezja to kobieta - i pojmanie prawdo-(świat)-mówności skrupulatne zajęcie rozdawania nadmuchanych prawdo-światów, leżakowało na boku mężczyzny jak wiosenne wino - w poprzek dramatu słońce wykluwało niebo i swój kark przepuszczalnymi muskułami - gdzie kończy się ślad liry, zaczyna się brud światła
  19. nie patrzcie na tytuł tam może resztki morza rozbawione skórą zaświecą alkoholem na brązowej plaży nic tutaj prócz mierzenia języka wymiarem nic tutaj tylko czekać na odpowiedź: gdzieś
  20. napuchliśmy od wszystkich policzonych drzew skręcaliśmy horyzont na palcach wyjmowałaś jego purpurowe pręgi z zielonkawych odrostów pławiących się wiosną kiedyś przyjdzie nam zamienić się w trawę ktoś zerwie nas przeczyta przytulniejszym ogniem z domowego kominka skąd paliliśmy światy nad niezmiennością wyznań jeszcze raz rozbierzemy cztery strony świata przymierzając każdą dla uspokojenia na wodzie izolując rozdzieranie światła
  21. przeniosłem się z siebie teraz patrzę na swą płaskorzeźbę mam siebie jednego w nieskończonym zbiorze elementów: "ja" gdy w siebie idę wspomnieniem rozgraniczam wiatry topniejącą pokrywą skóry - siłuję się ze słońcem polemizując za każdym razem następny zachód nieba próbując uczynić samodzielnie zmierzch poprzez zagęszczone dłonie lecz słońce jest prywatne w sobie wszędzie jestem "ja" w niedokończonych strefach - strukturach: "ego" wystrzelającego w niebo
  22. poezja=...
  23. a (...) ...zzzzz...
  24. algorytm na życie spływał po łydkach po ostatnich łodziach: ()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()()(()()()()()()()()... za nim ziewał ścinając niecierpliwe zboże algorytm śmierć: ... na niebie wisiał algorytm chude życie wieczne: $-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$-$.. a my to takie ciągi z geometrycznym przyrostem stóp i zdarzeń kroków codzienności: !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!//// wymyślmy ciąg nicości: .
×
×
  • Dodaj nową pozycję...