Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Mirosław_Butrym

Użytkownicy
  • Postów

    514
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Mirosław_Butrym

  1. "nie wiem jak traktować te kaznodziejstwo, moze jako piąty element ale u wozu? z ukłonikiem i pozdrókwą MN" - O co ten krzyk?, przecież to nie Pański element ani wóz.
  2. Kruki słów pędziły w otchłań, powracając z pragnieniami, kłamstw kolejnych, które kochał, człowiek głupi, zły i mały. Choć nie może rządzić światem, jednak zdawać się tak może, gdy zagląda ci obłudą, w ludzkich oczach duszy złodziej. Człowiek zwykle ma oblicze, jakie w danej sytuacji, odpowiada jego woli i nie przeczy jego racji. Kłamstwo czasem jest przydatne, choć ma bardzo krótkie nogi, tak więc kłamał niebywale, co dzień miał scenariusz nowy. Są w rozumie różne myśli, jak ametyst pięknem czystym, lecz pokusa też w nim bywa, ma swój bastion czarna niwa. Dwulicowość jest jak talent, obłudników co mieć może, każdy kto chce czarne światło, w swoim ciele diabła lożę. Był jak ojciec brudnych czynów, myślał, że jest na wyżynach, zaczął kraść więc, bo chciał więcej... miał wszak zdrowe długie ręce. Chciwość jest jak szczur przeklęty, co zapasy ludziom zjada, lecz gdy zemsty złodziej zazna, wtedy pozna co to biada. Nie był z niego człowiek bystry, miał więc problem oczywisty, gdyż mu każdy przestał wierzyć, bardziej szczery wilk co szczerzy, kły swe wrogo pokazuje, nic nie kryje, nie maskuje...
  3. Świeżości jest zefirem letnim zmysłowość, wykwintnością doznań, w rozkoszy karocy, kiedy w oczy namiętne, spogląda wielka błogość, którą stać się może, dama perłowej nocy. Bywają chwile kwitnące bliskością, pasatem uczuć przywiane doniosłych. pięknych jak bukiet darowany lubej, która w rozumie bursztyn dobra kryje. Szlachetna jak szafir, wytrawna dziewczyna, cieszy jak wiosna, upaja urokiem słodka niby wino. Raduje świadomość, lektyka dla duszy, przyozdabia w uśmiech, prozaiczność kruszy. Przygoda niby przystań w zatoce wolności, szlachetna jest przyjaźń, naprzeciw mórz miłości. Wyspy samotności, opodal statków marzeń, Czekają na korsarzy, spragnionych pięknych wrażeń.
  4. Dzięki Dormo za dobrą radę, napewno ją uwzględnię gdy będę pisać następny wiersz.
  5. Wspaniałością słowa, czar poezji powab. Czasem radosna w rozumie ożywa, który kocha piękno, wielki talent skrywa. Bywa też ze smutku, patosem okryta, stworzona przez pamięć, rozum czernią wita. Paletą barw życia, mnogość sytuacji, oryginalność sztuki to sedno kreacji. Utwór ktoś zabawny niekiedy napisze, finezję pokaże, swej twórczości niszę. Pisanie powinno dostarczać radości, wiedzieć to powinien, ten kto sztuką żyje. Natchnienie jak gejzer ludzkiej duchowości, poezja jak potok bystrości ma siłę.
  6. Dzięki za uznanie, już myślałem, że nikt nie oceni tego tekstu, wiem, że temat oklepany, bo opowiadań o mafii jest multum, ale nie mogłem się oprzeć.MARCEPAN 30 - "Nie ma akapitów, nie ma odznaczonych dialogów" - Masz rację, chyba zrobię akapity i zaznaczę dialogi.
  7. Bob był prawdziwym gangsterem, całe życie uprawiał ten proceder, szło mu nieźle, był jednym z lepszych w swoim fachu, wprawdzie nie lubił swojej roboty, ale dla forsy wyzbył się skrupułów. Specyficzny fach, wymagał od niego bycia twardym, zabił już wielu wrogów mafii, to cechowało jego byt i stało się codziennością jak poranne mycie zębów. Nie narzekał na to co musiał robić i choć ciągłe pociąganie za spust nie mogło mu dawać satysfakcji, nie mógł po prostu odejść, to by oznaczało koniec jego życia, poszedł by za to do piachu, gryzł ziemię z kulą w głowie, lub znalazł na dnie rzeki w butach z betonu. Boss mafijny Frank Boro właśnie zlecił kolejne zadanie likwidacji szefa firmy budowlanej, które Bob miał wykonać dla niego. Proste, likwidacja celu i kłopot z głowy, poza tym nie dać się złapać i nie zostawić żadnych śladów na miejscu zbrodni, robota miała być czysta, wszystko dopięte na ostatni guzik. Dostał wszystkie potrzebne informacje, znał nazwisko i adres, wiedział o której wychodzi z pracy i gdzie lubi spędzać swój wolny czas. Musiał udać się do Manhattanu, wcześniej jednak skontaktować z Wiktorem, pirotechnikiem pochodzenia polskiego i członkiem gangu podległego pod Franka, którego znał od dłuższego czasu, w tym właśnie celu pojechał do Queens, miał tydzień, żeby sprzątnąć Jima Caruso, to więcej niż potrzebował. Zapukał do drzwi, Wiktor otworzył i nic nie mówiąc wpuścił go do środka, to dziwny człowiek, w jego domu panował bałagan i widać było, że w tej brudnej norze brak jest kobiecych rąk, które mogły by wprowadzić odrobinę ładu. Ładunek już czekał gotowy, mógłby wysadzić dom, trzy kilogramy trotylu wraz z zapalnikiem leżało w pokoju na obskurnym biurku. Bob podszedł do bomby i stwierdził stanowczym tonem, właśnie tego mi trzeba, widzę, że miałeś zlecenie, dobra robota, poczym dodał z uśmiechem, jesteśmy trybem w machinie obyczajów, które kształtuje biznes, ktoś musi sporo płacić, powiedz Wiktor dla kogo ta bomba. Zaskoczony Wiktor spojrzał na Boba i przemówił, ładunek zamówił arab niejaki Achmed Banihad, to niebezpieczny człowiek, kieruje grupą ekstremistów islamskich, nie zapłacił jeszcze ani centa ale pojutrze przyśle jednego ze swoich ludzi. Mówisz arab, wtrącił Bob otwierając torbę, Achmed może poczekać, muszę wykonać zadanie dla Franka Boro, ta zabawka uprości całą sprawę. Tylko nie mów nic płotkom z gangu, na twoim miejscu nie ufał bym nikomu. Lepiej nie gadać zbyt wiele, bo można znaleźć się w bagnie po uszy, Frank bardzo nie lubi kłopotów, ma swoich ludzi od brudnej roboty, dla których zabić to tyle co splunąć, są w stanie uciszyć każdego, szef lubi trzymać rękę na pulsie, więc nie zapomnij dla kogo pracujesz. W drodze powrotnej miał wprawdzie małe wątpliwości, myślał o swoim planie, który nie dawał o sobie zapomnieć nawet przez krótką chwilę, nigdy wcześniej nie wysadzał ludzi, z reguły trzymał się sprawdzonych metod jak użycie noża lub broni palnej, ale wiedział, że cel uświęca środki, a cień podejrzeń padnie na terrorystów, którzy się dają coraz częściej we znaki. W piątek wstał z samego rana, jadł śniadanie myśląc o wczorajszej kłótni, wprawdzie nawykł do ciągłych pretensji, lecz tym razem oznaczało to koniec, jego małżeństwo było zwykłą ruiną, sam do tego doprowadził i dobrze o tym wiedział od dłuższego czasu. Doszedł do wniosku, że czas skończyć z hipokryzją, niemiał wątpliwości, że ich wspólne życie, niema najmniejszego sensu i tak wiecznie niebyło go w domu, widział tylko swoje interesy, ciągły niedosyt forsy motywował do działania i choć miał jej sporo, marzył podwoić swój kapitał. Zdegustowany dokończył posiłek, nie był w najlepszym nastroju, jego życie było jak puzzle różnych układanek, których nie da się ułożyć w logiczny sens istnienia, dobrze wiedział, iż jego życie nie jest tym co mógłby osiągnąć, jeszcze czternaście lat temu nie przypuszczał, że zostanie jednym z ludzi mafii, to dziwne, bo błyszczy intelektem i nawet niegdyś ambicją, którą z czasem zatracił. Poszedł po auto, w prawdzie było kradzione, ale za to z przebitymi numerami, oraz kompletem dokumentów na cudze nazwisko. Wyjął torbę z ładunkiem z szafki w garażu i umieścił za fotelem kierowcy, poczym wsiadł do samochodu i pojechał pod dom Jima Caruso. Wysiadając spojrzał na zegarek, przyciemniane okulary kryły zimne spojrzenie mordercy, była za kwadrans trzecia, korki na ulicach i ludzie z których emanował spokój, gdyby tylko wiedzieli, że miejsce to i czas, zaraz od szczęścia dalekie będą i pełne grozy, zapewne nie było by ich tutaj, skazanych na śmierć lub widok cudzego dramatu. Bob zamknął drzwi, wyglądał dosyć zwyczajnie, ubrany w dżinsy i białą koszulkę, z reguły chodzi ubrany bardziej szykownie, ale tym razem musiał utożsamić się z tłumem zwykłych szarych ludzi. Z samochodu zabrał jedynie urządzenie do zdalnej detonacji ładunku, aparat z teleobiektywem oraz wczorajszą gazetę, poczym oddalił się na znaczną odległość. Z daleka był widzem, wygląd fotografa dawał złudzenie prawości, wiedział jak zdobyć zaufanie innych i nigdy niemiał z tym najmniejszych problemów, być może dlatego, że wielu ludzi to zwykli frajerzy, którzy chcą widzieć świat w kolorach tęczy, póki nie spotka ich krzywda. Robił zdjęcia przechodniom, ukradkiem zerkając na dom Jima Caruso, długo nie musiał czekać, czarny mercedes podjechał pod dom, w tym momencie wyciągnął urządzenie do zdalnej detonacji, Jim zmierzał pewnym krokiem do drzwi, spojrzał na numery samochodu pułapki, poczym wybuch bomby zmiótł go z powierzchni ziemi a wraz z nim kilku pechowych przechodniów. Bob zaś schował z powrotem do kieszeni sprzęt do detonacji, który trzymał dyskretnie w dłoni zakryty gazetą i natychmiast odszedł szybkim krokiem jak najdalej od miejsca zbrodni.
  8. Parapetówa jak mogła nie wierzyć pani Anabela w przeznaczenie skoro całymi garściami sięgało do jej gardła zaciśnięcie rozluźnienie -dzięki temu czuła że żyje lub dogorywa ale to też jakieś egzystowanie a propos życia to zawsze biegło gdzieś na drugim pasie a ona za nim, gubiąc różowe kokardy finezyjne spódniczki falbanki mimo to przybierała na wadze a to co goniła wręcz przeciwnie Anabela siada czasami na parapecie zastanawiając się co uległo zmianie skoro nadal jest tak samo -------------------------------------------------------------------------------- Dnia: 2007-01-23 14:20:49, napisał(a): Sebastian_Pietrzak Sebastian_Pietrzak Komentarzy: 300 To dobry wiersz... Ale dlaczego w wierszu brakuje interpunkcji?. Skoro w tekście jest jeden przecinek, to znaczy, że powinien być wszędzie, gdzie powinien być.
  9. A.M- " A mnie w Twe oblicze zawiało, Zimne igły szczypią w źrenice, Strzepnąłem z brody soplisty puch... "{ A mnie do Ciebie przywiało, śnieg drażnił źrenice, strzepnąłem z brody dnia drobiny, zimy.}- a może tak, bo Pan M. Krzywak ma rację, czasami brakuje w tekście logiki.
  10. M.Krzywak- "Biedny ten podmiot. Sam przeciwko wszystkim, a w dodatku jeszcze żyje... Ech :(" -{a pan ze wsi?}
  11. Górówka Meduza- "och poźna pora, w wierszu powyżej jest "siedzę i myślę" tutaj "żyję, więc jestem" obydwie konwencje mi nie leżą" {co mnie to obchodzi}
  12. Żyję, więc jestem, pośród swoich spraw istnieję, co z tego, że myślę… czasem szczęście nie istnieje. Chciałbym wszystko czego pragnę, nawet więcej mieć niż mogę, lecz nie wszystkim los jest szczodry, gdyż czasami ludzkim wrogiem. Być może zachłanni, częściej niż potrzeba, myślimy o sobie, bo więcej chcemy niż chleba i każdy to powie, tak jak każdy chce mieć zdrowie, bogactw chce i uczuć. Nie mogę nie myśleć, jak to jest możliwe, że spojrzenia ludzkie, często nieżyczliwe, kryją pogardę pozory, ich uśmiechy, a w głowie myśli brudne, jak plebs z pod czarnej strzechy. Chyba od nich lepszy, nie gorszy od tłumu, nie pokocham chamstwa, bo słucham rozumu. I chociaż w życiu nie mam wszystkiego, nikim być nie chcę, w skutek prostego, ludzkiego myślenia. Z dnia powszedniego, chcę szczęścia, nie mrzonek, zwykłego spełnienia.
  13. Oxyvia- "A czy Ty rozumiesz, co ja do Ciebie piszę? Mam wrażenie, że ni w ząb! A czytasz chociaż moje posty?..."{rozumiem, czytam.}
  14. Oxyvia-" No przecież właśnie rozumiem! I napisałam Ci to - peel chce więcej niż umie wymarzyć, chce czegoś, co jest poza wyobraźnią człowieka, tak?"{co oznacza ten znak zapytania, niewiesz?, wyobraź sobie, że peel umie sobie wymarzyć dużo, tyle ile zechce, jak może chcieć czegoś co jest poza wyobrażnią człowieka, przecież marzy i chce tego oczym marzy, ale same marzenia, to za mało.
  15. Rhiannon-"Ha! Zrozumiałam! Chyba. Po Twoim ostatnim komencie. Owszem - tu jest błąd. Nie da się zrozumieć tej strofy. A zwłaszcza dwóch ostatnich wersów. Zgadzam się z Oxyvią.{to, że nie każdy jest w stanie odrazu zrozumieć strofy, a w szczególności dwóch ostatnich wersów strofy, wcale nie znaczy, że jest błąd, bo kto mi udowodni, że marzenia to nie myśli. A skoro piszę- " W moim umyśle, lecz sięgnąć chciały nieba, to napewno są to myśli, które są marzeńiami.}W "moim umyśle, lecz sięgnąć chciały nieba, to za mało, każdy chce więcej niż myśli."- { "każdy chce więcej niż myśli"- to akurat miało mieć znaczenie dwojakie, mówi, że każdy chce więcej niż marzeń i że każdy chce więcej niż mu się wydaje, to taki myk, żeby w jednym wersie były zawarte dwa sensy.}
  16. Oxyvia- " Trudno wyrazić zestawienie maleńkości człowieka z tym ogromem kosmosu oraz metafizycznych tęsknot, dlatego pewnie nie wystarczy do tego celu dwuwers ani nawet czterowers{ skąd możesz wiedzieć, to zależy od treści }. Może spróbowałbyś zrobić z tego osobny wiersz?{ nie, nie spróbował bym, bo widzę związek ze sobą wszystkich strof } Za to wywaliłabym z niego kilka fragmentów, które według mnie są na całkiem inny temat:{a ja bym nie wywalił, te fragmenty tworzą całość, której widzę z kolei sens i nie są na inny temat} dwie ostatnie strofy (które są czystym, lirycznym opisem przyrody) oraz Rzym i "dwojga serc". To są słowa z całkiem innego wiersza...{to nie są słowa z całkiem innego wiersza, przykro mi, że nie rozumiesz tekstu i nie widzisz sensu jego całości} I popraw ten błąd wersyfikacyjny, o którym pisałam w poprzednim komentarzu - bo to ewidentny błąd, a nie żaden zabieg artystyczny!{nie ma żadnego błędu, jest zato upieranie się przy swoim z obsesją maniaka. "W takim razie - czyje są te myśli? Peel mówi: [są] "w moim umyśle" - a więc niby peela. Ale dlaczego każdy chce więcej niż te myśli peela? Dlaczego jego myśli chcą mniej niż każdy? Gdzie tu logika?"-{nikt niechce więcej niż myśli peela, nikt niezna przecież jego myśli, ja nie napisałem, że każdy chce więcej niż myśli peela tylko, że każdy chce więcej niż swoje myśli, piękne marzenia. Myśli peela nie chcą mniej niż każdy, czy ja coś takiego napisałem, myśli bohatera chcą tyle samo albo nawet więcej.
  17. Oxyvia, przykro mi, że mój wiersz jest niezrozumiały dla Ciebie, choć dla mnie jest prosty do zrozumienia i napewno nie tylko dla mnie. Dalej mnie nie rozumiesz, bohater wiersza chce więcej niż myśli, więcej niż pięknych marzeń które ma w swoim umyśle, stwierdza, że chce czegoś więcej, chce ich spełnienia i wie, że każdy chciałby spełnić swoje marzenia, bo wszyscy jesteśmy do siebie podobni choć się różnimy.
  18. Mylisz się Oxyvia, myśli nie chcą mniej niż każdy, to my chcemy więcej niż nam się wydaje he he i nie chcemy tylko o tym myśleć, ale też to mieć.
  19. Oxyvia, w zdaniu którego nie rozumiesz nie ma błędu. Podmiotu być nie musi, chodzi o myśli, które sięgnąć chciały nieba, dokładnie tak jak pisze. Zmiana stylu pisania{strofy rymowane}, miały dać efekt zaskoczenia, nie uwarzam że wyrazy rymujące się muszą być zawsze na końcu wersów, trzeba obalać pradawne wierzenia.
  20. Skarb nocy błyszczy, jakby złotem dla wzroku, wygląda jak oczy zastępów... Spoglądam w bezmiar wszechświata, zamyślony, oderwany od ziemi. W moim umyśle, lecz sięgnąć chciały nieba, to za mało, każdy chce więcej niż myśli. Niektórzy jak losu murarze, przyszłość zbudować by chcieli, ze snów gdzie jest ogrom wydarzeń, gdzie człowiek się życiem weseli. Tam gdzie sedno jest życia, jego istota i sens, tam skarb jest i godny odkrycia, piękniejszy niż Rzym, dwojga serc. Świeczniki nieba migoczą, blaskiem księżyca łagodzone zmysły, słychać świerszcze, noc rozbrzmiewa muzyką natury. Żaby nad stawem rechoczą prześmiewczo, jakby chciały zagłuszyć puchacza, dziecko nocy i echo, a ja stoję i myślę...,żyję teraźniejszą chwilą.
  21. Gniot, proszę poczytać Lobo pisze znacznie lepiej.
  22. Droga Oxyvio, wierszy z niepotrzebnymi powtórzeniami mogę napisać tysiące, tylko czy miało by to sens. O rymowankowości też nie ma co wspominać, bo to psuje formę wiersza.
  23. Messa, charakterystyka podmiotu to fikcja, lubię się wczuć w jakąś postać i napisać wiersz, na tym czasem polega pisanie.
  24. Uprzejmości dla uprzejmych, dobrze życzę, lecz dla dobrych, ty zapewne jak diablice, lubisz sobie wszak podobnych.
  25. W 9 wersie może bez kroków hehe.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...