Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Liryczny_Łobuz

Użytkownicy
  • Postów

    1 470
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Liryczny_Łobuz

  1. "Roma locuta causa finita" Ogłosił Kościół, i myśli - kwita Ktoś z nich powiedział, że ksiądz B. Ma więcej nie odzywać się. I ksiądz posłuchał - wszak sługa boży, Ale ja mogę swoje dołożyć. To ksiądz co w sercu kłamstwa nie chowa Więc Ty mu wybacz te szczere słowa Bo przecież tylko, za Tobą, Panie Powtórzył - "Niech się jasność stanie!" Aby ten Jasny Prawdy Poranek Wnet opromienił Polski Zaścianek!
  2. Och Janiołku - masz całkowita rację :) Ja piszę prozę tylko jak mnie "coś najdzie" - wole poezję - ZAPRASZAM :) A Z PROZY TO JESZCZE - DLA UROZMAICENIE, FRAGMENT KRYMINAŁU: www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=71066 I PORADNIK DLA NASTOLATEK :) www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=77942 Zapraszam ... a może sama napiszesz taki Poradnik - "Jak poderwać Aniołka"? Na pewno przeczytam ! Pozdrawiam - Marek
  3. OK - wprawdzie mam Ci ja jeszcze 3 otwarte wątki - nie dokończone - ale ten, dziejący się w zaświatach - może dać mi nowe pole do popisu. Jakież tu możliwości wyobraźni - wszak nikt nie wie co TAM zastanie! Kończę, bo dzisiaj poświęcamy swój czas Nieobecnym - Pozdrawiam - Marek
  4. Toteż Agnieszko sugeruję Ci jako "tego "innego" profesora Richarda Dawkinsa. Zacznij od jego felietonów na You Tube - w większości już przetłumaczonych - by potem sięgnąć po jego najlepsze dzieła, "Bóg urojony" i Samolubny gen" Byłem ta Twoim blogu i wiem, że właśnie biologia / wiara i Humor - są Ci bliskie. Wszystko to znajdziesz u Dawkinsa. Ja ze swojej strony popełniłem "w tym temacie" taki wiersz: www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=103973 + moje wyjaśnienie treści wiersza - poniżej. Zapraszam Cię do tej metafizyczno-filozoficznej wędrówki umysłu. Pamiętaj stare twierdzenia, nie są prawdziwe tylko dlatego że są stare! Wszak i apostołowie i inni wyznawcy Jezusa myśleli, że Ziemia jest płaska - a jeżeli tu się mylili to może ... ? Pozdrawiam - Marek
  5. AGNIESZKO - DZIĘKUJĘ! Ty pierwsza pokusiłaś się o kontynuacje tego... tego ... czegoś :)) Ale - choć Twój nader chwalebny wysiłek, aby zakończyć to szybko powiódł Ci się znakomicie - Ja zamiast grabi użył bym cepu - jako broni - to nie mogę zgodzić się na tak - "ciche zakończenie". Wszak w polskiej tradycji scenicznej - jak nie polonezem to chociaż siarczystym mazurem, owe Powidoki - winny uczcić ten dzień. No i potem - przed nami :))) - II część owego "serialu", dziejąca się wśród Powidoków, głęboko pod ziemią Cmentarza. Felicja może spotkać tam Janosika, Sabałę czy jakiegoś Gąsienicę-Bułeckę ze skrzypkami. Czekam na Twoje sugestie , moja p.o. Muzo - Marek
  6. Kochani - dopiszcie, proszę ciąg dalszy - bo moja Muza pofrunęła na grób Apollina :) M. PS Wiem, że to nie wiersz - ale za to "utwór/potwór - niedokończony" - wiec ciach go na Warsztat.
  7. 1 Listopad – Obrzęd Czerwonego Tańca *** Jak zwykle była spóźniona. Grób ojca, na małym góralskim cmentarzyku – musiał co roku czekać, aż Felicja ( to imię po babci ojca – ale się już przyzwyczaiła przez te swoje 26 lat), odwiedzi tego szczególnego dnia mogiły w Krakowie. Nie lubiła tej drogi, na grobach dopalały się ostatnie płomyki, było ciemno i zimno. Na szczęście znała drogę na pamięć. Owinęła się szczelnie swoją bordową kurtką. Z plecaka wyjęła grabie i duży worek. Najpierw liście. Potem mycie pomnika, i wreszcie świece. Mogła już usiąść. Jak co roku starała się przypomnieć sobie jego twarz, głos, dotyk – i co roku było trudniej. Zaczęło porządnie wiać. Dopaliła pośpiesznie papierosa, umieściła worek z liśćmi za krzyżem i niechętnie wstała. Czekała ją długa droga w deszczu – a jej Fiacik był coraz starszy. I jeszcze jutro do pracy – Brrr! Ta ruda suka, na pewno już obmyśla jakąś dodatkową robotę dla mnie. Postawiła kaptur, wzięła plecak i ........ *** Obudziła się w jakimś zimnym pomieszczeniu. Podniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Leżała nago na płycie grobowca, przywiązana łańcuchem. Pomimo zimna, czuła, że granit na którym leży – jest mocno rozgrzany. Było by prawie całkiem ciemno, gdyby nie dwie lampy naftowe, wiszące pod niskim, kamiennym sklepieniem. To jakiś zboczeniec mnie tu zamknął – pomyślała – to chyba jakaś grobowa krypta – a nie chciałam w tym roku jechać! – była na siebie zła. Szarpnęła łańcuchy. - To na nic – odezwał się za nią chrapliwy głos. Odchyliła głowę i spojrzała za siebie. W półmroku widziała ciemną, krępą sylwetkę. Znała go! To stary Jontek, tutejszy grabarz. - Jontek, to ty? – zapytała z wysiłkiem. - A ja, panienko. Ładnaś dziewucha, że hej! - To ty mnie rozebrałeś? - A jo. - To mnie teraz rozwiąż, oddaj ubranie – a zapomnę o wszystkim – starała się mówić miłym głosem. - He! He! – był wyraźnie rozbawiony – Oj! Tak to nigdy nie było. Ciepło ci? - Tak – podgrzewasz tą płytę? - No! Kiedyś to szybko tu z tej zimnicy umirali – i jo musiał po nocy znowu szukać człowieka. - A ...po co Ci to? - A jak to po co? Juże mój dziad i łojciec łapali żywczyków – to i ja łapię. Mus to mus! - Jaki mus, Jontek – kto Ci to każe robić. Cicho przysunął się do jej ucha, Poczuła smród wódki i tanich papierosów. - Łone to każą. Powidoki – powiedział szeptem. - Powidoki?! A co to za stwory? - No.... umarlaki, panienko. Muszą raz do roku odtańczyć swój taniec. - To niech sobie tańczą! A ja tu po co? Wypuść mnie, bo muszę jutro być w pracy – wiedziała, że to na nic, ale próbowała wszystkiego. - A jakże to – stary podrapał się w głowę – toż im potrzebna panienki krew. I to ciepła – dlatego palę pod płytą. - Wampiry ?! - Ni! Wampirów nie ma – to tak mówią o Powidokach ... ocho! Już chyba idą. Felicja spróbowała jeszcze raz zerwać łańcuch, na próżno. Zewsząd dolatywał cichy szum, jakby osypującej się ziemi. Zamknęła oczy. Po chwili jednak poczuła, ze wokół niej coś się zmieniło. Otworzyła oczy. Z początku nie rozumiała co widzi, ale z czasem domyśliła się, ze widzi tłum pół przeźroczystch, nagich postaci a poprzez ich prześwitująca skórę wszystkie wątroby, żołądki, płuca i serca. Nieruchome serca. Pochylili się nad nią i próbowali bezskutecznie dotknąć jej ciała. - Odsuńcie się! – nagle przed katafalkiem pojawił się Jontek – najpierw jo! To je mojo zwyczajowo zapłata. Potem wy! Milcząco odsunęli się pod ściany a ich oczy zalśniły innym blaskiem. Usłyszała jakiś stuk. Spojrzała na Jontka i zrozumiała, że to sprzączka jego paska stuknęła o kamienną podłogę. Stał przed nią bez gaci, w rozchełstanej koszuli i sapiąc, gmerał sobie pod spasłym brzuchem. A tam w cieniu rysował się już nabrzmiały kształt .... Popatrzyła na jego twarz. Zobaczyła półprzymknięte powieki i szeroko uśmiechnięte, zaślinione, grube usta. Zadrżała, a krew uderzyła jej do głowy. Jontek zaczął powoli, trzymając się jej rozchylonych nóg - włazić na granitową płytę. Już klęczał przed nią, dokładnie obmacując ją wzrokiem. Wierzchem dłoni starł ślinę z warg i powiedział. - Jużem dawno chcioł panienkę mieć tutej – ale dopiero teroz , żem się dobrze przygotował. Tylko nie krzycz, bo będę musiał zatkać ci gębę moimi gaciami – był wyraźnie zadowolony ze swojego dowcipu. – będziesz krzyczeć? - Nnie – wyszeptała, i tak miała straszliwie suche gardło. - No i dobrze. Rozsunął kolanami jej uda, a swoje wielkie łapy podsunął pod jej szczupłe biodra. Uniósł ją do góry, i gorący, spocony brzuch z klaśnięciem zetknął się z jej ciałem. Długo się nawet nie przymierzał. I już po chwili poczuła go w sobie. Zagryzła wargi do krwi, co pozwoliło jej zachować przytomność umysłu. Spojrzała w bok . Tamten tłum jeszcze zgęstniał. Jej plecy zaczęły szorować po gładkim granicie ... raz ... raz ... raz ... Stary był teraz zapatrzony w rozkołysane piersi Felicji. Wyciągnął spod niej prawą rękę i próbował schwycić jedną z nich. Nagle przechylił się za bardzo i całym ciężarem zwalił się na dziewczynę. Jęknęła z bólu i obrzydzenia. Pod tym żywym, cuchnącym ciałem – nie mogła złapać tchu. Przez głowę przelatywały jej, jak szalone, fragmenty różnych widzianych kiedyś horrorów – potem usłyszała wysilony jęk starego i drżenie przebiegające przez jego ciało. Miała wprawdzie zamknięte mocno oczy, ale przecież czuła i słyszała wszystko! Po chwili ten okropny starzec zaczął zsuwać się z niej, zostawiając na jej ciele długi ślad swojej śliny. Nadal nie otwierała oczu. Słyszała, jak Jontek ubiera się sapiąc i postękując, a potem mówi: - To tego, zara wom ją przyszykuje. Nagle jego dłoń spoczęła na jej głowie a gruby palec podniósł zaciśniętą powiekę. Ujrzała tuż przy sobie jego bezzębne usta. - Łone zawsze mi zazdroszczą, tego , wi panienka? Bo łone nie mogą już chędożyć po bożemu, hihihi ! - A co ze mną teraz będzie? – wyszeptała przezwyciężając obrzydzenie. - A co ma być? Będzie jak zawsze – zdjął rękę z jej głowy i poczłapał gdzieś do kąta. Po chwili usłyszała jak ostrzy coś na starym , nożnym kole szlifierskim. Pamiętała, że sama podarowała Jontkowi to koło ,po śmierci ojca. To i wiele innych rzeczy ... a on Zacisnęła jeszcze mocniej powieki, ale łzy i tak pojawiły się w kącikach jej oczu. Właściwie nie wiedziała już, czy chce stąd uciec, czy pragnie, żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej – bo po co mi to całe moje życie – pomyślała – nawet nie mam dla kogo żyć, Ani męża, ani dzieci, tylko kot, jak u starej panny ... teraz łzy popłynęły jej już całym strumieniem. Łkała tak coraz głośniej, nic już prawie nie widząc. - No nie płacz kobito – Jontek znowu był przy niej – będę tak robić, co by cie niedużo bolało. - Ale ja nie chcę – wychlipała. - Mus to mus - odpowiedział i zaczął zdejmować jej łańcuchy z nóg - tera stanie panienka tu po środku – zdjął też łańcuch z jej rąk - i włoży tu ręce – pokazał na zwisający z sufitu kawałek grubego sznura, zakończonego, przywiązaną byle jak, parą zwykłych kajdanek. Spróbowała się wyrwać, ale stary góral krzepko trzymał jej lewe ramię. Prawe za to miała wolne, więc, nie namyślając się wcale - wbiła mu swój kciuk prosto w oko. Z chrapliwym krzykiem puścił jej rękę i zatoczył się na katafalk. Teraz – jak to uczył ją instruktor samoobrony – szybko rozejrzała się dookoła, szukając drogi ucieczki. Jednak stary, pomimo zalanej krwią twarzy, już wyciągał rękę w jej stronę, zastawiając wyjście z krypty. Wtedy zobaczyła w kącie ...
  8. Moi drodzy - mam nadzieję , że dopiszecie do tego Ciąg Dalszy - gdyż moja Muza pofrunęła na grób Apollina :) Do piór! Marek
  9. 1 Listopad – Obrzęd Czerwonego Tańca *** Jak zwykle była spóźniona. Grób ojca, na małym góralskim cmentarzyku – musiał co roku czekać, aż Felicja ( to imię po babci ojca – ale się już przyzwyczaiła przez te swoje 26 lat), odwiedzi tego szczególnego dnia mogiły w Krakowie. Nie lubiła tej drogi, na grobach dopalały się ostatnie płomyki, było ciemno i zimno. Na szczęście znała drogę na pamięć. Owinęła się szczelnie swoją bordową kurtką. Z plecaka wyjęła grabie i duży worek. Najpierw liście. Potem mycie pomnika, i wreszcie świece. Mogła już usiąść. Jak co roku starała się przypomnieć sobie jego twarz, głos, dotyk – i co roku było trudniej. Zaczęło porządnie wiać. Dopaliła pośpiesznie papierosa, umieściła worek z liśćmi za krzyżem i niechętnie wstała. Czekała ją długa droga w deszczu – a jej Fiacik był coraz starszy. I jeszcze jutro do pracy – Brrr! Ta ruda suka, na pewno już obmyśla jakąś dodatkową robotę dla mnie. Postawiła kaptur, wzięła plecak i ........ *** Obudziła się w jakimś zimnym pomieszczeniu. Podniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Leżała nago na płycie grobowca, przywiązana łańcuchem. Pomimo zimna, czuła, że granit na którym leży – jest mocno rozgrzany. Było by prawie całkiem ciemno, gdyby nie dwie lampy naftowe, wiszące pod niskim, kamiennym sklepieniem. To jakiś zboczeniec mnie tu zamknął – pomyślała – to chyba jakaś grobowa krypta – a nie chciałam w tym roku jechać! – była na siebie zła. Szarpnęła łańcuchy. - To na nic – odezwał się za nią chrapliwy głos. Odchyliła głowę i spojrzała za siebie. W półmroku widziała ciemną, krępą sylwetkę. Znała go! To stary Jontek, tutejszy grabarz. - Jontek, to ty? – zapytała z wysiłkiem. - A ja, panienko. Ładnaś dziewucha, że hej! - To ty mnie rozebrałeś? - A jo. - To mnie teraz rozwiąż, oddaj ubranie – a zapomnę o wszystkim – starała się mówić miłym głosem. - He! He! – był wyraźnie rozbawiony – Oj! Tak to nigdy nie było. Ciepło ci? - Tak – podgrzewasz tą płytę? - No! Kiedyś to szybko tu z tej zimnicy umirali – i jo musiał po nocy znowu szukać człowieka. - A ...po co Ci to? - A jak to po co? Juże mój dziad i łojciec łapali żywczyków – to i ja łapię. Mus to mus! - Jaki mus, Jontek – kto Ci to każe robić. Cicho przysunął się do jej ucha, Poczuła smród wódki i tanich papierosów. - Łone to każą. Powidoki – powiedział szeptem. - Powidoki?! A co to za stwory? - No.... umarlaki, panienko. Muszą raz do roku odtańczyć swój taniec. - To niech sobie tańczą! A ja tu po co? Wypuść mnie, bo muszę jutro być w pracy – wiedziała, że to na nic, ale próbowała wszystkiego. - A jakże to – stary podrapał się w głowę – toż im potrzebna panienki krew. I to ciepła – dlatego palę pod płytą. - Wampiry ?! - Ni! Wampirów nie ma – to tak mówią o Powidokach ... ocho! Już chyba idą. Felicja spróbowała jeszcze raz zerwać łańcuch, na próżno. Zewsząd dolatywał cichy szum, jakby osypującej się ziemi. Zamknęła oczy. Po chwili jednak poczuła, ze wokół niej coś się zmieniło. Otworzyła oczy. Z początku nie rozumiała co widzi, ale z czasem domyśliła się, ze widzi tłum pół przeźroczystch, nagich postaci a poprzez ich prześwitująca skórę wszystkie wątroby, żołądki, płuca i serca. Nieruchome serca. Pochylili się nad nią i próbowali bezskutecznie dotknąć jej ciała. - Odsuńcie się! – nagle przed katafalkiem pojawił się Jontek – najpierw jo! To je mojo zwyczajowo zapłata. Potem wy! Milcząco odsunęli się pod ściany a ich oczy zalśniły innym blaskiem. Usłyszała jakiś stuk. Spojrzała na Jontka i zrozumiała, że to sprzączka jego paska stuknęła o kamienną podłogę. Stał przed nią bez gaci, w rozchełstanej koszuli i sapiąc, gmerał sobie pod spasłym brzuchem. A tam w cieniu rysował się już nabrzmiały kształt .... Popatrzyła na jego twarz. Zobaczyła półprzymknięte powieki i szeroko uśmiechnięte, zaślinione, grube usta. Zadrżała, a krew uderzyła jej do głowy. Jontek zaczął powoli, trzymając się jej rozchylonych nóg - włazić na granitową płytę. Już klęczał przed nią, dokładnie obmacując ją wzrokiem. Wierzchem dłoni starł ślinę z warg i powiedział. - Jużem dawno chcioł panienkę mieć tutej – ale dopiero teroz , żem się dobrze przygotował. Tylko nie krzycz, bo będę musiał zatkać ci gębę moimi gaciami – był wyraźnie zadowolony ze swojego dowcipu. – będziesz krzyczeć? - Nnie – wyszeptała, i tak miała straszliwie suche gardło. - No i dobrze. Rozsunął kolanami jej uda, a swoje wielkie łapy podsunął pod jej szczupłe biodra. Uniósł ją do góry, i gorący, spocony brzuch z klaśnięciem zetknął się z jej ciałem. Długo się nawet nie przymierzał. I już po chwili poczuła go w sobie. Zagryzła wargi do krwi, co pozwoliło jej zachować przytomność umysłu. Spojrzała w bok . Tamten tłum jeszcze zgęstniał. Jej plecy zaczęły szorować po gładkim granicie ... raz ... raz ... raz ... Stary był teraz zapatrzony w rozkołysane piersi Felicji. Wyciągnął spod niej prawą rękę i próbował schwycić jedną z nich. Nagle przechylił się za bardzo i całym ciężarem zwalił się na dziewczynę. Jęknęła z bólu i obrzydzenia. Pod tym żywym, cuchnącym ciałem – nie mogła złapać tchu. Przez głowę przelatywały jej, jak szalone, fragmenty różnych widzianych kiedyś horrorów – potem usłyszała wysilony jęk starego i drżenie przebiegające przez jego ciało. Miała wprawdzie zamknięte mocno oczy, ale przecież czuła i słyszała wszystko! Po chwili ten okropny starzec zaczął zsuwać się z niej, zostawiając na jej ciele długi ślad swojej śliny. Nadal nie otwierała oczu. Słyszała, jak Jontek ubiera się sapiąc i postękując, a potem mówi: - To tego, zara wom ją przyszykuje. Nagle jego dłoń spoczęła na jej głowie a gruby palec podniósł zaciśniętą powiekę. Ujrzała tuż przy sobie jego bezzębne usta. - Łone zawsze mi zazdroszczą, tego , wi panienka? Bo łone nie mogą już chędożyć po bożemu, hihihi ! - A co ze mną teraz będzie? – wyszeptała przezwyciężając obrzydzenie. - A co ma być? Będzie jak zawsze – zdjął rękę z jej głowy i poczłapał gdzieś do kąta. Po chwili usłyszała jak ostrzy coś na starym , nożnym kole szlifierskim. Pamiętała, że sama podarowała Jontkowi to koło ,po śmierci ojca. To i wiele innych rzeczy ... a on Zacisnęła jeszcze mocniej powieki, ale łzy i tak pojawiły się w kącikach jej oczu. Właściwie nie wiedziała już, czy chce stąd uciec, czy pragnie, żeby ten koszmar skończył się jak najszybciej – bo po co mi to całe moje życie – pomyślała – nawet nie mam dla kogo żyć, Ani męża, ani dzieci, tylko kot, jak u starej panny ... teraz łzy popłynęły jej już całym strumieniem. Łkała tak coraz głośniej, nic już prawie nie widząc. - No nie płacz kobito – Jontek znowu był przy niej – będę tak robić, co by cie niedużo bolało. - Ale ja nie chcę – wychlipała. - Mus to mus - odpowiedział i zaczął zdejmować jej łańcuchy z nóg - tera stanie panienka tu po środku – zdjął też łańcuch z jej rąk - i włoży tu ręce – pokazał na zwisający z sufitu kawałek grubego sznura, zakończonego, przywiązaną byle jak, parą zwykłych kajdanek. Spróbowała się wyrwać, ale stary góral krzepko trzymał jej lewe ramię. Prawe za to miała wolne, więc, nie namyślając się wcale - wbiła mu swój kciuk prosto w oko. Z chrapliwym krzykiem puścił jej rękę i zatoczył się na katafalk. Teraz – jak to uczył ją instruktor samoobrony – szybko rozejrzała się dookoła, szukając drogi ucieczki. Jednak stary, pomimo zalanej krwią twarzy, już wyciągał rękę w jej stronę, zastawiając wyjście z krypty. Wtedy zobaczyła w kącie ...
  10. TO BYŁ ROK OLIMPIJSKI Tamtego dnia ... bo kiedyś córka Cię zapyta: A gdzie poznałaś tatę? to właśnie tamtego dnia – w telewizji miał być mecz tak – to był Rok Olimpijski .. ale nie grali Polacy więc namówili mnie tacy jak i ja – niby już dorośli a jeszcze niedbali o życie. a tam był hałas, muzyka i tańce – Ty ... przeciskałaś się właśnie do wyjścia – musiałaś jednak poczekać „Dla pań” – jak zwykle było zajęte. ... pokochałem Cię od razu – i tak mów naszej córce – OD RAZU! potem te głupie podchody, zaczepki , rozmowy patrzyłaś uważnie , jednak bez ... ... uczepiłem się jak tonący – że pożyczę Ci książkę, której nie miałem. widziałem ja jednak kilka dni wcześniej w antykwariacie zgodziłaś się przyjść we wtorek. za te 256 stron, podarowałaś mi - 694 prawie dwa lata– jedyne które pamiętam dzień po dniu – a potem ... cztery ściany świata wiersze przeczytane, wiersze napisane nie mamy córki – może i dobrze, bo niektóre nowotwory są dziedziczne jutro Wszystkich Świętych ... znowu przyniosę tę książkę i przeczytam Ci kolejny rozdział potem zamkniemy się w swoich ... kwaterach do następnej jesieni
  11. CZARNOWŁOSA - W RĘKACH KOSA! (na melodię "...Ech raz! Jeszcze raz!!") * * * Chodzi wśród nas pewna dama Czarna, smutna, zawsze sama Nie wiem skąd bierze zlecenia Lecz pracuje bez wytchnienia. Od tysięcy lat tak kosi Potem do zabawy prosi I ty zagrasz z Nią, kolego W odwiecznego - "Chowanego"! Ref. ... Ech raz! Jeszcze raz! ... Czarna kosa chlaśnie nas. ... Ech raz! Jeszcze raz! ... Rośnie krzyży piękny las. Tak, więc zapal jutro świeczkę Nawet pod krzyżem nieznanym Tu też będzie Twoja Meta Po tym biegu, zadyszanym ... Ref. ... Ech raz! Jeszcze raz! ... Czarna kosa chlaśnie nas. ... Ech raz! Jeszcze raz! ... Rośnie krzyży piękny las.
  12. Witam - tak, tak, wiem że takie Erotyki "starej daty", bez grubszychh "wyrazów" - nie są juz modne. Napisałeś - "wolimy autentyzm i autorską spontaniczność, cokolwiek to znaczy" - i ja w zupełności to popieram! Ale, żem z pokolenia, gdzie to - "po mowie ich - poznacie ich", toteż nawet nie umiem wplatać w swoje wiersze różnych "nieparlamentarnych". To taka moje "liryczna" ułomność. No wiec i ja popełniłem Erotyk - jednakowoż chyba dla Ciebie zbyt łagodny - chociaż, jak przeczytasz - kobiety uznały go za zbyt - ekshibicjonistyczny (uff - trudny wyraz!) Oto łon: www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=95524 Pozdrawiam Szanowny Zarząd Spółki - Marek
  13. Oj Spółkowniku, nie czytasz uważnie ! Napisałem, że Twój Erotyk jest zbyt poprawny STATYSTYCZNIE a nie STYLISTYCZNIE:) "Statystycznie" - to znaczy, że łatwo jest przewidzieć (statystycznie najbardziej częstą) kontynuację następnej zwrotki. A według mnie w sztuce (pisanej, malowanej czy filmowanej) 2 + 2 = WSZYSTKIEMU, TYLKO NIE 4 !!! Bo wtedy to jest właśnie statystyka a nie emocja. *********************************************** A tak poza tym gderaniem, to fajnie ,że zjawił się tu kolejny "liryczny" facet:) Mało nas na tym świecie, jesteśmy gatunkiem ginącym. A jeżeli chodzi o to, jakie Erotyki ja lubię - to proszę: www.poezja.org/debiuty/viewtopic.php?id=91836 Wiersz naszego kolejnego lirycznego kolegi. Serdecznie pozdrawiam - Marek
  14. No ... pierwszy raz nie witam tu Debiutanta "dobrym słowem", ale ... wprawdzie ten Erotyk idzie Ci "jak po sznurku" - ale właśnie to dla mnie jest zbyt ... poprawne statystycznie. Zabrakło - jak dla mnie - emocji. A jak już tak gderam - to zasugeruję, żeby dłużej zastanawiać się nad użyciem jakiegoś słowa. Niektóre zwroty są zbyt oczywiste np: "czekają spragnione" czy "droga skończyła się Rajem" za to takie - "rozwibrowani oboje drżący osobno wilgocią " - ZNAKOMITE! Po prostu szukaj, szukaj - nastroju, i ... POWODZENIA! Marek
  15. A poza tym, Magdaleno (śliczne, a zapomniane imię) - samo życie Poety to materiał na niezły film (tylko nie Chyra!). Ostatnio przypomniałem sobie smaczny fragment w "Pięknych dwudziestoletnich" Marka Hłaski z ich osobistych spotkań. Napisał, że Broniewskiemu tak naprawdę podobał się w komunizmie jego "malarski rozmach". Te hordy Tuchaczewskiego, tłumy robotników i "piece Magnitogorska". Bo sam Poeta przecież dostał Virtuti Militari za walkę z bolszewikami w 1920. Jest tam taki fragment, jak Broniewski prosi "pętaka" Hłaskę o przebaczenie, że kiedyś, po wódce - chciał na niego donieść do UB. Oczywiście i to pojednanie skończyło się kolejnym pijaństwem: "... aż do chwili, kiedy wspólnie straciliśmy przytomność usnąwszy w jednym łóżku, przy czym ja spałem przytulony do niego jak szczenię do suki". Tak, w ogóle, to dzisiaj KAŻDY MYŚLĄCY dwudziestolatek powinien przeczytać tę książkę, bo więcej mówi ona o historii powojennej Polski (i świata) - niż większość podręczników. Tylko że po przeczytaniu (przynajmniej facet) ma poczucie, że dotychczas żył (w porównaniu z Markiem Hłaską) jak "meduza unosząca się w ciepłych wodach oceanu" - i skąd teraz ma brać TEMAT, do pisania?! Pozdrawiam (ciut pesymistycznie) - Marek
  16. Motto: "lubię to. :D Ciebie też. :) **************************************** Magdo ... dziękuję, to dla mnie NAPRAWDĘ ważne - bom w kryzysie wielokrotnym. Cóż - Nieszczęścia zwykle chodzą ... stadami! Marek
  17. Spotkanie z Poetą *. Kiedy cofnąłem się w czasie, (sny miewam czasem dziwaczne), Spotkałem Poetę ... w słońcu, na tarasie, Pisał coś maczkiem. To była kawiarenka nieduża, Trzy, może cztery stoliki. Za szybą grali w brydża, (słyszałem – „cztery piki” ). Spytałem cicho – Czy można? Nie słyszał, nad kartką schylony. Chmurne czoło, twarz jak z kamienia wykuta I wzrok - przerażony ... ? Popatrz Poeto – myślałem, Los spełnił czerwone Twe sny. A z nimi powróciły – Kraty, kajdany i wszy. I komuś, gdzieś, w kazamatach „palą się oczy otwarte” Jakiej to Nowej Idei Życie człowiecze jest warte ? Bo znowu jakiś Belzebub Zatoczył Kołem Historii. A temu co był Aniołem Wyrosły kopyta i rogi. * - z Władysławem Broniewskim.
  18. Świetne, i (dla mnie) inspirujące! Pozdrawiam - Marek
  19. Macieju-Oj-Macieju_Naprawdę_już_ czas_na decyzje o światowym_zasięgu. Nie chcę _zostawiać_ tego_ świata Swojemu_Synowi_w_takim_stanie_!!! Marek PS No może nie od razu zbrojna rewolucja - ale ludzie już zrozumieli, że Chińczyk czy Wietnamczyk nie jest już "naszym bratem" z Pierwszego Elementarza - ale poważnym konkurentem na rynku pracy. Państwa już nie umieją obronić swojego obywatela przed wielkimi koncernami. Taka CocaCola ma dochód większy niż większość państw na świecie ! - Bez zmian na rynkach finansowych (model skandynawski?) - prędzej czy później dojdzie do przelewu krwi - i właśnie tego chcą uniknąć ci Oburzeni!
  20. MOTTO: "Dosyć już żyliśmy w glorii praw, które dał Adam i Ewa: Zajeździmy kobyłę historii! − Lewa! Lewa! Lewa!" W. Majakowski Piszę kolejny "list intencyjny" Tak beznadziejnie - "wielokrotny" I rośnie absurd dysocjacyjny Bo wykształcony, a bezrobotny! Tamten kupuje kolejne jachty Znowu w potęgę rosną próżniacy Kryzys pobudził nowe konszachty Ja szukam chociaż - telepracy! Dosyć mam możnych arogancji W ich telewizjach tylko ściemy Żądam dla swego dziecka gwarancji Że też dostanie z życia - tantiemy Ja chcę burżuja duszę ratować Szwedzkie podatki - to dobra droga Bo ile można do trumny schować A i szacunek ma się u Boga Temu co wspina się uparcie I co zaczynać musiał od zera Twoje pieniądze dadzą wsparcie A nie? To niech cię jasna cholera! Bo gdy wyjdziemy na ulice By pełna piersią Pieśń zaśpiewać I cały świat zaciśnie pięści Nie będziesz miał gdzie, łotrze zwiewać!
  21. I popatrz Aniu, że nigdy nie brakowało tych którzy: "I znowu mówią, że Ford... że kino... Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna... Warstwami rośnie brednia potworna, I w dżungli zdarzeń widmami płyną." ... taaak, ludzkość ( wbrew naukowcom) ma jeszcze dłuuugą drogę do przebycia od "Homo erectus" do "Homo sapiens"! I wciąż - od starożytności - aktualne jest - "Homo homini lupus est". Pozdrawiam - M.
  22. Mieszkańcy Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach Strasznie mieszkają straszni mieszczanie. Pleśnią i kopciem pełznie po ścianach Zgroza zimowa, ciemne konanie. Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą, Że deszcz, że drogo, że to, że tamto. Trochę pochodzą, trochę posiedzą, I wszystko widmo. I wszystko fantom. Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie, Krawacik musną, klapy obciągną I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię, Taką wiadomą, taką okrągłą. I oto idą, zapięci szczelnie, Patrzą na prawo, patrzą na lewo. A patrząc - widzą wszystko oddzielnie Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo... Jak ciasto biorą gazety w palce I żują, żują na papkę pulchną, Aż papierowym wzdęte zakalcem, Wypchane głowy grubo im puchną. I znowu mówią, że Ford... że kino... Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna... Warstwami rośnie brednia potworna, I w dżungli zdarzeń widmami płyną. Głowę rozdętą i coraz cięższą Ku wieczorowi ślepo zwieszają. Pod łóżka włażą, złodzieja węszą, Łbem o nocniki chłodne trącając. I znowu sprawdzą kieszonki, kwitki, Spodnie na tyłkach zacerowane, Własność wielebną, święte nabytki, Swoje, wyłączne, zapracowane. Potem się modlą: "od nagłej śmierci... ...od wojny... głodu... odpoczywanie" I zasypiają z mordą na piersi W strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie
×
×
  • Dodaj nową pozycję...