Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anna Romanek

Użytkownicy
  • Postów

    428
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anna Romanek

  1. Miał na sobie spodnie w kratkę, neseser w ręku- gotów do wyjazdu do Dusznik na zimowisko. Znudziło mu się wieczne wiszenie w próżni i zapragnął odmiany. Zachciało mu się przygody narciarskiej na zimowych stokach. Wsiadł do sapiącego pociągu, który był już tak obciążony wszystkimi innymi “pragnącymi”, że ledwo ruszył z miejsca. Zasnął od razu. Pociąg kołysał miarowo, czuł się prawie jak na pajęczynie. Muchy we śnie muskały jego kosmate policzki i jego dumę –brodę. Postanowił, jak każdy starzejący się pająk, “przemeblować się” od stóp do głów. Chciał dowieść sobie samemu, że jest jeszcze pod urokiem tego świata i potrafi korzystać z jego dobrodziejstw. Dwie muchy siedziały sztywno naprzeciwko, przyglądając mu się z niesmakiem. Stary dziad “z nartami przytroczonymi do pleców”. Kto dziś wozi się z nartami?! Muchy posiadały światopogląd ślicznotek przy forsie. I wszelkie “dziadowskie” scenki z życia mniej przez los uprzywilejowanych, napawały je odrazą. Kosmaty pająk w przedziale był klasycznym tego przykładem. Żyły w świecie nowoczesnym, gdzie pająki dawno już przestały im zagrażać. Ten był jakimś cieniem z przeszłości, który budził odrazę, lecz nie lęk. Lęku muchy pozbyły się od momentu, kiedy zjednoczenie emancypantek, obdarzonych specjalną mocą rozkodowywania DNA pająków, doszło w tym do wspaniałych rezultatów, pozostawiając w spokoju jedynie osobniki nie zdolne już do sadystycznych praktyk, którym oddawały się dotychczas pająki w stosunku do muszego rodu, a więc jedynie starych dziadów. Niestety,to niedopatrzenie okazało się żałosne w skutkach, gdyż te właśnie osobniki zaczęły przysparzać najwięcej kłopotów. Z braku konkurencji swych pobratymców, którzy zostali całkowicie wykluczeni z grona “tygrysów” zagrażających spokojnej egzystencji much, ich dawne obyczaje pożerania żywcem, lub spokojnego wysysania życia,( po czym “konsumowania go” w ciszy leśnego poranka), uległy pewnym dewiacjom, a mianowicie, te stetryczałe istoty poczęły umizgiwać się w sposób tak lepko-pajęczynowy, że nie sposób było oprzeć się, jak twierdziła większość much, gdyż ich z dziada- pradziada w geny wpisany lęk przed pająkiem przekształcił się na skutek zachwiania struktury stosunków pająk-mucha, w całkowicie odwrotny zamiast lęku-fascynacja i uległość. Niektóre odkrywały to dopiero przechodząc przez wstępny etap odrazy, który to przechodziły właśnie, nieświadome niczego, nasze dwie ślicznotki, panienki z tatusiowym zapleczem finansowym na ich skromnych studenckich pleckach. Podróż zaczęła się dłużyć muchom, szczególnie, że z widokiem na brodatego i włochatego, podstarzałego pająka. Oczy pająka otworzyły się za chwilę i ogarnęły wzrokiem dwie siedzące naprzeciw elegantki. Nienajgorsze towarzystwo, pomyślał. Mam nadzieję, że również jadą do Dusznik. Zaczął im się przyglądać z zainteresowaniem, powłócząc lepkim wzrokiem po ich “kobiecych urokach”. Zażenowane muchy odwróciły wzrok, by znów za chwilę zgubić go w przepastnych głębiach pajęczych oczu. Czar zaczął działać. Muchy jak zahipnotyzowane wysiadły w Dusznikach wlokąc za sobą walizy, podczas gdy pająk dziarskim krokiem na czele całej ich trójki prowadził tą trzyosobową karawanę do domu wczasowego pod nazwą “Tarantula”. Teraz co drugi hotel nazwany był imieniem pająka, dla udowodnienia całkowitej wolności. Teraz mucha mogła mieszkać w hotelu “Pod Pająkiem”bez najmniejszego dreszczyku zagrożenia. Była to szczególna manifestacja zwycięstwa.W przeciwieństwie do ludzi, którzy to wyrzucają z nazw znaczących miejsc znienawiadzonych poprzednich oprawców, czy innomyślicieli. Uśmiechnął się do długorzęsej recepcjonistki o poszarzałych już skrzydłąch, prosząc o pokój z widokiem na szczyty. Mucha roześmiała się patrzac na jego włochate policzki i długie, chude nogi, zapewne na skutek wyobrażenia go sobie skaczącego ze skoczni narciarskej, unoszonego przez wiatr i lądującego w zaspie z połamanymi nogami. Młode muchy pozostawały milczące.Jedna znich z pozbyła się już sweterka, porzucając go na posadzkę. Natychmiast pokryła się gęsią skórką, o czym nawet, zdawało się, nie wiedziała. Wpatrując się w pajęcze oczy stała usztywniona. Recepcjonistka natychmiast odebrała sygnał. Znała już takie przypadki i była przeszkolona w udzielaniu pierwszej pomocy. Podeszła więc do telefonu i wykręciła znany sobie numer. Po paru minutach załatwiania formalności, co robiła z rozmysłem opieszale, pojawił się wielki kosmaty pająk, który natychmiast przyciągnął uwagę dwóch, płonących z zachwytu much. Muchy natychmiast przerzuciły zainteresowanie na jego muskularną budowę. Zamknął je w pokoju obok, na klucz, i wyszedł z holu, pozostawiając brodatego pająka w osłupieniu. Recepcjonistka natomiast, wielka, męskiej prawie budowy mucha, uśmiechała się tajemiczo, jakby niczym nie zaskoczona. Po krótkiej z nią rozmowie na temat pogody, gdyż żaden temat nie wydawał mu się w tej chwili odpowiedni, pomaszerował na chwiejnych nogach do wyznaczonego numerem na kluczu pokoju. Pogrążywszy się w głębokich rozmyślaniach na temat planowanych rozrywek, zasnął jak smok, z tą tylko różnicą, że smok chyba nie chrapie, natomiast on wydawał z siebie odgłosy rżniętego piłą metalu. Odgłos ten wirował między łóżkiem a firanką, która falowała od podmuchów zdrowego chrapania. Z rana odwiedził recepcjonistkę przekazując jej szczegółową relację z nadzwyczajnych walorów hotelowego łóżka. Wyspany i świeży jak skowronek wyruszył z nartami na zbocze. Roiło już się tam od zwoleników zimowego sportu. Słońce wspięło się nad domy i promienie raziły oczy. Postanowił kupić okulary. Dwie muchy przechodziły obok spoglądając nieobecnym wzrokiem, jak dwa manekiny. Rozpoznał w nich towarzyszki podróży pociągiem. Zapragnął przywitać się, lecz przeszły obok, nie reagując na jego powitanie. Trochę zdziwiony i zniesmaczony takim potraktowaniem chciał odejść, lecz zbliżył się po raz wtóry i znów zagadnął, ale zamiast odpowiedzi otrzymał tylko dziwną kopertę, którą wręczyła mu ta “od sweterka”. Przeczytał pośpiesznie i zaczął biec ile sił w starczych nogach, przesłaniając oczy dłońmi, jakby w obronie przed jaskrawym słońcem. W kopercie było zdjęcie muchy pożerającej pająka. I nie byłoby w tym nic aż tak strasznego, gdyby muchą tą nie była podstarzała recepcjonistka, która właśnie przed wyjściem z hotelu zapraszała go na wspaniałą kolację sam na sam.I gdyby nie rozpoznał na rysunku siebie,jako pożeranego przez nią pająka.Wielki muskularny pająk, “goryl” pilnujący ślicznotek spurpurowiał od rubasznego śmiechu. Łowy zakończone!!! Śmiał się do rozpuku. Tak kończą tu wszystkie niedobitki. Na śniadanie dostałeś już pierwszą dawkę środka odurzającego, który dopiero zacznie działać pod wieczór. Ta Tarantula-to ona! To ostatni etap wyniszczenia pająków. A o mnie się nie martw, bo ona beze mnie żyć nie może. I to dosłownie. Widzisz ten duet?-wskazał na ślicznotki.To właśnie jej obiad. Beze mnie umarłaby z głodu. Żyjemy w symbiozie. A to najlepsza relacja. Jej już nie wystarczają same pająki. Ma ogromny apetyt.Ty będziesz na kolację. Mogę ci już właściwie powiedzieć- żegnaj. Rzeczywiście. Pogładził się po brodzie, z której włosy wychodziły już garściami. Samo to było dla niego już prawie jak śmierć. W oczach pociemniało, a słońce zdawało się zachodzić. “Coś wyraźnie ze mną nie tak”-powiedział do siebie. Pomyślał, że nie zobaczy już żadnego wschodu i zapłakał nad sobą. Wówczas kurtyna poszła na dół. Publiczność biła oklaski, a on śpieszył się już na randkę ze swoją ukochaną muchą, która reżyserowała to przedstawienie. W nowym świecie, gdzie muchy, pająki, myszy, koty, psy i wszysto inne, co żyje pod wspólnym imieniem “fauna”, kochało się wzajemnie i nikt nikogo nie pożerał-ani na śniadanie, ani na obiad, ani na kolację. Przedstawienia miały na celu zapoznanie wszystkich żyjących istot z przeszłością-jak lekcja historii, by młode pokolenia doceniały łagodność i dobrodziejstwa czasów w których przyszło im żyć. Jedyną „rzeczą”, która im zagraża są… niedowiarki. Ciągle wydaje im się, że to zbyt piękne, by było prawdziwe. Dlatego z niepokojem myślę o następnej tam wizycie. Lecz, kto wie, czasem zdarzają się rzeczy niewyobrażalne. Nawet w naszym świecie. Niestety, to samo zagrożenie. Gdyby tak trochę więcej “wiarków” niż niedowiarków, to kto wie, może i my mielibyśmy kiedyś takie przedstawienia. A tak , t o..ech…wciąż trzeba oglądać się za siebie. Jako “wiarek” nie dyskrymiuję niedowiarków, jako, że trochę te “wiarkowe” nogi, jakby z gliny zrobione i nie ręczę za nie.
  2. To może nie na temat opowiadania, ale skoro o kotach mowa-mój kot(mam też małą kotkę) od trzech dni nie pokazał się w domu. Poszukiwania zakończyły się fiaskiem. Może ktoś odpowie na rozwieszone wokół ogłoszenia. Bardzo mi smutno. Pozdrawiam.
  3. Dziękuję Piotrze. Zastanawiam się. Jeśli będzie jakiś rezultat, napiszę nową wersję. Ps. Haiku jest naprawdę trudne. Co do "Błyskawica"-pomyłka, przepraszam, ale to i tak przenośnia. Pozdrawiam.
  4. Ciągle mam ciagoty poetyckie w haiku. Może lepiej: liście powoli opadają znów pożegnanie Co do przenośni: przykład-Basho Matsuo Błyskawica Błyskawica Krzyk czapli dźwignął ciemność A więc ? Pewnie odstępstwa od reguł czasem są dozwolone. Tam myślę. I dziekuję Ci bardzo za komentarz. Ania
  5. wrony poderwały się chmarą słońce znów świeci jasno
  6. Balet liści opadają wirują znów pożegnanie
  7. piasek w klepsydrze cienką strużką mijamy
  8. ciężki jesienny deszcz na ścianie grzyb myśli-w głąb życia
  9. Dziękuję za odpowiedź. I jeszcze słówko: nie jest ważne jak te dzwonki w rzeczywistości nazywają się. Spełniają swoje zadanie w tym haiku. Myślę, że właśnie tak przez Ciebie nazwane, dodają specjalnego klimatu temu haiku. Pozdrawiam.
  10. Podoba mi się Twoje haiku. Dużo tu się dzieje. Czuję zapach świeżego powietrza z otwartego okna, dźwięk dzwonków słyszy się wyraźnie(nawet bez wyjaśnienia o jakie chodzi). I ten zapach lasu. Ogólnie-działa na zmysły. Moje zdanie, może nie tak ważne, jako, że jestem początkującą w tej dziedzine. Piszę jako czytelnik. Pozdrawiam
  11. Dziadek był świetny! Normalny wariat, faktycznie. Bardzo przypadł mi do gustu.Tak jak i opowiadanie. Oryginalny styl. A co do Kiełbasy-nie boisz się, że Ci go psy zjedzą? Taki ponętny kąsek. Będzie chyba dalej, tak? Ps. Wycieraczka prześliczna, co Ty od niej chcesz? Mnie się podobała-w tekście. Pozdrawiam
  12. żelazna brama mech na koronie cierniowej pożółkłe liście
  13. Dziękuję Lenko. Zostaje więc jak było. Pozdrawaim.
  14. Dziękuję za komentarze. Lenko, może tak: leżę w jaskrach marzę ptak oderwał się ku niebu lub-"myślę" w miejsce "marzę" Tylko, czy to nie będzie zbyt dosłowne? Piotrze, dzięki za tak dobrą ocenę. To zachęta do dalszej pracy. I pamiętam, że jestem dopiero uczennicą. Pozdrawiam.
  15. Jay, Jay, wielkie dzięki. Ja mam czasem, jak Ty, odbicia w stronę bezsensu. Co do Twoich opowiadań, to właśnie jest ich atutem, według mnie, że są trochę zwariowane(no, może niezbyt dokładne określenie, ale nie wiem w tej chwili jak inaczej je określić)Tj. myślę o tych satyrycznych. Powinnam zakończyć na świętych krowach, ale już za późno. Dużo uśmiechów i weny.
  16. Ten ostatni akapit należy czytać z wielce przymróżonym okiem. W zwrocie:"podpowiedział ktoś"-ten ktoś miał być wyimaginowaną postacią, spoza grona czytelników. Takie było moje założenie. Proszę wybaczyć, lecz ta końcówka nie najlepiej mi wyszła. Miało być śmieszne, a wyszło trochę żałosne. Co do Pahlada, jeśli wierzyć w relację z czasopisma, to prawda. Niestety, nie mam jak sprawdzić. Jacku, Leszku-dziękuję za komentarze. Ps. Słowo "poniżenie"-niech Bóg broni! Daleka jestem od tego. To tylko ten język czasem psikusy robi. Nie wyrobiony, poprostu. Błagam o litość!!
  17. Błądząc po świecie w krótkich spodenkach narażał się na wiele śmiesznych sytuacji, bo przecież kto mógł zrozumieć, że on, człowiek wyglądający na intelektualisę maszeruje w styczniowy mróz ulicami Nowego Yorku w samych szortach. I na domiar złego w sandałach. I jeszcze na domiar złego w zwykłej podkoszulce. Co się za tym kryło, że nigdy nie miał na ciele znamion odmrożenia nikt nie wie. Są czasem takie istoty naznaczone przez Boga, które nie podlegają prawom ogółu . Na przykład w Indiach żyje niejaki Pahlad Dżani, który od 68 lat niczego nie je, ani nie pije. Ten 76-letni człowiek nawet nie ma potrzeby wydalania czegokolwiek. Występuje u niego jedynie produkcja moczu, który jest z powrotem wchłaniany do organizmu w tylnej części pęcherza moczowego. Badano go na wszystkie strony i stwierdzono, że mówi prawdę. Kiedy miał 8 lat został wybrańcem Bogów, tak twierdzi.”Dostałem eliksir życia” No właśnie, jak to jest z tym eliksirem? To magiczne słowo. Nasz bohater ma tylko jedną kroplę tego cudownego trunku. Biega bez przerwy, żywiąc się przelotem. Ludzie pukają się w głowy oglądając faceta biegającego po ulicach w krótkich spodenkach. A dlaczego on tak biega? A..ooo...każdy by chciał to wiedzieć...nawet on sam. Po prostu nie może się zatrzymać. Jak nasz Pahlad nie może jeść, tak on nie może stać, ani siedzieć w jednym miejscu. A to, że akurat biega w szortach, no każdy już zrozumiał chyba, że tak rozgrzany ciągłym biegiem człowiek nie może marznąć.I jedynie co może zrobić- to tylko zamiast biec-maszerować. No i znajduje się czasami w bardzo niesprzyjających okolicznościach. Kiedyś wylądował w środku pochodu, który domagał się praw dla kobiet ciężarnych i w tym tłumie poczytny za jedną z nich, został nagle uniesiony ku górze, ponad głowy, jako przykład zwyrodnienia na skutek złego działania miejskich gazów ulicznych. W telewizji pokazali to z taką wzmianką: ”...jedna z ciężarnych na skutek zatrucia przybrała kształty stuprocentowego mężczyzny, a dziecko zanikło w jej łonie”. Zdenerwowany natychmiast poleciał do telewizji i kręcąc się w kółko jął mówić pośpiesznie, że naprawdę jest facetem i tylko ...i tak dalej, ale takiego trzepniętego faceta, co w miejscu nie usiedzi nikt nawet nie chciał słuchać. Nakręcili tylko kolejny reportaż, jako o kobiecie, której te trujące gazy odebrały nawet zmysły. Miał już tego wszystkiego dosyć, więc wybiegł stamtąd w takim pędzie, że dostał się wprost na scenę teatru, w którym właśnie Hamlet żałosnym głosem wygłaszał kwestię ”być albo nie być?!” a on zaczął biegać i wyć „oj, żyć, ale nie biec!!!” Zdezorientowana publiczność zaczęła wyć ze śmiechu, więc przedstawianie miało dziurę w budżecie, a on wydeptywał kółko w ciasnej celi aresztu. A jego współlokator, bardziej tylko „stacjonarny” zaczął go przedrzeźniać i okazało się wtedy, że także nie mógł się zatrzymać. Przerażony tym faktem rozerwał z taką siłą kraty, że całe więzienie, jeden po drugim, dołączyło do ich obu. I nagle okazało się, że jak od iskry zapala się las, tak od nich obu wszyscy dostali choroby biegania i zaczęli biegać w kółko otaczając całe miasto, jak kordon roztańczonych durni. W takiej euforii nikt nie widział jeszcze więźniów, no można by wyrazić się ściślej-byłych więźniów. Po czasie pojawiła się policja, której już dostało się od władz miasta za karygodnne niedopatrzenie i okazało się...i tu każdy już się spodziewa, że tak jak z rzepką było –babcia za dziadka, dziadek za babcię... dołączyli i biegli z nimi...nie,nie, nie. To by do niczego nie prowadziło, bo opowiadanie za szybko by się skończyło.W kółko to samo, znudziło by każdego. Tak więc już na tym się skończyło, że ten „latający karambol”niezbyt z prawem zaprzyjaźnionych kolesiów biegł dalej pod obstrzałem ze ślepaków. I choć już syczeli i podskakiwali z bólu, żaden z nich ani na chwilę się nie zatrzymał. A to ci dopiero heca!!!-wykrzyknął komendant-strzelać z grubych!-zahuczał donośnym głosem, ale wtedy nagle okazało się, że „stado” uniosło się i odleciało w siną dal i wylądowało w Indiach, gdzie znany już nam Pahlad zdradził im słodką tajemnicę, że eliksir życia to tylko taki napój, który dostają tylko ci, którzy nie myślą o śmierci. Ale oni przecież zupełnie do tego nie pasowali, bo całe życie już od dzieciństwa, odbierali tylko życie innym i myśleli o śmierci przy każdym przestępstwie. A i o własnej śmierci, w obliczu czekających ich egzekucji. Na to Pahlad powiedział: Tak, i poza tym nikt z Was nie miał jeszcze tego, co nazywa się mlekiem życia. Zgłupieli do reszty, cały czas biegając i już tak biegają wokół niego nie rozumiejąc niczego, tak samo jak nasz naczelny bohater, od którego to wszystko się zaczęło. A jeszcze na domiar złego biega za nimi całe stado świętych krów, które powolnym i majestatycznym(bo jakże inaczej wypadałoby świętym krowom) krokiem przechodziło nieopodal i zostało wciągnięte jak w wielki lej tornado. A wszystko to jest tylko wielka bujda, którą właśnie przed chwilą wymyśliłam w celu rozbiegania zastałych umysłów niektórych osobników, którym to się wydaje, że człowiek nie może się poruszać siedząc sobie przy komputerze. A przecież bez problemu może pobiegać sobie po tekście, w celu rozruszania szarych komórek, które to nie nadążają za rozbieganymi oczami śledzącymi sens(który długo by szukać) napisanego przeze mnie ni to opowiadania, ni to ...czego? Wywodu? A, to tylko podpowiedział ktoś, kto nie śledził i nie nadążał w tym samym, co ja tempie, więc z pewnością porusza się w ciepłym dresie, niedogrzany. I na tym... do jutrzejszego treningu. A co do Pahlada to prawda, prawdziwa w stu procentach.
  18. Nakrywam "płachtą"-znika. "Być albo nie być?"Uznałam-nie być. Lepiej niż- być i straszyć. Dzięki za radę. Pozdrawiam
  19. To jest dobre jako całość. Jak chcesz pisz dalej, ale nie musisz. Mnie podoba się takie właśnie zakończenie (po tym, to już wyobraźnia może popracować) Pozdrawiam
  20. Kobieta w nawie klęczy, modli się. Być może do świętych także, lecz dla nich sprawy ziemskie są już dalekie. Chłód w kościele, a także w ich sercach, które nie mają już uczuć. To nie jest tak, jak myślę, jednak takie ma się wrażenie spoglądając czasem na obrazy. Pozdrawiam
  21. Dzięki Kasiu, ale chyba nie zamieszczę. Pozdrawiam. Ania
  22. narodził się z lustra wymglił się przeciekł blednąc w cichości zadumy okołatał wszystkie wejścia w- teraz nikt nie otwierał przytulił się do chłodnego lustra napisał palcem na mgle jestem z bajki moje istnienie nie jest prawdziwe moje istnienie jest - istnieniem świeca gasnąc otoczyła go ciemnością wchłonęło lustro na drugą stronę- teraz w- kiedyś- został reanimowany bo w –teraz- nie było już szans przeżycia
  23. Podoba mi się, ale zmieniła/bym tytuł. To tylko taka moja skromna sugestia. Pozdrawiam.
  24. To sztuka pisać o "niczym". W niektórych opowiadaniach jakby brakuje puenty(innych autorów), ale tu-to obrazek (coś jak z Lautrec`a)
  25. Ja tak po imieniu. Czy to jest OK? Może "chwycone czasem"-??? (albo: przez czas) Wiersz-amputować czy zostawić(bez łapy)?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...