
Anna Romanek
Użytkownicy-
Postów
428 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Anna Romanek
-
Bardzo Wam dziękuję. Tak, oczywiście proszę o linki. Pozdrawiam, Ania.
-
Pani Kowalska, bo on...
Anna Romanek odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Jak tam, pani Kowalska? Dużo widzę Twój małżonek spacerował ostatnio, widać świeżego powietrza mu w bloku brakowało. I nie tylko jemu. Taka jedna „laleczka”, to też jakby trochę niedotleniona. Pieska ma. Śliczny, nie taki jak ten wasz Drut. On i z imienia taki, jak i wygląda, nieco szpetny, ale rozumie się, każdy swego chwali. I kocha, ma się rozumieć. A ona tego swojego jamnika to tak kocha, że już go na rękach nosić by chciała. Ale to chuchro takie, że nawet takiego cherlaka nie udźwignie. I musi się schylać tak nisko, że zawsze spódniczki jej brakuje, by zakryć to i owo. A ten piesek, to taki żywiutki, że nie da rady złapać. Zawsze ktoś musi pomóc. Tych pomocników to, pani Zosiu, już cały szwadron się zrobił. A ona-generałowa. Tak mi się tylko skojarzyło. I tak się zastanawiam, skąd ci ludzie tyle mają czasu? Ale to jasne jak drut, nie wasz Drut, zwyky drut, bo przecież, emeryci w kolejkach już nie muszą stać, to im nudno. Nie ma do kogo gęby otworzyć. Kiedyś to były dobre czasy. Tyle rozrywek na ulicy. Kawały szły, polityka. Gazety nie musiało się kupować, dzienników oglądać.Wszystkiego się dowiedziałeś pod sklepem. To były czasy. Dla emerytów jak druga młodość, drugie życie. Ja ich często widzę i słyszę co mówią. Tyle, że wtedy, to jak te konie z klapkami na oczach chodzili, i zamiast za ładną dziewczyną, to się tylko za papierem toaletowym, albo cukrem rozglądali, chociaż sama „słodycz” nieraz spacerowała po ulicach i tylko się marnowała ta uroda. Kobieta po to jest stworzona, żeby na nią patrzeć, a nie, żeby jak pani harować. W domu chłop siedzi i tylko nie powiem o czym myśli, a ... patrz pani na tą szczupłą blondyneczkę, w tym szaliczku, o tam! To ona. Piesek w domu siedzi, bo już zmęczony tym noszeniem na rękach. Łap już nie czuje. Zdrętwiały mu, biedactwu. W takiej pozycji z podkulonymi nogami, to i pani by nie wytrzymała. Już zapomniał jak się chodzi. A ile się nasłuchał!? Szczęściem mówić nie umie, bo inaczej, to wszystkie żony w okolicy zeszłyby się pod jej blok, z butelkami z benzyną, w wiadomych celach. Ale, pani Zosiu, nic się nie przejmuj, pani mąż był w domu, jak na spokojnego emeryta przystało, obiadek gotowy. Tyle, że Drut gdzieś się zapodział, bo mąż to za dużo miał do oglądania, żeby się jeszcze za psem własnym rozglądać. Ale czemu pani taka zdenerwowana od razu? Przecież nie koniec świata. To dopiero początek, zobaczy pani. Jutro paniusia z jamnikiem ma randkę z narzeczonym, to każdy będzie murem w domu siedział, bo nie ma po co wychodzić. A Druta nie żałuj pani (taki parszywy pies, że mnie w rękę użarł, jak go pod tramwaj chciałem wepchnąć. I nie będzie mi już ten Twój „przystojniaczek”już dyktował kogo ja mam spotykać, czy nie! I jeszcze wszystkim opowiadał, że ja diabeł wcielony! Szczęściem go już nie ma, za dużo się rządził). Idź pani na górę. Kurek z gazem odkręcił. Przed chwilą go zabrali.Tak mu w głowie zamąciła. Idź pani, obiad jeszcze zdążył zrobić. Smacznego. Może razem zjemy? -
To już decyzja Ashera, ale zgadzam się z Tobą. Pozdrawiam. Ps. Właściwie Asher nie miał na celu, myślę, by wykładać "kawę na ławę" i z tego powodu może lepiej jako, że bohater jest anonimowy, powinno pozostać -on) Przepraszam Asher, że tak dyskutuję z Leszkiem "za Twoimi plecami" Pozdrawiam.
-
O ilości sylab to nie wiedziałam. Jedynie, że nie może być więcej (w sumie) niż 25. Może coś więcej napiszesz o tym? Dzięki, pozdrawiam
-
Myślę, że dobrze się domyślam kim był ten wędrowiec z księgą. A co do oceny- perła. Ps. Mnie też raziło trochę to "aż iskry szły"-w tym kontekście. Zgadzam się z Freney pozdr.
-
Bardzo zmysłowe. Podoba mi się. Pozdrawiam.
-
Dziękuję Ci Fanaberko. Nie jestem do końca pewna, czy to można zaliczyć do haiku (mam na myśli niektóre z moich pomysłów) Mam też haiku, gdzie snop światła pada na stopy mnichów. Tak więc, coś rzeczywiście mamy wspólnego. Pozdrawiam.
-
Jaskółka mi lepiej pasuje i nie jestem pewna, czy masz rację. One też w rozpędzie wlatują przez okno, sama widziałam w moim domu. Być może zdarza się to rzadko. Jaskółka jest szybka i tu mi skojarzeniowo lepiej pasuje. Dzięki za koment. Pozdrawaim serdecznie. Bronię swego, lecz możesz mieć inne zdanie. Ania
-
Różnie z tą aurą bywa. Lecz, zgadzam się. Tak przeważnie jest, że świt jest cichy. Nie pomyśałam o tym. Właściwie miało być: wiatr porywa liście na ławce zapłakany chłopczyk lub: wiatr porywa liście na ławce chłopczyk z tornistrem Dzięki za pomoc, pozdrawaim. Ania
-
Dla pokrzepienia serc? Mam parę, ale każde wydaje mi się nie warte zamieszczenia. Grypa grasuje po mnie, więc takie myśli. Może napiszę jakieś grypowe opowiadanie-o wirusie na przykład?(np."Wirus z pokładu Idy") Tymczasem pozdrawiam, dziękuję za koment. Ania.
-
wiatr porywa liście na ławce chłopczyk już świta
-
w pustym kościele jaskółka zdana na siebie
-
mnisi w kapturach snop światła spod stropu ze świata
-
Dziękuję, Moi Drodzy. Dziś życie "pieskie", bo mam grypę. I dlatego tylko tyle. Dzięki za komentarze, pozdrawiam.
-
Jacku, ja nie muszę się z tym przespać. Przeczytałam dwa opowiadania i stwierdzam, że ty masz zawsze jakąś "bombę" na zakończenie. Bomba opowiadanie. Pozdrawiam.
-
Ja również śmiałam się przy zakończeniu. I to głośno. Mam nadzieję, że jeszcze pośmieję się przy następnym, bo nie omieszkam przeczytać. Na temat błędów nie wypowiadam się, nawet widząc je. Nie mam zwyczaju, gdyż sama je popełniam. Pozdrawiam serdecznie.
-
Dziękuję Lenko, Pietrku. Właśnie zaczęłam myśleć, że może nigdy już mi się nie uda napisać nic choć zbliżonego do haiku. Wniosek-"nie od razu Kraków zbudowano" i próbuję dalej. Z pewnością będą "ślepe strzały", ale nauczę się cierpliwości. Pozdrawaim. Ps. Lenko, dzięki za dopisek pod moim haiku "Odwilż". Zauważyłam dopiero, gdy było już w "Twoje wiersze", nie na stronie. Nie mogłam już odpisać. Pozdrawiam.
-
14 grudzień 2004 “Spokojnie chłopie, ale o jakim spokoju może być mowa, gdy nagle orientujesz się, że już nie masz przed sobą nic prawie, a za sobą rwącą rzekę, która porwała to, co nazywało się twoim życiem. A teraz zostały ci marne strzępki. No, bo co pamiętasz? Zaledwie łepki od szpilek zdarzeń, bo cała reszta utonęła gdzieś w niepamięci. Zostaje tylko rozmyte wrażenie, że dużo się działo. Tyle dni, godzin, minut. Nagle stajesz nad przepaścią starości z zapytaniem: To już? Tak szybko? Przecież nawet nie zdążyłem się przygotować. Pamiętnik jakiś by się może zaczęło, zanim pamięć się zamgli.I tak bez ostrzeżenia? Niby czułeś, że już się to skrada, ale udawałeś, że nie widzisz. No tak, tysiące już się tak wypowiadają jak ja. Nikt ich już nawet nie chce słuchać. Taki typowy, banalny temat. Starzenie się. Nawet już wychodzi z mody. Kiedyś, stary-znaczyło doświadczony, mądry. Teraz oznacza-do lamusa. Łagodniej traktowany, bo głosu już nie ma. Był jak żagiel na morzu, teraz jak łódź podwodna. Egzystuje, ale już nie ma go między zagonionymi, “wspinającymi się”, nie ma nawet w tramwajach, autobusach. Głosy tylko przez niego przechodzą, jak przez powietrze.”Ty, Marek, będziesz jutro na korcie”, albo “Cześć Kaśka, to do jutra”. A on w środku, jak szyba. Do tego to nawet można się przyzwyczaić, ale do “spychania do dołu”, to raczej trudno. Szczególnie, jak się w życiu dorobiłeś i już nie masz sił by sam o siebie zadbać. Ale to wyświechtany temat, nie warto o tym pisać. Krewnych, jak już nad grobem stoisz, to cudem jakimś przybywa. I to byłoby nawet miłym zjawiskiem, gdybyś pogrążony był w całkowitej sklerozie i nie wiedział o co chodzi. Ale jak nie jesteś, to cała ta “pantomima” to nawet nie jest w stanie cię rozśmieszyć. Jedynie smutno się robi, i ten wór, bo już po trosze zaczynasz się czuć świętym Mikołajem, zaczyna ci ciążyć. Jeszcze byś go sam chętnie ponosił, ale już tylu ich jest do pomocy. To i nieraz i przedwcześnie wyjmiesz z tego wora, bo i dla ciebie coś się z tego dostaje. Kawałek szynki kupią, a czasem ciepłe bambosze, bo jakże to wydawać na koszulę, kiedy już nie o podobanie się chodzi, tylko o zahamowanie tych klimatycznych “dokucznic”, jak zimno, wilgoć. Stąd bambosze, szaliki. Krawat już jak zapomniana barka odpłynął gdzieś w dal. Dziadkom się nie zakłada, bo i po co? Mają wyglądać na zadbanych, jak domowe zwierzęta. Musi być widać, że zabezpieczeni przed mrozem, upałem. Podkoszulka jeszcze dozwolona, nawet T shirt, bo to luźne, wygodne. Krewni myślą o tym, są dobrzy i to musi być widać.Ach, ta starość, miałem o tym spychaniu do dołu nie wspominać, ale tak jakoś samo wyszło. Czujesz ruch koło siebie, ale ci Bozia jeszcze na tyle świadomosci nie odebrała, żeby nie wiedzieć o czym w tym wszystkim chodzi. Ale oni tego nie wiedzą, więc masz swoją małą zabawę, jak kot z myszami. Pomarudzić sobie możesz. Boli, lecą do lekarza. Zimno, ze swertrem. Serce boli właściwie jak na to patrzysz, ale co tam, w końcu lepsze to niż dom starców, nawet luksusowy. Jesteś u krewnych, oni mają najlepsze szanse, a pozostali, jak te hieny czekają z daleka aż czas nastąpi. Pokazują się czasem, żeby dziadek nie zapomniał jeszcze, że tacy zaszczycają tę ziemię swoją obecnością. A dziadek, jak motylek w kokonie. Pielęgnowany w ciszy, spokoju. Dzieci nieraz głośne są, ale wiedzą, że dziadek nie jest ich, tylko obcy, więc go muszą szanować. Bo i da nieraz, jak go nakłonią. Tyle, że go wlec trzeba do banku, albo do pobliskiego automatu. I nie zawsze im się chce. Ale jak ich przyciśnie to i na spacer wyjdziesz. Do telera i z powrotem. Wilk syt i owca cała. I dobrze by było w tym kokonie, tylko, że wiesz dobrze, jak te dni liczą. I coraz bardziej zniecierpliwieni, bo tak czerstwo wyglądasz i tak ci się kondycja poprawia. Lata lecą jakby do tyłu, a nie do przodu. Kto by to zniósł? Drzewo w lesie można wyciąć, podpiłujesz, pada i już, a starego dziada, nie da rady. Korzeniami przyssany do tej matki ziemi, którą wciąż od góry chce oglądać zamiast od spodu. Takie to mają ciężkie życie krewni. I ty z nimi, choć zadbany, ale smutny. Bo kto by się nie smucił na takie manewry fałszu? Gdzie miłość? Gdzie szlachetność? Bezinteresowność? Zapomniane słowo w świecie, kurzem już dawno zarośnięte. Kurz już stwardniał nawet, jak skorupa się zrobił. A człowiek to marzył za młodu, jak jeszcze “Odę do młodości” czytał, że świat odmieni sam. A tu, co? Smutek w sercu się rozrósł, bo życie minęło. Dobrnąłeś do światła, ale tylko takiego, co biznes się nazywa i połyskuje złotem. I teraz czekają, żeby ich tym światłem oświecić przy twym ostatnim tchnieniu.” Sięgnął do szuflady po następną kartkę. Z szuflady wypadło na podłogę zdjęcie żony. “Takie już te ręce sztywne”- pomyślał. Popatrzył na podłogę, gdzie ze zdjęcia żona spoglądała na niego z uśmiechem. Zrobiło mu się smutno. Nagle poczuł silny ból w klatce piersiowej. Przeszyło coś boleśnie, powtórzyło się. Nie mógł złapać tchu, zaczął się dusić. Nie mógł już dalej pisać. Zresztą nie myślał już o tym. Chciał krzyczeć, ale tylko ledwie słyszalne charczenie wychodziło z krtani. Nie był w stanie nawet już siedzieć. Osunął się z fotela, kartka wypadła mu z ręki. Maria weszła do pokoju i zaczęła krzyczeć: „Dzwońcie po pogotowie, dziadek zasłabł!! Trzeba go ratować. Mój Boże! Niech oni się pośpieszą!” Złapała go za rękę, by zbadać puls. Nie był wyczuwalny.“On chyba nie żyje!! Dlaczego nas nie wołał, kiedy źle się poczuł? Lekarz by szybciej przyjechał!” Nad grobem stały zapłakane dzieci. Ze smutkiem patrzyły, jak trumnę spuszczają do dołu. Wszyscy myśleli to samo-jak smutno będzie bez niego. Tylko Maria miała dziwny wyraz twarzy. Myślami była oddalona. “ To był dobry człowiek. Tylko podejrzliwy”-myślała. Czuła się oszukana. I nawet nie wiedziała przez kogo. Przez niego, przez los? “Z pewnością już wszystko wie. Po śmierci wszystko się już wie. Najważniejsza jest miłość. On to też wiedział” Popatrzyła na dzieci i pomyślała, że ich żal jest jej dziełem. Dobrze zrobiłam niszcząc ten list” Wszyscy mieli dużo do powiedzenia o nim na kolacji po pogrzebie. Kochali go. “Czemu więc zwątpił?”-myślała. No cóż, starość. Może będę taka sama?” _
-
własny grunt pod nogami II
Anna Romanek odpowiedział(a) na ot i anka utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Aby nikt się nie czepiał, że nie na temat-fajne opowiadanie. A mój kot się znalazł!!! Pozdrawiam -
Oddam każdą roślinkę za baraninkę ps. z braaja (tj. z grilla)
-
pierrot na pustej widowni cisza i on
-
Z pozycji pionowej
Anna Romanek odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Zapewne, choć tu stałe łącze wciąż drogie. Pojawiły się już nowe możliwości, trzeba je zbadać. Myślę, że już wkrótce założę(stałe łącze), bo moje rachunki przewyższą opłatę za stałe łącze. Dziękuję za rady. Pamiętam, że jestem na forum dla podczątkujących, ale tu jest dość wysoki poziom, jak mi się zdaje. Pozdrawiam. -
Z pozycji pionowej
Anna Romanek odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Odżyłam. Pewnie na chwilę, ale radosna chwila to czasem, jak fajerwerki. Kompleksy kręcą się dalej wokół głowy, ale na razie na niej nie siedzą. Chwilowo. Leszku, Jay, Asher, dzięki. Nie mogę obiecać, że następne opowiadania będą lepsze. Ach, raz pod górkę, raz z górki. Jedno wiem-że rachunki za internet mnie "zjedzą"(ale nie mogę się oprzeć) Pozdrawiam -
Z pozycji pionowej
Anna Romanek odpowiedział(a) na Anna Romanek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
Taka scenka z życia owadów. Z morałem na końcu, jak na każdą bajkę przystało. Czy jesteś zmęczony moim pisaniem? Ja też, trochę. Słowo "kompleks" bije mi ukłony ostatnio. Pozdrawiam -
prośba o wiersze dla dzieci
Anna Romanek odpowiedział(a) na Messalin_Nagietka utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Mam kilka wierszyków. Co do oceny, to już nie moja sprawa. Można wyrzucić do kosza. Przeszukam swoje file, może coś jeszcze znajdę. Pozdrawiam Pan Brzechwa Pan Brzechwa zawsze mnie zaskakuje: Wierszyki jak piłeczki, każdy podskakuje! Pan Brzechwa nasz kochany, sam się musiał bawić tymi wierszykami! Bo kto wierszyk taki napisać może, jeśli sam nie jest w dobrym humorze? Takie androny, co się tak rymują Słowa jak na trampolinie podskakują Ciotka Danuta, mistrzyni na drutach! Jajko mądrzejsze- nawet od koguta! Wrona, co w serze dziury mierzyła Potem go zjadła, bo przebiegła była! Entliczek Pętliczek, już mamy stoliczek! Na Bergamutach-nawet kot był w butach! Bezmyślna Kuma! Siedzi na kluczu i o nim duma! Ciapa Stonoga- zaplątała się w stu nogach! Sum niedouczony matematyk, co go lin złapał na „haczyk”! Jak rozmawiać trzeba z psem? To Pan Brzechwa tylko wie! Wszystkie śpiewają, jak szkolne dzieci: Lubimy Cię Panie Brzechwa! I szkoda, ze Go nie ma z nami Bawiłby nas dalej wierszykami Polska by się więcej śmiała A może nawet i ziemia cala! Jeśli jakieś błędy wkradły się, to proszę poprawić. Anna Romanek Mam nadzieję, że nie pomyliłam się co do autorstwa jego wierszy, bo to brałam tylko z pamięci.