to nie w płomieniach
miasto rozbłyska
świty pionowe noszą masy chmur
blask przekracza mgłę
rubikon światła
rozlany po czarne brzegi nocy
gasnące lampy
i uliczny strach
przed podróżą w głąb
dnia gdy nic nie śpi
już bardziej niż my
młoda wiosna
w mieście bez czarnych teczek
włosy drzew nieśmiało
strzepują pierwszy miot owadów
park - replika plant
pełen ptactwa światła
pije zieleń do upadłego
anioła na śniegu
orła w koronie
najłatwiejsza droga do serca prowadzi przez plecy
Karol Kot
dzień spływa po murze
wsiąka w śnieg
wieczór na dywanie
jeden po drugim
kładę nazwą
tępą krawędzią
na piersi
nie utkwiony jeszcze
rozgrzewa się ciepłem w komorach