zimne ognie na twarzy, mróz z palców strzela
północnym wiatrem w tył głowy
zapalają się światła w tunelach ulic
skromni ludzie wstają do pracy
światła zza firanek przez okna przechodzą
topią śnieg pod butami
odwilż poranka jeszcze w ciemnościach
syntetyczne światło dnia przed szóstą rano
prowadzi widmo na sznurku
chodnik jest ciasnym sklepieniem piekła
trzeba wybiec do nieba, na jezdnię
tam więcej światła pisze ruchome wiersze