
Wstrentny
Użytkownicy-
Postów
1 287 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez Wstrentny
-
myślisz, że podobnie do tej pani wszystko można wymarzyć, czy też wyobrazić sobie? że istnieje jakaś skończoność w tym co nieskończenie możliwe? albo przynajmniej pół na pół - zawsze jest tyle samo tego co jeszcze niewiadome, ile już wiadomo ;) co do Eskimosa... co to za świat, w którym nie ma drzew? wraca człowiek z pubu i nie masz gdzie przystanąć :) również pozdrawiam.
-
ale mi chodziło nie o podobanie się, tylko o pokazanie czegoś, co istnieje poza nami a gdy się o tym dowiemy, już na zawsze zostaje po tej stronie. NIE MA drogi powrotu dla "argentyńskiej mrówki", choćby była nawet fikcyjna. coś zaakceptowane staje się czymś nieodwracalnym. a co do marzeń, zawsze opierają się na czymś nierealnym ;) Eskimos nie marzy o tym by wieloryba złapać przed zimą nie chce mieć taaaaaakiej ryby dla żony pod pierzyną Eskimos marzy o jednym kiedy go nagle bierze żeby choć raz brrr choć raz móc się wysikać pod drzewem! wiersz nie jest pisany w celu "się podobania", ale siłą rzeczy podoba się, lub nie. więc i w tym rzecz. co do marzeń, to jestem jak ten pański eskomos. tyle, że zamiast sikać pod one drzewo, wolę spać. kiedyś taki film był, dawno, pewnie mało kto pamięta "Ewa chce spać". Ewa to ja. skojarzenie z "Ewa chce spać"też potrafię, jak to geniusz wytłumaczyć :) wspomniałem o Eskimosie, itp. a mróz jak wiadomo, zamyka oczy.
-
a czy ja napisałem, że ją lubię? ale tak właśnie jest: zwyczajność użyźnia fantazje i marzenia. tak jak "głód jest najlepszym kucharzem", itp. no i zgoda:) kto ma racje stawia kolację. tak, czy inaczej nie przekonalam się do tego wiersza. nie mniej, w głowie mam inne pańskie. to chyba równie dobrze. ;) ale mi chodziło nie o podobanie się, tylko o pokazanie czegoś, co istnieje poza nami a gdy się o tym dowiemy, już na zawsze zostaje po tej stronie. NIE MA drogi powrotu dla "argentyńskiej mrówki", choćby była nawet fikcyjna. coś zaakceptowane staje się czymś nieodwracalnym. a co do marzeń, zawsze opierają się na czymś nierealnym ;) Eskimos nie marzy o tym by wieloryba złapać przed zimą nie chce mieć taaaaaakiej ryby dla żony pod pierzyną Eskimos marzy o jednym kiedy go nagle bierze żeby choć raz brrr choć raz móc się wysikać pod drzewem!
-
obornik: "nawóz będący mieszaniną odchodów zwierzęcych i ściółki" h ttp://sjp.pwn.pl/lista.php?co=obornik u mnie jest metaforą czegoś zwykłego, żeby tym bardziej mogły zaistnieć rzeczy niezwykłe. nie może? to jak oszukiwać się, jedząc płody rolne, że urosły bez nawozu bo jest fe :) ja sie domyślam czego jest metaforą. lubię marchewkę, co nie oznacza, że lubię pańską metaforę. mam nadzieję, że widzi pan różnicę. a czy ja napisałem, że ją lubię? ale tak właśnie jest: zwyczajność użyźnia fantazje i marzenia. tak jak "głód jest najlepszym kucharzem", itp.
-
przecież to łatwy wiersz :) 1 strofa nawiązuje do tego co było poza zasięgiem marzeń a jednak (już) istniało w wierszach poetów. druga do tego, że to wcale nie wiersze (w każdym razie nie tylko) są nośnikami marzeń i czegoś, co nie ma jeszcze odzwierciedlenia w rzeczywistym świecie. trzecia to potwierdza: można w absolutnej ciszy usłyszeć wiatr i wszystko inne, potrzebny jest tylko przekaźnik, czyli człowiek: Zacznij od stłuczenia wszystkich luster, opuść ramiona, zagap się na ścianę, zapomnij się. Zanuć jedną nutę, wsłuchaj się w nią od wewnątrz. Jeżeli usłyszysz (ale to nastąpi o wiele później) coś w rodzaju krajobrazu pogrążonego w strachu, płonące stosy pośród kamieni, a między nimi półnagie sylwetki w kucki, mam wrażenie, że jesteś na dobrej drodze- podobnie gdy usłyszysz rzekę, po której spływają żółte i czarne barki, gdy usłyszysz zapach chleba, dotyk palców, cień konia. Julio Cortazar i jeszcze definicja ze słownika PWN: transcendencja filoz. "istnienie na zewnątrz podmiotu (umysłu), w szczególności istnienie przedmiotu poznania poza umysłem poznającym lub poza rzeczywistością"
-
przecież to łatwy wiersz :) 1 strofa nawiązuje do tego co było poza zasięgiem marzeń a jednak (już) istniało w wierszach poetów. druga do tego, że to wcale nie wiersze (w każdym razie nie tylko) są nośnikami marzeń i czegoś, co nie ma jeszcze odzwierciedlenia w rzeczywistym świecie. trzecia to potwierdza: można w absolutnej ciszy usłyszeć wiatr i wszystko inne, potrzebny jest tylko przekaźnik, czyli człowiek: Zacznij od stłuczenia wszystkich luster, opuść ramiona, zagap się na ścianę, zapomnij się. Zanuć jedną nutę, wsłuchaj się w nią od wewnątrz. Jeżeli usłyszysz (ale to nastąpi o wiele później) coś w rodzaju krajobrazu pogrążonego w strachu, płonące stosy pośród kamieni, a między nimi półnagie sylwetki w kucki, mam wrażenie, że jesteś na dobrej drodze- podobnie gdy usłyszysz rzekę, po której spływają żółte i czarne barki, gdy usłyszysz zapach chleba, dotyk palców, cień konia. Julio Cortazar
-
obornik: "nawóz będący mieszaniną odchodów zwierzęcych i ściółki" h ttp://sjp.pwn.pl/lista.php?co=obornik u mnie jest metaforą czegoś zwykłego, żeby tym bardziej mogły zaistnieć rzeczy niezwykłe. nie może? to jak oszukiwać się, jedząc płody rolne, że urosły bez nawozu bo jest fe :)
-
i tańcz Poezję ! jak tamten sambę! potrafisz...i to jak! :)) e tam, nie ma to jak milczeć poezję. najłatwiej ją pisać, tańczyć, malować, czy rzeźbić ;)
-
nastolatek nie ma nic do rzeczy i jak zwieje ominie go to co spotkałoby go w domu. jakby mówić czarne i białe a nie wiedzieć, że wszystkie biorą się ze światła, nawet te niewidzialne. pięty zwyczajności to wszystko, co dla nas widoczne ;)
-
z tej strony na to wygląda ;) zapukaj! natychmiast otwieram, wieko jeszcze klekocze! :))) Magdo, ale czy będziemy się jeszcze pamiętać? lub raczej: CZYM będziemy się wtedy pamiętać? skoro nasze mózgi ulegną rozkładowi? ech... dlaczego to nikomu nie przyjdzie do głowy za życia! ;)
-
w takim razie teorię Platona o noumenie, Kanta i innych też można uznać za bunt nastolatków :) jednak i wtedy będzie coś istnieć poza nami: [...] w dodatku ci okropni poeci, Platonie, roznoszone podmuchem wióry spod posągów, odpadki wielkiej na wyżynach Ciszy... Wisława Szymborska - fragment wiersza "Platon czyli dlaczego" taką "ciszą" dla człowieka 80-letniego będzie żądza osiemnastolatka do ponętnej rówieśniczki, ciszą będą dla głuchego na wskutek wieku człowieka piosenki do wtóru gitary przy ognisku, wieczorem na mazurskiej bindudze. można opisać tylko to co się przeżyło, dotknęło kiedykolwiek samemu a przecież olbrzymiej większości się nie przeżyło i nie dotknęło. czy można to nazwać ciszą? jeżeli - to ciszą głuchego człowieka Myśl transcendentalna Polski Sejm - to było marzenie poetów! "Ikwy fale srebrne" płynęły po Polskiej Ziemi a "tamtych kwiatów woni" i setek sonetów nie mógł im odebrać na granicy celnik. Tak jak poeta patrz głębiej! Nie tylko: "poezja to listek i gna go wiaterek..." - mieszkaniec Sao Paulo nie patrzy w łożysko rzek dzikich i od burz pulowerek go chroni, a jednak jest Poetą: widziałem kiedyś na pustej alei jak tańczył sambę ze swoją kobietą: jakby sam Słowacki stawiał litery, tak on stawiał kroki - nie potrafiąc pisać tańczył Poezję! Zrozumiałem nagle że dla moich wnuków na licznych księżycach, co nigdy nie ujrzą liścia miotanego wiatrem - poezją będzie: Absolutna Cisza.
-
z tej strony na to wygląda ;)
-
dziękuję :) Daisy istniała naprawdę. i rzeczywiście 2x spadła z X piętra. za pierwszym razem nic jej nie było. za drugim złamała łapkę bo, jak opowiadał znajomy który akurat wyprowadzał psa i widział wszystko, próbowała złapać się poręczy balkonu na VII piętrze. świetnie potrafisz snuć poetycką opowieść, jesteś wspaniałym obserwatorem i potrafisz to wykorzystać, to żadka cecha w poezji kłaniam się S. dziękuję pięknie i pozdrawiam Cię serdecznie
-
dziękuję :) Daisy istniała naprawdę. i rzeczywiście 2x spadła z X piętra. za pierwszym razem nic jej nie było. za drugim złamała łapkę bo, jak opowiadał znajomy który akurat wyprowadzał psa i widział wszystko, próbowała złapać się poręczy balkonu na VII piętrze.
-
a ja proszkiem do pieczenia potraktowałam, zgroza rozumiem, że tylko w ramach treningu, przed mężem? bo jeśli męczyć stwożonka, to tylko niealfabetycznie! ;)
-
zbrodnia to niesłychana, skoro mrówek nawet nie było! przypomniało mi to moje, niedokończone póki co, badania nad Istotami Momentalnymi: Istoty Momentalne Daisy uwielbiała spacerować rankiem po antenie telewizyjnej. Dwa razy potknęła się o "Kawę czy herbatę" i opadając z X piętra niczym wielki i rozcapierzony, szary liść zerwany wiatrem z gałęzi drzewa genealogicznego, zaglądała przez okna sąsiadom w akwaria z rybkami i do klatek z chomikiem. Pierwszym razem wyglądało mi to na wypadek, za drugim pomyślałem, że musi w ten sposób polować na coś dla mnie nieuchwytnego, coś, co wychodzi z ukrycia, kiedy myśli zostają na górze a ciało spada coraz niżej. Widocznie pomiędzy życiem a śmiercią żyją stworzenia dostrzegalne dopiero wtedy, kiedy zbliżyć się do granicy tych dwóch światów? Nazwałem je Istotami Momentalnymi i za trzecim razem uważniej obserwowałem jak Daisy ociera się o ich nieprawdopodobne nogi. Spadała dłużej niż trwało to w przypadku spacerów po antenie, jej niespodziewany lot ku ziemi w przypadku raka trwał prawie dwa miesiące. Widać było wyraźnie, jak myśli Daisy oddzielały się od ciała, jak zagląda po drodze do gniazd z ptaszkami i w pochmurne dziury, jednocześnie przez cały czas lotu pozostając w swoim ulubionym miejscu na kocyku pomiędzy pralką a kaloryferem w łazience. W ostatniej fazie lotu, kiedy bardziej należała już do Istot Momentalnych niż do mnie, zaniosłem Daisy do weterynarza. W przypadku upadków z X piętra zjeżdżałem windą na dół i wolałem "kici... kici..." a wtedy rozbita, ale ucieszona moim widokiem Daisy wyczołgiwała się z piwnicznego okienka a ja brałem ją na ręce i zawoziłem na górę, żeby mogła dojść do siebie, pozbierać się jako tako do stanu sprzed wypadku. Tym razem nie znalazłem drogi do Daisy - winda dojechała do parteru ale kotka leciała dalej, mijając w końcu nawet moje Istoty Momentalne. Patrzyłem jak weterynarz napełnia strzykawkę i starałem się zapamiętać dokładnie punkt na podziałce do którego sięgnęła ciecz - miejsce do którego trzeba będzie kiedyś wrócić po Daisy.
-
Tomik - Sokratex, Boskie Kalosze, Wstrentny
Wstrentny odpowiedział(a) na Bogdan Zdanowicz utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
czy to oznacza, że te wiersze ożywiają na chwilę znudzonych życiem? ;) -
najgorsze są wyimaginowane. przy okazji przypomniała mi się taka sentencja: Rzeczywistość: widzialność plus niewidzialność. Stefan Napierski
-
pizza jest realna, mrówka "wyczytana". jednak odkąd wiem o mrówce, razem z pizzą zasiedliła mój stół :)
-
nieważne, czy mrówki przejmą po nas pałeczkę. a jeśli tak, na pewno odziedziczą podobną przypadłość: wystarczy, że o czymś pomyślą a zacznie to oddziaływać na rzeczywistość. może nawet jakaś napisze o ludziach to co napisałem o mrówkach? ;)
-
Tomik - Sokratex, Boskie Kalosze, Wstrentny
Wstrentny odpowiedział(a) na Bogdan Zdanowicz utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
szkoda, że baby to nie "baby" ;) -
Tomik - Sokratex, Boskie Kalosze, Wstrentny
Wstrentny odpowiedział(a) na Bogdan Zdanowicz utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
dzienki wstrente, czyli na pewno coś mocniejszego od waluty ;) -
16.04.2002, dzień jak co dzień. To znaczy: I program TVP, telegazeta strona 201, potem strona 110, potem strona 125 i skok do 134-tej: Naukowcy odkryli w Europie Południowej superkolonię mrówek ciągnącą się na przestrzeni 5760 kilometrów od włoskiej Riviery, wzdłuż wybrzeża morskiego, aż do północno-zachodniej Hiszpanii. To największy odkryty kiedykolwiek zespół współpracujących ze sobą mrowisk - twierdzą uczeni. Kolonia składa się z miliardów mrówek argentyńskich, żyjących w milionach współpracujących ze sobą mrowisk. Mrówki argentyńskie zostały przywiezione do Europy przypadkowo około 1920 roku, prawdopodobnie przez statki przewożące rośliny. Są jeszcze inne strony tego dnia jak co dzień, większość tylko przerzucanych niczym obornik zwyczajności na którym gdzieś wyrastają szybko napięte sytuacje zbrojne konflikty, podobno zatrzęsła się ziemia i wszędzie są ofiary. Wyłączam telewizor. Po stole spaceruje mrówka argentyńska przywieziona tu dziś przypadkowo ze sto trzydziestej czwartej strony telegazety prawdopodobnie przez wczorajszego dostarczyciela pizzy.
-
ba... żeby tylko! podejrzewam, że Wstrentny to właśnie ruski miesiąc a przynajmniej tydzień, kiedy człowiek jest chory i utknął w domu ;) Wstrentny naciąga walonki wywinięte finezyjnie cholewy uśmiechają się do wystającego z dnia wieczoru blizna na nosie (ta po pazurach Słodkiej) wydaje się raptem bez znaczenia (- wszystko bez znaczenia - nie myśli Wstrentny) nawet szkielet wczorajszej blondcipy rzucony musującemu kotu (musujący kot odgina wąsami kotarę śmietnik, dalsza strona - za tydzień) - job waszu mać! zmieniony na twarzy Wstrentny (świeża blizna na ryju) odkłada pustą butelkę pod wyrko rostrzelane sprężynami skrętów powietrze wsysa płuca i całą resztę (w tym samym czasie Słodka przedziera się przez dżunglę zmysłów bananowa rozkosz goryla z X - ego odwraca kota ogonem w kierunku północy)
-
pewnie dlatego, że tam wchodzi się tylko jedną dziurą a wychodzi zawsze innymi ;) dziura drzwi otwarte szeroko studentki salowe studenci audytorium doktor de Wstrentny w blasku jupiterów od progu: - dziewczyny! - nóżki szeroko! - tyle wystarczy doktorze? - pani nie musi... - to ten przypadek (do reszty) - proszę uważać hyc! hyc! tak hyca krzesło niespodziewanie, kiedy myśli że chcesz zwyczajnie sobie usiąść - jak to mu się nogi zatrzęsły! rozjechały na Kraków Warszawę - silwuple madam ma pani majtki w groszki z napisem wtorek a dziś mamy wigilię poniedziałku - czy to źle doktorze? - pewnie że nie dobrze nawet dla pierwszego rzędu - mówi doktor de Wstrentny - majtki trzeba będzie zmienić... panie Mietku! - woła przez okno a potem do studentów - wie ktoś gdzie podział się stolarz? czuję że umieram zdemaskowana krzesło na którym ktoś miał usiąść nie usiadł i nogi nie wytrzymały wyszły poza zamysł konstrukcyjny: majtki w groszki? - myślę - w takim razie co noszą te które zostały w salonach kąpielówki? stringi? brodę do pasa? - pani nie musiała - pan Mietek okazuje się być prawdziwy choć nie stolarzem