Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wstrentny

Użytkownicy
  • Postów

    1 287
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wstrentny

  1. myślę, że chodziło o pretekst :)
  2. Przyleciał świtem grudniowym na komnaty kmieć, a twarz jego piękna - taka trupio blada. - Co tam słychać, chamie? Masz to, com chciał mieć? - Nnniestety... wybacz, Panie - śnieg ciągle nie ppppada... - O żżżesz... w mordę kopane! Kurde! I w ogóle... a jam już obiecał pospólstwu zimę po jesieni! Wiedz przeto głupi kmiotku, że nie chcę być twym królem! Tu ziewnął, dodał: ściąć go! A potem się zapienił, zawołał na biskupa: czy jędze popalone? - Tak jest, mości Królu: i nasze i Sąsiada! - To spalcie jeszcze na koniec moją VII żonę i niech ten śnieg wreszcie do cholery pada! Wkrótce skinął na kata i dał mu biskupa, po czym na insygnia kichnął przeziębiony - wygnał kata z królestwa ("ty pało zakuta - Małżonkę mi spiekłeś tylko z dolnej strony!") i sam ostawszy na Dworze, po prostu się wściekł. A za oknem? Właśnie pada śnieg.
  3. ja również dziękuję. Panie HAYQ wpadaj do nas jak najczęściej, jesteś zawsze mile widziany :) oczywiście Inni też.
  4. dziś jest jeszcze gorzej :) moja Planeta umiera szybciej niż ja i wychodzi na to że to ja pochowam ją w sobie: ekowstrentny Ech! Z bobrem biodrem powalać pradęby. Tamy budować dla ludzkiej zawiści. Sfrrrrruwając z chmury zgniłorudych liści okrywać domu puszczańskiego zręby. A z czasem płotkę pochwycić do gęby, spić czarne soki ze zdziczałej wiśni i leżeć syty, aż nocą się wyśni czar, co połata dziurawe poręby. Dentystą lasu być. Ach! móc plombować dziuple na dębach i dziurki w dzięciołach. Ekojezusem przecinki żałować,,,,,,,,,,,, wpolanowstąpić! gdy wiosna zawoła: zielny, puszysty, świeży i radosny sokami spłynąć dla ziemi od sosny.
  5. dalej, czyli wstecz też jest jak u każdego: elementarz życia we dwoje alamentarz Ala ma kota kot ma alę liście to pęcherzyki płucne drzew Jesienią kot zdycha ala patrzy w lustro nie ma prawie nic ma prawie alę (drzewa oddychają przez sen) W elementarzu liter byliśmy kiedyś lewą i prawą stroną kartki pędzącej teraz z liśćmi (Oddychamy przez siebie)
  6. cóż, pomiędzy jest tak jak zwykle i u każdego. jakaś miłość i jej śmierć: Jak dobrze zajrzeć niedzielnym przedpołudniem do starych listów! Ona tu czeka, o niedoczekanie moje, jedynie moja i ciągle jedyna. Kwitną jesienne pierwiosnki, bociany przylatują na zimę, akacje zrzucają kolce i jeże. I jeże rosną w oczach, boleją, unosząc się do nieba płyną niebieskimi żyłami planety hen, aż po zagładę świata. Piszemy jeszcze listy do siebie, ale czy naprawdę chcemy wypowiedzieć się w nich do końca tak jak wypowiada się komuś mieszkanie? Piszemy listy do siebie wypowiadamy się sobie wiedząc, że nigdy nie będziemy jak bezdomni bezsiebie
  7. w takim razie ja też idę się przejść: po pijawa Tuż po sobocie ale jeszcze przed niedzielą de Wstrentny zaczął wracać do siebie. Najpierw zauważył straszny bałagan w żołądku, poniżej powitały go dźwięki marsza tureckiego, którego tak uwielbiał, jednak stanowczo w wykonaniu jakiejś innej, zewnętrznej orkiestry. Powyżej żołądka, nieco na lewo coś działo się z przetłuszczonym zwierzątkiem - może tęskniło już za życiem w sztucznej zastawce, a może tylko nie mogło odpowiednio wysoko podskoczyć, uciec za płot ziemskiej grawitacji? Na strzykających wodą płucach de Wstrentny skończył obchodzić od środka swoje ciało, chlupocząc nogami mruknął "więc to tak" i chwiejnym krokiem wiejskiego ekonoma udał się na zewnątrz, w niedzielę.
  8. owszem, pomyślałem i choć się z tym nie zgadzam, wiem dlaczego: poprawiajmy Się! Dopytuje się pewien poeta, czy jest sens poprawiać swoje wiersze, skoro już raz je się napisało? Otóż sprawa ma się tak samo jak z dziewczyną o której myśleliśmy od dłuższego czasu, a którą udało nam się w końcu zaciągnąć do łóżka. Czy poprzestajemy wówczas na pierwszym razie, czy też poprawiamy go tyle razy, ile nam starcza sił? A potem, przez następne noce, czy nie wracamy do dziewczyny i w końcu, jak Bóg przykazał, żony? Dokładnie tak samo rzecz ma się z poprawianiem wiersza: choć nie ma to większego sensu - poprawiajmy go ilekroć gdzieś się na niego natkniemy! Z poważaniem, poeta Wstrentny Aktualizator Poezji Polskiej i Światowej
  9. bez przesady :) raczej od początku trzymam się pewnej zasady: 1 wiersz Wstrenciuszek, przyszły poeta Wstrentny napisał wiersz. Zajrzał mu w uszy i pod ogon, dezodorantem psiuknął nawet do sklepu wysłał po cukier. Zleciały się ciotki i dalej radzić a to przecinek by się przydał, to kropkę można by usunąć a tamtej, broń Panie Boże, nie. Ani słowa o tym co w wierszu. A przecież tyle się nagłowił, tyle napoprawiał, żeby w wierszu było o niczym.
  10. Barańczak też tłumaczy: Być albo nie być - oto jest pytanie. Kto postępuje godniej: ten, kto biernie czyli "być alb nie być" dowolnie interpelacyjne
  11. zrobimy z tego wstrentny minidramat z pijackim monologiem: Rogacz Żona urodziła mu syna. Patrzył na nią i na niego coraz bardziej zdumiony i przerażony. - Ty ladacznico! - odezwał się wreszcie. - Spójrz, jaką gładką ma główkę a ja od dobrych kilku lat jestem rogaczem, o czym trąbi cała okolica. Jak teraz wytłumaczę, że to moje dziecko? wieczór, Jeleń stoi po dębem z butelką piwa w jednej ręce, w drugiej... nieważne. dokoła niego pełno pierwszych... albo nie - ostatnich pingwinów w tym roku. pingwiny kołyszą się w w przeciwną stronę niż Wstrentny, kiedy mówi: Siusiać nie siusiać? - oto jest pytanie! Kto postępuje godniej: ten, kto biernie Stanie pod drzewem z pijackiego musu By ciało vivat! dała robiąc siusiu, Czy ten, kto stawi opór nędznym nerkom I cierpiąc, wytrwa tę napaść zwycięsko? Nic poza - przyjąć, że kolejne piwo Uśmierzy boleść cewki i tryliony Złych dreszczy, które dostają się ciału W spadku natury. O tak, upragniony Byłby to finał. Wypić - usnąć - Spać - śnić zdrady mo(ż/rz)e?...
  12. zrobię ci dziecko łopatką do tortu oczy będzie miało po czerwonym winie zrobię to - jutro zostanie po nas umieranie dziecku Boskie Kalosze Znalezisko Wstrentnego Wstrenciuszek, obecnie antropolog Wstrentny, znalazł starą czaszkę na strychu i odtąd noc w noc porównuje jej rozmiary ze swoją, podziwia hart ducha szczęki ale potępia wklęsłość potylicy. Pewnej zimowej nocy, w przerwie na kawę, wyciąga ze skrzyni w której znalazł czaszkę wiersz na pożółkłej kartce, czyta go z trudem i raptem łapie się na tym, że jest mu bliższy niż obie czaszki - znaleziona i jego, już niedługo, własna. Kim był ten, kto go napisał, skąd w ogóle wziął się w jego głowie pomysł, który wprawia głowę Wstrentnego w nastrój zadumy? Czy istnieje DNA wrażliwości i autor wiersza odziedziczył myśli po wspólnym przodku, może nawet jednej z córek Dżyngis Chana skoro Wstrentny siedzi urzeczony i raz za razem powtarza: "Wpłynąłem na suchego przestwór oceanu..."
  13. dziękuję. choć mam mieszane uczucia? w końcu i Hania to czyta a przecież nie powinna bo nie lubi.
  14. całokształt, Baba i Izba... ależ mam niecenzuralne skojarzenia! przepraszam, już nie patrzę.
  15. dzięki, dzięki, dziękówa na szerokość ramion. a demona nie da rady uśmiercić bo nieśmiertelny. ale boi się zaklęć na "k" i "ch" i lubi obierać ziemniaki i prace domowe, więc skoro znamy jego złe i dobre strony, łatwo go będzie kiedyś zwabić do zmywaka albo gorącej kartoflanki i tam nękać słowami na demony, aż odejdzie na 100 lat. zanudzać potomnych.
  16. w rączki, proszę Szanownej Pani. śliczne i liryczne do cudowności i całowania.
  17. to może wydaj tymczasem męża? napisz donos, że to on był "Bolkiem" - powinno pójść!
  18. a ja świerzbieję, kiedy zadajesz się wbrew przeznaczeniu z tymi Boskimi Kaloszami!
  19. ten babochłop tego nie zrozumie :)
  20. zgroza to hotel Oberoi w Bombaju i to, do czego prowadzi idiotyczne pojmowanie Boga. przy okazji powiedz mi doktorze Oyey, bo śtraśnie mnie to ciekawi: jak sikasz... czy przejęty rolą Hani siadasz na kibelku? czy może wygrywasz na chwilę z kreacją kreaturą i jako Hania sikasz jednak wtedy na stojąco? tak czy siak śtraśnie fajnie to musi wyglądać, taka walka pomiędzy wami o WC :)))
  21. naprawdę? dodajesz mi skrzydeł Magdo, bo sam już nie mogę słuchać tego, co bazgrzą Boskie Kalosze! sonety.... błe... villanelle.... błe... same okropieństwa! a nie mogłabyś mu przypadkiem kiedyś napisać przy jakimś wierszu, że Cię mdli? ja wiem, z boku wygląda to tak, że ja to on i piszemy na zmianę... ale to nie jest całkiem prawda! to taka walka o wpływy i kiedy któryś z nas wreszcie wygra, inni przestaną istnieć. trudno to wytłumaczyć... o wiem! - jeśli oglądałaś "Nieśmiertelnego" - chodzi właśnie o coś takiego, o taką zonapsyche. narodziłem się właśnie w podobnej chwili, odrąbując łeb poprzedniemu nickowi: O witaj, witaj Melancholio pożerająca najeżone do niejesienności jeże! jak się masz pić! jak masz się szklany bękarcie wiosenna nocy na zimowej szybie i kolejna rato witaj gryzipiórku rozbujany deszczowy ogierze (czas zakopać Ilion! czas zakopać tego trojańskiego konia na biegunach cywilizacji) ponurozębny smutku z paszczą kosmicznego węża sięgającą po utkwioną w marazmie Ziemię, którą wstrzyknąwszy jad obietnicy wieczności w zielone tętnice połyka niespiesznie: zahipnotyzowana pogrąża się w pustkowiu człowiek po człowieku rafa Tu, w liczkach Odry z zamglonych czerwcowo opali Wstrentny mógł oszlifować dla siebie parę reliefów drżących zdań długopisem znalezionym w zbutwiałej marynarce pływającego w sitowiu topielca. A rozpoczęło się całkiem podobnie, przeto trzeba uważać, żeby nie pójść zbyt daleko jego śladami, gdyż skończył w trumnie przeżarty syfilisem ideałów: pusty kufel... pusty kufel... pusty łeb ("trufla" czy "trufel"?) Wstrentny zamyślił się między jednym niemyśleniem, a drugim, by lakonicznie wypowiedzieć jedno ze swoich ulubionych odtąd zauważeń, które są jak psy aportujące przynoszące ustrzelone kaczki sensu do nogi: parapitek to jednak nie para pitek! co nawiązywało do wyglądu i zapachu wydzielanego przez rozkładające się zwłoki mające niewiele wspólnego z wyglądem współcześnie żyjącego człowieka, czyli w tym konkretnym przypadku - żywego jeszcze wtedy do przesady młodego Wstrentnego "Śmierć była albo będzie: nie istnieje nigdy W teraźniejszości. Również nie zadaje męki. Śmierć sama: raczej jej oczekiwanie." (Owidiusz) Wtedy to de Wstrentny natchniony przemijaniem pomieszanym z piwem i marnością wyglądu denata z upływającą w rozrzeźwiony horyzont blaskołuską Odrą postanowił napisać coś wielkiego, choćby się nie udało - ale byleby zawarło jakiś morał, przesłanie niczym ble ble ble... posłanie pozostające po człowieku: człowiek odchodzi a posłanie zostaje dla innego, wystarczy je otrzepać z kurzu, wyprać ręcznie lub w automacie mydłem, szamponem, detergentem, czy nawet zostawić tak jak jest - najważniejsze, że coś po nas zostało, coś co drugiemu sprawi odrobinę radości a choćby i zakłopotania, to jednak rozziajana sztafeta życia biegnie dalej, pałeczka pozostawiona przez poprzednika, który zatoczył swoje bolesne koło ogrzewa łapkę optymizmu następnego gołodupca wychylającego głupiutki łepek, niczym peryskop z chłodnego niebytu i ble ble ble ble... w każdym razie uduchowiony jak nie wiem kto Wstrentny zaczął pisać: - ha! ha! haha! śmiali się kumple kiedy Noe wszywał sobie i całej rodzinie esperal pod skórę poświęcając na to mnóstwo czasu i pieniędzy - wariat! ha! ha! haha! prawdziwy wariat! drwili Noe spuszczał smętnie głowę i wychodził zaraz na początku wszelkich imienin, imprez, a nawet omijał tak przecież ważne dla przetrwania świata spotkania poetyckie szepcząc pod nosem: - jeszcze zobaczymy, kto będzie śmiał się ostatni? i rzeczywiście - któregoś dnia kumple wpadli w trans i pili przez czterdzieści dni i nocy czyli, jak to się mówi: nieźle popłynęli wpływając do momentu, w którym przestaje się zauważać cokolwiek. na szczęście Noe, przez setki lat maniakalny hodowca wszelakiej maści zwierzątek wietrzył akurat klatki i dotąd wypuszczał nadmiar białych myszek, aż te przestały wracać z powrotem zadomowiwszy się w łbach trzeźwiejących przyjaciół. myszki upodobały sobie zwłaszcza jednego, przezywanego Popielem z powodu nadużywania nikotyny od czego miał mnóstwo ozonowych dziur w kieszeniach, a co z kolei stało się powodem oskarżeń Popiela rzucanych pod adresem Noego: - te twoje gryzonie zniszczyły mi ubranie! zobaczysz! zobaczysz! niech no tylko cię dorwę! Popiel dorwał Noego pod Grunwaldem, gdzie mu porządnie wpierdolił - to właśnie od tego czasu zamiast "pobić", "stłuc na kwaśne jabłko", czy choćby "spuścić bańki" - mówi się również: "wpierdolić". Tu Wstrentny wypisawszy się co nieco, uspokoił myśli i zadowolony obszukał jeszcze raz dokładnie gnijące ciało, ale oprócz żab w żołądku i nowego zauważenia: kochaj i bądź kochany lub pierdol się sam nie znalazł niczego co by przedstawiało jakąkolwiek wartość dla pasera. Toteż wziął tylko długopis a resztę wspaniałomyślnie (tak, tak... de Wstrentny miewał często w młodości gest!) pozostawił dla dochodzeniówki. Tymczasem, warto podkreślić, że słoneczny cyrkiel zdążył naszkicować następne kilka radosnych stopni łuku na kartce otchłani i zrobiło się raptownie tak ciepło, jak niedźwiedziowi polarnemu zaskoczonemu na krze przez efekt cieplarniany, "Im wunderschönen Monat Mai" (w cudownym miesiącu maju gdy wszystkie pąki się otwierają, miłość rozkwita w mym sercu) /H. Heine "Intermezzo liryczne/ gromady ptaków niczym jakie dziobaki dziobały coś kracząc na brzegu, aż zirytowany Wstrentny przeniósł się znad Odry do Krakowa gdzie przez chwilę założył rodzinę, ale nie był szczęśliwy: - krakały krakały i wykrakały Kraka! zeźlił przez parę lat ustatkowany jak koń w kieracie. Czy można się dziwić, że wkrótce, korzystając z nadarzającej się okazji, jaką była niezrównoważona blondynka z Raciborza - uciekł z nią do Katowic? Oczywiście, że możemy - zatem dziwmy się, jak te dziwy na drodze machające w kierunku tirów, dziwmy się, żeby nie wyjść z wprawy, albowiem powiadam tym, którzy mają zamiar jeszcze trochę pożyć: jeszcze nie raz się dobrze zdziwicie! ... tak jak dziwili się idący przed nami torując rozfalowane drogi szkorbutem, zbuntowanymi sztandarami i whisky bez lodu wylewaną w gardła barbarzyńców - tak jak ja się dziwiłem, gdy de Wstrentny nie bywał wcale zdziwiony, kiedy wszystkie miłości okazywały się chybione jakby łuk Amora wymagał gruntownego remontu (ale jak? kiedy? kiedy tylu następnych czeka w kolejce, na ławkach, spaceruje po zalanych w trupa plażach całego świata bez celu i umiera w zachodzącym słońcu, każdy samotny jak mrówka w mrowisku nie zdążywszy nawet jedną noc pobaraszkować z królową życia ("masz takie piękne czułki..." "prawda?") przy pachnącym obficie do rana kwasie mrówkowym, rocznik sprzed kilku tygodni. Strzały podpleśniałego Amora coraz częściej zbaczają z orbity trafiając w tą samą płeć która je wystrzeliła, lecz przede wszystkim - nie są już w stanie przegryźć większości serc okrytych nowoczesnymi stopami metali: brzdęk, brzdęk, pierdut! odbijają się połamane od zaawansowanych technologicznie pancerzy, znikają na zawsze niszczone przez myśliwce przechwytujące zasadniczych myśli w konkretniejących nazwami kształtach cumulonimbusów, a przecież, do chuja! - mogłoby się to zmienić, wystarczy na chwilę zatrzymać zataczający się świat jakąś straszną (wszystkim tak naprawdę już zwisa) wojną albo spodziewanym od dawna kataklizmem, dać szansę dinozaurom szczurów, niechże teraz następni roznoszą kaganki serc po wszechmroku i cierpią, cierpią, cierpią... - miriady szczurkowatych atomów składających się na ślepe niepojmowalne cielsko Absolutnego Bólu! Jak zatem wspomniałem, de Wstrentny nie przejmował się wcale, kiedy złocistoszkarłatne miłości obracały się w popiół szczerze wierząc, że za następne pięćset lat będą miały ciąg dalszy, jak i teraźniejsze były kontynuacją tych sprzed pięciuset. Wyglądało to tak, jakby zamykał rozdział o wysokiej blondynce, aby zaraz w następnym otworzyć ją jako niską brunetkę i przeczytać, co będzie dalej po tej niepotrzebnej awanturze na szczotkę, ścierkę i spazm przechodzący w coraz cichsze echo odchodzących na zawsze kroków. Był prawdziwym skurwielem, po którym pozostaje przepaść głęboka na wiele idiotycznych i mało zrozumiałych, jak i ów poniższy tekstów, czyli dokładnie to, co zazwyczaj pozostaje nam po prawdziwych skurwielach: Sad nie przemawia już do mnie językiem liści. Wszystkie odeszły w kolorach do nieba i żaden owoc nie zostanie wypowiedziany więcej. A choć słońce zagląda tu coraz rzadziej - żaden słonecznik nie wodzi za nim ciekawym wzrokiem, nie odprowadza po horyzont. Tylko strach trzęsie się tu jeszcze z zimna. Wiatr zerwał mu z głowy kapelusz, czy może sam zdjął go którejś zimnej nocy prosząc Boga o litość - o wróble. A jednak zazdroszczę mu czegoś, zazdroszczę: uczuć. Strach na wróble ma przynajmniej zmysł stania w miejscu, ja nie mam już żadnego: wszystkie straciłem dla ciebie.
  22. czy inspiruje? daje szczęścia łut Elizie Beethovena, uspokaja nieuleczalnie chorych i ich rodziny. niewiedza, co będzie dalej pozwala wierzyć, że istnieje lepszy świat po śmierci, inaczej po cholerę dzielić się ostatnim kawałkiem chleba z nieznajomym, wahać się, czy warto i co wato, Warto - rzeko ty moja ;)
  23. Wstrentny jest w naszej wsi czczony na równi z denaturatem, tyle, że po dykcie niektórzy z nas ślepną a po Wstrentnym na odwrót - zaczynamy widzieć rzeczy o których filozofom... Na przykład wczoraj: zbieramy pod sklepem na wino a tu Wstrentny przychodzi (zarost na trzy żyletki, oczy czerwone jak chińska partia) i pyta: a wiecie wy, skurwysyny, która to godzina? Rozdziawiliśmy gęby ze zdziwienia rozglądając się dookoła, ale żaden, nawet Kalosze, syn jasnowidzącej nie wiedział. Wtedy Wstrentny wyjął zegar słoneczny z samym tylko sekundnikiem i kazał nam go gonić jak cienie konia w kieracie. - No i co, draby, wiecie już, czy nie wiecie? - zapytał znowu. Ale my tylko rżeliśmy ze zmęczenia wtopieni w jesienną noc.
  24. popieram wieszcza Adolfa: przyjdą lepsze czasy i przejrzą na oczy. od siebie dodam, że im coś lepsze, z tym większym trudem i w bólach się rodzi: wiatr Gdy chirurg ją odcinał od reszty ciała, "Ależ byłam ślepa!" ślepa kiszka łkała. Ślepa kiszka i ciało żyją ze sobą w symbiozie od urodzenia, aż tu nagle narasta między nimi bolesny konflikt. Wtedy pomiędzy wkracza Obcy (tu akurat: chirurg) i ciach ciach, kiszka do kosza a reszta sio! do domku, sił nabierać. I kto tu nigdy nie odzyska wiary? Kiszka. To kiszka już nigdy się nie pozbiera... Nareszcie piątek, a ja płaczę nad ślepą kiszką zapisał skrzętnie ostatnie zdanie de Wstrentny i chciał postawić kropkę, gdy przyszło mu do głowy, że skoro piątek, to bardziej pasuje postawić sobie kabałę. Wyszła śmierć w szalecie męskim. Troszkę zaniepokojony postanowił zrelaksować się, pójść na spacer, ot, choćby na lody do pobliskiej cukierni. Po drodze otarł się o wiatr, powiedzieli sobie: "Przepraszam", po czym: "Co tam słychać?", na co Wstrentny odpowiedział: "Wiatr", a wiatr: "Balladę o ślepej kiszce" Ballada o ślepej kiszce Przy wejściu metra, siedząc na schodach grała na skrzypcach ślepa kiszka. A grała tylko dla Pana Boga, choć ocierali się o nią ludziska. Jak ona grała, proszę pani! - kamienny Chopin w Łazienkach drżał, wstawali z cieni smukli ułani i szli czwórkami na smutny bal. Kiliński - szewc, przeklinał słońce i łzy krzemowe miał w oczach aż... - Kto wie, czy ludzie nie zmiękliby w końcu, gdy wtem...kiszkę wycięła Miejska Straż. de Wstrentny chrząknął: "Bierze mnie pan za kogoś innego, mówiąc do mnie pani..." lecz uświadomiwszy sobie, że to na pewno przez ten stanik z poprzedniego wiersza, który wciąż ma na sobie, sprostował: "Bardzo panu dziękuję, gdyby nie pan zupełnie bym już nie wiedziała, co to się teraz na świecie wyprawia!" .
  25. ja również dziękuję zarówno śmiałym Czytelnikom którzy bez cienia trwogi sięgną po ten straszny tomik, jak i jego Wydawcy który sam jeden ośmielił się go wydać :)))
×
×
  • Dodaj nową pozycję...