Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wstrentny

Użytkownicy
  • Postów

    1 287
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wstrentny

  1. A jak myślisz, dlaczego? Żeby smok - dosłownie - ryczał, że nie chce już dziewic ("Panieński zbrzydł mi stan!") Powtórzenia mają za zadanie oddać monotonię smoczego menu a i Czytelnik, czytając to ma mieć dość dziewic ;-) Pozdrawiam.
  2. Czyżbyś pił... nie, nie jak smok, do tego że gatunki wymarłe nie kończą się na smokach i dziewicach? Witaj i pozdrawiam :-)
  3. gatunki wymarłe Pod Wawelem żył raz smok o czym pewnie każdy wie, ale tego, że na bok często chadzał, raczej nie. Mędrzec to był jakiś ten co układał menu mu: a to "Z dziewic pięciu krem" to "Dziewicy biały brzuch", "Z dziewic przenajczystszych ser" i "Dziewiczy giętki kark" a na deser jak nie brew, to sok z ich sromowych warg. Toteż ryczał smok co noc, że "Panieński zbrzydł mi stan!" i wymykał się na bok, coś lepszego cichcem żarł. Co żarł nocą? Licho wie! - lecz rząd Tuska dziwi fakt, czemu w tamtych czasach nie było... tylu starych bab? Emerytek - zero. Rent. Nie panował w ZUSach ścisk. Na dziewicach kończył się każdy statystyczny sPIS. Ponoć to nie baran - szewc tak spił smoka aż pękł ów, tylko agent KGB. I nie mamy dziewic już.
  4. Takie słowa z ust Poetki, którą zachwycam się są... są... są poza moją percepcją: zatrzęsło się we mnie zadrgało nieważne kamienne zbyt dawno zdawkowe urwane wpół myśli w zielony odpełzło łeb dyni i puchnie nabrzmiewa pestkami i sam jestem temu już - za nic za stracha na wróble bez wróbli żurawia przy bezwodnej studni gdy sierpień piąstką zacisnął pokrzywę [quote] Ja chyba jestem dość smutnawa w środku, bo jak widzę taki wiersz, to sobie myślę - eee, nie rozśmieszy ani nie docieszy :) a jednak :) W sumie to naturalne i... takie ludzkie. Człowiek przewraca się a drugi śmieje się, dopiero po chwili zauważa, że tamten ledwo wstaje, krwawi. Czy nie przypomina to narodzin, kiedy przychodzimy na świat w mało śliczny sposób, iście nieestetyczny? To co piękne i wspaniałe leży tuż obok brzydkiego i chromego, a śmieszność jest maską powagi. Jeszcze raz dziękuję i zapraszam przy okazji jakiegoś kolejnego wytworu mojej, co tu dużo ukrywać, chorej wyobr(j)aźni.
  5. Cieszy mnie to niezmiernie, Pani Zet, albowiem o takich rzeczach też nieraz trzeba, tym bardziej że każdego czeka - zakładając, że dożyje starości - czas, kiedy zostanie sam na sam ze sobą. Już bez tego "figla pod spódnicą który sprawia, że nie jest się zakonnicą" jak mawiał bodaj Sztaudynger ;-) Z drugiej strony doszedłem dziś do wniosku, że kiedy człekowi wyczerpie się seksualny motor, wszystko co robił dotychczas jest... powiedzmy, do niczego :-) No dobrze, przyjmijmy, że wychodzi z wprawy, że sam staje się czymś takim jak nieużywany mięsień: Światowej sławy pianista (pan Jurek) odszedł przed laty na emeryturę i teraz, gdy chęć go bierze wieczorem lub po spacerze zagrać mazurka, wychodzi mu ..... Oczywiście żartuję, w środku nie jestem aż taki czarny jak Pani sobie pewnie pomyślała :-) vide rodowe nazwisko ojca mego, de Wstrentnego nie mówiąc już o jego myślach czy fizjonomii.
  6. O siusiakach można różnie :-) Tu jest inaczej wbrew pozorom (spotkałeś się z takim punktem widzenia?) Jest o tym, że: Z siusiaka się wyrasta. Co wtedy widzimy? Czy mamy do zaoferowania - zwłaszcza samemu sobie - coś więcej kiedy "zabraknie" siusiaka? Pozdrawiam.
  7. Mam nadzieję, że się wyspałaś? Ja tam bym poecie... znaczy się piosenkom nie wierzył ;) Pozdrawiam.
  8. Odczyt z autorskim zamierzeniem, co bardzo mnie ucieszyło! Zawsze staram się w pozornie niepoważnych tekstach przemycić coś ważnego, dotyczącego wszystkich w każdym wieku. I to w rozumieniu wieku jako okres czasu z podziałem na 100 lat, jak i wieku jako lata (z) którymi się liczymy. Pozdrawiam.
  9. "O czym szumią wierzby" ;) Pozdrawiam
  10. Był pewien pan. Pan bardzo ale to bardzo nieśmiały, więc kiedy olbrzymiał mu członek - ze wstydu sam robił się mały. Teraz słuchamy refrenu daleko, daleko stąd: Żołędzie, żołędzie. Kasztan. Kasztany, kasztany. Dąb. Na szczęście dla tego pana jego szanowna małżonka i tak szukała zazwyczaj nie jego, lecz jego członka. Tu znowu ten głupi refren daleko, daleko stąd: Żołędzie, żołędzie. Kasztan. Kasztany, kasztany. Dąb. Jednak, jak rzekł raz Heraklit z Efezu, przy (hm, goleniu?) - Wszyćko to panta rhei dziatki i tonąc pogrąża się w cieniu... Czy dziw, że i panu naszemu wyczerpał się kiedyś motor, a żona jak zwykle patrzy: - Ten pan, z wróbelkiem to... kto to? I cisza. I tylko ów refren daleko, daleko stąd: Żołędzie, żołędzie. Kasztan. Kasztany, kasztany. Dąb. Wreszcie: - To ja, ten prawdziwy! - choć ciągle jak dawniej nieśmiały. Ja tylko.... na starość urosłem i większy jestem niż - mały. Co dalej? Ano, nasz refren daleko, daleko stąd: Żołędzie, żołędzie. Kasztan. Kasztany, kasztany. Dąb.
  11. Wstrentny

    Elka-one

    --- Kiedy w pobliżu wyspy zatonie statek, przez długi czas fale wyrzucają na brzeg różne dziwaczne i niespodziewane szczątki. Bywają to skrzynie z prowiantem i pokaźnym zapasem czerwonego wina, a to strzelby nieraz i proch do nich strzelniczy, to znów innym razem sam Robinson z Piętaszkiem i urocze, rozczochrane kozy. Kiedy w ową noc w pierwszych kroplach o parapet zatonął mi dziadek, długo jeszcze następne dni wrzucały coś po nim w moje młode i małorozumne niczym aparat małoobrazkowy życie. Raz było to echo piosenki którą dziadek śpiewał gdy sobie nieźle popił ("bum cyk, bum cyk nad Berlinem",) innym razem skórzany wojskowy pas który jak wąż losu opasywał dziadka w drodze od Syberii przez Afrykę aż do Anglii. Nie mogąc doczekać się, kiedy zaciśnie się także na moich chłopięcych, krótkich spodenkach, postanowiłem zrobić w nim odpowiednią dziurkę. Wówczas to zauważyłem, że pomiędzy skórzanymi okładkami pasa tkwią zaszyte kawałki papieru, pożółkłe i dające się rozczytać a zwłaszcza zrozumieć dopiero po latach. Na przykład, dopiero dziś pojąłem spisane na jednej z nich to, co wtedy wydawało mi się taką abstrakcją, że zakrzyknąłem: - Przecież moja ukochana babcia Marysia ma na imię Marysia?! Czego jak czego, lecz El jest na świecie wiele Ele angielskie, Ele ruskie jak pierogi te co zmierzają właśnie do kościołów Ele i takie, co nie pójdą nigdy (Boże drogi!) A teraz sedno wiersza: czwartek lub niedziela (czytelnik już myśli: rym skończy się na "Ela",) tymczasem jedna z Elżbiet tkwi wciąż przy sobocie na molo w Sopocie i pan do niej podchodzi. Nie szkodzi, że ten pan długo nie pochodzi, jest to bowiem pan - czysto teoretyczny, a wracając do wiersza: ten pan jest bardzo śliczny (co prawda Autor daje wam tu straszne znaki, że przy Autorze - to on jest ogólnie nijaki :-)) Pan uśmiecha się czule (i obiecująco samochód, dużą willę z hiszpańskim ogrodem) a naszej niezwykłej Eli, och! - nagle się kończą pomysły na co dalej i robi się gorzej. Na szczęście jest molo jak rzęsa w Bałtyku są fale i mewy są na patyku pan czuły i słodki i paluszki słone a Ela jest jedyną z milionów Elek-one cmok... cmok... Co tak cmoka? z pewnością nie Cola Coca otwierana kantem dłoni... oni? Oni. --- Na koniec pytanie... Tak, słucham cię, kotku? A mnie, po czym poznałeś? Po nitce i motku. Ahaa... ------------------------------------------- Żywiec Okocim, sierpień 1936
  12. Wstrentny

    czarną credą

    w każdym razie, wypowiedziałem się, dlaczego uważam, że bohater w czasach pokoju jest taki a nie inny. opisałem go jego słowami, tak jak Tuwim pisał o swoim: "Leży ów młody Polak prawy, dobry robotnik, dzielny pijak" albo "Krzyczał: "Te, Adolf, taka twoja". i gdyby miał być to wiersz o dostojnym mężu, na pewno inaczej dobrałbym słowa. powiedzmy: Jan Paweł Drugi więc kiedyś ktoś zapyta po kim? Rzymianie powiedzą po Piotrze Żydzi po ich Pawle a ci co go znali - po ludziach pozdrawiam
  13. Wstrentny

    czarną credą

    a zresztą, zauważył to nawet Tuwim, który po wojnie oddał honory tym, którzy przed nią uważani byli powszechnie za szumowiny i społeczne męty. jednak jak się okazało, to oni najdzielniej walczyli, gdy przyszło co do czego: "Znam - przypadkowo - i opowiem Los taksówkowych tych "frajerów"... Ach, jacy z pańskich bohaterów Wyrośli nad-bohaterowie!... Nie poematu - lecz piosenki Godni ulicznej, a to więcej... Policjant leży na Grochowie, Tam mu urwało nogi obie. Zostały ręce - i są w grobie. Walercia jest bez prawej ręki: Kiedy na Śliskiej, numer trzeci, Wyrżnęło w spód szczytowej ściany, Ona z piwnicy zasypanej Żydowskie ratowała dzieci Dwa razy przez nieduże okno Ze sterczącymi szkła resztkami, O które się krwawiła [...] Właziła wewnątrz na czworakach, Przez gruzy brnąc i dym gryzący. Pod trzaskiem spadających belek, W ciemnościach, oświetlonych tylko Odblaskiem płonącego domu; Dwa razy, groźna i zacięta, Wdzierała się w podziemia duszne Przy mocnym i nieustającym Łoskocie celnej artylerii I huku bomb, rzucanych z góry, Dwa razy pełzła i wracała, Zacięta, groźna i milcząca, I wydostała: martwą Surcię, Mośka garbuska i Icunia (Obu we krwi i osmalonych, Ale źyjących); dalej: Dwosię, Wrzeszczącą tylko przeraźliwie, Lecz cudem, nawet bez draśnięcia. Za trzecim razem, kiedy chciała Wydobyć czteroletnią Balcię, Ostro trzepnęło coś nad łokciem I aż pod bramę odrzuciło. Zemdlała. Gdy się obudziła, Była w Warszawie martwa cisza. Leżała w izbie pod schodami, Z oczyma zamkniętymi ciężko I głową rozgorączkowaną Na obie strony wciąż miotała. Raz, gdy miotnęła nią na prawo, Na chwilę oczy otworzyła I zobaczyła, że w tym miejscu, Gdzie dawniej miała łokieć, wisi Kula bandaża skrwawionego, Czarną agrafką zapiętego. Kikut jej został. I agrafką Podpina rękaw swojej bluzki, Rękaw częściowo niepotrzebny. Prócz tego, brwi ma wypalone, Więc oczy jej tak wyglądają, Jakby zdziwione były ciągle... Burakowskiego znaleziono Na Pradze, z głową przestrzeloną; Widziano go ósmego września Przy karabinie maszynowym, W górę bijącym beznadziejnie. Krzyczał: "Te, Adolf, taka twoja, W ząbek czesany. Prosiem niżej, Bo tak wysoko to nie sztuka!" Leży ów młody Polak prawy, Dobry robotnik, dzielny pijak, Podmajstrzy cechu warszawskiego, Kazimierz Adam Burakowski, Na skwerku przed Florianem Świętym." Julian Tuwim, fragment "Kwiatów Polskich"
  14. Wstrentny

    czarną credą

    wydaje się, jakby to golizna była jakaś ważna. kiedy Kolumb odkrył Amerykę witali go nadzy ludzie i nie było męki na ich twarzach, wręcz przeciwnie, skoro żeglarze myśleli, że trafili do Raju. Wcale nie chodzi o goliznę. Ja na ten przykład bardzo lubię chodzić sobie nago, jeśli Cię to satysfakcjonuje. ;-) To tak samo, jakby powiedzieć o Twoim wierszu, że tutaj chodzi o przeklinanie - że jest to krytyka przekleństw. A przecież wiem, że sam klniesz jak szewc w swoich wierszach. jeśli klnę, to na tyle ile trzeba :) procentowo i tak odstaje to od tego, ile klnie się na co dzień w naszym (i nie tylko) języku, więc mimo wszystko - kłamię i wypaczam świat (np. na Nieszufladzie jest to u wielu zwykła rzecz) co do golizny - wiem, że nie chodzi o nią, tylko o to co ma wyrażać. jednak w czasach złych (nawet wojennych) golizna też nie chowa się pod ziemię, natomiast bohater zmienia się wtedy z czarnego na biały charakter. kiedyś nawet napisałem coś takiego, że: "każdy widzi takie czasy na jakie zasługuje".
  15. Wstrentny

    czarną credą

    ale nie zaprzeczysz, że takowa nie istnieje poza Twoją? "Rozdałam już Testamentem Pamiątki po sobie - tę całą Porcję Mnie - którą mogłam Zapisać" Emily Dickinson widzieć to znaczy nie patrzeć przez okno na drzewa pod którymi ten sam dealer narkotyków co wczoraj choć twarz ma inną sprzedaje przechodniom działki lepszego świata gdybym włożyła teraz płaszcz idąc na dół byłabym jak ludzie którzy schodzą nagle i jutro mąż mógłby zaczepić którąś z moich przyjaciółek - taka młoda a takie sparciałe miała serce - by potem długo i sprawiedliwie dzielić się z nią wydzielinami słów gaszącymi nagły niepokój o siebie gdybym założyła teraz pantofelki zbiegając po schodach byłabym niczym schodząca lawina spowodowana tupotem własnych nóg tam na dole myśli gasłyby z każdym dniem nie mogąc się uwolnić czekając kiedy ciało zadusi je na amen patrzeć to znaczy nie patrzeć w okno - czekając na bernardyna śmierci z pojemnikiem jasnego światła na szyi widzę pod powiekami to wszystko co tyle razy umknęło otwartym oczom pod drzewem ten sam co zawsze dealer z twarzą zmienioną nowym dniem podnosi mój zgubiony na schodach czarny pantofelek i przymierza go cierpliwie do nogi córki urodzonej mojemu mężowi przez którąś z moich serdecznych przyjaciółek
  16. Wstrentny

    czarną credą

    ale nie zaprzeczysz, że takowa nie istnieje poza Twoją? [quote]Tematyka też nie poruszyła szczególnie. przecież to jasne: dlatego, że wykracza poza Twoje poczucie estetyki! :) pozdrawiam.
  17. Wstrentny

    czarną credą

    wydaje się, jakby to golizna była jakaś ważna. kiedy Kolumb odkrył Amerykę witali go nadzy ludzie i nie było męki na ich twarzach, wręcz przeciwnie, skoro żeglarze myśleli, że trafili do Raju.
  18. Wstrentny

    Sarabanda

    i to mi nie obce było, bom błądził nie tylko po wertepach kiedy zrozumiałem, że wolisz tego obrzydliwego Kalosza. a nie mając sam nic uczyłem innych by cieszyli się z tego co im zostało: Wstrenty wróżył sobie z fusów na dnie termosu i milczał bo znów wyszedł mu krzyżyk na drogę. Daleko na łące chuda krowa przeżuwała kęsy ostatniego dnia życia, gdy jej właściciel, Sterany Dziadek podchodził do przydrożnego kamienia na którym usiadł. - A jo... Czy jo tyż mogę sobie powróżyć? zapytał pełnym przedwisielczej rezygnacji głosem. Wstrętny obejrzał dno termosu pod kątem, jakim padał pozbawiony nadziei, nikły cień staruszka i kiwnął z podziwem głową: - Będziecie żyli dziadku, 600 lat! Fusy mówią, że to za karę żeście grzeszyli z kobietami, i to grubo powyżej skali Richtera. - Łoj, to dobrze! Sześset lat powiadacie? Oj! to dobrze... ucieszył się Sterany Dziadek - A teraz? Ile masz dziadku teraz? zaciekawił się Wstrentny - A będzie cóś osiemdziesiąt z hakiem... - I wy się cieszycie, że dożyjecie sześciuset? parsknął śmiechem Wstrentny. - Toż już teraz zmarszczaki was zżerają a to, że tutaj szliście słyszałem od wczoraj, bo tak wam w kościach łupało! A co to będzie za 30, 50 lat? Zostanie za was jedna Wielka Zmarszczka. Ręce i nogi wypadną wam jak te zęby, co ich dawno nie macie. A co będzie za 200 lat? Zgnijecie i tylko kalosze będą same chodziły pokazując, że ciągle jeszcze w nich dychacie.... Sterany Dziadek podrapał się w głowę. - Do licha... a ja mom, lekorz mówili, jakaś nieuleczalna choroba, która trzeba leczyć drogiemi medykamentami... Skąd ja teraz wezne piniędzy na sześćset lat? Odwrócił się, aż w kolanie łupnęło i poczłapał ile tylko sił mu stało, żeby zdążyć napić się mleka od swojej chudej krowy, której został dzień życia.
  19. Wstrentny

    Sarabanda

    nie mogę tego czytać! tak wygląda niby szczęście? szczęście rodzi się jak dziecko brudne i jak człowiek umiera robiąc pod siebie: szczęście Matka odbiera, nasłuchuje. Patrzymy na wyraz jej twarzy ale zmarszczki zniekształcają go i wygląda jak szczur przemieszczający się pod kocem z rogami oczu, drżących z niepokoju kącików ust. Nagle matka powtarza: Co? Mówisz, że zrobiło kupę? i ogarnia nas ulga. Rozchodzimy się każde do swojego pokoju, zamykamy drzwi. Szlochamy.
  20. Wstrentny

    czarną credą

    co bym powiedział? to, co już powiedzieli moi poprzednicy :)) co czai się w ukrywaniu w stanikach od świtu po mrok w torebkach kredensach szafach i w moherowych beretach co pamiętają dwie wojny a teraz lęgnie się trzecia w tych sukniach poniżej kostek z materii wydartej naturze jak gdyby nawet eskimos nie przyszedł na świat w ludzkiej skórze w modlitwach o pomstę do nieba gdy padnie tu tam złe słowo o armagedon lub potop by znów jak ja na nowo ktoś kiedyś napisał: co czai się w ukrywaniu w stanikach od świtu po mrok w torebkach kredensach szafach i w moherowych beretach co pamiętają dwie wojny a teraz lęgnie się trzecia w tych sukniach poniżej kostek z materii wydartej naturze jak gdyby nawet eskimos nie przyszedł na świat w ludzkiej skórze w modlitwach o pomstę do nieba gdy padnie tu tam złe słowo o armagedon lub potop by znów jak ja na nowo ktoś kiedyś napisał: co czai się w ukrywaniu w stanikach od świtu po mrok w torebkach kredensach szafach i w moherowych beretach co pamiętają dwie wojny a teraz lęgnie się trzecia w tych sukniach poniżej kostek z materii wydartej naturze jak gdyby nawet eskimos nie przyszedł na świat w ludzkiej skórze w modlitwach o pomstę do nieba gdy padnie tu tam złe słowo o armagedon lub potop by znów jak ja na nowo ktoś kiedyś napisał: co czai się w ukrywaniu w stanikach od świtu po mrok itd.
  21. Wstrentny

    czarną credą

    zgoda! prawdziwy więc przerażający i dlatego, że się do tego przyznajesz - będziesz zbawiony :) albowiem chodzi tak naprawdę o to, żeby człowiek przyznał się szczerze w duchu: nie jestem w stanie sam stworzyć Raju... przebacz, myliłem się kiedyś, Panie. reszta to ściema - zwłaszcza grzechy innych ;)
  22. Wstrentny

    czarną credą

    o przewrotność chodziło :) załóżmy świat, w którym wszyscy są już święci - kto wtedy grałby rolę Odkupiciela? pozwolę sobie to wyjaśnić na przykładzie poezji: do Umierającej Poezjo: w czasach łatwych - sama nie poddawaj się łatwo. Brzydy będą chciały cię umniejszyć, przeliczyć nieuczciwie według własnych taryf. Ich szamani założą ci szarą sukienkę prozy do kostek, a na głowę wdzieją diadem z łusek zasłaniających oczy ślepcom. Do źródła w którym kąpiesz się naga o świcie, powylewają farby z płócien Picassa i wmówią ci, że masz biodra ostre niczym kąty ścian remizy z ich wiosek, gdzie na zabawach siadają niekochane przez nikogo dziewuchy. Wezwą na pomoc teologów aby wykazali, że twoje słowa nie mają nic wspólnego z ich religią a ci przeklną cię, dodadzą twój język do płomieni ognisk rozpalanych w równonoc niememu Bogowi Brzydzie. Mów tym więcej, im mniej ci na to zezwolą. Bądź tym bardziej, im szybciej pozbędą się twojego ciała! Zapisz się jak raz widziana konwalia przez dziecko, jeszcze oszołomiona od rosy i słońca tak samo pozostań w pamięci do końca życia, niezniszczalna i tym bardziej świeża, im starsze będą oczy które cię widziały. Nie przysłonią twojego widoku sprzedawcy sztucznych kwiatów Brzydów, choćby zrobili najdoskonalsza imitację. W konwalii i w twoich słowach jest jeszcze zapach leśnego świtu i wysoki, czysty ton majowego nieba po burzy. I jest jeszcze coś, to co sprawia, że umierająca od miesięcy w cierpieniach uśmiecha się nagle na koniec, a na jej twarzy pojawia się ulga. Jest to wolne już od wszelkich podejrzeń słowo: kurwa.
  23. Wstrentny

    czarną credą

    ciekawe gdzie tych myśli nie było, a jeśli to... u kogo? :) św. Spokój jest tu bardziej metaforą, niż świętym spokojem: skoro w czasach ciężkich mamy zatrzęsienie różnych cierpiętników to w "czasach pokoju" ich rolę przejmują ci pozornie źli. powiedzmy ktoś mówi kurwa, kiedy innym nie wypada - stąd np. te wulgaryzmy w wierszu, jak widać też przemyślane :)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...