Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wstrentny

Użytkownicy
  • Postów

    1 287
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Wstrentny

  1. przypomina to tłumaczone translatorem sonety. dlaczego? po pierwsze: ta sama niezgrabna stylizacja właściwa automatom, po drugie: pełno w nich znajomo brzmiących, mało odkrywczych myśli. przykład 1: napisany w ten sposób (rzekomo nie ma z nim nic wspólnego, a przynajmniej pod względem artystycznym) sonet 87 Szekspira: Pożegnanie: Ty sztuka zbyt droga dla mojego posiadania i chyba wiesz: światowa twoja ocena. Statut Twojej wartości cię wypuszczający; moje więzi w ciebie są czymś określonym. Ponieważ trzymam cię ale przez twoje przyznanie i, dla bogactw, gdzie jest moim zasługującym? Przyczyna tego jasnego prezentu we mnie chce i tak mój patent z powrotem znów gwałtownie skręca, tymczasem twój nie posiada wartego wtedy wiedzenia Lub mnie, do kogo ty lgniesz to jeszcze mylenie się; Tak twój wielki prezent na procencie rosnącym, przychodzi do domu znów, na robieniu właściwej oceny. W ten sposób mają miałem Cię jako sen najbardziej płaski: w uśpieniu król, ale nie obudź mnie z takiej sprawy. przykład drugi: sonet Pablo Marudy: Nie kocham cię jak gdyby byłeś sól różą, topazem lub strzałą karnacji, które propagują ogień: kocham cię jak pewne ciemne rzeczy są kochane, potajemnie, między cieniem i duszą. Kocham cię jako roślinę, która nie kwitnie i roznosi się, schowana w sobie światło tych kwiatów i dzięki twojej miłości, ciemno w moim ciele przeżywa gęsty zapach, który podnosi się od ziemi. Kocham cię nie wiedząc jak lub kiedy lub skąd, kocham cię po prostu, bez problemów lub dumy: kocham cię w ten sposób, ponieważ nie wiem jakąś inną drogą kochania ale to, w którym nie ma żadnego mnie lub ciebie, tak intymnego, że twoja ręka na mojej skrzyni jest moją ręką, tak intymną, że kiedy zasypiam, to są twoje oczy, które zamykają się.
  2. a właśnie tak! na przekór. żaba :)) a tak! niniejszym otrzymuje Pani przechodnią żabę roku 2007. proszę używać z umiarem i nie prać w detergentach, zapinać na noc i trzymać z dala od bociana 2008
  3. to kobiety piszą najprzaśniejsze limeryki. kobieta, zwłaszcza artystka, nie ogranicza się w dzisiejszych czasach średniowiecznym morale i samo takie myślenie budzi nieufność. dobrze, że znam inne: śmiałe, potrafiące nawet zawstydzić, a przy tym... przyzwoite (w odróżnieniu od tak zwanych przyzwoitek co to z brzuchem nagle chodzą i udają,że to samo im się tak ni stąd ni zowąd porobiło)
  4. to teraz napisz, co takiego złego widzisz w tym wierszu? kto według Ciebie jest w nim podmiotem... czy oby jednoznacznie ludzie (miauuuuu...)? czemu jawa przeplata się ze snem, zima z bzem, muzyka z miłością? taka pochopna interpretacja daje świadectwo, że nie tylko nie potrafisz sama pisać wierszy, ale również ich czytać (zresztą to jasne: najpierw trzeba rozumieć co napisali inni, żeby samemu próbować napisać przynajmniej podobnie). żaba
  5. czyli zostają Ci wierszyki dla dzieci. na świecie żyje 6 miliardów ludzi a co to oznacza? że ktoś ich, ojej jakie to wstrentne! spłodził. i to, że mniej więcej 6 miliardów ludzi musi za Twojego niefrasobliwie krótkowzrocznego życia umrzeć: zamordowanych, cierpiących na raka, często okaleczonych i przede wszystkim, tak tak... w większości z głodu.
  6. czy zawsze utożsamiasz bohatera lirycznego z autorem? a tak w ogóle: potrafiłabyś napisać taki wiersz? niby o tym co zawsze a zupełnie inaczej, oddając namiętności? raz dwa trzy cztery raz dwa trzy cztery raz dwa trzy cztery raz dwa trzy cztery takie rymowanki wszystkie utrzymane w tym samym tempie tylko ze zmianą tematu pisze się dla dzieci. spróbuj raz inaczej, chętnie przeczytam. żaba
  7. ..i zimno takie... i licho nie śpi... dziękuję
  8. zazdroszczę Ci... ja tam jestem wstrentny to i piszę wstrentnie. nie wiem, jakbym nie udawał to i tak wychodze w tym jak na fotografii. lirycznie przedstawia takie wstęstwo słowo: "odleciały", które nieprzepisowo wystaje z poniższego sonetu: Płynąłem tratwą, znów uciekałem od ciebie Słodka, od wszystkich ludzi. Wiatry i deszcze też mi nierade wznosiły fale, abym się trudził gdy nagle - spadły jaskółki spod chmur! Ledwie co żywe, siadły pod żaglem we dwie nie mając sił pokonać mórz, które samotnie pokonać chciałem! Karmiłem je chlebem, gdy sam jadłem i słodkiej wody dawałem resztkę - tydzień trwaliśmy w boskim układzie: ja, co już miałem po co żyć wreszcie, one, dla których byłem zbawieniem. Aż, gdy zwróciłem tratwę do ciebie ... odleciały.
  9. ech... skąd na wszystkim taki pesymizm? jesienny smutek - lata wskutek
  10. ale nie tylko on, nie tylko: Historia wstrentnej znajomości Kto by tam dzisiaj wyszedł na spacer w taki ziąb? w taki wiatr? w taki deszcz? Tylko pan, smutny pan z Cadilakiem i ta pani tak smutna też. W falochronach wiatr ubija piany na kapturach szu szu szumi deszcz. A ten pan się uśmiechnął do pani? I ta pani do pana... też? Doskonale wiem, że się nie znamy lecz że ziąb, lecz że wiatr, lecz że deszcz może by się tak ogrzać ustami? Błagam panią... no powiedz, że - chcesz! Z morza słychać syrenie śpiewy przepadł ziąb, przepadł wiatr, przepadł deszcz - żółty Cadilak rozgania mewy jak to jamnik, wesoły pies.
  11. brawo, Bruno XXI wieku! czy to nie on napisał wiersz "NIC" pod którym była czysta kartka zostawiając innym całą resztę?
  12. znalazłem właśnie jej zdjęcie. co prawda ta siedzi nad rzeką ale nad morzem, po sztormie też zdarza się spotkać takie zamyślone, zaklęte kobiety: fotogalerie.pl/fotka/2533721134154871957,cezaryg.htm;jsessionid=6C7322B8E017F3BA452D4DF5475A3466
  13. bursztyn nieuchwytną chwilę co ogromem mała bursztynem bólu miłość zalała upojną nocą przyozdobiła by trwała i trwała wciąż była i była i łza w niej błyszczy próżno wylana by nigdy nie wyschnąć w lód serca schwytana beztrostkich rozmów najcichsze słowo śmiechem powraca dźwięcząc na nowo a obłąkaniem na zawsze zostanie ech kochanie... och kochanie... ach... kochanie
  14. Znalazłaś skarb pod drzewem, czy raczej znalazł cię odwieczny szmaragd źrenic zamknięty w bzie, bez w śnie o małym martwym szpaku (w tle pokerowy ful rozmowy, śpiewy ludzi) a ludzi wkoło nul Oczy jak słone śledzie śledzą cię z mokrych rzęs chcą wyrwać z cielesności najmniejszy ciała kęs dźlam dźlam dźlama czad! dźlam na jeden milion lat raz Larghetto e staccato wtopione w deja vu śnij mnie złota dziewczyno bo właśnie mi się śnisz w powietrza aerofon wplótł na czas z chwilą tą poeta który sikał trzymając się za Ą (a masz: niechże to będzie As! z rękawa) Dźlam dźlam mój on ci taki sam odtąd za milion lat i sto milionów lat dźlam dźlam dźlama czad Trwaj w słodkiej akoladzie, arpedżio westchnień graj sukienkę rzuć szpakowi i miejmy odtąd maj na ławeczkowym bajanie zagram ci po ję ki wa nie cicho cichutko ciii... Nie oddam cię nikomu! ukryję hen, w Kosmosie w najodleglejszym ogonie zakatarzonym sie... siennie no...sie (a psik!) komety Patrzcie no! noc listopadowa na bandoenonie gra, pełnia pod prawym uchem jak bez, diament, jak łza ukradkiem uroniona nad losem śpiących harf... patrzcie, jak ten samograj dla mojej Słodkiej gra? Będę cię lizać byś błyszczał od gwiazdy jaśniej, mokrzej będę całować i tulić i kochać NAJ-wilgotniej W zieloną skordaturę zmieńmy dzisiejszą noc gwiaździste stradivari niech pręży się jak kot widzisz? tamburyn ciał! słyszysz dusz naszych ostry tembr? (oooooch... skaaarbie mój.... oooooch..... tak bardzo kochaaaaam cięęęę....) (i ja skarbie tak kooocham cię....) w duecie: (nieskończenie szalenie i wysoko, aż do stóp akcentowych samego Boga) MIAAAAUUUUUUUUUUUUUUUUUU...
  15. znowu się zaczynam rozklejać i nie moge zebrać myśli... może być przynajmniej taki komentarz? O czym pani tu duma tak, nieznajoma pani? Zapada się w purpurach, w brązie zastygłych grani? W bólu na pniu skręconym, z włosami w kształt korzeni - czy pani czas miniony tęsknotą chce odmienić? Na niebie... to dla pani! obłok mewy iskrzące ciągną za ogonami wprost w zatapiane słońce. Przyboje liżą plaże, łaszą się wody pianą: niech pani tylko każe, sztormami myśli wstaną! Po zadeptanych śladach ciągnę się sam za sobą - czy pani zauważa, ilu już szło tą drogą? Usiąść chwilę spróbuję, przytulę się do pani - drewno przecież nie czuje, sam dotknąłem tych granic. I już zostanę z panią usta skleimy w ciszę, co dzień niech trwa to samo - może siebie usłyszę?
  16. dziękuję dziękuję dziękuję
  17. nie wiedziałem co robię
  18. nietzschego sobie, zwłaszcza początek
  19. to nie ja, ja jestem za wstrenty żeby nawet tak pomyśleć! to księżyc żalił mi się w nocy na czarnej poduszce śpiącego z zadartą łapką kotka. dziękuję
  20. moją miłość dotykają inni odgarniają rozsypane gałązki z czoła scałowując poranne mgiełki a ona gibka brzoza drży listkami w powiewie ciepłego wiatru na pewno jest wtedy szczęśliwa i zapomina na chwilę o samotności pnia o burzach i huraganach które spadną kiedyś cieszy mnie jej radość więc przynoszę ukochanej kolorowe muchomory nocą głęboką rozstawiam dookoła w mozaice miłosnych kropek patrzę ścieląc srebrny blask jak śni podsłuchuję krążące sennie soki o słonecznych miłościach nigdy nie odnalazłem w nich siebie z tej rozpaczy niknę obolały i okrywam twarz chmurnymi nastrojami lecz zaraz po raz ostatni oplatam ją spojrzeniem i... przecież to niemożliwe! ta biel aż niewinna w delikatności zieloniutkich listków - nie nie nie! coś mi się pomyliło to zazdrość ciemnej strony duszy snuje myśli krzywdzące! i pęcznieje we mnie słońce przepłniam się tym samym blaskiem który tak kocha moją miłość przywitają o świcie kapelusze najwspanialszych borowików od tajemniczego wielbiciela zrośnięte trzykrotnym przepraszam przepraszam przepraszam zaszumi zdumiona niezwykłością i nawet nie pomyśli o mnie wyciągając gałązki ku słońcu
  21. dziękuję tylu stokrotkom w rosole.
  22. normalnie zrobiłem się purpurowy a już wkróte zrobię wstrentnie zarozumiały. dziękuję
  23. oczywiście! jeżeli kura to ona, to kuro jest nim. kogut? jest w tym przypadku mutantem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...