Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

asher

Użytkownicy
  • Postów

    2 273
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez asher

  1. Tak mi się w życiu ułożyło, że mam urodziny, a zaraz potem Mikołaja i na resztę roku zostają mi już tylko imieniny. Dlatego wszyscy starają się, żebym miał jak największą radość i dostaję prezentów co niemiara. Tym razem jest to wielki tom „Winnetou” w twardej okładce, super sanki oraz fura słodyczy i owoców. Skoro są banany, pomarańcze i mandarynki, to znaczy, że niebawem przyjdą święta. To jedyny czas, kiedy są dostępne, więc przez połowę grudnia zażeram się nimi do woli. Święta to zarąbista sprawa. Żadnej szkoły, żadnych obowiązków ani trosk. Na kolację wigilijną albo chodzimy do cioci Izy, albo ona z wujkiem Piotrem przychodzą do nas. W tym roku padło na nas, więc mama dwoi się i troi, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Tylko te pierogi z grzybami nigdy jej nie wychodzą. Wypróbowała już chyba z tysiąc przepisów i nadal rozpadają się lub zbijają w masę podczas gotowania. Od dwóch dni karpie pływają w wannie, więc o umyciu się można zapomnieć. Mnie to pasuje, bo wodę to ja lubię, ale latem i w basenie albo nad zaporą w Wapienicy. Jak zwykle przyjdzie sąsiad, aby zabić ryby, a potem podzieli je u siebie na odpowiednie kawałki i przyniesie mamie. Stary ani ja nie mamy głowy do zabijania; jemu najlepiej wychodzi szukanie pracy i kombinowanie na wino, mnie aranżowanie scen bitewnych i włóczęga z chłopakami. Nie udaliśmy się mamie, lecz ja jeszcze ją zaskoczę. Stary nie jest zaproszony na Wigilię. Musi iść do dziadka albo siedzieć w swojej kanciapie i winko zagryzać rybkami z puszki. Zupełnie mi go nie żal. Słyszałem, jak mama tłumaczyła komuś, że ani ja, ani ona nie dostaniemy nawet grosza ze spadku, który otrzymał z tytułu sprzedanego przez dziadka domu. Dopiero sąd może nałożyć na niego alimenty, ale on robi wszystko, żeby się tych pieniędzy pozbyć przed zapadnięciem wyroku. Niedoczekanie – pomyślałem wtedy i zacząłem kręcić się koło niego kręcić. Pytałem co słychać, jak się czuje, gdzie się wybiera i tak dalej. Był już nieźle wstawiony, więc szybko go zmęczyłem. Wyciągnął zwitek banknotów, po czym wręczył mi jeden i pogłaskał mnie po włosach, jakby to był jakiś naturalny gest. Ludzie! Pierwszy raz w życiu dostałem od niego pieniądze! Zadowolony, dałem mu trochę odetchnąć i zaatakowałem znowu. Czy mogę w czymś pomóc? Może trzeba wynieść, przynieść, pozamiatać, przetrzeć lub umyć? Gdyby chciał tam posprzątać, to by się chyba nie wypłacił, ale nie był zainteresowany. Przegonił mnie szorstko i poszedł się odlać. Skorzystałem z kilkunastosekundowej okazji, wparowałem do kanciapy i szybko przetrzepałem kieszenie jego marynarki. Co tam było kasy!!! W każdej były jakieś banknoty, co świadczyło, że szasta nimi na prawo i lewo, wcale nie dbając, ile ich ma i gdzie je traci. Ubrałem z każdej kupki po kilka i zwiałem do siebie. Wyłem ze śmiechu, czując, że znów mój spryt oraz sposób widzenia świata, wychodzą mi tylko na zdrowie. Należało mu się, gnojowi jednemu. Pół roku temu wujek z Austrii przysłał mi 100 szylingów na drobne wydatki, które pieczołowicie ukryłem pod szufladą kredensu w kuchni. Znikły dwa dni później i winnego oczywiście nie było. Oboje z mamą wiedzieliśmy, czyja to robota, lecz awantura na niewiele się zdała. Poprzysiągłem mu srogą zemstę, kiedy wypierał się, patrząc mi bezczelnie w oczy. On dorosły, samodzielny facet, miał czelność okraść bezbronnego dwunastolatka. To nie mieściło mi się głowie. Kiedy na zmianę wynosiliśmy antyczne książki mamy na targowisko, to co innego, ale między sobą!? O ile dotychczas, stary wkurzał mnie jedynie, gdy próbował przed mamą odgrywać rolę odpowiedzialnego rodziciela i lał mnie od progu za wagarowanie i inne głupoty, o tyle przez tę kradzież, zabił resztki szacunku, jakie do niego miałem. - Co tato? Gdzie na Wigilię? – pytam, gdy wraca z kibla. - Jeszcze nie wiem... Mija mnie i znika w kanciapie. Uśmiecham się z wyższością, czując, że już niedługo będzie miał w domu coś do powiedzenia. Mama woła, żebym pomógł nakrywać do stołu, więc ochoczo biegnę do kuchni. Zawsze lubiłem jej pomagać przy ważnych przyjęciach. Potrafiłem z niesamowitym poświęceniem biegać po zakupy, rozkładać obrusy, serwety i nakrycia. W wigilijne wieczory moją dodatkową specjalnością było wypatrywanie pierwszej gwiazdki. Właściwie niepotrzebnie, ponieważ kolację zawsze jedliśmy dużo później, niż ona pojawiała się na niebie. Przy kolacji solidarnie jemy z mamą filety z mintaja. Nie podzielamy gustów reszty świata, która w ten wieczór wydłubuje ości z karpia. Barszcz jest super, tylko te pierogi... Ale nikt się nie przejmuje. Ciocia Iza żartuje, że mama posiadła po przodkach umiejętność psucia jednej z wigilijnych potraw. Podobno mojej prababci nie wychodziła nigdy kapusta z grzybami, a babci makowiec. Po kolacji starsi śpiewają kolędy, ja jedynie poruszam ustami. Później kończy się dla mnie czas świątecznego lenistwa. Odkąd pierwszy raz wygrzebaliśmy z chłopakami z szaf w moim domu stare płaszcze, kurtki i peruki prababć oraz pracioć, co roku pieczołowicie malujemy twarze, wyciągamy straganową szopkę i idziemy zarobić trochę grosza. Trzon stanowimy ja, Adi i Tyki, czasem dołącza ktoś jeszcze, lecz niechętnie dzielimy się zyskiem. W zeszłym roku trochę kolędował z nami Lenin, trochę Kodżak lub Kolombo. Pomysł jest prosty. Od drzwi do drzwi, trzy razy po jednej zwrotce najbardziej znanych kolęd i kasowanie. Ostatnio odpuściliśmy po paru dniach, gdyż zima była naprawdę sroga. Tym razem wszystko ma działać na naszą korzyść – i pogoda, i wewnętrzne przekonanie, że na tym da się zarobić, i zwrotka „Lulajże”, której nauczyłem chłopaków. Moją ulubioną kolędą jest „Nie było miejsca na ziemi”, lecz wolę jej słuchać, niż wykonywać. Na zarobek jest zresztą za mało dynamiczna.
  2. Nie moja bajka, ale przeczytałem z ciekawością :)
  3. A dla mnie całkiem całkiem :) Powoli specjalizujesz się w poetyzowaniu prozy. Zastanawia mnie tylko czy prezentowane przez ciebie fragmenty i rozmaitości kiedyś stworzą, jakąś spójnię, czy tylko się bawisz od czasu do czasu.
  4. Też żem ciekaw cd. Długością się nie przejmuj. Dłuższe wrzucałem :) Tylko musisz cierpliwie czekać, bo tasiemce się czyta wolniej i trzeba mieć akurat ochotę.
  5. Nie do końca wyabstrahowałem związek między lekarką, a późniejszą denatką. Czy to mąż doktorki poległ w wypadku, a ona na zawał. Proszę wybaczyć, lecz dla mne nie wynika to z tekstu. Miałem nadzieję, że oboje leżą i jej się tylko wydaje, iż nad nim siedzi. Nie ma jednego błędu, ni literówki - wydaje mi się - przeczytałem z ciekawością.
  6. asher

    [limeryk] koszykarz

    Utalentowany skurczybyk :)
  7. Rzeczywiście słabiej, ale od razu niskiej jakości. A fe...
  8. Tłum zaawansowanych miłośników temu przeczy. Kultura wysoka niech się w tej materii wycmoka. Nie jestem znawcą, bo wolę cyberpunka i wariacje K.Dicka, ale łyknąłem conieco podczas roku zajęć dodatkowych. I twierdzę, że może być :)
  9. Jestem pod wrażeniem. Dedykacja też wymowna :) To fragmenty większej całości, mam nadzieję i z apetytem czekam.
  10. Ale właściwie o co chodzi? Czy Ty Adam nadużyłeś przy pisaniu? :)
  11. Wampirko, to właśnie czuły punkt. Chciałem coś nieszablonowego, no i wrzuciłem na granicy ryzyka. Masz jakiś pomysł? Spoko, Wuren. Ja tylko się wcieliłem w gościa, który się odlewał przedwczoraj w Wadowicach :)
  12. Uparty jak wołek w pewnej kwestii, przerabiam na powieść :) "Do stojącej w umówionym miejscu niebieskiej furgonetki z białym dachem wsiadł łysy facet. Uruchomił silnik, czekając na możliwość włączenia się do ruchu. Kiedy obok przejeżdżał kierowany przez Rika samochód, Nico wrzucił torbę na skrzynię ładunkową. Zaraz potem skręcił w przecznicę i dostrzegł czekających w identycznej, niebieskiej furgonetce właściwych odbiorców przesyłki. Krew uderzyła mu do głowy, kiedy pojął swoją pomyłkę. Pomyślał o jej konsekwencjach i włos zjeżył mu się na głowie. - Zatrzymaj się natychmiast! - krzyknął do kierowcy Pechowcy wyskoczyli z kabiny i pobiegli odebrać towar, ale zanim dotarli do skrzyżowania, ścigana furgonetka była już daleko." Nie patrzę na sens, ino na składnię. I co? Nie lepiej się pobawić w ten deseń??? Trzeba trochę konsekwencji i czasu. Zrób, jak uważasz :)
  13. Pierwsza myśl, za długie :) Gazety pękały od ogłoszeń, żyliśmy w ciekawych czasach - wzruszające wersy dla mnie osobiście. Niezły przekrój. Brakuje mi jednak dialogów. Nie zawsze muszą być, a tu mi brakuje :) Ogólnie fajny pomysł.
  14. Ale nudy, co? Zaraz poczytam co upichciłeś na konkurs :)
  15. Arcymyk, Panie Messa! Spóźnione gratulacje.
  16. Jan P. znów przy kasie! Jest pięknie. Gratulacje dla wszystkich!
  17. Stoję pod murem. Para bucha aż miło. Za moimi plecami tętnią pospieszne kroki, słychać nieustający szum silników i mieszaninę ludzkich głosów. Od 15 lat ten sam dom wariatów z wyważonymi drzwiami, w którym każdy szuka własnego łóżka. Otworzyli granice. Włamali się do naszych lodówek, pralek, szaf, łazienek i sypialni. Zabrali pracę. - Świnia jedna! – słyszę zza pleców – Wstydu nie ma! Pewnie suche babsko, wiek posunięty, krzywa gęba. Nawet się nie odwracam. Znam takie. Społeczeństwo się starzeje, a z wiekiem wzrasta odsetek różnych zołz, które się czepiają, mają o wszystko pretensje, gorzknieją. Moja prywatna zołza ciągle mnie straszy adwokatem. Że niby do roboty nie chodzę, o dom i dzieci nie dbam i takie tam. Drze się tak, że kukułki zdychają w zegarach sąsiadów. Podobno kręci się koło takiego jednego z kancelarii hien i coś przeciwko mnie razem knują. Niech go tylko dorwę pod swoim dachem – przypomni sobie nawet prawo kanoniczne. U nas nie ma się gdzie ukryć. Mebli mało, pod łóżkiem pies się ledwo mieści, zamek w drzwiach łazienki dawno wyłamany. Gorzej, jeśli przygotują pozew poza domem. Wtedy po mnie. A czy to moja wina, że roboty dla parkieciarzy nie ma? Jakieś flizy, panele, kafelki, duperele powymyślali. Drewno to drewno, k...mać! Od 30 lat wstaję przed świtem, ale od jakichś 5, zamiast do pracy, lezę po gazetę z ogłoszeniami, do Urzędu, potem w miasto. Co dnia liczę, że ludzie pójdą po rozum do tępych łepetyn i drewno wróci do łask. Ekologia jest po mojej stronie, tylko strasznie długo to trwa, a kiedy człowiek głodny, z cierpliwością bywa różnie. Na chwilę zgiełk za mną cichnie. Słychać jedynie szemranie moich siuśków. Zapinam rozporek i wracam do sklepu. - Dwa Harnasie – proszę miłą ekspedientkę. - Hej! – odpowiada z uśmiechem. I to rozumiem.
  18. Fajne "babskie" :) pisanie. Znów forma dziennika czy pamiętnika. To chyba Twój znak szczególny :)
  19. Znakomity! Najlepszy z konkursowych moim skromnym. Jak pięknie jest pisać o pięknie. Nie zgadzam się, Leszku, zwrotka kolędy musi być w te formie, bo dodaje znaczenia. No, spadam do roboty, bo mnie Bezet prześladuje...
  20. Ubywa Szumana z każdym fragmentem. A szkoda, bo to dla mnie od początku Twoja najlepsza jazda. Pewnie czasu brak, jak nam wszystkim...
  21. NO!!! Gratulki z tytułu odwagi :) Moją opinię o tekście znasz. Więc chlast ocenę...
  22. W prawym dolnym rogu masz zakladkę "usuń". kliknij i po sprawie. I wrzuć od nowa, tylko tutaj :) Moderacji nie ma, to pomocy nikt nie udziela, szlag by to... dobrze, że wpadłem na moment...
  23. Freney, rozpieszczasz... :)
  24. z początku jakby chciał przede wszystkim - jakoś nadmiar... Panie: Wampirka i Piąta Cię polubią:) Dla mnie zbyt drastyczne. Czasem, kiedy przechodzę obok rzeźni, chciałbym popełnić samobójstwo... Ale tekst się broni. Skoro wybierasz taką tematykę, masz pewnie jakiś cel. Moim skromnym mógłbyś spożytkować na co innego, lecz pewnie będę odosobniony....:) Ten koniuch stylowo lepszy od poprzedniego...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...