
asher
Użytkownicy-
Postów
2 273 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez asher
-
kantorem być
asher odpowiedział(a) na aneta michelucci utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
A Pan Jan to jeszcze w Krzysztoforach urzęduje? :) Dla mnie cacy już za sam zamysł. -
Jeszcze jak!
-
Nieswawolny Bezet ino zapały by gasil :(
-
[limeryk konkursowy] swawole Olgierda z Cieszyna
asher odpowiedział(a) na Messalin_Nagietka utwór w Limeryki
Barok rzeczywiście na miejscu :) -
Konkurencja najwyższej próby!
-
Olgierd z Cieszyna po wódce przysięgał starej rozwódce: będę jurny i skory, więc poszła w amory, niestety, wytrzeźwiał wkrótce
-
Bezet byl nie w sosie i mi chciał ten tego no.... :) Że się mydłem i limerykami zajmuję, miast wspomagać go na pierwszej linii...
-
A ja wam strasznie dziękuję za odwiedzenie tego zakątka i dobre słowo :)))
-
No ładnie, ale w Karierze chyba puenta jest, nie? Ja w ogóle zacząłem to pisać od puenty :)
-
Ojciec Olgierd z Cieszyna od mszalnego zaczyna każde nabożeństwo i pod wieczór często ciąży mu łepetyna P.S. Nawet Waszych nie poczytam, bo robota... do wieczora.
-
Jestem pod wrażeniem, jak ostatnio ciągle w piachu. Chyba wezmę zabawki i się tu przeniosę. Znajdzie się kawałek koło twojego wiaderka?
-
Jacku, jestem pewien, że to proza. Za kikut dziękuję. Poprawiłem na ciało :) Leszku, czekam na efekty konkursowe :) Czarna, mają, sam na nim parkuję :)
-
Przybyliśmy na miejsce zdarzenia jako pierwsi. Mieliśmy najbliżej. Dwie przecznice stamtąd nudziliśmy się na parkingu osiedla, które kazano nam patrolować. Sierżant Kuwas omal udławił się bułką z topionym serem, kiedy szczekaczka podała, że w bloku nr 1 przy Stokowej wydarzyło się nieszczęście. I prawdopodobnie jest trup. Odpaliłem silnik i pognaliśmy na sygnale. Mój pierwszy dzień w pracy i od razu zwłoki. Tak się przejąłem, że parę razy prawie straciłem panowanie nad kierownicą. Sierżant przyglądał mi się kpiąco, żując swoją bułkę. - Spoko, synku – mruknął – Napatrzysz się, to i przyzwyczajenie przyjdzie. - Pan tak może jeść? – zapytałem zgorszony. - Na chleb trzeba ciężko pracować – stwierdził filozoficznie –Przecież nie wyrzucę. Zaparkowałem w miejscu zarezerwowanym dla Zakładu Oczyszczania Miasta i pobiegłem za sierżantem do windy. Na szóstym czekała na nas roztrzęsiona kobiecina w szarej podomce. Na twarzy miała świeże ślady łez, ręce jej latały, jak pijakowi po tygodniowym ciągu. Wydało mi się, że coś wystaje jej z lewego ucha. Kawałek sznurka, nóżka, macka? - Panowie, panowie... – powtarzała, nie mając siły sklecić pełnego zdania. Przyjrzałem się bliżej. Macka znikła, ale mógłbym przysiąc, że na pewno ją widziałem. We wszystkich drzwiach stali ludzie i gapili się na nas w milczeniu. - Co tutaj zaszło? – zapytał władczo sierżant. - Ja... ja nie wiem. On nagle wybiegł z pokoju z wielkim krzykiem i do łazienki. Tam...no...stracił głowę. Panowie zobaczcie sami... Szepnąłem Kuwasowi o macce. Spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu uznałem, iż mi się przywidziało. Później uśmiechnął się do kobieciny łagodnie. - Pani weźmie coś na uspokojenie. Zaraz tu będzie lekarz. Na pewno znajdzie się coś mocniejszego. Synek, za mną. Przekroczył próg, a ja za nim. Przystanął, więc ja też. Rozglądał się ostrożnie. Powtarzałem jego gesty, licząc, że czegoś się nauczę. Szło mi całkiem dobrze, dopóki nie weszliśmy do łazienki. Widok tej masy krwi i czegoś jeszcze na ścianach, podłodze i suficie, cisnął mi żołądkiem o podniebienie. Rzygając do kibla, kątem oka widziałem leżące w wannie, pozbawione głowy ciało. Sierżant też był przerażony, lecz bułka w jego brzuchu trawiła się spokojnie, jak u patologa albo grabarza. - Nie sprawdzimy pulsu? – spytałem cicho. - Nie piernicz, synku, dobrze? Stań w drzwiach i nie wpuszczaj nikogo, oprócz chłopaków z kryminalistyki - wyszedł z łazienki, a ja pospiesznie podążyłem za nim – Pani szanowna, pani tu pozwoli... Posadził ją na wersalce w większym pokoju, sam usiadł na foteliku przy oknie. Z przedpokoju dobrze słyszałem, co mówią. - Ma pani broń palną? - Boże uchowaj! - Materiały wybuchowe, chemikalia? - Nie. - Gdzie pani była w chwili zdarzenia? - Tutaj. - Co pani robiła? - Oglądałam serial, jak zawsze. Odkąd jestem na rencie, nic innego nie robię. - Kim był denat? - Studentem. Wynajmował u mnie pokój. Porządny chłopiec, ułożony. Nie pił, nie palił, dziewuch nie sprowadzał. Ostatnio wcale nie wychodził z pokoju. - Co tam robił? - Oglądał te reality szoły. Dniem i nocą. Urlop jakiś dziekański nawet wziął. Jak się czasem mijaliśmy w kuchni, śmiałam się, że przyszły magister, a tak się ogłupiać daje. Odpowiadał, że moje seriale wcale nie są mądrzejsze. - Zachowywał się dziwnie? Skarżył się na coś? - Nie, no może, że coraz bardziej swędzi go lewe ucho. - Ucho? Sierżant pokiwał głową i poszedł do pokoju studenta. Kiedy otworzył drzwi, spostrzegłem spartańsko urządzone lokum z wielkim telewizorem i sporo pudełek po pizzy, walających się po podłodze. Szybko wrócił. Spojrzał na mnie przelotnie. W jego oczach widziałem irracjonalny lęk i niedowierzanie. Zastanowiło mnie, co może napisać w raporcie: że facet naoglądał się jakiegoś Big Brothera i nagle rozerwało mu głowę? Jedyna szansa, że chłopcy z kryminalistyki znajdą rozsądne wyjaśnienie. Kuwas przystanął nad cienką smugą krwi, która z łazienki zakręcała w stronę pokoju gospodyni. Zmarszczył brwi. Wtedy nie wytrzymałem i mimo rozkazu opuściłem posterunek przy drzwiach. - Panie sierżancie, mam pewną teorię – powiedziałem nieśmiało. - Teorię? Zamknij żółty dziób i filuj na drzwi – zgromił mnie – Gdzie ta cholerna ekipa?! Przytaknąłem z opuszczoną głową, ale wątpliwości nie dawały mi spokoju. Musiałem działać. Kuwas swoje lata i posturę miał, jednak tym razem racja stała po mojej stronie. Zerknąłem zza jego pleców na gospodynię. Siedziała skulona, a w kącie cały czas przesuwały się na ekranie telewizora serialowe postacie. Znów wydało mi się, że widzę mackę w jej uchu. Potrąciłem sierżanta, kobieta spojrzała na mnie wystraszona. Pochyliłem się, by obejrzeć jej ucho, lecz po macce nie było już śladu. - Czy z pani uchem wszystko w porządku? – spytałem życzliwie. - Z uchem? Tak, tylko trochę swędzi... - Swędzi? – zainteresował się sierżant i popatrzył mi głęboko w oczy – Rusz się. Jest ekipa. Ustąpiłem miejsca eleganckim mężczyznom z teczkami w dłoniach. Czekałem na korytarzu, aż Kuwas zreferuje im temat. Opowiedział wszystko, oprócz tego, co obaj przypuszczaliśmy, ale w co nie umieliśmy uwierzyć. Wróciliśmy w milczeniu do auta. - Dokąd? – zapytałem. - Na parking, tylko inną drogą. W końcu patrolujemy. Kiwnąłem głową i uruchomiłem silnik.
-
mało dla mnie zrozumiałe :)
-
Z tymi Romanami bym nie przesadzał, zwłaszcza, że jednen coś wlaśnie knuje...
-
akukumuniu... od trzech dni nikt na tym forum nie był. Czy to ma sens? :)
-
Pierwszy spacer państwa Raskolnikow
asher odpowiedział(a) na Michał Ziemiak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Wybacz, pomyliłem Cię z Michalem Kowalskim. Sorki :) On też drąży temat... -
Wiesz co, Czarna, takie działanie na zmysły przez wyobraźnie nie ma w poezją nic wspólnego...
-
Jasny gwint! Zawrót głowy. Tak trzymaj :)
-
Dla mnie laika tak, ale może w poprzednim było więcej tejemnicy? Nie będę Ci mieszał w głowie - tak mi się bardziej podoba :)
-
tak jakoś polamanie brzmi. na pewno tak ma być?
-
Niemożliwe. Oksymoron pt. polski taoista, oprócz fajek, marychę i flaszkie dokupi :)
-
Polskiego żegnamy w sobotę w Klezmer Hois na Kazimierzu. Prosimy nie składać kondolencji...
-
Tu żył i tworzył głupotę trwożył perły wyławiał zawsze się stawiał konkursy tworzył na nagrody łożył rady nie odmawiał szopki odstawiał pokój mu z kuchnią i niech ziemia pod parcelę lekka będzie a nuż wróci :) PS. Nad czujnym okiem dr Wurena.
-
Na jogurt nie :( ale co szkodzi spróbować?