dziś zapatrzyłam zbrązowienie
oczu w tęczówki obwolucie
na nic w uporze tkwi pragnienie
rozum mu każe w czorta uciec
choć dłoni jasnych miękki dotyk
na białych czarnych nuty łechce
z muzyką poszedł w tan w zaloty
spokój odpuścić zgoła nie chce
tak wyważony aż po szalę
rozsądku dumy niezniszczenia
na nic z profilu słów ornament
nie działa na mnie-cudów nie ma
oczy zachodzące malwą mnie urzekły;)być może Twoje wiersze Januszu są do siebie trochę tematycznie podobne, ale zawsze odkrywam w nich coś nowego:)pozdrawiam Beata
żółtobrzeżne statki płynące po trawie
poszarpane wiatrem oznaczyły drogę
celem im trzy stopnie przy kamiennej ławie
pod nogami ścielą z mgły firanki płowe
która to już jesień na pożółkłym ganku
spracowane dłonie słońcem zardzewiałe
wzrok z nadzieją szuka horyzontu krańców
wstęgi srebrnosinej od deszczu białawej
kolejny październik zaszumi oddechem
odpowiedzą kaszlem zachrypnięte płuca
wąskie usta milczą pełne cichych zwierzeń
kiedy tylko z liśćmi można portu szukać
z momentami tak bywa nie chcą czekać niecnoty
na nic prośba i groźba-delikatny ich dotyk
znów wyczujesz za późno że cię chwila minęła
tak w przelocie na skróty biegiem prosto na przełaj ;)
dziekuje Jacku-pozdrawiam
no i jak tu spać na rozkaz kiedy księżyc, gwiazdy...
rozmarzyłam się bezwstydnie w wers się gapię każdy
te kałuże deszcz paprocie -aleś zrobił nastrój
pszczółka może zmruży oczka,ja mam w śnie dziś zastój;):):)
pozdrawiam Jacku...Beata