
JacekSojan
Użytkownicy-
Postów
3 172 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
nigdy
Treść opublikowana przez JacekSojan
-
[jejuś! jak mnie tak kochasz napisz że mnie nie kochasz!]
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ja protestuję przed usunięciem powyższego, bo jejuś, tytuł stanie się wałachem ! :( ;) mówiła - zgłupła aże zmądrzała! - dzięki bo właśnie! :) J.S -
[jejuś! jak mnie tak kochasz napisz że mnie nie kochasz!]
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
aż taki głupi nie jestem; nic zachwycającego - ale pomysł się trafił; dzięki za docenienie... :) J.S ------------------------------------------------------------------- Ewa K..; :))) ale jak się życie napracowało by mi to ukazać! jejuś... ------------------------------------------------------------------- Stefan Rewiński.; ze mną jest jak piszesz - z "nawiedzonymi" - jak w wierszu... :) J.S -------------------------------------------------------------------- dzie wuszka.; a w środku? - krakowski obwarzanek? - smacznego! :) J.S H.Lecter.; jak to?! ten duży domek Ku... i Nau... mam wy...? kiedy ten domek cały robi tu za metaforę! i się odnosi - odnosi się! ? J.S -
[jejuś! jak mnie tak kochasz napisz że mnie nie kochasz!]
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
po konsultacji rzecz traktuje o mące i męce mąka umełłta z dziwnych ziaren mełczy w dalszym procesie wytwórczym, chleba z tego nie będzie, ale może jakieś inne pieczywo, np dmuchane? ;) dzisiaj skonsultuję się z następnym żuberkiem :) - dmuchane i dlatego mąkę zdmuchło, ale męka zostaje; zawsze to szansa na tfurczą aureolę... :) J.S -
[jejuś! jak mnie tak kochasz napisz że mnie nie kochasz!]
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
- to chyba prawidłowa droga; ja też najpierw zgłupłem, potem napisałem... :) J.S ----------------------------------------------------------------- Maciej Satkiewicz.; jam jest ten, który sie kulom nie kłaniał! :) J.S ------------------------------------------------------------------ Barbara JANAS.; - staram się nie tracić dystansu, no robię co mogę by się chociaż uśmiechnąć, ale rzeczywistość nas przerasta jak rabarbar... :) J.S ----------------------------------------------------------------- Dariusz Sokołowski.; - tak, żart...innego ratunku już nie ma! dzięki za poczucie humoru! J.S ---------------------------------------------------------------- Beau 2u.; czytam z satysfakcją! :) J.S -
Niepewność listopadowa
JacekSojan odpowiedział(a) na adolf utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
to w listopadzie będziemy zmartwychwstawać?! tylko dlaczego ten Syn Boży ma być tak popędzany, by przed kimkolwiek zdążyć? a Wszechmoc Boża to poezja? śliczne, bo nadmuchane poetycko słowa? a tak wygląda cały ten wiersz - nie pisz na kolanach, pisz bez zadęcia, byle bez wielkich słów, bo zamiast poetą zostaniesz kaznodzieją, i to z takich, którzy wieszczą sobie a muzom... J.S -
Jesień w Tuluzie
JacekSojan odpowiedział(a) na Karol Samsel utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
co prawda od jesieni w Tuluzie wolę jesień w Kasince Małej albo i w Małym Cichym - tam też jest miejsce dla kochanków choć już niekoniecznie w "kraterze pełnym gazet"... szkoda tylko że peel nie podzielił się prawdą którą odkrył ani nie wyjaśnia nic na temat zakrytego kłamstwa - antonimy wiszą w powietrzu jak dekoracyjne liście jesienią; trącą pustosłowiem, retoryką... J.S -
...i...
JacekSojan odpowiedział(a) na janusz_pyzinski utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
i....? -
Zapomniana
JacekSojan odpowiedział(a) na Krzysztof_Kurc utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
" Juliuszowi to Cezarowi przyznajemy listów wynalazek. Toteż, sztuka owa, rozrosnąwszy się w okazałe drzewo zupełnie że wygląda dziś inaczej...I cóż spostrzegam, iż ci szczególnie, którzy nie mają co robić - wytworne listy piszą" Cyprian Kamil Norwid - zdziwiłby się Mistrz, iż w skrzynkach dzisiaj jedynie zalegają rachunki i listy bankowe...O tempora! - zawikłany ten tekst, trudny do przebrnięcia w wyrazach, z których połowa to przymiotniki... J.S -
no i szlus - jest komplet: Stefan Rewiński Jimmy Jordan Tomasz Piekło f.isia niechaj wymienieni podzielą się robotą, ustalą kryteria doboru; a wiersze gdzie wklejać w jaki dział - wątek? trzeba kunkretnie kunkretnie! J.S
-
Stefan Rewiński w Krakowie!
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
14 grudnia (poniedziałek) o godz. 18.00 w Dworku Białoprądnickim swoje nowe wiersze zaprezentuje wierny orgowicz Stefan Rewiński; gospodarz: Henryk Pluwak prowadzenie: Jacek Sojan Serdecznie Zapraszam! J.S Stefan Rewiński - urodzony na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej. W wieku 10 lat został zakwalifikowany przez sovieckich psychologów do kształcenia na poetę. Przydzielona nauczycielka wpajała mu teorię poezji opartą na twórczości Puszkina, Lermontowa, Jesienina i Achmatowej, a jego wiersze w j. rosyjskim byly wywieszane na tablicy honorowej szkoły. Po repatriacji do Polski przez niemal pół wieku uczył się j. polskiego do poziomu niezbędnego w poezji. Absolwent Politechniki Wrocławskiej - konstruktor mostów z poważnym dorobkiem projektowym i wykonawczym. W USA, Anglii, Danii i Japonii studiował technologię informacji oraz inżynierię systemów. Pisze wiersze od zawsze, publikuje głównie na internetowych witrynach poetyckich. Uprawia Krav Magę, paralotniarstwo, tropi zaniedbane zabytki i wspólnie z przyjaciółmi je restauruje. Miłośnik Gór Bardzkich gdzie ma dom w dolince zwanej Lasem Księżnej. Kto raz był w tym domu - wie wszystko o życiu i pasjach faraonów. Żona i Muza jest bibliotekoznawcą. Jako animator życia kulturalnego z pobliskiej Srebrnej Góry uczynił na czas kanikuły sierpniowej salon poetycki, którego kolejne edycje odbywały się rok po roku z udziałem orgowiczów. //portalu poetyckiego Interklasa - www.poezja.org/debiuty //. Wydał m.in. zbiór wierszy pt.: "panie eR..." staraniem wydawcy i dobrego ducha orgowego, Bogdana Zdanowicza.. / kilka edycji/. (proszę angello o priorytet dla tej informacji) -
Spotkanie poetyckiej trójcy w Dworku Białoprądnickim
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Zapraszam do Dworku Białoprądnickiego dnia 16 listopada (poniedziałek) o godz. 18.00 na spotkanie z poetycką trójką poetów: gościnnie swoje wiersze zaprezentuje gospodyni Poetyckiego Portu w Chorzowie Barbara JANAS obok krakowskich orgowiczów Michała Krzywaka i Macieja Talika; gospodarz Henryk Pluwak; prowadzenie Jacek Sojan; (proszę angello o priorytet dla tej informacji) -
[jejuś! jak mnie tak kochasz napisz że mnie nie kochasz!]
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
bądź tu mądry kładź głowę pod kafar wołając - jaki jestem szczęśliwy albo skocz z ostatniego piętra Pałacu Kultury i Nauki bo kultura jest lotem nad nędzą i śmiercią a nauka doświadczaniem praw równie starych jak Bóg - zlekceważone są jak znarowiony koń rozdepczą ignoranta jak stać aby leżeć jak czuwać by spać widzisz jak staram się napisać co nie jest jak staram się być kimś innym jakim nie chcę być nigdy jak staram się jejuś -
Wokół Festiwalu Literackiego im. Czesława Miłosza w Krakowie 2009
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
Refleksje wokół Festiwalu Literackiego im. Czesława Miłosza 2009 w Krakowie. Ko Un – artystyczny fenomen. Festiwal Literacki im. Czesława Miłosza, który odbywał się w dniach 23 – 26 października, zgodnie z intencjami pierwszego pomysłodawcy i mieszkańca Krakowa w ostatnim okresie swojego długiego życia – Czesława Miłosza, patrona święta literackiego - zaprezentował wybitne indywidualności z całego świata. Gośćmi festiwalu byli m.in. Wisława Szymborska, Seamus Heaney, Tomas Venclova, Ko Un, Adam Zagajewski, Hans Magnus Enzensberger, Jiri Grusa, Aharon Shabtai, Robert Faggen, Ramin Jahanbegloo, Siergiej Kowalow, Dubravka Ugresić. Obok spotkań panelowych wokół takich tematów jak: „Poezja i imperium”, „Zniewolony umysł – Umysł wyzwolony”, odbyły się oczywiście grupowe i indywidualne spotkania autorskie wspomnianych autorów i liczne prezentacje krajowych starszych i młodszych galerników pióra. Tutaj wymienić należy m.in.: Krzysztofa Koehlera, Edwarda Pasewicza, Martę Podgórnik, Andrzeja Sosnowskiego, Dariusza Suskę , Sylwię Chutnik, Bernadettę Darską, Pawła Dunina-Wąsowicza, Grzegorza Jankowicza, Jarosława Wiśniewskiego, Janusza Andermana, Andrzeja Wata, Annę Piwkowską, Bronisława Maja, Jacka Podsiadło, Marcina Świetlickiego. Z zapowiedzianych osobistości zabrakło jedynie Dereka Walcotta, któremu stan zdrowotny uniemożliwił udział w spotkaniach. Jednakże technika medialna pozwoliła i jemu zaistnieć na festiwalu i przeczytać z ekranu swoje najnowsze wiersze. Napięty program, ilość propozycji festiwalowych realizujących się jednocześnie w wielu miejscach pod Wawelem stawiał przed uczestnikami trudny wybór. Ze spotkania z naszą Laureatką Nagrody Nobla ( w Teatrze Starym – wraz z Seamus`em Heaney`em i Tomas`em Venclovą zrezygnowałem – chętnych nie pomieściłby i Teatr Słowackiego, a łokciami do stołu literackiego przepychać się nie zamierzałem. Zaproszenia na to spotkanie w zasadzie nie były dostępne. Zresztą, laureatka prezentowała swoje najnowsze tomiki pt.: „Chwila” i „Tutaj”, a te od wielu miesięcy spoczywają w mojej osobistej bibliotece, dokładnie już przewertowane. Wybrałem się do Muzem Sztuki i Techniki – Manggha, na spotkanie z niemieckim poetą Hansem Magnusem Enzensbergerem, Czechem Jiri Grusą, Irlandczykiem Seamusem Heaneyem, Litwinem Tomasem Wenclovą , Koreańczykiem Ko Un`em. Każdy z nich miał swoje osobiste ciężkie doświadczenia życiowe z „imperium”, które – jak określił to każdy z nich – z jednej strony poprzez narzuconą im kulturę imperium, pozwoliły na wewnętrzny twórczy rozwój w kontakcie z obcą kulturą – z drugiej, stanowiły inspirację tak przez relacje z systemem ograniczającym wolność tak osobistą jak i wolność myślenia. Zażywny gaduła, gawędziarz Venclova docenił wpływ literatury rosyjskiej na własną drogę twórczą w osobach zarówno Dostojewskiego jak i Achmatowej, Cwietajewej, Gumilowa, Mandelsztama, a Seamus Heaney okazał wdzięczność kulturze angielskiej, bo jak się wyraził: trudno mieć pretensję do Angli, że nauczyła go kochać Shakespeare`a. Podobnie Enzesberger opowiadał o wpływie literatury dwóch okupantów po przegranej wojnie, rosyjskiej i amerykańskiej na ukształtowanie własnej osobowości artystycznej. Każdemu z nich przyszło spędzać swoje dzieciństwo w ojczyźnie zdominowanej politycznie przez obce nacje, dlatego na przykład Koreańczyk Ko Un, opowiadający o okupantach Japończykach rozdzielił wpływ kultury – w tym japońskiego zenu i zazenu na swój sposób myślenia o świecie, rozumienia świata - od wewnątrznego emocjonalnego buntu patrioty wobec brutalności najeźdzcy. Dzięki znakomitemu wyposażeniu technicznemu Muzem Manggha, każdy uczestnik spotkania po jednej i po drugiej stronie poprzez elektronicznego tłumacza mógł bezpośrednio śledzić różnojęzyczne wypowiedzi. Tego samego dnia, wieczorem, wybrałem się do Kościoła św. Katarzyny na spotkanie z Adamem Zagajewskim, Ko Un`em i Jiri`m Grusą. To właśnie Czech zastąpił swego wielkiego nieobecnego Derek`a Walcott`a, który na zakończenie spotkania z wielkiego ekranu rozpiętego przed ołtarzem przemówił do słuchaczy intelektualną poezją wartą dłuższego obcowania niż kwadrans słownej magii. Pierwszy zaprezentował się Koreańczyk Ko Un w towarzystwie dwóch młodych tłumaczek i przyjaciela z Polski, Mieczysława Godynia, który w pierwszym wydanym zbiorze wierszy pt.: „Raptem deszcz” wydanym przez krakowski „Znak” jest autorem niemal połowy przekładów, obok nieobecnego Adama Szostkiewicza. To właśnie ten ostatni jako pierwszy odkrył dla polskiego czytelnika daleko wschodnioazjatyckiego poetę. Cóż powiedzieć, jak wyrazić porażające urodą wierszy moje osobiste wrażenie. I to nie tylko z powodu oryginalnego widzenia świata tak egzotycznego artysty. Także osobisty przekaz czytającego swoje wiersze w swoim ojczystym języku, niemal teatralny, sposobem – gwałtownością prezentacji przypominający postaci bohaterów filmów Kurosawy – samurajów, w modulacji, inakntacji, ruchów ciałem (niemal przykucanie, szept, krzyk, gesty rąk ) i sama treść wierszy, z których autorem niejednego tekstu mógłby być polski sybirak, ale też – z racji swojego dziesięcioletniego pobytu w klasztorze buddyjskim, kilkukrotnych prób samobójczych, nihilistycznych okresów pijaństwa, przeżytych okresów aresztowań i więziennych tortur – będących wyrazem głębokiej mądrości i filozofii życiowej autora ponad 130 książek. Chciało się słuchać i słuchać tej poezji bez końca. Drugi z kolei, Jiri Grusa (ptaszki nad „r” i „s” niech czytelnik sam sobie dołączy) zaimponował intelektualną elegancją przekazu wraz z zaangażowaniem obywatela świata w problemy społeczne i etyczne człowieka myślącego. Ta poezja wymaga osobistego kontaktu z wierszem, gdyż subtelności i mnogość problemów i ich waga tylko powierzchownie docierają do słuchacza. Adam Zagajewski zaprezentował się jako poeta wycofany i zmęczony, stojący uparcie na boku – jakby w swoim zdeklarowanym wyalienowaniu obserwatora znalazł sposób na ogarnięcie sytuacji duchowej i egzystencjalnej człowieka rozpoczynającego kolejne stulecie cywilizacji. Nie wiem, czy to regres weny, ale wiersze wydawały mi się wtórne wobec tego, co już zaoferował we wcześniejszych zbiorach. Także przegadane, jakby autor sam sobie usiłował perswadować swoje racje i swoje stanowisko. Zaznaczam, to subiektywny odbiór; nie znam opinii innych uczestników spotkania. Nie ukrywam, we wszystkich spotkaniach w których wziąłem udział, prócz ostatniego – w Synagodze Tempel na Miodowej - rozczarowała frekwencja. Wypełniony krzesłami ogromny obszar kościoła św. Katarzyny zaledwie w 1/5 wypełnił się zainteresowanymi. Podobnie było w Muzem Manggha jak i na spotkaniu autorskim z Ko Un`em w Auli Nowodworskiego na ul. św. Anny dzień później, więcej jak połowa sali ziała pustką. W mieście kilkunastu uniwersytetów, gdzie w samej Jagiellonce studiuje nauki humanistyczne ze dwadzieścia tysięcy studentów, pomijając młodzież licealną niemal stu placówek oświatowych – i tzw. kac kulturowy spowodowany absencją potencjalnych słuchaczy był nieznośnie dołujący. Brak głębszych potrzeb intelektualnych ludzi kształcących się wskazuje na zapaść duchową ostatnich lat. Pragmatyzm i merkantylność celów starających się o dyplomy stawia pod znakiem zapytania wartość wykształcenia, horyzonty myślowe, sens nauki i zobowiązania społeczne wobec dziedzictwa kulturowego tych, którzy wkrótce będą tworzyć elitę tysiącletniego narodu. Nie ma inspiratorów wśród uczących nauczycieli, nie ma pasjonatów. Na salach garstka ze starszego pokolenia i pojedyncze osoby z kręgu jeszcze studiujących (nawiedzonych?, wariatów?, nudzących się?). Ad meritum; na spotkanie z Ko Un`em wybrałem się 25 października o godz. 14.00 do Auli Nowodworskiego przy ul. św. Anny, wiele sobie obiecując. Obcowanie z osobowością poety, jego poezją i refleksjami wokół obranej drogi artystycznej – to była prawdziwa duchowa uczta. Pomijając fakt, że prowadzący spotkanie Wojciech Bonowicz wyglądał na zupełnie nie przygotowanego na artystyczne zjawisko jakim był koreański gość festiwalu, pomijając zupełne rozmijanie się świata artystycznego poety i dociekań naiwnych pytań prezentera do Ko Un`a, wynikające z zasadniczych różnic ontologicznych i aksologicznych w postrzeganiu rzeczywistości (nie oddzielaniu duchowości od materii, specyficzne pojmowanie czasu i jednostki jako manifestacje zawsze tego samego momentu i tej samej jednej osoby), pomijając zaskakujące odpowiedzi bohatera spotkania dla pytających uczestników spotkania, którym, na niektóre, obiecał odpowiedzieć we śnie (!!) – same wiersze swoją własną plastyczną oprawą słowną i niesłychaną we współczesnej literaturze prostotą wypowiedzi działającej przez zaskoczenie poprzez kontrast myślowo-obrazowy podobny do haiku, same wiersze potwierdzały swoją artystyczną wymową, iż mam do czynienia z fenomenem literackim w kulturze światowej, wartego czasu i hołdu nawet w postaci – oby rychłej – Nagrody Nobla. Serdecznie tego Ko Un`owi życzę, i aby nie być gołosłownym, zamieszczam kilka wierszy z tomiku „Raptem deszcz”: Poeta Był długi czas poetą. Nazywały go tak kobiety i dzieci. Z pewnością był poetą bardziej niż ktokolwiek inny. Nawet świnie i knury chrumkały, że to poeta. Zmarł, wracając do domu z dalekiej podróży. W jego chacie nie zachował się żaden wiersz. Był-że to poeta, co nie pisał wierszy? Inny więc poeta napisał za niego wiersz. Ledwie skończył pisać, Gdy poemat uleciał na skrzydłach wiatru na co zastępy wierszy pisanych przez stulecia na Wschodzie i Zachodzie, dawniej i dziś, załopotały w powietrzu i odfrunęły w dal. ================================== ================================= Trzciny z wyspy Cheju Wczesny listopad. Na trzcinowiskach Cheju biało od czubatych trzcin. Pomiędzy nimi straszydło na ptaki. Obserwuje morze. Morze je obserwuje. =============================== ==================================== Stary Budda Hej, mówiłeś coś o starym Buddzie? Ależ stary Budda to nie Budda. Prawdziwy Budda to ryba właśnie złapana do sieci, Co jeszcze skacze i walczy. ============================================ ======================= Dziesięć Najwspanialszy wiek jest wtedy Kiedy potrafisz liczyć do dziesięciu. A kiedy już umiesz dalej, jedenaście, dwanaście, To niechybnie zaczną się nieszczęścia. Ach! Dziecko o świcie nad morzem. ================================ =================================== Pagoda Sumano Na przełęczy Chongson w prowincji Kangwon wśród wzgórz porośniętych starymi dębami, stoi od wieków pagoda Sumano. U jej stóp, na dziedzińcu świątyni Chongam, pewien człowiek wykopał staw i napełnił go wodą, aby matce swej pokazać odbicie pagody. Niełatwa doprawdy robota, choć pagoda była jej warta. Cłowiek ten, który tak niewiele żądał od świata nie miał nic, co mógłby nazwać własnym, ujrzał naraz złotą pagodę i srebrną pagodę, stojące w zmierzchu obok tamtej. Cud. Czując, że widok go przerasta, zawołał do ludzi, co byli na dole: „Chodźcie tu, chodźcie prędko!”, i bez słowa wskazał im złotą i srebrną pagodę. Tymczasem one jak nagle się pojawiły, tak nagle znikły. Gdzie tu sens? Gdy ldzie, gderając, odeszli, a noc nabrała głębi, złota pagoda i srebrna pagoda znów się ukazały, strzeliste, roześmiane w świetle księżyca. - Patrz! ================================== ================================= Arirang Pewnego dnia w 1937 roku Koreańczycy z Yonheju zostali siłą załadowani na ciężarówki a potem do wagonów kolei transsyberyjskiej, jechali dziesięć dni, jechali dwa tygodnie wzdłuż brzegów jeziora Bajkał, umierali jeden po drugim, pięć tysięcy osób, ich ciała wyrzucano w biegu, aż w końcu – „gdzie jesteśmy?” – dotarli na pustkowia koło Ałma-Aty. „Wy, Koriejcy, macie żyć tutaj”. Ciężarówki, którymi ich dowieziono, odjechały puste. Daleko na południu masyw Tien-szan pokryty śniegiem. Przed nimi i za nimi zarośnięty ugór. W ziemiankach zawiesili nad ogniem kociołki i zaczęli żyć w środku śmierci. Minęło sześćdziesiąt mozolnych lat, dwa pokolenia, trzy. Ich dzieci przybrały imiona w rodzaju Natalia Kim albo Iljicz Pak. Jeden chłopiec nazywał się Anatolij Kang i w wieku jedenastu lat biegle już grał na bałałajce. Pewnego dnia dostał od kogoś nuty koreańskiej pieśni Arirang. Spojrzał na kartkę, przegrał raz melodię i zanucił: „Arirang, arirang, arariyo...”. I stała się rzecz dziwna: kiedy zaczął śpiewać, poczuł żal, jakiego nigdy wcześniej nie znał. Oczy zaszły mu łzami. Nigdy przedtem takiego żalu. Pierwszy raz w życiu śpiewał Arirang, a jednak w tej pieśni, pełnej smutku wszystkich jego przodków, było coś, z czym nigdy się nie rozłączył, i stąd łzy. Czy to krew, czy pieśń, czy co? Arirang, arirang, arariyo... =============================== ==================================== Jak dawniej księżyca ubywało Jestem królem. Jak robię się chudy, Świat robi się tłusty; Jak robię się gruby, Świat robi się szczupły. Zawsześmy się gapili na Znikający księżyc. ================================ ==================================== Po Himalajach To nie był smutek. Zdarzały się dni oślepiające Tak mocno, że chciałem wyrwać sobie oczy I zastąpić je innymi. Wróciłem z Himalajów. Dziecko dopytywało, Jak tam było. Tak strasznie chciałem być cienkim głosem dziecka. Pijak Nigdy nie byłem pojedynczym tworem. Sześćdziesiąt bilionów komórek! Jestem żywym zbiorem o zygzakowatym chodzie. Sześćdziesiąt bilionów komórek! Wszystkie pijane! =================================== ================================= Miejsce narodzin Nie pytaj mnicha Chu Songa o jego mistrza, Han Yong Una, znanego jako Manhae. - Nigdy o nim nie słyszałem. Nie pytaj mnicha Chu Songa, gdzie się urodził. Zapytany, skąd pochodzi, mówi: - Z pizdy mojej matki. W ceremonialnej szacie ułożonej w fałdy na nagim ciele siedzi w medytacji. A to pod brzuchem To kutas syna mojej matki. Grecja i Rzym też się z tego śmieją. ============================== ========================================= ========================================= ======================= Słówko Za szybko! Za szybko! Nazwij chrust Pożarem. O cholera. =================================================================== Annapurna Idę na Annapurnę. Jeden ja, żyjący tam pięćdziesiąt tysięcy lat temu, gorąco wita tego mnie, który jest teraz w drodze. Zderzamy się. Oślepiający wybuch. Żadne słowo tego nie odda. Czernieję z niewiedzy pod Annapurną. Wreszcie przestaję istnieć. Zbyt długo byłem żebrakiem, klamstwem. ============================================================= Na marginesie tego niezwykłego spotkania autorskiego wspomnę tylko, że niełatwo być tłumaczem Ko Un`a. W chwilach niepewności młodych tłumaczek co do słów poety, tenże uderzał je znienacka – stosując pewnie metodę swoich mistrzów zenu i zazenu, co wyglądało jak na nasze standardy towarzyskie nieco szokująco. Skutkowało! Tłumaczki szybko znajdowały odpowiednią frazeologię do wypowiedzi gościa, zawsze formułującego swoje myśli w ojczystym języku. Ale po spotkaniu kładł głowę na ramionach i nieco skonsternowanych tłumaczy i tych, którzy przyszli po autograf na zbiorku jego wierszy – ściskając dłonie lub robiąc niedźwiadka . Kto nie był, niech żałuje. Ostatnie spotkanie w Synagodze Tempel z udziałem Ryszarda Krynickiego jako tłumacza jednego z gości wieczoru Hansa Magnusa Enzensbergera, Jiri Grusy i izraelskiego poety Aharona Shabtai`a zapamiętam jako prowokację Shabtai`a , który wygłosił zamiast wierszy coś w rodzaju manifestu proarabskiego, bo wiersze były polityczne, antynacjonalistyczne i pacyfistyczne wobec własnej ojczyzny. Jako liryk w jednym z wierszy czytanym przez młodą tłumaczkę zdumiał obecnych nonszalancją artystycznej postawy, zwłaszcza wobec – jakby nie było – świątynnego miejsca swoich wierzących ziomków. Wyglądało to tak, że w komentarzu przed odczytaniem wiersza opowiedział o swojej wielkiej miłości i tęsknocie do zmarłej żony, po czym młoda, bardzo młoda tłumaczka przeczytała wiersz w duchu (mniej więcej) takim, że peel idzie ulicą i obok widzi kołyszące biodra swojej ukochanej, a kiedy przychodzi do domu widzi, jak żona smaruje kromki chleba do kolacji, jak czesze swoje włosy. Ale, zwracając się do zmarłej, zapewnia ją, że ma jeszcze dobry wzrok, dobry apetyt i jeszcze „mu stoi”. W ustach młodej dziewczyny czytającej te poetyckie wynurzenia zabrzmiało jak zabrzmiało. A i w samym miejscu tego spotkania takie oświadczenie także wywołało dziwne echo nagłego wyciszenia sali. Za komentarz wystarczyłoby przeciągłe spojrzenie Ryszarda Krynickiego w jarmułce, zwrócone poprzez stoliki w kierunku Shabtai`a. Zarówno poeta niemiecki i czeski zaprezentowali się jako poeci mocno i żywo zaangażowani w zjawiska społeczne, polityczne i etyczne. Nie brakowało w tych wierszach poczucia humoru, dystansu i pilnych pytań o kierunek europejskiej cywilizacji. Na zakończenie z ekranu sam patron – Czesław Miłosz przeczytał kilka swoich wierszy. Ostatni wiersz mówił o potrzebie sakralności, o konieczności uszanowania przekonań wierzących. Czyżby Miłosz ujrzał problem Europy? Pytanie, na jakich wartościach fundować przyszłość, domaga się odpowiedzi. -
Balthus i śnieg
JacekSojan odpowiedział(a) na H.Lecter utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
wiersz a zwłaszcza liryka (szerzej - sztuka) jest rodzajem spotkania z sobą samym, nie tylko ekspiacją - także kreacją peela w obraz alter ego, który jak lustro pozwala rozpoznać samego siebie w danej sytuacji, problemie, danym stanie; ten stan poszukiwania siebie jest chwilą wiersza (dzieła), mgnieniem, po którym, wraz z ostatnim słowem następuje kolejne rozstanie z samym sobą, taka artystyczna schizofrenia... tak czytam wiersz i podoba mi się cała jego zwarta kontrukcja jak i sam nastrój zagubienia-szukania - z wyjątkiem tytułu; pod Balthusa można podłożyć każdego artystę, od Michała Anioła po Rembrandta, od Halsa po naszego Dudę-Gracza...i nie zawsze blejtram gruntowany jest na biało; śnieg - biel kartki znaczonej krokami artysty- człowieka poszukującego często układają się w ślady kogoś biegającego wokół własnego domu, jakby ten krąg wydeptany w śniegu (na kartce) stanowił swoistą mandalę... - może więc bez Balthusa? J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Bea 2u.; bez wspomnianego zwrotu nie ma wiersza; w kontekście "sypialni" albo i 'kuchni" masz przedziwne skojarzenia, zupełnie poza tematem...osiołek to osiołek, niekoniecznie namaszczony symbol; cały kontekst wskazuje raczej na inne cechy związane z tym słowem...bardziej te charakterologiczne; pozdrawiam! :) J.S Jolanta S.; to pierwszy komentarz mówiący o kłopotach interpretacyjnych; postrzeganie wiersza jako satyry zaskakuje, nic groteskowego nie przedstawia - jeśli już, to peela jako satyra... co do "paluszków" - palpacyjne zgłębianie tematu to tylko wstęp do sztuki, i nic nie wskazuje, że mowa tu o sztuce poetyckiej... a w tej ostatniej staram się pieprzyć tylko to, co z natury wymaga przyprawy; pozdrawiam niesatyrycznie - :) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
i wieczności za mało na "to"...:) :)) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
niekoniecznie - można boso, byle we dwoje... :)) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
"Podmiot liryczny doskonale potrafi oddzielić codzienność od marzeń. Wie natomiast, że bez marzeń żyć się nie da. A przynajmniej poeta. Bo co to za poeta, który nie potrafi uciec poza szarugę i monotonię doczesności. I z kuchni i sypialni można czerpać inspiracje." Mr. Suicide - zaznaczyłbym, z kuchni i sypialni też... :))) czym jest liryka, jak nie konfrontacją z , określaniem granic owego , bo to poznawczo rzutuje na cały świat wokół; gra ze sobą i ze światem, co niesie w sobie ryzyko, jak w pokerze, iż pewnego dnia, jak Wielki Szu znajdzie się na śmietniku wartości; każde marzenie jest projekcją siebie i paradoksalnie - odkrywamy, że ten projekt zmienia również postrzeganie przeszłości - co było niezrozumiałe nagle staje się dostępne, czytelne; waga świadomości to dobry fundament słowa, zwłaszcza w poezji... dziękuję za dogłębność czytania; taką oceną czuję się bardziej zobowiązany do odpowiedzialności za słowo - nielekko! :) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jutro zajrzę do osiołka ;) hejka. hej-hej...!? :) J.S -
Festiwal Literacki im. Czesława Miłosza
JacekSojan odpowiedział(a) na Jerzy Rybak utwór w Forum dyskusyjne - ogólne
No cóż, wszystko można. Ktoś (nie pamiętam kto) ładnie powiedział, że trzeba bardzo dużo nie przeczytać, żeby wyrażać takie arbitralne sądy. niestety Rybaku - takie arbitralne sądy wydają najczęściej ci co Nic nie czytają...ściślej - może tam coś czytają, ale czy ze zrozumieniem?; stąd należy uściślić kryterium Nic - bo przyznaj, co Miłosz straci, że adolf ma o nim taką opinię - nic na co zapracował swoim długim pracowitym życiem...a że Miłosz był kontrowersyjny w osądach, to inna sprawa; adolf ma prawo nie lubić poezji Miłosza, ale nie ma prawa mieszać Go z gównem, bo taki co tak robi - sam się tym gównem paprze, jak każdy "paprok"...a to wyklucza jakąkolwiek merytoryczną dyskusję... wołanie o kulturę na literackim portalu to zaiste kabaret...polski kabaret, bo rodacy tak bardzo lubią okazywać wzgardę rodakom...zwłaszcza sławnym; J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Bea 2u. - prawidłowo rozkłada...bez rozkładania nic nie wyjdzie z jazdy "na oklep"; "żadne" kłóci się z "fajnym pomysłem", gdyż ten pomysł wyklucza... więc?...jak? towar ciągle na wystawie... :) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
jacekdudek.; jeśli "skrzy" to chyba znaczy że dobry jubiler...albo materiał... :) J.S -
osiołkowi w żłoby dano
JacekSojan odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Barbara Janas.; najlepiej, jak dwoje głodują na to samo i w tym samym czasie... "martwić się"? - ja?! to niech inni się martwią z mojego powodu... :)) J.S -
***(po jednej)
JacekSojan odpowiedział(a) na Agata_Lebek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
dlaczego Sól z dużej? - często mówię: jadę do solniczki mając na mysli Wieliczkę... czy nie za dużo tych pobocznych wątków, dygresji: "piję Tyskie"...? a dlaczego nie wino, albo Gieroya? - a ten "czarny" co "się łasi" taki demoniczny, niby kot niby dybuk... robi się opowiastka, a wiersz gdzieś skręca, w zaułek, za peelem, na piwo... :) J.S -
mógł Szymon Słupnik - może i Poeta Nadrzewny mieć swoją noc satorii, ale musiałby posiedzieć w konarach tak ze dwa lata, a potem pisać...Czesi gadają: to se ne vrati! J.S