Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Karol Samsel

Użytkownicy
  • Postów

    386
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Karol Samsel

  1. Jak zwykle - dziękuję, że mogę liczyć na Wasze słowo. Tym razem pokrótce, bo w zupełności podzielam Wasze obawy i interpretacje. Macieju, tak, taki Gauguin mnie przeraża. Dla mnie to metafizyk-nihilista, który stracił poczucie braku i utraty, wszystko dla niego jest pełnią i nasyceniem. Dziękuję za ten komentarz, czytałem go z niepokojem i zainteresowaniem - to dobre połączenie. Tak, Piotrze, tu wychodzi z niego taki mały kreator, kolekcjoner motyli, który za pomocą swojego stereoskopu chce w warunkach, nazwijmy to - laboratoryjnych, stworzyć nową Księgę Rodzaju. Żałosne i bełkotliwe - mówię to z niemałą goryczą. Jacku, nie chciałem tu dodawać van Gogha, pisząc o Pani Ginoux nie miałem na myśli "Arlezjanki", ale płótno Gauguina "Pani Ginoux w kawiarni" z 1888 roku. Oczywiście, w tym miejscu w Paryżu wizytowali razem Gauguin i van Gogh, ale na tym aluzje do tego drugiego się kończą. Jeśli chodzi o Gauguina, właśnie przez swoją manię konserwatorstwa chciałem pokazać, że jest tak samo (a jednak inaczej) skonfliktowany z naturą jak autor "Słoneczników". Więcej w nim hipokryzji, w wierszu chciałem odzwierciedlić model estetycznego zdobywcy i kolonizatora Polinezji. Coś w tym jest z prawdy. Choć tekst tworem fikcjonalnym jest:). Paper_doll, Kasiu - dziękuję, z uszanowaniem:). Pozdrawiam.
  2. dziś powstanie pierwszy malajski psalm napisze go niewolnik etosu i katatonik ci wszyscy paryscy komedianci nędzne tłuczone szkło placu pigalle wreszcie zachrzęści od światłocienia ciepła stela polinezyjskiego lata pierwsze poczęcie dębów i sanhedryn huraganów płaskorzeźba parujących noży z drzewa cedrowego przenieść to do gabinetu złożyć pocałunek na stereoskopie ciemnymi trzcinami rozciętej dłoni skropić gościom ryby z migdałami na kolację poprosić panią ginoux
  3. Dziękuję, Maćku. Nie ma chyba dla mnie większego komplementu niż kompletność wiersza. Bardzo mi miło. Pozdrawiam.
  4. Dziękuję Wam bardzo. Tak, gdzieś ten artysta tutaj pulsuje, na pewno wytłumiony przez Robespierre'a, swoje inne niechciane "ja", może dlatego tak bardzo autodestrukcyjny. Niemniej jednak w myślach samobójstwo zostało już dokonane i scalone z podmiotem, tak bardzo, że malarzowi nie pozostaje nic innego, jak tylko senność. Tu raczej ciało nie nadąża za umysłem, nie odwrotnie, i nie jest to bynajmniej skutek tchórzostwa. Jest to jakaś forma zgody na nieistnienie, jakiś optymizm śmierci duchowej. Pozdrawiam serdecznie. PS Bardzo mnie cieszą pomysły, które przeczytałem:). A to powyżej jest tylko moją wizją przedmiotu. Niczym ponad...
  5. Dziękuję, Pancolku. Parę synestezji i żółtych odcieni. Pozdrawiam.
  6. gdyby maksymilian robespierre żył w czasach w których spalono jeden z moich ostatnich pejzaży być może zdołałby wyrwać ze mnie wszystkie moje ciała krew na szafocie byłaby tylko pamiątką świętych drgawek imię eleonora kojarzyłoby się z przestrzenią którą sokół wydziera naszym tułowiom jeśliby ścięto go obok mojego domu w lasku brzozowym pełnym cieni i nasion postawiłbym kościół ku czci świętych pańskich światło wyciekłoby z abażuru żółtą mąką charkotu wosk wszystkich plaż świata nie zostałby wygaszony
  7. Zapewne. Ale to, że niedaleko tekstowi do prozy, nie znaczy, że nie jest poezją. Te dwa środki, moim zdaniem, się nie wykluczają, to nie jest opozycja. Dziękuję, Mes. I pozdrawiam:).
  8. Piotrowi Matywieckiemu boże oto twoje ukochane miasteczko zaludnione krwią i karakonami na rondzie mistrza z canterbury właśnie zderzają się dwa samochody rodzina imigrantów z czeczenii podróżująca zieloną toyotą i opel prokuratora chorego na raka chciałbym zobaczyć wysuwającą się z wywietrznika rękę z sygnetem odpowiedniej instancji i usłyszeć wrzask folii ciała rozkładanej i składanej na korpus widzę tylko słońce rozgrzane od równikowych pasatów i jakobińskie powietrze pocięte toccatą graną przez nieżyjących johann sebastian bach zrywa kogutowi głowę nienaostrzonym toporkiem prokurator krztusi się od benzyny mój metaliczny boże boję się ołowiu wcieranego jak maść przeciwgruźlicza w skórę
  9. Filantropio fal, dziękuję, tytuł odnosi do tej a nie innej metaforyki, czyli przełożenia języka ikony (i historii zbawienia w niej zapisanej) na język prywatny, laicki, współczesny. Stąd Jorge-Jezus i jego matka-Maria - tego zapewne nie muszę tłumaczyć. Stąd konieczność tytułu i problem, który stawiasz: "Ikonostas" zbyt wydumany, a (dodam od siebie) "Ikona" zbyt prosta i jednoznaczna. Bad trip, sztywność to właściwość ikon, ten gorset formy - zawarcie między alfą i omegą. Dlatego narzuciłem małą możliwość przesuwania metaforyki, trzymając się jednego ich klucza. Dzięki. Piotrze;). Wychłodzenie to martwota. Skutek topienia się w wodzie. Stąd zimno płynące z Jorge'a, przychodzi zbawiać już jako martwy, taka powinna być reguła porządku zbawiania, taka jawi się owa wzmiankowana "przezroczystość". Agato, cóż:). Pomyślę, jak ugryźć mięso życia tak, żeby się nie wikłać w życie mięsa:). Emu Rouge, szkoda. Twoje wymienione "potknięcia" to główny krajobraz tekstu, więc mamy kłopot. Może poprawię się w następnym. Serdecznie.
  10. Jasne, Jimmy, rozumiem. W końcu też Ciebie czytam:). Pozdrawiam i ściskam rękę.
  11. jorge przedstaw się państwu opowiedz o swoich narodzinach i o tym jak wpadłeś do zbiornika by umrzeć prędzej od ojca który i tak cię nie przeżył wtedy wymiotowałeś wodą a na małych wioskach ze śliny i promieni (nie zapomnę synku) zachodziło w rzekę słońce z twoich torsji mój mały jęczmienny jorge kiedyś pisałam litanie a gdybym tamtej jesieni nie spadła z wieży pod sośniną miałbyś dziś może własny apokryf cóż syneczku wysłannik ma to do siebie że jest przezroczysty bądź zatem wychłodzony i przedstaw się państwu będę czekać na ciebie na miodowej równinie ja dwuoka madonna (pięć minut po południu) w kapturze z greckich liter
  12. Dziękuję, Karolinko. Cieszę się, że wreszcie przystanek:). Pozdrawiam.
  13. Dziękuję bardzo, no niestety - wiem, północne Mazowsze, na pewno kawałek drogi trzeba przebyć. Obiecuję dać znać, kiedy tylko książka pojawi się w sprzedaży. A tymczasem dobrej nocy.
  14. Tomaszu, jeszcze pora bardzo przedpremierowa, w poniedziałek odbieram dopiero książki z drukarni. Za jakiś czas będą dostępne - najlepiej szukać w merlinie (tam będą cały czas) lub w empikach. Dziękuję, Messalinie:). Przydałaby się w Ostrołęce restauracja tego, co działo się tu kiedyś - pismo "Pracownia", ważne debiuty np. Mariusz Grzebalski... Trzeba mieć nadzieję. Pozdrawiam.
  15. Nie, wiersz nie był prowokacją intelektualną, Jacku. Był po prostu zbyt ekshibicjonistyczny, a ekshibicjonizm - jak sami doskonale wiemy - wykrzywia rzeczywistość ponad miarę. Będę jednak utrzymywać, że miłość-nienawiść stała się prawdą tamtego obrazu, tamtej wizji i nie jest zręczną, odautorską manipulacją. Tak by to wyglądało po zdobyciu dystansu do wiersza. Rozumiem Twój zarzut i go szanuję, wierzę bowiem w to samo, co Ty - ale bardziej nieudolnie: trochę jak ewangeliczny Tomasz. Serdecznie, Jacku.
  16. Chciałbym Was wszystkich serdecznie zaprosić na wieczór autorski promujący mój nowy zbiór wierszy pt. "Manetekefar" (Nowy Świat, 2009). Będzie mi bardzo miło Was gościć. Dziś zapraszam do mojego rodzinnego miasta, Ostrołęki, ale spotkania promocyjne odbędą się również w Warszawie. Więcej informacji: www.karol-samsel.blogspot.com/2009/05/manetekefar.html
  17. Spokojnie, Jacku, nie trafiłeś na fundamentalistę. Będę upierał się tylko przy jednym - poezja może być raportem ze stanu zwątpienia. Swoistym wyznaniem niewiary. Czasami taką się okazuje - poeta w końcu jest "państwem demonów", jak pisał Klasyk. Pozdrawiam.
  18. Dziękuję, Piotrze:). Co do "żółtego filtru kinematografu" - w taśmie filmowej o tej barwie został nakręcony "Dekalog V" i "Krótki film o zabijaniu", a więc modelowe przykłady historii o "miłości, która jest nienawiścią". Muszę powiedzieć, że Twój pomysł z kolorem żółtym jako kolorem wewnętrznego stłumienia również bardzo mi się podoba. A jeśli chodzi o niemieckich mistrzów - to przede wszystkim idealiści końca XVIII wieku, z Immanuelem Kantem na czele. Miałem na myśli ich koncepcje moralności, imperatywu kategorycznego i działania z obowiązku, a nie zgodnie z obowiązkiem. Widzę mojego brata, który jedzie na rowerze przez piaszczystą ścieżkę i nagle świadomie przywołuję myśl, w której miażdży go samochód. Pytanie skąd ta ambiwalencja - no i właśnie znajduję odpowiedź: miłość, która jest nienawiścią. A wypowiadając tę odpowiedź, tracę, owszem, Piotrze, wiarę, ale raczej wiarę w idealność tego uczucia, którym darzę mojego brata. Tak zaplanowałem sytuację liryczną wiersza. Ciężki to tekst. Osobisty. Słonecznej niedzieli.
  19. Bardzo dziękuję wszystkim, którym nie zdążyłem podziękować pod poprzednim wierszem "Heidegger". Zawirowania różnego rodzaju sprawiły, że nie mogłem dotrzeć do serwisu i po ludzku powiedzieć Wam "Dziękuję". A zatem Paper_doll, Normanowi N. i Piotrowi: wielkie dzięki.
  20. (żółty filtr kinematografu) pogodne popołudnie brat wybiera się na wały tym samym rowerem górskim którym zamykał ze mną spiralę miejskich piekarń w dniu ognia i festynów brat mój jest pełen łaski otruta pszczoła oddechu nawet go nie musnęła podjeżdża za bungalow pachnie wodą podziemną i deszczem pszenicznym a ja mówię bo tracę przejedzie cię samochód miłość jest nienawiścią i jak o tym uczą niemieccy mistrzowie nikt zaprawdę nikt z nas nie pozostanie bez winy
  21. Bardzo Wam dziękuję. Basiu, Heidegger swego czasu zaprojektował wywiad pod takim właśnie tytułem: "Tylko Bóg mógłby nas uratować", w którym przyznawał się, że jego wiara w istnienie nadrzędnej instancji nie może go uprawniać do przedkładania dowodów na istnienie Boga. Absolut jest według Heideggera czymś na kształt prywatnego domostwa, do którego nie może wkroczyć obcy (z racji bariery poznawczej). Czy to nie rodzaj egzystencjalnego egoizmu, rozpieszczenie ciała? A może to potrzeba życia, bez której nie da się funkcjonować? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Michale, jeszcze nigdy nie dostałem tak wspaniałego komentarza. Dziękuję. Agatko, wpływ filozofii bytu i istnienia Heideggera. Swoją drogą, świetne seminarium o hermeneutycznych koncepcjach człowieka prof. M. Lorenca w Instytucie Filozofii UW. Pierwotnie wiersz nosił tytuł "1972" i stanowił odniesienie do ostatnich lat życia Martina Heideggera. Dziękuję Ci, Jacku. Nie nam sądzić przynależność filozofów do NSDAP, trzeba pamiętać, jak ważna wówczas wśród filozofii hermeneutycznych była idea praktyki życiowej. Może w tym należy szukać źródeł tamtego zachwytu. Dziękuję za bardzo dobrą interpretację. Paul Ricoeur pisał o tym, że człowiek nie jest niczym ponad opowieść o samym sobie, do której przyjęcia musi przekonać inne istoty ludzkie - do idea powołania do człowieczeństwa. A Heidegger to dwie opowieść - Berlin Wschodni i Montmorency, polis i jazz. Stąd raz jest nobliwym starcem o wielkiej sile intelektu, a raz skrzekliwym, wysokim głosem przepiórki z radioodbiornika. Piękna ambiwalencja filozofa. Pozdrawiam serdecznie.
  22. berlin wschodni bądź montmorency w radioodbiorniku martin heidegger wysokim głosem przepiórki powtarza że tylko bóg mógłby nas ocalić chciałbym wykrzyczeć to całe wygasanie fantomy rzeczy krzewy z lastryka tak jak rozsypuje się po podłodze kolorowe wstążki lub figurki z brązu moje ciało zbyt rozpieszczone aby kiełkować w gwiazdę zaranną już tylko dendryt cytryny na śniegu gotów jest świadczyć przeciw temu polis nikt nami nie wstrząśnie uważa martin ja mu nie wierzę i zamykam w ręku posążek apollona już piąta siedem uliczki zbite od jazzu i butanu
  23. Przede wszystkim, wielkie dzięki za słowa pod tekstem. Piotrze, dobrze, że Tuwim - to już coś, bardzo się cieszę:), a co do pierwszych trzech: to przede wszystkim zagajenie i trochę perspektywy odautorskiej, zwłaszcza w pierwszej strofie - najpierw spowiedź opowiadacza, a potem dopiero snucie opowieści - szkatułkowo miało się to wszystko otwierać, od najbardziej powierzchniowych kontekstów - jakiejś autokonfesji - aż do samego jądra historii. Druga zwrotka powstała dla wprowadzenia obok siebie na prawach kontrastu naturalizmu i infantylnych rymów. Trzecia rzeczywiście - tu z Tobą się zgadzam - czyste powtórzenie motywów z poprzednich - a dalej: w czwartej baśniowość, Mickiewicz "Lilie", coś w tym rodzaju. Wiem, że żonglerka konwencjami ryzykowna, mogła więcej zamazać niż uwypuklić. Myślę, że jeśli chodzi o naśladownictwo, to po prostu kwestia różnic w użyciu terminów, Bad Trip. Ja uważam, że istnieje twórcze naśladownictwo - rozsadzanie konwencji od środka i ono może być udane lub nieudane. Ty byś to po prostu nazwał albo nieudolnym naśladownictwem (gdyby było mierne) albo dobrym, oryginalnym pisaniem (gdyby spełniało takie kryterium). Dziękuję, Wałodziu. Tak, chroń nas, Panie Boże, od autotematyzmu:). Pozdrawiam.
  24. O ile jest możliwe coś innego niż naśladownictwo - nie kwestionuję Twojego zdania, Bad Trip. Ja po prostu nie wiem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...