Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Karol Samsel

Użytkownicy
  • Postów

    386
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Karol Samsel

  1. Jacku, nie formułowałem i nie mam zamiaru formułować żadnych insynuacji, jakoby czytelnik był głupi. Zawsze było mi do tego daleko - nie wiem, skąd to podejrzenie. Myślę, że powiedzenie o Iwaszkiewiczu i Konwickim jako o inspiracjach do wiersza nie jest nakładaniem na niego jakichkolwiek szyfrów interpretacyjnych. Owszem, utwór jest przeestetyzowany i manieryczny, to dostrzegam i to mnie martwi, ale czy niezrozumiały? Żeby nieco bardziej "donieść" wiersz do znaczenia, dwa ważne ujęcia: [url]www.filmpolski.pl/z1/18z/218_5.jpg[/url] [url]www.filmpolski.pl/fp/index.php/161865_8[/url] Tyle chciałem wyjaśnić. Pozdrawiam.
  2. Michał, Mr. Żubr - dziękuję, miło mi. Zapraszam z powrotem.
  3. Na nutę Konwickiego i Iwaszkiewicza tym razem, niejako w opozycji do głównej propozycji tegorocznych Manifestacji Poetyckich, do tomu poezji kobiecej 1989-2009 "Solistki". Myślę, że o seksualności można jeszcze mówić językiem złotego środka.. Dziękuję i również ślę pozdrowienia:).
  4. na wzgórzu odróżnień hans haiden (siedemnastoletni chłopiec o którym mówi się znak krzyża) spisuje dziennik powrotu do ziemi. słońce paruje na czerwonym kolczyku zawiniętym w gazę opatrunkową. pamięć rozdwaja punkty świecące na przebitej głowie kasetonu. hans haiden marzy o bufiastych rękawach hiszpańskich księżniczek poprzycinanych nożem dekoracyjnym do pierwszej plamki kości. prosi, abyśmy go zawrócili siłą. to wrażenie ucieczki w niebo: jego gardło zapchane jest słońcem podwiniętego języka, zsuniętymi spodniami, bielą czystej odległości. chodź do mnie, hans, proszę. wciągnij w siebie ten pożar świata, a obiecuję ci, carrisime, przysięgam: wszyscy twoi zmarli przyjaciele wypuszczą ze świstem powietrze.
  5. Martusiu, dziękuję. Tak, Kasia wyraziła Annę, Anna wyraziła mnie, więc Kasia wyraziła mnie - sylogizm:). Ale już nie żartując - myślę, że była najbliżej prawdy.. Dziękuję, Goliard. Rachel, ukłony. Adolfie, zbieram szczękę z ziemi. Dzięki, bo jest za co - taka replika usta zamyka;). Pozdrawiam i dobrej nocy.
  6. Basiu, :). Piotr, też tak myślę, Anna jest określona do końca, wypełniona sensem znanym tylko sobie. Problemem jest taniec,o którym wspomniałeś - synonim szaleństwa czy jednak uporu wobec czegoś? Tak, Jacku, to najbardziej "śródziemnomorski" z wszystkich wierszy z cyklu. Niestosowność tych inkrustacji z jednej strony jest poważnym zarzutem, z drugiej - zważywszy, że jest to monolog wewnętrzny bohaterki, może uosabiać jej szaleństwo, które Anna demonstruje w dumnym opisie jej szczególnego losu. Inną kwestią jest to, że ostatnio zbyt dużo u mnie narcyzów: Gauguin, Durer, teraz Friede.. Pozdrawiam.
  7. Nie kadzę sobie, daleko mi do tego. Mówię tylko o tym z pewnym tonem usprawiedliwienia, bo na ten temat nie da się po prostu inaczej pisać/mówić. I nawet Roberto Benigni, pisząc scenariusz "Życia...", nie daje rady uciec od grozy sytuacji. Moim zdaniem, oczywiście. Nie widzę jakiegoś nadmiernego przecinkowia w ostatniej, no poza pierwszym wersem tej strofy, ale tu znaki są konieczne do udynamizowania sytuacji. Z natury w zakończeniu przyspiesza się albo zwalnia, wybrałem to pierwsze, stąd interpunkcja spowodowana przez wyliczenia. Tak, może się wydawać, że ostatni rym na słowo honoru, ale będę go bronić, bo zależy mi na tańcu św. Wita, jest kluczowy. Poza tym "świta" i "świętego Wita" ładnie się nawzajem "udźwiękowiają":). Pozdrawiam.
  8. Basiu, Kasiu, bardzo mnie to cieszy, dziękuję. Wiersz rzeczywiście jest nieprzyzwoicie ciężki i "nieprzyzwoicie" jest tu - paradoksalnie - dobrym słowem. Kasiu, to pytania bez odpowiedzi, na pewno doskonale o tym wiesz... Pozdrawiam. PS Tym razem bez dłubania fikcyjno-realnego. Anna Friede jest postacią całkowicie fikcyjną, choć bez wątpienia stanowi prototyp wielu kobiet czasu zagłady.
  9. Z cyklu: SOLILOKWIA Ja, Anna, z wielkim żarem wychowałam córkę, na niebie scyzoryków związałam jej warkocz, Anna Friede, Belgijka, akuszer i Parka zbiegła właśnie z Hadesu-Sachsenhausen truchtem. Anno, święta salowo, obozowa Chloe, coś rozcinała martwych, zmiłuj się nad nami, będą się do mnie modlić za dnia nad zwłokami, zbudują cielca z brązu przed spalonym zborem. Anna Friede, wciąż młoda wdowa i akuszer, Monachium, czwarty sierpnia, sen mdły jak smak żyta, wychodzę, by wymodlić z bogów twoją duszę, na Marketplatz psy skomlą, zagryzły noc, świta, czas mija, więc zdradź swoją największą pokusę mi, Annie Roztańczonej krwią świętego Wita.
  10. Adolfie, dzięki bardzo:). Myślę, Goliard, że następne już będą łatwiejsze do rozszyfrowania. Link do obrazu jest w moim pierwszym komentarzu pod wierszem. Pozdrawiam.
  11. Dzięki, Goliard, przyjmuję na klatę. Inspiracją był obraz Christiana Schada i moja miłość do niejednoznaczności międzywojnia. A jeśli chodzi o konkret - przykuły moją uwagę nerwowo splecione palce doktora na portrecie. Pozdrawiam.
  12. Tak, Piotrze, tak, Macieju, gabinet krzywych luster, zgadzam się. Być może nawet ten punkt zaczepienia jest umowny - to właśnie zdaje się mówić antyrealizm i to jest jego pułapka, chce on bycie uczynić czymś przypadkowym, próbuje stwierdzić, że kiedyś przygodni sobie ludzie zebrali się i podpisali ot tak "umowę społeczną", stwierdzając, że "istnieje" to znaczy "zdarza się", a "nie istnieje" to "nie zdarza się". To zasadzka, którą umysł zastawia na siebie samego. Tak, antyrealizm jest autodestrukcyjny, nie przeczę i chciałem go jedynie zreferować w imię powiedzenia, że "zło poznane..." itd. Nie faworyzować. Dzięki, Piotrze, Ty wiesz, że mnie motywujesz. Nie tylko Ty zresztą - każdy bez wyjątku:). Pozdrawiam. edit: Pisałem o "złu poznanym", ale, między Bogiem a prawdą, strasznie trudno się z antyrealizmu wychodzi. Jest bardzo kuszący, daje prawie że nieograniczone kompetencje. No i jest łatwiejszy produkcyjnie - nie potrzeba wówczas wglądu w prawdziwego Durera, można go sobie po prostu wytworzyć na własne potrzeby. Jak w społeczeństwie konsumpcyjnym... Mówiąc po prostu szczerze i od siebie.
  13. Marto, Franko bardzo Wam dziękuję. Tu rzeczywiście kontekst interpretacyjny był przydatny, ale nie w każdej części cyklu przedstawiam postacie tak nieoczywiste. Piotrze, dziękuję, wiesz, na swoją obronę mam niewiele więcej ponad to, co już napisałem pod wierszem poprzednim. Myślę, że to już różnica światopoglądowa i bardzo dobrze, że w tej kwestii tak się różnimy. Tak jak w "Przypadku" Kieślowskiego - Witek Długosz jest hydrą o trzech głowach, trzech drogach do przyszłości. I nie możemy uprzywilejować jednej z nich tylko dlatego, że owa zaistniała. Zapewne skrzywia mnie stosowana często w filozofii ontologia światów możliwych, zapewne tak. Podobnie jest też z postaciami historycznymi bardziej i mniej znanymi: być może to kwestia dyktatu uprzywilejowania. Są salony historii i śmietniki historii - zawsze będą zapomnieni, niezapomnieni i odpomniani. Pozdrawiam serdecznie.
  14. Wiem właśnie, Agato, bo to kontynuacja cyklu. Dialog męsko-kobiecy, ale niestety nie w stylistyce "wysp szczęśliwych". Jeszcze nie - opublikuję "Solilokwia" i zabiorę się do pracy. A na razie - prawie że ibsenowski dramat małżeński, może bardziej "dla kobiety" niż tekst poprzedni. Hans Haustein był niemieckim socjalistą, z zawodu lekarzem wenerycznym. Jego żona, Friedel słynęła w latach 20. z organizacji imprez kulturalnych z udziałem berlińskiego światka sztuki i ówczesnych mężów stanu. Hans popełnił samobójstwo po dojściu Hitlera do władzy - w 1933 roku, otruł się cyjankiem, kiedy przypadkiem dowiedział się od przyjaciół, że gestapo ma go aresztować. No i to jest właśnie tekst, co do którego mam wątpliwości natury etycznej. Fikcja, która w poprzednim wierszu dotyczyła rysu osobowości Durera, tutaj dociera do warstwy "fabuły". Friedel odeszła od męża, kiedy dowiedziała się, że zdradza ją z Sonją, kontrowersyjną modelką z cyganerii. Kilka lat później zabiła się. W mojej wersji wydarzeń Hans pisze list pożegnalny do Friedel i wszystko wskazuje na to, że do końca pozostają szczęśliwym małżeństwem. Oczywiście, mogę się bronić, mówić, że lekarz przed śmiercią stracił zmysły, stworzył własny scenariusz życia i z tym scenariuszem (a nie z realnością) się żegnał. Niemniej jednak, to "farewell" pozostaje dla mnie wciąż podejrzane z pewnych punktów widzenia. www.canadianart.ca/online/reviews/2009/03/05/christian_schad1_580.jpg - pędzla Christiana Schada, cień w tyle obrazu komentatorzy interpretują wieloznacznie: jako cień kochanki Hausteina albo jako cień płodu. Toby, to prawda, mi też kojarzy się z tego rodzaju napięciem. Dziękuję za ocenę. Pozdrawiam.
  15. Dziękuję bez słów. Dobrego weekendu, Marta.
  16. Z cyklu: SOLILOKWIA Ach, Friedel, na wypadek, gdybyś tu dzwoniła, zostawiam marynarkę na ławce przed domem, o demonach z cyjanku nie mów już nikomu, zwróć też w kasie szulerni reliefy z Berlina. Cóż, mogłem ci się zdawać nazbyt manieryczny, przecież byłem Baalem, duchem dysonansów, gotowym zawsze czule, z okruchem dystansu, wierzyć w bóstwa słoneczne i tragikomiczne. Nadeszła jesień, Friedel, weź z barku zasłony, rozpakuj skrzynki wina, gdy przyjdzie gestapo, przynieś im mój dziennik, ten krwią pobrudzony i każ im się wynosić, świat lekki jak fatum wówczas ciebie pożegna - został ocalony, moje ciało zaś rozrąb, zwróć je, proszę, ptakom.
  17. Maćku, tak, to jest zarzut. Niewiele więcej w tym sonecie ponad nazwę miasta (Bazylea) i kilka włoskich motywów typu wspomniane pinakoteki. Durer "tutejszy" to everyman - równie dobrze mógłby być Rubensem, jak i Hansem Holbeinem. Można to tłumaczyć małym wkładem faktograficznym z mojej strony jako ze strony autora. Ale z perspektywy czasu sam nie wiem, kto wie, może ta szarość Durera da się obronić. Może to rezultat działania tego wampirycznego podmiotu, który wysysa wyjątkowość osoby, a i tak nie wypełnia nią własnej "beztożsamości". Marto, to wielka radość - móc to czytać. Dla takich chwil...się pisze. Dobrej nocy wszystkim.
  18. Dziękuję, Maćku. Dobrze, że te słowa padają. Winien jestem wytłumaczenie. Przedstawię swój punkt widzenia. Tylko punkt widzenia. Jestem świadomy biografii malarza i jego profilu wewnętrznego. Ten wiersz jest jednym z tekstów z cyklu "Solilokwia", a więc - fragmentem "rozmów z samym sobą". Durer jest maską, którą zakłada podmiot liryczny-narcyz, "ja" mówiące, jedną z pięciu masek, jakie chciałbym tu przedstawić. Innymi słowy, artysta to tylko egoistyczny pretekst dla peela, który chce siebie uzewnętrznić. Diagnoza podmiotu wydaje mi się jasna: jest on "człowiekiem bez tożsamości" i przykłada do twarzy maski charakterów wyrazistych, historycznych osobowości, chce, aby sterowali jego życiem, nawet wtedy, kiedy zafałszowuje ich biografie. Jak mówiłem, zamysł widać chyba dopiero w perspektywie całości. Pozostałe utwory poświęciłem Egonowi Schiele, Annie Friede, Edycie Stein i Hansowi Hausteinowi. Poza tym będę jednak bronił antyrealizmu w poezji. To też propozycja - nie chcę jej faworyzować, ale nalegam, aby była traktowana na równi z pozostałymi wariantami opisu świata przdstawionego. Nie wszystkie wiersze z cyklu są pisane z perspektywy monologu fikcyjnego, celowo mieszam w nich fikcję z autentycznością. "Cytuję dokładnie" życiorys Edyty Stein, ale modyfikuję koleje biografii Hansa Hausteina. I chciałbym wierzyć, że robię to w imię licentia poetica, poza to uprzywilejowanie nie wykraczając. Pozdrawiam.
  19. Dziękuję Wam za miłe słowo. Cieszę się, że Albrecht przyjęty:). Pozdrawiam.
  20. Myślę, że masz rację, Bea.2u. Wystudziłem ten tekst w puencie, może zawiniło złe rozłożenie proporcji, może nie dało się już mocniej niż w 6-8 wersach i te linijki, tę siłę rażenia powinienem był zostawić na kodę. Dziękuję za opinię i pozdrawiam.
  21. Dzięki, Agato:). Rozumiem już, o co mnie prosisz. Na początku myślałem, że chodzi Ci o pewne formalne odświeżenie, stąd sonet, zresztą jeden z cyklu, który napisałem daleko od domu. Dobrze, z chęcią spróbuję napisać "dla baby", zwłaszcza że ostatnio nie rozstaję się z tomikami Wierzyńskiego i Czechowicza. No i przepraszam za rzadkie odpowiedzi. Byłem ostatnio zaprzątnięty praktykami. Pozdrawiam serdecznie:).
  22. Gębo w niebie, to prawda, zmieniłem akcentowanie. Akcent zazwyczaj pada w tym wierszu na szóstą sylabę przed średniówką i tworzy amfibrach, ale w tym wypadku (słowo "skwer" jest jednosylabowe) zachodzi odstępstwo - przycisk wędruje na siódmą sylabę i powstaje anapest. Myślę, że można ten wyjątek wytłumaczyć transakcentacją, więc wszystko gra. Cieszę się, że miło:). HAYQ, dziękuję. Spotykanie takich antychrystów leży chyba w naszej ludzkiej kondycji, prawda? Piotrze, myślę, że rozumiem. Potraktowałeś ten tekst jako dokładną parafrazę biografii Dürera, a że Dürer malarzem świadomym i diabelnie inteligentnym był, to rzeczywiście przeskok między a drugą a trzecią zbitką może się wydawać mało wiarygodny psychologicznie. Wiesz, ja chciałem tu wytworzyć jednak nieco fikcji i zamiast intelektualisty podróżującego po Europie na trasie Niemcy-Włochy, próbowałem sportretować świętego naiwnego, Bożego głupca, jurodiwego. Podobnego trochę do księcia Myszkina z Dostojewskiego. Mam wrażenie, że to stąd ta potrzeba niewiary u Ciebie. Pozdrawiam.
  23. Z cyklu: SOLILOKWIA Przebacz mi, ojcze, popłoch, mówię we wzruszeniu, spotkałem antychrysta na rynku w Bazylei, fantom ubrany w ornat, pod wieczór w kościele zdradził mi tajemnicę - umrę w zachwyceniu. Szybko wyszedłem na skwer, zabity przez przestrzeń, nicością otrupiały, w słońcu pinakotek próbowałem się wieszać - pod gajem jak motyl z trzepotem odrąbanym od skrzydeł na deszczu. W jednej chwili pojąłem, że jestem mesjaszem, tym z grawiur i z podmiejskich procesji złotników, jestem grozą żelaza, Nazaret skrzydlatym, tak powstał autoportret z ziaren i ogników, rozplotłem włosy, ojcze, z wściekłością zatraty, zalałem twarz werniksem i czekałem świtu.
  24. Dziękuję, Karolino. Tak, mi również bliższy jest van Gogh, ale niepokojąco dużo podobieństw do siebie dostrzegam też w Gauguinie. Dlatego napisałem ten tekst - jako pewną formę krytyki intelektu. Czekałem na Twoją opinię, wiem, że poezja malarska, synestezyjna jest Twoją domeną i tym bardziej dziękuję Ci za przychylność w odbiorze. Serdecznie i ze środka nocy.
  25. Poukładany, aż mdli - to biorę jako alarm i dziękuję, Agato, o to mi chodziło, o taką krytykę. Postaram się zaskoczyć - będę szukać oddechu. Na serio;). Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...