-
Postów
9 152 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
18
Treść opublikowana przez Oxyvia
-
przyjaciółko
Oxyvia odpowiedział(a) na Alicja_Wysocka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Alu, wystraszyłaś mnie. Dzieje się u Ciebie coś tragicznego. Nie wiem, co, ale bardzo Ci współczuję bólu. Jestem pewna, że w końcu dojdziesz do siebie i za jakiś czas wrócisz tutaj ze swoimi przepięknymi, wyjątkowymi wierszami, które tyle mi dają dobrych, życiodajnych wzruszeń. -
kryzys (prze)tfu+rczy
Oxyvia odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nato, bardzo Ci dziękuję, miło mi. :) -
Tak, ale to nie drobiazgi są tu najważniejsze. NIE DROBNOSTKI! Tak, jak pisałam w "recenzji" powieści S. Rushdi'ego - czasem zniszczenie drogiego sercu przedmiotu jest kroplą przepełniającą dzban. Bo jest to pamiątka, a także symbol. Bo najbliższy człowiek zniszczył pamiątkę i symbol - rzecz magiczną dla skrzywdzonego. Bo NAJWIĘKSZY PRZYJACIEL zniszczył rzecz świętą - wiedząc, że to zaboli najbardziej. Dlatego. Ale nie z tego powodu, że ten przedmiot jest ważniejszy niż miłość - niż człowiek. NIE. I tego nie wmawiaj ani mnie, ani sobie.
-
Acha, zaczynam rozumieć. Facet całe życie czeka na tę "prawdziwą" miłość, a wszystkie miłości odchodzą od niego. No tak, zdarzają się tacy, co czekają na coś idealnego - sami nie wiedzą, na co - zawsze na coś lepszego niż to, co im życie daje. Ale też są tacy, którym życie wszystko zabiera. Na przykład odchodzą od nich wszyscy, których kochał. Ja tak to odczytałam. Bo Zofia sama zaczęła się oddalać, bohater jej nie odsunął od siebie. Teraz zaczęło mi to pasować do takiej autentycznej historii. Właśnie niedawno wysłuchałam smutnych zwierzeń pewnego mężczyzny w średnim wieku, którego nazwiska nie podam, rzecz jasna. Opowiedział mi, że przez całe życie to on był tym, który wybierał i porzucał. Aż wreszcie trafiła kosa na kamień: poznał Polkę z Kanady, w której tak się zakochał, że dla niej porzucił żonę, dzieci, pracę, dom - wszystko - i pojechał za nią do Kanady. Wydał na to wszystkie oszczędności. A ona go nie przyjęła. Facet uważa, że życie go ukarało jak wychowawca. Teraz boi się zaangażować w jakikolwiek związek; próbuje wyjść z tej traumy, żeby znów ułożyć sobie życie. Na szczęście nie doszedł jeszcze do Z. Moje wnioski są takie, że gość nie jest zdolny do trwałego uczucia, nie dojrzał do tego. Porzucał dotąd wszystkich ludzi, którzy usiłowali go kochać: żonę, kochanki, dzieci. Natomiast dostał obsesji na punkcie kobiety, która tu się nim pobawiła i wróciła do swojego życia za oceanem, zostawiła go - nie mógł się pogodzić z tym, że ona go naprawdę nie przyjmie, że to nie jest tylko droczenie się! Czegoś takiego się nie spodziewał i nie umie sobie z tym poradzić. Jakikolwiek by nie był, żal mi go i nie zazdroszczę mu takiego przesr... życia. Czy to o kimś takim jest Twoje opowiadanie? Ale zakończenie wskazuje jednak na coś innego - i ono właśnie mnie zmyliło.
-
kryzys (prze)tfu+rczy
Oxyvia odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Mateuszu, dziękuję bardzo i życzę weny! Nie martw się, każdy piszący przeżywa kryzysy twórcze (czy też [prze]tfu+rcze) - to normalka. Minie jak grypa. Franko, dziękuję. Dobrze jest słyszeć wszelkie śmietniki świata i umieć to przepisać tak, żeby dało się czytać. Może kiedyś do tego dojdę? :) Babo, dziękuję Ci serdecznie za przeczytanie moich wcześniejszych wierszy, kiedy jeszcze terminowałam w Dziale dla Zaawansowanych, a także za przychylną opinię o nich. Nietuzinkowe? O, jakże mnie mile łaskoczesz po ambicji! Niestety to z pewnością przesada albo przenośnia poetycka! :) Zresztą powyższy wiersz jest nowszą wersją jednego z tamtych "zaawansowanych" - nie wykasowałam go, kto chce, może sobie zajrzeć, jak wygląda i co w nim teraz przerobiłam, i czy się rozwijam poetycko, czy raczej zwijam. ;) Bernardetto, Bolku, Magdo - baaardzo serdecznie Wam dziękuję, zresztą z wielką obawą, że mnie przeceniacie i kiedyś się rozczarujecie. Anno Weroniko, Tobie też bardzo dziękuję. Ale czy mogę spytać, co to jest mechaniczny sens? :) Skrzydło: "turnus mija, a ja niczyja" - oj, tak, tak... Ech, że też ten turnus taki krótki i tylko jeden! Dziękuję za poczytanie i miły wpis. Rachel, wiem, że nie lubisz rymów. Ja przeciwnie - bardzo lubię, choć staram się nie pisać katarynkowo, co nie zawsze mi się udaje. Tym bardziej dziękuję Ci za przeczytanie i przychylną opinię. Straśnie mi miło. :) Boskie, o, bardzo dobre skojarzenie. Pisząc nie myślałam o "Telefonach" ani "Głowach" Republiki, ale chodziło mi o wywołanie podobnego efektu, tyle, że nieco bardziej z przymrużeniem oka. ;) Dałeś mi dowód na to, że mi się to udało - bardzo się cieszę i dziękuję za ten wpis. Ewo, dzięki za oryginalną interpretację - jest inna niż pozostałych Czytelników i inna niż założenie autorki, ale to nic nie szkodzi, a nawet bardzo dobrze - przyjrzałam się wierszowi w takim aspekcie i widzę, że i tak można go rozumieć - pasuje. Dzięki za pochwałę, bardzo mi miło. Pozdrawiam Wszystkich serdecznie! :))) -
Dzięki za filmy, zdjęcia i linki. Napracowałaś się, jak zwykle. :) Oczywiście, że podpiszę, tylko nie wiem, czy jeszcze dzisiaj.
-
To jeszcze bardziej komplikuje sprawę w świetle Twoich wcześniejszych "wyjaśnień": Zofia jest śmiercią, a nie ostatnią kobietą, ale gł. boh. szuka dalej tej ostatecznej miłości, chociaż ostatnią literę alfabetu swoich kobiet już poznał i ma za sobą? Teraz to już nic nie rozumiem. A powinnam, bo poznałam przecież wszystkie litery alfabetu! Coś kręcisz, przyznaj się. ;) Tylko po co? Pozdrawiam ponownie, zgodnie ze zwyczajem. ;-)))
-
Gdyby naprawdę tak było, to nie warto byłoby żyć.
-
kryzys (prze)tfu+rczy
Oxyvia odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witam nocnych marków! Fajnie spotkać bratnie dusze! :o) Dziękuję za miłe opinie. Babo Izbo :) , rzeczywiście moje wiersze na ogół "same" układają się w pewien rytm i melodię, często niestety w katarynkowość, a ja nie zawsze nad tym panuję. To mi się dzieje samoczynnie. Fajnie, jeżeli można do wiersza dorobić melodię i go zaśpiewać, ale ten akurat - czy rzeczywiście nadaje się do tego? To, co z niego zacytowałaś, to takie nerwowo powtarzane słowa człowieka ogarniętego paranoją (twórczą): słyszę słowa, słyszę głosy! - muszę je zapisać :o) Spróbuj to przeczytać tak, jak człowiek, który mówi, że słyszy głosy - to chyba nie bardzo jednak nadaje się do zaśpiewania? Ale może się mylę. Autor często myli się co do swoich tekstów. Nawiasem: masz bardzo miły pseudonim. :) Pozdrawiam Was bardzo serdecznie. -
kryzys (prze)tfu+rczy
Oxyvia odpowiedział(a) na Oxyvia utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
ciągle krążą wokół, czyha głowa słowa, słowa słyszę, słyszę słowa gwary, szeptania, wołania, krzyki łoskoty serc różnych i jakiejś muzyki wychwytuję je, przyciągam, łapię i rzutuję na cierpliwy papier czasem wyławiam gęste chmary przez noc całą, pasjami, przez dzień cały przez tydzień, miesiąc krążą nade mną mózg radarem, magnetycznością tajemną a czasem – nie wiem, dlaczego – zakłócenia odbiornik chwyta blado, od niechcenia strzępy, strzępy słyszę, słyszeć muszę potem cisza w eterze, coś zagłusza brak wołań, gwarów, szeptania i krzyków nie ma poetów, malarzy, klaunów ni muzyków tydzień, miesiąc, rok i więcej mija moja głowa-antena po nic i niczyja czy umilkli, bo już wszystko wyrzekli czy świat porzucili obrażeni, smutni, wściekli czy moja głowa staje się niezdrowa i przestaje chwytać bezcielesne słowa -
ta która jest z tobą
Oxyvia odpowiedział(a) na Baba_Izba utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
;-DDD Pozdrówka serdeczne. Oxy. :-) -
Wściekłość przy pierogach? Humorystyczna scenka. :) Na ogół, kiedy "jaj" jest za dużo, to da się "życie ulepić" - gorzej, jeśli jest ich za mało... ;) Pozdrawiam.
-
ta która jest z tobą
Oxyvia odpowiedział(a) na Baba_Izba utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Rozumiem, że jest to kłótnia z mężem o teściową? ;) Fajne. -
:-))) OK, niech Ci będzie. A ja pozostaję przy swoich odczuciach. :-)
-
Niezupełnie autobiograficzny. Może troszkę? :) Ale wątpię, szczerze mówiąc. Tak, jak pisałam, raczej chodziło mi tu o te wszystkie wspaniałe, piękne i utalentowane kobiety o silnej osobowości, które przez całe życie są samotne, choć lubiane i uwielbiane. Kilka z nich wymieniłam z nazwiska; znam ich znacznie więcej, a nie wszystkie są sławne. Talent prozatorski? Takie tam bajdurzenie. Ale dziękuję. :)
-
Eee, nadinterpretacja. :) Śmierć, która się oddala i myśli o kimś innym? ;) Ja również pozdrawiam.
-
biały scenariusz
Oxyvia odpowiedział(a) na Zofia Honey utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Cześć, Zosiu! Wiesz, że ta villanella okrutnie mi się podoba. A do moich też czasem mogłabyś zajrzeć... Przeniosłam się na Petkę. :) Pozdrawiam serdecznie! I do rychłego zobaczenia. -
Któregoś pięknego, letniego dnia – chyba gdzieś na początku sierpnia – urodziła się puchata lwiczka. Szczęśliwi rodzice nadali jej wyniosłe imię: Hellelujoannittegarda, jak przystało na arystokratyczną, królewską rodzinę. Jednak dla ułatwienia oraz okazania czułości, bliscy i przyjaciele nazywali lwiczkę po prostu: Hella, Leluja, Hel, Lel, Leja, Lea, Nitta, Joan, Garda albo najzwyczajniej Joannitta. Lwiczka była przesympatyczna: cieplutka, milutka, mięciutka, dająca się urabiać i uklepywać na dowolne kształty i modły – po prostu ideał dziecka. Wszyscy ją chwalili, że taka grzeczna i dobrze ułożona. Rodzice lwiątka chodzili rozdęci dumą po uszy, że tak dobrymi okazali się treserami. Nie wszystkim rodzicom tak świetnie się to udaje. I byłoby po prostu idealnie: rodzice byliby idealnymi wychowawcami, a lwiczka wyrosłaby na idealną żonę, gdyby nie pewna przypadłość genetyczna, która zaczęła się uwidaczniać w dobie dojrzewania maleństwa. Otóż pewnego razu królowa matka zauważyła, że jej córce zaczyna rosnąć… grzywa! Z przerażeniem zobaczyła pod słońce wyraźną, małą jeszcze, złocistą koronkę wokół głowy córki, okalającą jej miły pyszczek za uszami. Królowa matka wezwała panienkę na poważną rozmowę (zresztą wzywała ją tylko na poważne rozmowy, nigdy na nic nie dające, lekkie pogaduszki o niczym). - Spójrz na siebie! – zaczęła matka łagodnie – Bardzo mi się nie podoba to, jak ostatnio wyglądasz. Co to za nowomoda? - Jaka nowomoda, mamusiu? O czym mówisz? – niekłamanie zdziwiła się naiwna Leluja. - Nie udawaj, że nie rozumiesz! – matka przybrała ostry ton – Przecież rośnie ci grzywa! - A, grzywa… – Leli spuściła wzrok, musnąwszy pazurami złocistość czupryny nad czołem – Tak… przepraszam. Ale to nie moja wina. - Jak to: nie twoja? A niby czyja? - Nie wiem. To mi samo wyrasta. Tak mi się robi. Samo. - Przecież nie jesteś samcem! Jak ty wyglądasz z tą grzywą?! - No… Pewnie jak samica z grzywą? – Leja próbowała rozładować ciężki nastrój żartem. Ale to tylko pogorszyło sprawę: - Nie wygłupiaj się, wiesz?! – ryczała królowa matka - Robisz się uparta i krnąbrna! Aha, i buntownicza! Jeśli nadal będziesz hodować w sobie te cechy z tą… grzywą, to nigdy nie znajdziesz męża! - Mamusiu, ja po prostu dorastam. Dorastam w taki sposób. Z grzywą. Taka już jestem – próbowała tłumaczyć się Leja. - To dorastaj w inny sposób! Lwiczki powinny być potulne, posłuszne, usłużne, powinny przynosić mężowi gotowy obiad… A ty tu z tą grzywą! Wstyd, naprawdę! W tej chwili maszeruj do łazienki i zgól tę… wątpliwą ozdobę! Joannittunia potulnie poszła we wskazane miejsce i długo, długo mocowała się ze sztywnymi drutami swej niesfornej grzywy za pomocą ojcowskiej maszynki do golenia, którą król lew usuwał codziennie zbyt rosochatą, niepoważną kitkę w zakończeniu swego dystyngowanego ogona. Przez jakiś czas był spokój. Lwiczka zaczęła podobać się chłopcom, niektórzy nawet pozwalali się zapraszać na rodzinne obiadki, co było już przygrywką do przyjęcia zaproszenia na zawsze, bo Lea była niezwykle śliczna. Niestety po jakimś czasie grzywa zaczęła odrastać. Wystraszeni kandydaci na narzeczonych odsunęli się od panny na bezpieczny dystans, tłumacząc się, że przecież niczego nie obiecywali i nie mają wobec niej żadnych zobowiązań. A ponieważ Hella była naprawdę piękna, wielu z nich proponowało jej seks kumpelski (wraz z kumpelstwem, oczywiście). Gdy jednak nie chciała tych usług przyjąć, kumpelstwa także jej nie dawano - fatyganci odpływali w siną dal. Tym razem więc król ojciec postanowił poważnie porozmawiać z córką. Co prawda nie wiedział, czy dziewczyna już dorosła do poważnych rozmów i bardzo się bał, że mu się to nie uda. (Król ojciec nigdy dotąd nie rozmawiał z córką poważnie, co najwyżej o dziecinnych bzdurkach, czyli o niczym). - Słuchaj no! – zaczął ojciec delikatnie – Jak ty się nosisz? Czy tak wyglądają młode dziewczyny? Czy tak chodzą twoje koleżanki? - Tatusiu! – zamiauczała płaczliwie lwiczka – Dlaczego wy się mnie czepiacie? Ta grzywa mi sama rośnie! Ja już taka jestem! - To ją gól! Gól, na litość boską! Jak się jest lwicą, to się nie nosi grzywy! - Golę! Golę i golę! Ale ona mi coraz szybciej odrasta! I coraz bujniej! Nie nadążam! – tłumaczyła się Nitta, wybuchając wreszcie niepohamowanym płaczem - Sam masz grzywę, to spróbuj ją sobie golić codziennie! Ja mam to po tobie! Właśnie po tobie! - Ja jestem lwem! – ryknął król i tak huknął pazurami w pochyłą akację, że runęła z trzaskiem w suchą trawę sawanny – Jesteś bezczelna! Odkąd zaczęłaś dorastać, nie da się z tobą rozmawiać! Wyjdź mi stąd! Wyjdź z mojej sawanny! Kiedy skruszejesz i zmądrzejesz, to wrócisz! - Jak sobie życzysz! – ryknęła po raz pierwszy Joannitta i wybiegła z sawanny. Mijając matkę, zatrzymała się na chwilę i ośmieliła się spojrzeć jej w oczy; ale zamiast cienia współczucia - zobaczyła w nich błysk wściekłości i wstydu. Wobec tego biegła bardzo długo, coraz głośniej szlochając i płacząc, ale nikt tego nie słyszał; a jeśli nawet ktoś usłyszał, to nie chciał sobie tym zawracać głowy, bo w końcu każdy ma własne kłopoty. Więc biegła i biegła, szukając dla siebie miejsca i coraz bardziej dorastając. W końcu jej płacz przerodził się we lwi ryk, a sztywna koronka wokół łebka – w olbrzymią, gęstą, krzaczastą grzywę. Jej oczy nabrały przenikliwego, badawczego wyrazu, a sposób bycia – hardości, stanowczości, królewskiej wyniosłości i dumy. Hella była coraz piękniejsza. I silniejsza. I dziksza. I coraz bardziej samotna. Niezależna. Kręciły się wokół niej lwy różnej maści, sortu i kalibru. Podobała się właściwie wszystkim. Ale ciągle – idiotka! – nie mogła zrozumieć, że oni nie szukali w niej żony, bo przecież nie wyglądała na żonę. Lubili ją, chcieli, żeby była ich kumpelką, przyjaciółką, powiernicą, nawet przewodniczką (bo dobrze wszystkich rozumiała, nawet samców). No, oczywiście, chcieli z nią także… Przecież byli normalnymi lwami, a ona była taka piękna i wyjątkowa. No, ale na żonę nie szuka się wyjątkowych lwic. Na żonę to się bierze zwykłe kotki, niewyróżniające się specjalnie, niebrzydkie może, ale i nie za ładne, no bo te piękne mają za duże powodzenie i kiedyś mogłyby sobie wybrać kogoś lepszego, zwłaszcza jeśli są wyniosłe i dumne, i nie pozwalają sobą rządzić ani z siebie kpić, i jeszcze jawnie wyrażają własne zdanie – przy takich lwicach lwy czują się bardzo niepewnie. A Garda miała ponadto sporo innych wad nie do przyjęcia. Jej badawczy wzrok powodował, że lwy w chwilach kłamstwa lub ukrywania prawdy czuły się rozebrane do naga i prześwietlone na wylot (a przecież to one miały być rozbieraczami lwic - tak je uczono!) – dlatego często bywały dla Nit agresywne i zgryźliwe, jak to lwy. Poza tym jej grzywa emitowała jakieś dziwne ciepło, które przyciągało i zniewalało, rozbrajało drapieżniki. Żadna inna grzywa nie była taka ciepła jak czupryna Helli. Lwy czuły, że ich grzywy nie dorównują jej grzywie i że ich ciepło nie dostaje do pięt ciepłu Hel. W mroźne noce afrykańskie pragnęły grzać się w ochronnych promieniach jej korony, a jednocześnie bały się jej przemożnego przyciągania. Ta grzywa powodowała, że Lea miała władzę nad stadem. Dlatego lwy zawsze szły za nią, ale nigdy razem z nią – grzywiasta lwica biegła na czele zawsze sama. Powiadano, że powodem tego wszystkiego była data narodzin lwicy – początek sierpnia. Wtedy to dalekie gwiazdy akurat tak wpływają na lwice, rodzące się na pyłku kurzu o nazwie Ziemia, że rosną im potem grzywy oraz inne cechy, jakich nie mają pozostałe lwice. Dlatego wszyscy się boją lwic urodzonych na początku sierpnia. Dlatego Garda wciąż biegła sama. Dalej i dalej. I dalej padała ofiarą własnych złudzeń, usiłując dać kolejnym adoratorom swoją niespełnioną, rodzinną miłość, lwi temperament, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa i takie tam idealistyczne głupstwa, jakich nikt przecież od niej nie oczekiwał (poza lwim temperamentem). Padała także ofiarą zazdrosnych lwic, które nie miały takiego powodzenia jak ona, więc nieraz pokąsały Gardę do żywego lub wygryzły ją ze stada intrygami – wygadywały, że jest łatwa i że się lekko prowadzi, i że nic niewarta, bo lubi samców i seks. To straszne wady, których nie tolerują z kolei porządne lwice (czyli takie, które nie znoszą seksu i samczego towarzystwa), ale też i większość lwów, nawet jeśli im się to podoba. Więc Garda znowu szła dalej sama, dalej i dalej, szukając ciepłego, bezpiecznego domu i silnego jak ona lwa. Nigdy go nie znalazła. Nigdy żaden lew nie zrozumiał, że tylko taka lwica – wolna, dzika i z grzywą – może naprawdę pokochać, całą duszą, z własnego wyboru – może pokochać lwa dla samego lwa, nie zważając na jego majątek czy pozycję w stadzie, czy opinię społeczną – bo takie głupstwa po prostu nie są jej potrzebne, leżą dużo poniżej dróg, po których ona chodzi. Nikt nigdy nie zrozumiał, że tylko prawdziwa niezależność potrafi wykrzesać z siebie prawdziwą miłość, bez oddawania się w niewolę i zapędzania w nią bliskich. Lea wędrowała więc samotnie po sawannie, a jej grzywa rosła i rosła, i stawała się coraz cieplejsza, i coraz bardziej płowa, wręcz ognista. Aż zaczęła parzyć lwicę w głowę. Bolało ją to, stawało się nie do wytrzymania. Ale nikt nie chciał wziąć od niej ani odrobiny tego gorąca. Doszło do tego, że Joan biegała po sawannie, rycząc z bólu. Wreszcie grzywa zamieniła się w żywy, rudy ogień, jaki czasem samorzutnie zajmuje suche trawy. Strach było patrzeć, jak bardzo cierpiała w tym żarze stara lwica. W nocy ogień zgasł – grzywa spaliła się całkowicie na głowie Nitty. Dopiero wtedy, o świcie, wszystkie lwy zobaczyły, że jest zwykłą lwicą, która niczym się nie różni od innych lwic. Bez grzywy wyglądała jak normalna żona, matka, babcia. Tyle tylko, że mroźną, afrykańską nocą umarła z zimna. Zamarzła na kamień. I chyba stopniowo zamieniła się w jedną z żółtawych skał Afryki. Od innych lwic różniło ją tylko to, że bez grzywy nie nauczyła się walczyć z chłodem sawanny.
-
Nie, Marek, ja się nie oburzam, to nie o to chodzi. Wprawdzie złości mnie, ilekroć słyszę jakieś zgeneralizowane a fałszywe "poglądy" mężczyzn o kobietach, ale wiem i pamiętam, że "kłócę się z Peelem", nie z Tobą - bądź spokojny. :) Po prostu opowiadanie zalatuje banałem i kiczem, jak przytoczona przeze mnie piosenka, parodiowana już przez kabarety. Opowiadanie sprawia wrażenie, jakby Autor chciał umocnić niemądrych i przesądnych mężczyzn w przeświadczeniu, że każda kobieta jest materialistką (a nie brakuje facetów o takim przeświadczeniu). Nic w opowiadaniu nie wskazuje na to, że taki bohater miał być np. obsesjonistą, paranoikiem albo żałośnie śmiesznym idiotą. Nic takiego tam nie ma. A szkoda. Może czytałeś "Szatańskie wersety" Salmana Rushdi? Jeden z głównych bohaterów jest schizofrenikiem. Jego choroba początkowo przejawia się tym, że zaczyna być obsesyjnie zazdrosny o swoją kobietę. Później paranoja wchodzi w coraz głębsze fazy i przejawia się w różnych postaciach (działaniach i rojeniach) bohatera, ale bezpodstawna zazdrość i ciągłe śledzenie kobiety, urządzanie jej dzikich awantur i scen bez realnego powodu - to trwa nadal i nasila się. W końcu ona go porzuca - wiesz, kiedy? - kiedy on rozbija jej ulubioną rzecz, pamiątkę (miniaturkę jakiejś góry himalajskiej, którą zdobyła w ekstremalnych warunkach). Czy to znaczy, że go nie kochała? Bo opuściła go, kiedy ten zniszczył jej przedmiot? Oczywiście, że nie - i choć Rushdi tego nigdzie nie mówi, dla czytelnika jest całkowicie jasne, że rozbicie figurki po prostu było kroplą przepełniającą dzban. Dziewczyna nie wytrzymała narastającej paranoi ukochanego. Bo tego się nie da wytrzymać. I w książce Rushdiego widać doskonale, dlaczego, chociaż on tego nie mówi ani nikogo z bohaterów nie ocenia. A na samym końcu książki facet z zazdrości zrzuca dziewczynę z dachu wieżowca. Po czym przytomnieje i strzela sobie w łeb. Ale nie ma w tym wszystkim ani krzty kiczu - sama wstrząsająca prawda psychologiczna, czy raczej psychiatryczna. Może to czytałeś? A jeśli nie, to bardzo gorąco polecam (szczególnie, że jest to tylko jeden z wielu wątków powieści, i wcale nie najważniejszy - bardzo bogaty utwór, jak zwykle Rushdiego; no, w końcu byle kogo arabscy fundamentaliści nie skazują zaocznie na śmierć). I pamiętaj, że to, iż nie lubię jednego Twojego bohatera, to nie znaczy, że nie lubię Ciebie. :)
-
Bardzo mi to przypomina film Koterskiego pt. "Porno" - widziałeś go? Film świetny moim zdaniem, tyle że ta sama treść co u Ciebie podana jest bardziej pikantnie. Są ludzie, od których zawsze wszyscy odchodzą. Są i tacy, do których nigdy nikt nie przychodzi. I ja do tych drugich należę. Dlaczego tak jest? Nie wiem, choć naczytałam się książek psychologicznych od zarąbania. Nie wiem. I nikt nigdy nie umiał mi odpowiedzieć na to pytanie: ani ludzie życzliwi, ani złośliwcy, ani szczerzy do bólu, ani pochlebcy, ani zgorzknialcy. Nikt nie wie. Mam swoją baśń na ten temat, ale niekoniecznie o mnie - raczej pisałam to z myślą o sławnych i wspaniałych kobietach, zawsze samotnych i nigdy niekochanych, takich jak Marilyn Monroe czy Rita Hayworth, albo jak Agnieszka Osiecka. Ale po Twoim tekście o Zofii chyba tę baśń wkleję jako część dialogu kulturowego. ;) Budujące jest to, że zdarzają się ostatnie miłości w każdym wieku, czasem w bardzo podeszłym. Ostatnio dowiedziałam się, że para znajomych po sześćdziesiątce wzięła ślub. Wcześniej Fanaberka pisała o swoim wujku, który po siedemdziesiątce odnalazł swoją szkolną miłość i zamieszkali razem. Jeszcze wcześniej znałam mamę mojej koleżanki z bloku, która w okolicach sześćdziesiątki znalazła swoją wielką miłość. Chyba nawet coraz częściej ludzie tworzą prawdziwe związki dopiero w wieku "dojrzałym". W każdym razie dziękuję za ten tekst - jakoś mi ulżył. :) Dobrze wiedzieć, że ktoś rozumie takich jak ja (czy podobnych).
-
Gratuluję i wszystko fajnie, ale myślę, że publikacje w prasie nie są tu niczym nadzwyczajnym - chyba większość orgowiczów gdzieś tam czasami coś publikuje. Natomiast wiersza Ali uwielbiam - ale nie dlatego, że jeden z nich jest w Angorze. :)
-
Kochanica taryfiarza
Oxyvia odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
A ja niestety muszę trochę chyba zepsuć nastrój, jeśli mam być szczera. Z wierszyka nic nie wynika. Nie jest nawet historyjką. Ot, tylko gadanie-kuszenie jakiejś tirówki na szosie. Zrymowane sprawnie - i nic więcej. Gdyby do tego dorobić jakąś krótką a dowcipną fabułę z mocnym, nawet pikantnym zakończeniem - z dowcipną (mhm-hm!) płońtą - o, to mogłoby być bardzo fajne! A widzę, że Henryk ma talent balladzisty i humorysty, więc na pewno dałby radę to fajnie dopracować. Pozdrawiam Autora i Pozostałych. -
Fajny tekst. Czytając go widzę taki obrazek: ktoś gada jak nakręcony, jest nabuzowany, przewraca błyszczącymi z podniecenia oczami, nie dopuszcza do głosu drugiej osoby, przerywa jej ciągle w pół zdania, nie słucha, zmusza do słuchania siebie i pewnie do podziwiania jego erudycji - a rozmówca (czy też z konieczności tylko słuchacz) myśli sobie to, co powiedziane w wierszu i postanawia już nigdy nie próbować nawet podjąć rozmowy z tym bałwanem, któremu się zdaje, że cały świat go musi słuchać z wypiekami. Znam takich scenek i ludzi na kopy. :) Pozdrawiam Noworocznie.
-
pierwsza strofa poprawiona a odnośnie zwrotu z wieczora pewnie najprościej powiedzieć wieczorem ale forma z wieczora nie jest błędna np coś stanie się z rana a coś z wieczora tego wieczora była w kinie (słownik języka polskiego) nie bardzo wiem o co wam idzie poprawiam nie do końca przekonany o słuszności pozdrawiam Chodzi o to, że w tym konkretnym zdaniu - jeśli zostawisz "z wieczora" - brzmi to niezręcznie: że gwiazdy powinny spadać dokądś tam z tego wieczora. :) Nie tyle błąd, ile niezręczność stylistyczna. Licentia poetica? Dozwolona, oczywiście. Ale kiedy ktoś Ci dobrze radzi, to masz prawo posłuchać, bo Ci się to opłaci. ;)))
-
Bardzo Ci dziękuję za uwagi i sugestie. Przemyślę.