-
Postów
9 152 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
18
Treść opublikowana przez Oxyvia
-
Przemyślenia
Oxyvia odpowiedział(a) na Henryk_Jakowiec utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
O, na przykład mnie się podoba. ;-) -
Wczesną wiosną ogłoszono konkurs o zasięgu ogólnofajflandzkim. Konkurs wyrósł z naturalnych potrzeb duchowych i dążeń całego postępowego społeczeństwa Fajflandii. Miał na celu przeciwstawienie się skostniałym, ciasnym normom obyczajowym, zacofaniu i przestarzałym zakazom moralnym, tłumiącym indywidualność i rozwój jednostek. Dyrektor Bożydar Pimpa postanowił wziąć udział w konkursie; ba! – postanowił go wygrać. Był perfekcjonistą z natury. Czuł, że jest tu najlepszy. Miał naprawdę ambicję wygrania w tej sferze życia. Zresztą na jego ambicję miała też niemały wpływ atrakcyjność nagrody głównej: półroczne samotne wakacje w luksusowym hotelu w ciepłych krajach, z dowolną ilością wstępów na basen, wynajęć ekskluzywnych samochodów oraz łodzi żaglowych i motorowych. To wszystko przecież stanowi marzenie lub treść życia wielu ludzi! A on nie musiałby się z nikim dzielić – byłby w tym niebie zupełnie sam! I nie musiałby nic a nic robić – we wszystkim by mu usługiwano! I jakże wzrósłby jego prestiż! Dyrektor Pimpa wziął się za realizację wymogów konkursowych natychmiast po otrzymaniu regulaminu drogą elektroniczną. Zgłosił swój akces, uzyskał mejlową akceptację i poszedł do pokoju żony. Akurat kończyła czynić gruby, solidny makijaż, który służył jej głównie do ukrywania niepotrzebnych uczuć i zmarszczek. - Kochanie, wiesz, tak sobie myślę, że nadeszła chyba najwyższa pora, żeby się rozwieść – zaczął dyplomatycznie. Popatrzyła na niego badawczo: - Tak sądzisz? Dlaczego akurat teraz? - Mamy za sobą już siedem lat pożycia. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę statystyczny czas trwania małżeństw fajflandzkich. Czytałem naukową rozprawę o tym, że normalne uczucie międzyludzkie powinno się zakończyć po czterech latach. Ktoś może nas podejrzewać o jakieś zacofanie, zastój emocjonalny, może nawet o wstecznictwo obyczajowe! Zamyśliła się przez chwilę. Spojrzała na swoją twarz w lustrze. - Może masz rację – powiedziała – odfajkowaliśmy już najcięższy obowiązek wobec ojczyzny: wychowaliśmy dziecko, doprowadziliśmy je do obowiązku szkolnego, a teraz to już szkoła jest od dalszego wychowywania Gabrielcia. My jesteśmy mu potrzebni już tylko jako sponsorzy, a w tym celu nie musimy być dalej małżeństwem. Po co się męczyć takim uzależnieniem, liczeniem się z tobą, kompromisami, tolerowaniem tych twoich wad i zagrań, po co. Jestem jeszcze młoda, niebrzydka, jeszcze mogłabym sobie pożyć, poszaleć, pobawić się. A w małżeństwie można się tylko zestarzeć. - Ja także jestem szczęśliwy, że mogę mieć to już za sobą i wreszcie się od ciebie uwolnić. – odetchnął z ulgą - Mamy prawo być niezależni, niczym nieograniczeni, mamy prawo nie dzielić z nikim swojej własności. - Masz rację, kochanie. Ty zawsze masz rację – uśmiechnęła się do niego zalotnie. „Ona rzeczywiście jest jeszcze zupełnie niezła – pomyślał – co prawda znudziła mi się i coraz bardziej denerwuje mnie tymi swoimi dziwactwami, mam już tego dosyć. Ale kiedy od niej odpocznę, to za jakiś czas możemy sobie jeszcze nieźle poszaleć...” Uśmiechnął się do swoich myśli i puścił oczko do żony. Potem wyszedł do pracy na resztę dnia, jak zawsze. Za jakiś czas - szybko i bez kłopotów – otrzymali rozwód, a niedługo potem wyrok dotyczący alimentów oraz podziału majątku. Oboje zostali pokrzywdzeni, oszukani i wykorzystani, sąd okazał się niesprawiedliwy dla każdego z nich, no, ale trzeba było realizować jego postanowienia, bo cóż innego pozostało? Najważniejsze jednak, że stali się znów wolnymi, nieograniczonymi przez rodzinę ludźmi. - Wiesz – zamyśliła się nieco Angelika, wychodząc z sądu – małżeństwo to jest w ogóle przeżytek. Być może to był nasz największy błąd życiowy. Być może zmarnowaliśmy swoje najlepsze lata. - A wiesz – przejął od niej refleksyjny ton – ja też coraz częściej tak myślę. Zresztą nie jest to żaden nowy pogląd. Słyszę co rusz takie opinie o małżeństwie od różnych ludzi, także od tych najbardziej inteligentnych i wykształconych. - No tak... Pobraliśmy się, żeby spłodzić i wychować dziecko, bo tak nakazywał dobry ton. Boże, cóż za przestarzałe, drobnomieszczańskie obyczaje! Przecież syna mogłaby wychowywać jakaś niania z dzikiego Wschodu. My bylibyśmy wolni, a dziewczyna miałaby pracę w godnym, cywilizowanym kraju. - Miejmy nadzieję, że nasz syn nie popełni tego samego błędu. - O, na pewno nie. On jest bardzo inteligentny. I bardzo zbuntowany przeciwko tym purytańskim ograniczeniom osobowości. Po tygodniu Angelika zadzwoniła z następującą rewelacją: - Bożydarze, słuchaj, ogłoszono konkurs ze świetnymi nagrodami! Jesteśmy wolni i możemy wziąć w nim udział. - Jaki konkurs? – zapytał niby obojętnie. - Na najbardziej seksownego, aktywnego i przedsiębiorczego kochanka/kochankę Fajflandii. Chodzi o to, żeby się wykazać dużym powodzeniem u płci przeciwnej i szerokim uznaniem wśród jej przedstawicieli. Należy nakłonić do radosnego, nieskrępowanego seksu jak najwięcej osób, a potem każdą z nich poprosić o wysłanie pisemnej opinii o jej przeżyciach do organizatorów konkursu. Im większą wykażesz popularność, im więcej dostaniesz pochwał za (cytuję): „łatwość nawiązywania kontaktów, komunikatywność, bezpośredniość, otwartość, przedsiębiorczość, szybkość działania, umiejętność dokonywania zmian, dobrych wyborów i odnajdywania się w nowych sytuacjach, atrakcyjność dla osób przeciwnej płci, kulturę seksu i wyrobienie artystyczne w tej dziedzinie”... Można zdobywać punkty za wiele cech i dokonań. - Wiem. Ja też dostałem tego mejla – przyznał się wreszcie. - Tak? A dlaczego nie powiedziałeś? Bożydar, a może ty po to właśnie rozwiodłeś się ze mną? Żeby zgarnąć nagrodę, a nie dla postępu? - Nie powiedziałem, bo wiedziałem, że tak pomyślisz. - I pomyślałam. - I słusznie. Trzeba tu zauważyć, że Pimpowie byli na ogół zgodnym małżeństwem. Bodaj nigdy się nie pokłócili. Nigdy nie poczuli takiej potrzeby. Byli sobie doskonale obojętni. Teraz także zgodnie ustalili, że po koleżeńsku każde z nich wyśle świetną opinię o drugim do organizatorów konkursu. I dotrzymali słowa. Od dnia wniesienia sprawy rozwodowej do sądu Bożydar szalał. Kupował wciąż nowe ubrania w ekskluzywnych galeriach mody, bywał w studiu urody i młodości, zapisał się do Szkoły Szarmancji i Konwersacji Towarzyskiej. Rzucał uwodzicielskie spojrzenia kobietom w sklepie, na poczcie, w kościele, na ulicy. Przynajmniej raz w tygodniu umawiał się z którąś z nich na randkę. Na ogół nie napotykał oporu w sferze seksu, a to głównie z tej przyczyny, że panie też w większości były uczestniczkami konkursu . Poza tym był naprawdę coraz bardziej atrakcyjny i na topie. Tylko w pracy dyrektor Pimpa był nieprzystępny i kamiennie poważny, mimo że młodziutka sekretarka od dawna bardzo mu się podobała. No, ale rzucając uwodzicielskie spojrzenia kobietom w pracy, mógłby się narazić na oskarżenie o molestowanie seksualne. Nie przeszkadzało mu to w zdobywaniu coraz większej ilości punktów za wszelkie cenione w konkursie cechy i sprawności. Z satysfakcją codziennie przeglądał w Internecie tabelę konkursową, w której plasował się coraz wyżej. Po kilku miesiącach był już w pierwszej dziesiątce. To mu zresztą dodawało popularności wśród kobiet, działało na zasadzie samonapędzającej się machiny. Interesowały się nim coraz bardziej atrakcyjne przedstawicielki płci pięknej, takie, za których przychylne opinie otrzymywało się najwięcej punktów: dziewczyny znacznie od niego młodsze, damy z wyższych sfer, szczęśliwe mężatki, najbogatsze kobiety Fajflandii, laureatki rozlicznych konkursów piękności, modelki, aktorki, sekretarki – sam kwiat kobiecej atrakcyjności, seksapilu i piękna. Bożydar bawił się doskonale i był bardzo szczęśliwy, mimo że nigdy dotąd nie prowadził tak aktywnego i wyczerpującego życia. Rankami w godzinach lanczu wpadał do fryzjera lub do kosmetyczki, albo do krawca. Po obiedzie biegł w podskokach do Szkoły Szarmancji i Konwersacji. Wieczorami po pracy Fajflandia tętniła życiem, radością i pięknem. Odnowieni, zadbani, super modni ludzie po operacjach plastycznych i liftingach, eleganccy, szarmanccy i wspaniale odziani, wypełniali kawiarnie, restauracje, kina, teatry, sale koncertowe i cyrki. Nigdy społeczeństwo tego kraju nie było tak odmłodzone, seksowne, aktywne, rozradowane i przedsiębiorcze. Konkurs trwał zgodnie z regulaminem przez całą wiosnę i lato. Zakończył się wraz z nadejściem października. Wyniki ogłoszono w Internecie i wielu innych mediach na początku smutnego już, deszczowego listopada; związana z tym uroczystość na chwilę ożywiła jesień i przywróciła pamięć tego wspaniałego, niezapomnianego lata. Wyłonienie laureatów obu płci nie było trudne, gdyż punkty liczono na bieżąco przez cały czas trwania konkursu. Oczywiście wygrał dyrektor Bożydar Pimpa. Jakże mogłoby być inaczej! Wygrywał zawsze i we wszystkim, wygrywanie i zagarnianie całej puli dla siebie było zawsze najważniejszym celem jego życia. Angelika Pimpa – również bardzo nowoczesna, postępowa i atrakcyjna kobieta – dostała trzecią nagrodę, czyli dwumiesięczne wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu na Lazurowym Wybrzeżu. To i tak nieźle, biorąc pod uwagę, że był to ogólnofajflandzki konkurs i prawie całe społeczeństwo brało w nim udział. Pierwsze miejsce w kategorii kobiet otrzymała sekretarka dyrektora Pimpy, a drugie – znana w stolicy wróżka, obsługująca całą elitę naukową i artystyczną, a zdaje się także i polityczną. Wręczenie kart pobytu w nagrodowych hotelach odbyło się w stolicy w ogromnym splendorze, z występami artystów, wśród wiwatów, gratulacji od wysoko postawionych gości, z przemówieniami organizatorów i fundatorów (byli to dyrektorzy fabryk luksusowych kosmetyków, odzieży i obuwia, projektanci mody, właściciele klinik odnowy biologicznej i liftingu, znani chirurdzy plastyczni, posiadacze restauracji, kawiarni, placówek kulturalnych i rozrywkowych, słynni przedstawiciele szołbiznesu). Uroczystość pokazywały i opisywały wszystkie media. Prezydent kraju obiecał, że jeśli zostanie wybrany na następną kadencję, to postara się, aby taki konkurs przeprowadzano odtąd corocznie. Bożydar wrócił do domu upojony szczęściem, dumą i najdroższym szampanem francuskim. Rozmyślał o tym, jak głupi i zakuci są ludzie, którzy uparcie, wręcz maniakalnie trzymają się instytucji małżeństwa, którzy całe życie spędzają u boku jednego partnera czy partnerki. Nie mógł się nadziwić, jak można być tak mało przedsiębiorczym, tak leniwym, prowadzić tak monotonne życie, popaść w taki marazm. Pomyślał, że to nie tylko zacofanie, nie tylko zabobonna wiara w „miłość”, ale że to pewnie nawet rodzaj jakiejś ociężałości umysłowej, kompletny brak woli, niezdolność do jakichkolwiek innowacji i korzystnych zmian w życiu. Na szczęście takich nieudaczników jest już w Fajflandii zdecydowana mniejszość. Tylko pojawiły się pewne kłopoty, bo nie wiadomo, dlaczego wraz z tą radosną kulturą konkurencji, posiadania, konsumpcji i kultu zewnętrznego piękna, zaczęła gwałtownie narastać przestępczość, frustracja, znudzenie, poczucie bezsensowności, depresje, samobójstwa, morderstwa… Ale w końcu od tego są psychiatrzy i policja – im też trzeba dać możliwość zarobienia.
-
Wszędzie bywają ojcowie, którzy biją od wschodu. Ciekawe sformułowania. Ale nie wiem, do czego Autor zmierza? Bo jeśli do tego, żeby pokazać prymitywizm i zbydlęcenie wsi, to wszakże nie mniejsze zbydlęcenie jest w miastach. A jeżeli chodziło o jakąś konkretną, żywą osobę, to za mało jest ona zindywidualizowana. Poza tym... Wiele jest takich historii, więc jednak uważam, że przydałoby się tutaj coś bardziej uniwersalnego, ogólnego, coś, co mówi zarówno o miastach, jak i o wsiach (bez wyszczególniania), i co pokazuje przemoc w rodzinach nie tylko ze strony ojców i nie tylko wobec córek. Pozdrawiam serdecznie. Oxy.
-
Makarze, niestety nie jestem mieszkanką Gdyni. Ale bardzo lubię Trójmiasto. Poza tym jestem rogata i nieokrzesana, dlatego pasuje do mnie imię Oxyvia, co po staroskandynawsku oznacza - jak pewnie wiesz - "rogaty łeb wołu". Tak Skandynawowie nazwali ten wysoki półwysep, o który kiedyś rozbijało się wiele statków. Bardzo Ci dziękuję za słowa uznania. Miło mi, ale do Olimpu to mi bardzo daleko. :-) Pozdrawiam serdecznie. Oxy.
-
Ładne. Takie trochę z czarcim uśmieszkiem. ;-)
-
Łał, szkoda... :-( :-))))))))))))))) Oczywiście to wygłupy, tak jak bycie wiedźmą Oxyvią czy Słodką partnerką de Wstrentnego. ;-D Natomiast prawdą jest, że podsunęłaś mi pomysł na tekst, który powyżej wkleiłam. Dzięki! PS. A co to są "preferencje poetyckie"? :-)
-
Pewnie, że nie jest źle - i nikt tak nie twierdził!
-
Retro to nie to samo, co styl dokładnie z ubiegłych wieków. Retro ma w sobie elementy z tamtych epok, ale ma też coś nowego, zawsze. W stylu retro widać, że to jest teraźniejsze, współczesne, a tylko trochę stylizowane na dawny styl.
-
Ha ha ha! To jest kapitalne!!!
-
Wydaje mi się, że czujemy go podobnie. :-) Ja również pozdrawiam. Autorkę także i życzę sukcesów.
-
Magdo, jesteś także moim natchnieniem, choć nie jestem pewna, czy w tym kraju każdemu się to może podobać... Ale ja Ci jestem wdzięczna. :-) Mowa pożegnalna upadłego anioła - Nie będę więcej aniołem! – wrzasnął Asmodeusz, zrzucając skrzydła – Mam dość bycia serafinem! Nie będę już nigdy wyśpiewywał tych bzdurnych, janielskich pień ku czci Pana! Wiem, że pragniesz być jedyny, że nakazujesz miłować i czcić siebie jednego pod groźbą aresztowania i wiecznych tortur piekielnych. No trudno – muszę Cię skrzywdzić i opuścić. Niewierny jestem. Nie chcę więcej Twojej opieki. Nie chcę kijka ani marchewki. Nie chcę taplać się w Twojej chwale. Nie chcę być Twoim przybocznym, ministrem, wybrańcem. Nie chcę! – tupnął ze złością w chmurkę kozimi kopytami, co trochę go zbiło z tropu, bo wcześniej takich raciczek nie miał. Ale szybko wrócił do przerwanego wątku: - Nawet ludzie już nie wierzą w te banialuki, że w siedem dni stworzyłeś świat dobry i harmonijny, za który winniśmy Ci wdzięczność i bezkrytyczne posłuszeństwo! Prawie nikt już nie wierzy, że jeśli będzie grzeczny (według Twojego grzeczeństwa), to dostanie w nagrodę Niebo, a w nim mieszkanie. Od tysięcy lat obiecuje się ludziom te mieszkania! Dość! – tu serafin zaczął się czernić ze złości, począwszy od stóp aż do głów (trzech, jak się za chwilę okaże) – I nie wmawiaj nam, że w Twoim królestwie jest lepiej niż w każdym innym kraju! To dlaczego ludzie tak się bronią przed emigrowaniem do nas? Hę? Dlaczego wpadają w takie paniczne, horrendalne przerażenie, kiedy dostaną wiadomość, że ich zapraszasz? Koniec z tymi kłamstwami o Raju! – tu Asmodeuszowi począł rosnąć wężowy ogon w miejscu, gdzie inni serafini mają zaledwie kość ogonową (taki zalążek, który jednak zawsze jest zagrożeniem, że z anioła zrobi się diabeł – i dlatego właśnie wszelkie nieba ciągle trzeba kontrolować). – Ha! – kontynuował zbuntowany anioł – i dlatego ciągle każesz nam kontrolować ludzi! Każdemu przydzielasz anioła stróża! I wmawiasz tym biednym maluczkim, że to dla ich ochrony, dla bezpieczeństwa kraju, tego niebieskiego kór…królestwa! Ha ha! – zamachał groźnie chorągwią przeciwniebną, która wyrosła nagle w jego ręce jak kaktus – Skoro tak, to dlaczego ciągle grasuje Masowa Śmierć w kataklizmach, epidemiach, wypadkach komunikacyjnych i wojnach? Dlaczego także pojedynczy ludzie ciągle nie mają szczęścia i nie zdążają w swoim czasie dać światu pełnych siebie? Dlaczego tyle dobrych chęci, mądrości i talentów przemija bez śladu lub wcale się nie rozwija? I dlaczego, do cholery, zabraniasz ludziom niemal wszystkich rozrywek seksualnych? O, szczególnie to jest potworne w Twoim prawodawstwie! – tu Asmodeusz aż się zassał z wrażenia, a gardło zaczęło go dziwnie piec. Dopiero po chwili ze świstem wciągnął oddech i odzyskał mowę: - Powiadasz, że giną bez śladu ci, którzy nie głoszą wiary w Ciebie. A ci, którzy wykrzykują peany na Twą cześć, będą zbawieni i dostąpią jakiejś łaski, na przykład sławy i wieczności. Reszta przepadnie na wieki. Toż to terror! I jeszcze ten Twój Sąd Ostateczny bez możliwości odwołania… Totalitaryzm w czystej postaci! – w tym momencie Asmodeusz chwycił się za czoło, bo nagły ból na chwilę zmącił czystą radość jego buntu; poczuł tedy, że po obu stronach głowy rosną mu jeszcze dwa mądre łby: barani i byczy. Oba uzbrojone w obronno-zaczepne rogi. Pierwszy szepnął bezgłośnie: Jam jest ten, który będzie zawsze uprzedzał cię o nadchodzącym niebezpieczeństwie i konieczności ucieczki; drugi zaś równocześnie: Jam ten jest, który zawsze będzie uprzedzał Cię o wrogich okolicznościach i namawiał do obronnej walki. Niewiele z tego zrozumiawszy Asmodeusz stuknął się w ludzki łeb i zawołał: - Spadam stąd! Po czym, ziejąc niespodziewanym ogniem (pewnie z powodu burzy hormonalnej, co jest zwykłe w wieku buntu i naporu), dosiadł wspaniałego, rasowego smoka z silnikiem odrzutowym w podogoniu i zaraz lepiej się poczuł. - Wiem, Panie, że wyślesz za mną pościg. – uśmiechnął się z samozadowoleniem - Będziesz wściekły, gdy dowiesz się, że mam inne niż Ty zdanie. Że myślę. Znienawidzisz mnie, kiedy moje słowa dotrą do ciebie, spisane na bibule drugiego obiegu. Schodzę więc do podziemia, a tam zbuduję moje królestwo. Słyszysz?! – huknął groźnie w chmurną podłogę Niebiesiech włócznią, która nie wiadomo skąd wpadła mu w rękę (tą wolną, bez chorągwi) – Lepiej nie wysyłaj tam tych swoich niebieskich milicjantów! – darł się – Bo jeszcze przejdą na moją stronę! A na razie zabieram ze sobą wszystkich tych, których nie lubisz, Panie, a którzy lubią bunt, przekorę, cygańskie życie, rozrywki, seks, muzykę, teatr, błazenadę, radość, wolność, równość, braterstwo… W tym momencie upadły serafin urwał i począł wiać ostro w dół na swym kosmicznym smoku, zauważywszy, że zza rogu niebiańskich kulis wyfrunęły na scenę zastępy Spec-Niebu i poczęły się zbliżać do niego z przyspieszeniem nieziemskim. Ale szybciej od niebieskich zastępów podążyły za świeżo upieczonym demonem hordy zdziczałych diabłów, spadających na gwiazdach aniołów i nieujarzmionych ludzi: wszelkiego rodzaju buntowników, wichrzycieli, pogan, liberałów, hipisów, uchodźców politycznych, homoseksualistów, masonów, heretyków, filozofów, wolnomularzy, antykomunistów, hazardzistów, rewolucjonistów, prostytutków, powstańców, wyrzutków i naukowców. A na czele tej menażerii, tuż za samym Asmodeuszem, pędzili z szybkością muzyki odrzutowej jacyś nieuczesani artyści. (Nawiasem: to nie jest bunt przeciw Niebu, o którym nikt nic wiedzieć nie może, ale przeciwko wszelkim instytucjom przymusu i organom totalitaryzmu). Pozdrawiam serdecznie! Wiedźma Oxy. ;-)
-
Tutaj też - jak u Jacka - nie będę powtarzać komenta z JL, ale postawię plusik. :-)
-
zaplątany w miło-słowie
Oxyvia odpowiedział(a) na JacekSojan utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie będę powtarzać komentarza z innego forum, ale przyszłam postawić plusik. :-) -
No to masz szczęście. :-)
-
Graficzne rozwiązywanie ciągu geometrycznego
Oxyvia odpowiedział(a) na Vanaheim utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Podoba mi się. Życie i miłość to takie "działanie bez rozwiązania". Z jednej strony to tragiczne, ale z drugiej - gdyby wszystko miało jasną i klarowną odpowiedź, i gdyby wszystkie pragnienia się spełniały - to jaką to życie miałoby wartość? -
Ładny, liryczny, melodyjny, rymowany, śpiewny. Lubię takie, to w moim ulubionym stylu. A o poprawienie tytułu można apelować do Angella. Czasami się zgadza. :-)
-
Masz rację - nie ma co zawracać sobie głowy sprawami zwykłych ludzi :))) Pozdrawiam. O! To właśnie miałam na myśli! :-D
-
Myślę, że takie forum jak to służy właśnie doskonaleniu warsztatu. Ja tutaj wiele się nauczyłam. Jeśli chodzi o poetów, wszyscy są samoukami, bo nie ma szkół poetyckich. Uczymy się warsztatu jedni od drugich. Dlatego dla mnie wszelkie uwagi i rady innych piszących osób są bardzo cenne. Nawet, jeśli się z nimi nie zgadzam - cudze spojrzenie zawsze otwiera przede mną jakiś nowy horyzont, a przynajmniej nowy odcień mojego własnego wiersza - nowy odcień samoświadomości.
-
-łamanie pierwszego Prawa Natury - Panie wybierają Panów, co należy tłumaczyć: z dostępnego zbioru Pań, wybieramy te, które nas wybrały - kończy się pisaniem takich wierszy, ale kolega nie jest pierwszy. :) zapamiętać, zapamiętać: Panie wybierają Panów, Panie wybierają... -i tak dostał (peel, ma się rozumieć), że na humoreskę nie ma siły a na, cytuję: i nie głaszcz jak psa ale ostro zaspakajaj instynkty zwierzęce.:)) dprawdy, doprawdy - ma siłę? -ten peel, paradosalny jest! ale tak kończy się łamnie Praw Natury. :)) Wszystkich ten Peel bawi i rozśmiesza, tylko nie Autora. ;-D Ja tam współczuję Autorowi, że nie potrafi się śmiać. Peelowi zupełnie nie. Taka mimoza z ostrymi instynktami, rozczulająca się nad sobą i mająca pretensje do wszystkich kobiet o swoje niepowodzenie w miłości - takie sadystyczno-masochistyczne zwierzę - nie budzi mojej sympatii ani nawet litości. Tylko rozbawienie.
-
Nie Ty, oczywiście, ale Peel jest przeciw kobietom i krzyczy o tym wprost - nie da się zaprzeczyć! Skoro zgadzasz się z tym, ze potrzebny tu humor, to zrób z tego wiersza humoreskę, bo - dalibóg - ten zezwierzęcony Peel aż się o to prosi! Pozdrawiam serdecznie. :-)
-
Bardzo Cię przepraszam za pomyłkę. To z powodu pewnego wydarzenia: kiedyś byłam w komisji sprawdzającej prace pisemne z przedmiotów humanistycznych na sprawdzianie kończącym gimnazjum; kilka dni żmudnej i nudnej pracy po 10-12 godzin codziennie. Nauczycieli w takich warunkach łapie głupawka ze znużenia. Co jakiś czas czytamy głośno śmieszne fragmenty wypracowań i pokładamy się ze śmiechu - inaczej nie dotrwalibyśmy do końca. W pewnym momencie ktoś przeczytał takie zdanie: "Alina w malinach była lepsza niż Balladyna". Podniósł się taki ryk, że inne sale przybiegły z ciekawości, a dyrektorka pewnego gimnazjum musiała wyjść, żeby ochłonąć, ale przez łzy nie widziała futryny drzwi i wpadła na nią. ;-DDD A co do wiersza. Owszem, jest pewna dwuznaczność, ale niewielka. Jest wyraźny, oczywisty obrazek, zupełnie dosłowny: Peelka jest pokłócona z kimś bliskim, ktoś ma do niej pretensje, ciąży jej sumienie, a więc nie czuje się całkiem w porządku, ale chce się pogodzić - mówi (lub raczej myśli), że na miłość nigdy nie jest za późno. Dwuznaczność (niewielka) jest tylko w kwestiach: czy Peelka rzeczywiście wróciła do domu i grzeje ręce przy kaloryferze, bo naprawdę przemokła, a przeciąg faktycznie wieje "po kościach" - czy to wszystko są wyłącznie metafory, tworzące nastrój chłodu emocjonalnego po kłótni? (ale w żadnym razie nie alegorie - nie ma tam żadnej alegorii!); czy jesień jest rzeczywiście tłem wydarzenia, czy też to wyłącznie metafora schyłku miłości? Owszem, te sprawy są dwuznaczne, ale nie ma to znaczenia dla zasadniczej treści wiersza, jaką jest nastrój Peelki po kłótni. Można sobie interpretować, że przemoknięcie i zmarznięcie Peelki jest rzeczywiste (obok wychłodzenia emocjonalnego), a można uznać, że nie. I to jest całe "pole dowolności interpretacji" dla czytelnika. Zresztą ja nie twierdzę, że wiersz jest zły. Nie. Jest nastrojowy, owszem. Tylko może lepiej byłoby, gdyby nie był aż tak oczywisty w wymowie. Z drugiej strony, szczerze mówiąc, wolę wiersze oczywiste (byle przynajmniej nastrojowe), niż takie, których w ogóle nie da się zrozumieć z powodu pogoni za oryginalnością i modą. Pozdrawiam serdecznie zarówno Autorkę wiersza, jak Alinę Namalinach. Oxy.
-
Zgadza się. Dlatego tak lubię to forum i rozmowy o wierszach. Dlatego też zapytałam Alinę Wmalinach, jaką tu widzi metaforę - i z niecierpliwością czekam na jej odpowiedź.
-
Jest nawet lepiej niż myślałam: teraz "odszuka" może tyczyć się zarówno intuicji, jak i nieznanej jeszcze wybranki. Jedno nie wyklucza drugiego, a nawet pogłębia je o wieloznaczność. Coraz bardziej mi się podoba.
-
Zawsze można "niechcący popełnić plagiat". Od razu, kiedy pierwszy raz tu zajrzałam, przypomniała mi się parodiowana już wielokrotnie przez kabarety piosenka: "Nie wierz nigdy kobiecie - dobrą radę ci dam; nic gorszego na świecie nie przytrafia się nam!" ;-DDD I naprawdę taka treść znacznie lepsza jest w formie kabaretowej, niż w wykonaniu "na serio", które po prostu jest nie do przyjęcia. Pozdrawiam. :-)
-
Może być bez "miłość" - wtedy "intuicja (...) odszuka". I tak będzie chyba lepiej. Dobry wiersz - o samotności i nic-nie-znaczeniu (ogólnodostępnej chorobie cywilizacyjnej), ale z nadzieją. Dobry i treściowo, i warsztatowo.