Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

ula

Użytkownicy
  • Postów

    1 162
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez ula

  1. zgiełk tłuczonego szkła gdzieś kipiały solniczki i piekące łzy zamoczyły lont nie wybuchnie wielka miłość
  2. te, ostatnio coś wybredna jestem, a to mi się chyba podoba! (chociaz nie całkiem przypadły mi do gustu te fosforyzujące ostrza, bo nie wiem dlaczego akurat ostrza??)
  3. spodobał mi sie początek i myślałam że ciąg dalszy będzie równie ciekawy i koniec końców dojdę do jakiejś powalającej puenty, a tu fiku miku i w ostateczności jakoś nie poczułam, by Twój wiersz mnie poruszył... :-?
  4. dotyk wystarczy dreszczem posypią się ciarki między udami
  5. "żeby każdy sam zachował równowage i nie czytał nickiem, a wierszem" "najlepszym sposobem na zachowanie równowagi jest skomentowanie (jeśli ktoś już komentuje), np. pierwszej strony wierszy w jakimś dziale, z tym że wcześniej zasłonić sobie autora." ja się z tym zgadzać bardzo bardzo, pozdrawiam i całuski dla każdego, kto chce
  6. ula

    wanienka

    ja bąbelki wolę od pianki- tą ubić mogą moje koleżanki, które zaproszę na bathing party- będą tam śmiechy i sprośne żarty;-)
  7. pustynny park dookoła żwir i liście pod stopami wije się zapomniana alejka łącząca ławki z kochankami będą się biły motyle skrzydełkami brzuch łaskocząc aż utoniecie w swoich oczach potem odfruną gdzieś czarną nocą
  8. ula

    wanienka

    a co powiecie na jacuzzi wielkie? ono pomieści rozmiary wszelkie! wejdą żony i kochanki- dla każdego starczy pianki!!!
  9. coż jednak z tego-format dup zawadzał bo się z wymiarem obrazów nie zgadzał trzeba by wielkie zamawiać płótna -wielka wybuchła wśród (p)osłów kłótnia a i malarze trzy grosze dodali: "Samych pup nie będziemy malowali! Bo w tym cały tkwi sekret i tajemnica żeby umieć pokazać kobiece lica"
  10. tumany atomowego pyłu wdzierające się w nozdrza i bezpłynne oczy jaśniejące bielmem z jutrem w żółtej plamce zagnieżdżonym spowite wieczorną mgłą drgają w powietrzu ostatnie lepkie pocałunki i stygną słowa na wietrze hulającym po peronie z chusteczką w suchej dłoni
  11. coś w tym chyba jest, ale do mnie nie przemawia :-/ pozdrawiam deszczowo
  12. zdrowa na umyśle i w pełni sił witalnych zgadzam się z Luthien_Alcarin. pozdrawiam- Little Spark Ula :-)
  13. a o to chodzi! :-) właściwie to taki mały, charakterystyczny dla moich wierszy chwycik- czytasz, jak chcesz! (np. pocztówek kilka lub kilka słabych zdjęć poczerniałych, a potem albo poczerniałych powiew lat albolat furkoczących na wietrze albo jeszcze furkoczących na wietrze słów.......... itakdalej itakdalej może to się wydawać skomplikowane, ale w ten właśnie sposób mogę ukryć w swojej poezji gratisową ilość uczuć i znaczeń (chyba się za dużo naczytałam książek o ufo i takich innych hehe);-D
  14. Pierwszy raz spotkałeś ją na koloniach w Krzeczkowie. Grzebała stopą w błotno- wodnym grajdołku pozwalając letniej bryzie czochrać popielate, ostrzyżone po męsku włosy i strony książki o motylach leżącej tuż za nią, na słomianej macie ze „1001 drobiazgów”. Pod bikini w stylu retro skrzypiały drobinki piasku. Nie była pięknością. Widziałeś jej kościste łokcie. Piegi. Ale to właśnie na nią zwróciłeś uwagę. Choć plaża pełna była dziewcząt różnorakiej maści. Jak zahipnotyzowany śledziłeś każdy jej ruch, każde, nawet najsubtelniejsze drgnięcie ciała, gdy obok, chlapiąc na wszystkie strony świata, przebiegała czereda kilkuletnich obywateli środkowej Europy. Kiedy wreszcie wstała i powoli dotarła na ostatnią, spróchniałą deskę pomostu, czym prędzej postanowiłeś wziąć sprawy w swoje ręce. Zepchnąłeś ją prosto do wody. Czy potrafiła pływać? Na szczęście. Tak rozpoczęła się wasza znajomość. Cztery lata później zderzyliście się czołowo w autobusie. Bolało. Ale nie aż tak, kiedy dwa miesiące później z tobą zerwała. Dla innego. Schowałeś resztki dumy w kieszeń, pomasowałeś co trzeba i udałeś się w świat przyrzekając w duchu, że już przenigdy nie zakochasz się od pierwszego wejrzenia. Trzeba było jednak to sobie gdzieś zapisać... Strzała Amora trafiła cię w kolejce po mięso w szalonych latach osiemdziesiątych. Tuż przed tobą stała ona. Spod chustki w bordowe grochy, którą omotała głowę przed listopadowym wietrzyskiem, wymykały się ciemnobrązowe, kędzierzawe kosmyki. Ktoś z tyłu cię popchnął. Przypadkowo oskrobałeś jej prawą marchewkę. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się, by uraczyć twoją osobę kilkoma słowami, jednak jej różowe usta zastygły półotwarte, a słowa- korzystając z okazji- natychmiast gdzieś odfrunęły, wyparowały. Fakt, byłeś wtedy naprawdę przystojny. Kiedyś, potem- a był to początek czerwca, słoneczny dzień- podczas mszy świętej, w której uczestniczyłeś stojąc na dworze, ponieważ w małym, drewnianym kościółku z XIV w. nie było już miejsca, zauważyłeś ją, gdy chwiejnym krokiem opuszczała Boży Dom. Zanim wyłączyła alarm w samochodzie, zanim dotarła do bramy wyjściowej, upadła. Prosto w twoje ramiona. Omdlona była filigranową kobietką, dlatego też łatwo było ją przenieść w bardziej ustronne miejsce, z dala od gapiów i rozpocząć reanimację. Podczas gdy miejscowy lekarz-, nomen omen uczestnik owej mszy- sprawdzał tętno, gładziłeś ją po policzku; Miała nieziemsko gładką skórę. Potem też często mdlała. Również w twoich ramionach. Kiedy całowałeś jej szyję, kiedy oboje smakowaliście rozkoszy, jako małżonkowie. Po jakimś nieokreślonym czasie kobietę zabił rak piersi i uwięziła bukowa trumna. Bukowa, bo właśnie pod bukiem przyjęła twoje oświadczyny. Ale to było tak dawno... Mimo, że kobieta umarła, ona wciąż żyła. Po raz ostatni natknąłeś się na nią w parkowej alei, niedaleko domu starców, w którym codziennie piłeś herbatę bez cukru i kładłeś się do szalenie niewygodnego, choć podobno dostosowanego kształtem do kręgosłupa łóżka. Spacerowała w towarzystwie swojej wnuczki oraz niezastąpionej, orzechowej laski. Poczęstowałeś wnusię cukiereczkiem- raczkiem mając nadzieję, że w razie czego stanie po twojej stronie. Ale właściwie nie trzeba było uciekać się do żadnych, niecnych sztuczek. Bo oboje wiedzieliście, że to jest to. I nic innego. Tylko jak to się stało, że nagle zniknął po was ślad? W domu starców krążą plotki, legendy. Jedni mówią, że resztę swoich dni postanowiliście spędzić na Majorce, pod palmami. Drudzy, iż utopiliście się w rzece płynącej przez park, w pobliżu której od czasu do czasu urządzaliście integracyjne pikniki z konfiturami. Niektórzy natomiast twierdzą- i nikt nie jest w stanie zmienić ich zdania na ten właśnie temat- jakoby zakochani ot tak, po prostu obrócili się w żwir parkowej alejki. Jedno jednakże jest pewne. To właśnie była miłość; To właśnie była ona. W warsztacie i na forum P nie doczekałam się komentarzy, a zależy mi na opiniach dotyczących powyższego tekstu- może tu się nade mną ktoś zlituje?.. Proszę brać pod uwagę, iż osobiście nie zaliczam się jeszcze do zacnego grona pisarzy zaawansowanych:-)))
  15. przedtem była perspektywa kolorowe szczyty bez chorągiewek łaskotanych przez cudze źrenice zakamarków imitacji szczęścia klaskali wszyscy przyjaciele i ten jeden prawdziwy przewracał gałkami na boki siejąc rzęsami zwątpienie
  16. co do ostatniej uwagi, z ta kroplą chwil i w ogóle- tak własnie miało być. z kolei nie rozumiem o co chodzi z tym "kilka" i "lat"? wytlumacz, proszę- mój mózg zalany przez deszczowe kropelki:-P
  17. i drewno i stare skarpetki- od potu każdy jest lepki! pot spływa mój dobry kolego czas więc budować Arkę Noego! ;-D
  18. odcisk stopy na nadmorskim piasku i zbutwiały pośród skał patyczek każdą chwilę mrugnięciem uwiecznijmy zlepek wspomnień- ot i całe nasze życie zasypie nas zaleje pocztówek kilka słabych zdjęć poczerniałych powiew lat furkoczących na wietrze słów szczypta dni i krople chwil zasypie nas zaleje
  19. ula

    nie dla wegetarian

    Nijaki Pedro z Barcelony wyrabiał przepyszne salcesony niestety żadnego nie sprzedał czekała go więc sama bieda zaczął produkować balerony
  20. polegli staną na nogach z nadzieją matką wierzących odfrunie dusza zmęczona do ciepłych krajów podniebnych dalekie są drogi wszędzie brak znaków i ślepe uliczki prowadzą przez życie zakręty a jedna jest droga na skróty wracam po tygodniowej przerwie spędzonej nad morzem- było wspaniale;-P
  21. ula

    Jarocin 2006

    dla mnie za daleko, ja tuż pod Jarocinem :-(
  22. wije się żyła złotego czasu haftując dłonie zmarszczkami i oczy pokrywa bielmem zasłaniającym światlo eksplozji szarości poniedziałków nożyce losu odcinają kupony nici z życia plączą sie w zeznaniach nie ma już tych najważniejszych kruszy się więc powoli z odwodnienia porcelanowy policzek i wykastrują las i sosnę staruszkę bezigielną zarośnie szybkopnący kurz ostatnie twoje słowa
  23. hmm... masz rację, wymyślę jakiś metaforyczny zamiennik :-)
  24. spulchniasz murawę wściekle pieniącą się śliną spoiwem łaciny kuchennej języka ojczystego
×
×
  • Dodaj nową pozycję...