Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Florian Konrad

Użytkownicy
  • Postów

    324
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Florian Konrad

  1. kojarzysz bohatera wierszy, poematów? musisz. chodzi o everymana, z którym cię na siłę zapoznano w szkole. czasem zwie się Jezus, parę razy nazywał się Cogito. najczęściej jednak nie ma personaliów ani twarzy. tak, dokładnie! o tego masochistę idzie! baby go rzucają, mężczyźni, to znowuż on okazuje się być tym, który zrywa, albo/ i zdradza, kaja się i cierpi (nie)zawinione katusze, bo dzieci nie chcą go znać, ukochany pies zdechł lub zaraz to zrobi, samochód się spalił, a siostra napiła kwasu. do tego nałożyska u gościa – w pełni rozkwitu. fizycznie chłostany, wiecznie umierający z głodu i rozszarpywany mentalnie, gryziony z charkotem przez problemy, przewraca się, ale dźwiga, idzie dalej, w głębsze niepokoje. szuka traum, jakby to były trufle albo poziomki. czemu o nim wspominam? bo właśnie tworzę kopię. z tym, że mój ludzio będzie bardziej skolażowany. raz: nie odchodzącym od gadającego obrazu kompletnym konserwatyranem, raz: fantastą opowiadającym z podniosłą nostalgią, jak podczas wojny jego rannego ojca opatrzył i wydźwigał na noszach z pola bitwy sam niedźwiedź Wojtek. skoligacę go z sobą, choć to chyba nie najlepszy pomysł, potem – nadam parę popaprańczych cech. to on zadzwoni z reklamacją do firmy oferującej ludzkie piniaty na kinderbale, że "kogoście, kuźwa, przysłali?! związany facet w kostiumie okazał się być z łapanki! płakał i wrzeszczał wniebogłosy, że został porwany z przystanku, chce do domu i prosi, by go nie bić". czasami będzie jak Rambo. częściej: jak rambutan. tylko niejadalny i mniej włochaty. zawrę w nim całe piękno odwrotności, pobawię się dzień-dwa. potem wywrócę na trzecią stronę. listkami na wierzch, żwirem do środka.
  2. @iwonaroma Bardzo...
  3. gdy w sercu zaczyna mi chrobotać nadmierny i śmierdząco obciachowy sentymentalizm, kiedy rozrzewniam się pod byle pretekstem, mentalnie zakładam bamboszki i, wziąwszy druty i włóczkę, sadowię się w bujanym fotelu – przychodzi opamiętanie, świta jedna z myśli: WWMMD? WWJND? WWND? What Woud Marilyn Manson Do? What Would Jon Nödtveidt Do? What Would Nergal Do? wtedy śmieje się ze mnie własne, bezczelne ryło, przechodzi chęć, by zatrzymać tę firanuś, serwetuś, czy inne dziadostwo. do pieca, podrzeć, połamać szczeble klatki malowane w ludowe róże i gerbery! i - na chama, w skórzanej kurtce i promilami w mięchu! podeszwami po pamiątkach z pielgrzymek, na które jeździła matka, w ogóle: po pamiątkach! tratować wspomnienia, a na gruzach pisać ikonę przedstawiającą byłego prezydenta schlanego na mównicy! WWGGAD? What would GG Allin Do? a co Sid Vicious? ich też brałaby melancholia, mieliby opory przed wyrzuceniem przedmiotów, które należały do zmarłych członków ich rodzin? taa, jasne. ...a powietrzny koszyczek się plecie, taki na święconkę, niewidzialne obrazki z Jezuskami odrastają na ścianach. kulę się, niemal czuję na skórze, jak pada deszcz pisanek i paciorków z licheńskiego różańca.
  4. składa się na nią wiele: bezeceństwa wtłukiwane przedszkolakom pudrowym młotkiem, wbijane pod skronie zbejsbolałymi rózgami nieco starszym dzieciom (razy – łagodniejsze, niż ci się wydaje, a i pręgi po nich – słodkie, aż chce się oblizywać!). jest tą kałużką energii elektrycznej, którą ciągle ścierasz ze stołu, by zrobić miejsce na talerze i parkę kielisząt z cienkiego szkła, tym, o czym aż tak bardzo nie chcesz myśleć, co do tego stopnia próbujesz wyrzucić z głowy, że aż to stwarzasz (demon o kolorach jak zameczek ze starej pocztówki materializuje się tuż obok, siedzi na brzegu kanapy szczerząc ząbki-żelkowe misie). skup się. błysk, trzask – i zamiast oczu masz wyświetlacze przezierne. czytasz nimi elementarzyk odwykowy, książkę wszystkich grzecznych maluchów. literki tańczą w kółeczku, rozpędne, szybsze, szybsze – aż w gardle ci zasycha od tej lektury. mimo to drążysz, zatapiasz się w treść.
  5. @jan_komułzykant Chodzi o dawny błąd eks prezydenta Komorowskiego? Co ta trącąca myszką sprawa ma z moim wierszem wspólnego? :))))))))
  6. jeszcze jesteś zbyt daleko. niemuskalna. więc przyciągam, mimo wszelkich niedogodności. silniej, niż pozwalają prawa logiki. i lecisz na bezczelnego z prędkością nadświetlną, równocześnie wchodząc w interakcje ze wszystkim, co możliwe: od historii najnowszej po antyk i przyszłość. przyklejają się do ciebie tabuny innych ludzi, dzieci, twoje, przysposobione, odsposobione, domy, całe i w kawałkach, wyjątkowo wulgarny cyborg Aleksiej, który tak strasznie klnie w języku Putina, cyjanotypie, zakrztuszenia się, bogobojni użytkownicy aplikacji Christinder, łożyska, tragedie i łzy szczęścia obcych osób, kiście memów, pęczki eksperymentalnych dźwięków, podpiosenki, do tego: resztki mebli, odłamki randek, krzyków, jakieś potłuczone echa. niedługo stajesz przede mną, tak różna od samej siebie. niczym jeż, kłująca igłami świerków, szczeciną z nieogolonego policzka faceta, któremu się podobałaś, ale nic z tego nie wyszło. nawet nie zdążyło się zacząć. będziesz chrzęścić, napęczniała. pogłaskam. mocno. wyliczanka zredukuje się niemal do zera.
  7. @poezja.tanczy Dziękuję serdecznie!
  8. trudne zadanie na dziś: do tego stopnia pokryć się ciasno przylegającymi do siebie obrazami, by zostać szwarccharakterem. w ogóle – wykonalne? zobaczy się, popróbuje. no, daję! ...i spełzają się ocaleńcy ze zbyt wcześnie zakończonych snów: facet, który długo PO śmierci rozstał się z żoną, podgłupiałe od używek dzieciaki, rekonwalescenci leczeni z kredytów i cynicy stawiający bańki. spekulacyjne. lezie ten, co lubi określać przedmioty jak najdziwaczniej (stetoskop – słuchawki do mięsa), tamta, której wydaje się, że co noc jest odradzana w gorszej, przyziemniejszej formie (aktorka na deskach, suflerka, szatniarz, wreszcie: tasiemiec w ciele woźnej), mężczyzna który kiedyś (oby nastąpiło to jak najpóźniej) powie: "gdy rozerwało drugi reaktor – wiedzieliśmy, że nie ma nadziei". już, już łapiemy się za rączki, tulimy się, przywieramy!
  9. @Leszczym Dziękuję!
  10. @corival Dobre :) Dzięki :)
  11. metoda do tego stopnia jest nowatorska, że jeszcze jej nie opracowano. ale spokojnie, wszystko jest bezpieczne i legalnawe, pozbawione kolców i nawet nie zawsze piecze. stosuje się ją w leczeniu wyjątkowo trudnych przypadków, gdy jest już bardzo naognione i sączące się, głowa pacjenta – tak napuchła, że przypomina dezamet norkę, inwalidzkie, mało stabilne toczydło o jednym, wyłupiastym reflektorze z przodu. zanim dojdzie do najgorszego, na całym ciele powyskakują jątrzące się samobójstwiaki i, chciał, nie chciał, trzeba będzie pogryźć się z ziemią – przeprowadza się procedurę. człowieka - przez ten specyficzny ogień. bez obaw, możesz się poddać. jedynie przypatusisz się, język ci zbrzytwieje, wypowiadane słowa będą coraz wulgarniejsze, zaczną przypominać ogniwa rozwijającego się z nicości łańcucha (jedno zaczepia się za drugie – i leeeci ciurkiem, kaskada, kanonada jadowitych określeń). stoisz teraz taka podwójna, rozgraniczona. nurkująca w stertę cieni, nurtowana wątpliwościami. zaryzykować, czy dać się zeżreć najgorszemu? ...nie da się przewidzieć wszystkich skutków ubocznych, bojuchu, poza tym – ja nie lekarz, nawet mag – gorzej, niż mierny, na dodatek czarków-maruśków, które tak zachwalam nie ma i jeszcze długo nie będzie przynajmniej tu, na powierzchni. więc: śmiało. albo nie, krok do tyłu, w tę płytszą przepaść.
  12. @Sylwester_Lasota Nie, na polu marchwi ćwikłowej :D Również pozdrawiam.
  13. zdecydowałem! wypisuję się ze Związku Kosmonautów Polskich. ty też zdaj legitymację, dobrze radzę. za późno na wszelkie odfruwy. pogoda wykorzenia się i łuszczy, przez skórę ciągnie dreszcz. zaraz może walnąć coś odśrodkowego, co przygnie do samej gleby. więc lepiej samemu się zniżyć, dobrowolnie zgarbić się, potrwać w niemym zachwycie nad naturą. choć tam, jak zwykle: zagryzanie się na żywca, gwałtowne zwarcia. przywieranka. już nie nam ta cała szklano-powietrzna strzelistość. wlepmy się, wglebmy, starajmy znaleźć hidden tracki w nozdrzach i pod powiekami. aby tańczyć do nich, może – stepować. powtarzaj do znudzenia, że jest płasko i bezpiecznie, że o, jaka ładna przyrodka. a my w porównaniu z nią – tacy szpetnawi, cali w nałogach, mający upaćkane zwoje. jeny, wiatr się zerwał, wredniucha. namiata nam liści w głowizny.
  14. wymyślam cię kompletnie swojską i nieoniryczną, pełną surowej poczciwości i czasami nie dającego się znieść pragmatyzmu. ponadto: w ludowych motywach, niczym gliniana sosjerka cała w pstrokate kwiatki. masz być w klimacie moich obrośniętych szczeciną neologizmów, którym to zdarza się przemykać za sklepem w skarpetach założonych do sandałów, ty – tycjanowłosa i roztyta, pachnąca ciepłym potem i kapuśniakiem, zawsze uśmiechnięta, czasami w piegach, wiecznie tępo, kretyńsko radosna. nie tyle "odmagiczniona", co "zniemagiczniała". ty – bez grama mistyki, oleista i karczemna, taka, od patrzenia na którą człowieka zaczynałaby brać chęć mazania ścian rybim tłuszczem, śpiewając przy tym arię o skąpanym w maśle Shreku. jedynie imię ma być w tobie dzikie, bo nie z tych stron, nieoswajalne. imię nocne, szepczące szeherezadyzmy, zamorsko-brytyjsko-czort-wie-jakie, imię osobne i tajemne, tylko twoje. imię-szkatułka, w której ukryję ci ­­lampkę oliwną z niegasnącym płomieniem. twórz się, choć nie wiem, po co.
  15. @agfka Ja nie nadążam i uważam to za piękne :D
  16. znowu wzięło mnie jakieś rozprogramowanie neurolingwistyczne. raz jestem krasnalim chadem ciężko chorym na ChaD, to znowu czuję się jak wywołaniec (ktoś krzyknął: "ej, ty tam!" – i podnoszę głowę z tłumu podobnych sobie bezkształtlic). wszystkie moje dokumenty i teksty zostają anonimizowane. twarz – do tego stopnia powszednieje, że aż można ją uznać za piaskowy portret. kogo? osoby coraz bardziej byłej, mijanej, gorzkniejącego wesołka, który jeszcze może rzucić bezczelnie: "a ja to głęboko niebię wszelkie problemy". ale ma świadomość, że już go namierzono, czają się, gotowe do skoku, diablopomrowy o wilgotnych szponach i twardych językach. złapią, przygwożdżą – i nie będzie od tego ucieczki. próbuje też dodawać sobie otuchy mrowiskami lepionych w myślach historyjek (jest własnym niechcianym słuchaczem!). "... w windzie panował tak wielki ścisk, że aż dwie panie będące w zaawansowanej ciąży, w wyniku tarcia mimowolnie zrosły się brzuchami. sprzeczają się teraz, która ma urodzić współpłód...". tańczy, piaskomordek, w takt głuszy. jednoosobowe silent disco. coraz więcej prądu.
  17. @iwonaroma Fakt: czasy, gdy spędzałem życie (sic!) na portalach z wierszami, komentowałem dziesiątki tekstów - raczej bezpowrotnie :D minęły. Jeszcze parę lat temu nie można mnie było oderwać od kompa :D @Amber Dziękuję i również pozdrawiam!
  18. wiosna się do nas przykolebała, taka z gatunku mało żywych. gdzieniegdzie pojawiają się pierwsze kwiatki opadowe, w rowach ma miejsce wesoluchne szlamienie, pomiędzy skibami ciekną smużki dyfuzyjne rosy. jest mi tak przyjemnie, że aż myślę o śmierci. uaktywnia się swoista "psychoza muzealna", jak zwykłem nazywać kompletnie absurdalne pilnowanie, aby nie zostało po mnie nic wstydliwego, żadne znoszone szmaty, zużyte chusteczki za wersalką. coś każe mi meblować własną niezaistniałą izbę pamięci, palić sprane tiszerty, wywozić na złom dziurawe wiadra, garnki z poobijaną emalią. nie chodzi o zwyczajne porządnictwo. dziwaczna siła każe myśleć o świecie, w którym mnie już nie będzie. jakbym czuł na plecach oddech przyszłych pokolenialsów, widział ich sardoniczne uśmieszki, gdy będą oglądać (choć doskonale wiem, że nie będą!) moje stare żelazko ("jak on się nie wstydził mieć w domu trzydziestoletniego rupiecia, na dodatek produkcji radzieckiej, to nic, że całkiem sprawnego!"). więc przyczepiam się wspomnianego żelazka, rozkręcam je (zawsze jakimś tam grosik wpadnie, gdy sprzeda się aluminiową stopę, lepsza złotówka w garści, niż bezrefleksyjne wywalenie całego urządzenicha do elektrośmieci). mam kilka piór, kolekcjonuję maszyny do pisania, sukcesywnie wymieniam graty na nowe, na meblościance dumnie puchną pudła pełne rękopisów (samochwalczydło!). zapełniam sobą gabloty, których nie będzie, bo nie ma prawa być. znajduję dziwaczny (bez)sens w tej jałowej zabawie. wspinam się na kosmiczną górę, zlepiam przeciwskrawki niespajalnej tkanki. coś każe mi poukładać sobie wszechrzecz, okiełznać ją. by było równiutko, jak w magazynie. aby nie ostał się po mnie obciachowy i poprzepalany fajkami kardigan, jak po Cobainie. mają być książki, najlepiej – w nadmiarze! i eleganckie krzesła jak u Iwaszkiewicza! wiem, pełno w tym masturbacyjnej wręcz potrzeby pompowania ego. i rozpacz gdzieś się poniewiera na dnie, wyziera spod podszewki. bo nie mam zamiaru zakładać rodziny. i... komu to zostanie? myszom, pająkom? im częściej nachodzi mnie gorzka refleksja o jałowości, tym większy i bardziej żartobliwy rodzi się we mnie opór. a niech... wystrój domu kompletnie nie odzwierciedla mojego charakteru! kupię sobie akordeon, by na nim nie grać! albo "naczynia gędziebne" typu kobzy, drumle, gliniane fujarki! na ściany – być może pójdą obrazy z Buddą i Thorem! do tego: plakaty nielubianych filmów. i akty, oczywiście – męskie. niech zostaną tak cudownie wprowadzeni w błąd, obducenci moich czterech kątów, fani, których nie będzie miała moja pisanina. wiosenka, panie. zadzierżysta i z trupią mordką. aż chce się usypywać słowa. jak kamyki.
  19. @Amber Dziękuję!
  20. @Stary_Kredens Dziękuję i również pozdrawiam!
  21. żal patrzeć, szmulą się tacy całymi garściami, sami straciwszy rozeznanie, gdzie i dokąd. jak raz się wyruszy na poniewieruchę – nie ma zmiłuj, trzeba dostrzępić się do końca, wydrążyć aż po najciaśniejsze zakamarki. i tak tłuką drewniejące kości, samozwańczy konsyliarze Rady Nieistniejącej, odważnikowie o sercach jak postronki i głowach niczym szkiery, którym najlepiej wychodzi gramolenie się na szalkę, by zeskakiwać cymbałami w dół, na złamanie krzyża. krąży gorzki żart o tych spariasowańcach, że mają niedorosłe dusze, więc po śmierci przyjdzie im przeczekiwać wieczność w niebiańskim powiecie dla zmarłych niemowląt i poronionych płodów (bo gdzież wpuścić takich pomiędzy poważne zbawiuchy?!). przegnać ich na czternaście i pół wiatru? dołączyć? – zastanawiam się chwileńkę, dobrze znając odpowiedź. układam plan wędrówki, żłobię linijki w powietrzu. może uda mi się przewrócić Znak, wiecie, ten wszechdrogowy zakaz wjazdu, który, gdy tylko się go minie – ożywa i bije "przestępców" swoją tarczą, natychmiast schyla się – i robi bęęęę! – prosto w głowy, czy dachy samochodów. pomocuję się z Prawem, postaram się złamać Mu kark. wiem, nie będzie łatwo, zaryzykuję więcej, niż dużo. a potem, o ile uda mi się przeżyć, usiądę w pierwszej lepszej knajpce i, aby wybić klina klinem, zamówię małą tragedię. w szkle, z palemką. na miejscu.
  22. @agfka Za SJP : sweetaśny [czytaj: słitaśny] potocznie: bardzo słodki, śliczniutki; słitaśny
  23. czasami zastanawiam się, dlaczego jestem aż tak antykaszojadowy. w końcu wiele osób powiedziałoby, że to nie jest za normalne, aby aż tak cieszyć się z pustki, znajdować perwersyjnawą radość w braku. ale zaraz włącza mi się w głowie pan logiczniak, co łagodnie i nie bez sardonicznego uśmiechu przypomina, że jestem biedny, egociarski, do tego – gówniarzowaty ponad miarę i w zasadzie nie powinno mi się dać pod opiekę nawet farelki, ani – o zgrozo – pióra, bo jeszcze pokiereszuję kogoś albo namotam jakiś paszkwil lub pożar. jednak zobaczcie, to nieco chore: jakby hipotetyczną pociechuńcię wyciągnięto z basenu, jeziora czy stawu i natychmiast przystąpiono do reanimacji albo gdyby nam się spadło ze skutera, uderzyło głowami o asfalt – miałbym nadzieję, natychmiast cicho i podświadomie zaczął się demodlić do wielkiego bezboga, by było źle. tak pragnąłbym się uwolnić od znienawidzionego rzepa. znów odzywa się w człowieku kracznica, chęć wywieszczenia jak najgorszego? nie, to czysty realizm, świadomość własnych barier. choć tak wielu twierdzi, że Tego przez wielkie T raczej nigdy (sic!) nie powinno być dość, że każdy wręcz musi żądać repety, kiedy już spadnie na niego taki skarbek – cedzę przez zęby votum separatum. wolę być własnym rozkojarzycielem i zarazem uspokajaczem, który odsącza zbędną pikanterię, uśmiechniętym ateistą w okopie, sołtysem nieistniejącej wisi Rozwalajówka. tak fajnie jest mi chromolić fakt troszeńkę wielkiej jałowości, którą wręcz uważam za zaletę. bo nie dałem sobie wkręcić potrzeby posiadania potrzeby, wmówić, że, bardziej prędzej niż później, będę samotny i pogruchotany niczym słynny wrak Douglasa C-117D na islandzkiej plaży Sólheimasandur. wyrywam się z objęć szwadronów otuleńczych zanim zostanę zaduszony, wypluwam nieprzełknięty miód z muchomorów. jeśliby ktoś chciał wgnieść, wkrzyczeć we mnie ten całkowicie obcy rodzaj głodu – tak uroczo nim wzgardzę, tak słodko popukam się w czoło. mam świadomość, że na końcu tej bajki z mchu i trocin zjawi się półgłupi mistrz z jedną tylko, w dodatku gumofilcowatą klepką i natchnionym tonem objawi, że : "wspomnienia to nie uliczka z zawiasami, czy autostrada zamykana na zaszczepkę, a człowiek – nie magazyn przeszłych rzeczy, osobnych wymiarów". a potem rozszerzy się, tak ukochane przeze mnie, sweetaśne Nic.
  24. @Amber Po części - tak :D @Amber Jestem głęboko niewierzący, to tekst o tej pustce.
  25. ten jego pysk – koronkowa robota! plamy i wżerki – jak się patrzy, rysy – twarde, niemal z kamienia. ciałopodobna materia, poddana obróbce skrobaniem, została z należytą starannością uformowana w mordę wielkości Pałacu Kultury (bez iglicy). ciało – dumnie się pręży, postawa – bardzo zasadnicza. jego cień jest głęboki i kojący, słodko wabi nas urokliwą czernią. doprawdy czasami nie chce się wierzyć, że jest nam ofiarowany, do tego – daje się otaczać czcią! to prawdziwy cud, że pozwolił się stworzyć, dziesiątki lat temu krzywe i suche dłonie naszych przodków zdołały wyrzeźbić jego doskonałą, zwierzęcą postać! ...dodałbym jeszcze, że ciągle mamy nadzieję, iż, otańcowywany z pochodniami, omiatany dziesiątką naszych języków, zdoła wytworzyć w sobie serce, czy coś na jego kształt – ale po co, to chyba oczywiste (najgorliwsi wyznawcy kochają go właśnie za ową pustkę, statyczny chłód, usiłują dzielić jego milczenie na poszczególne głoski, spajać w słowopodobne zbitki dźwięków – co jak dla mnie jest już lekką przesadą).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...