Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Florian Konrad

Użytkownicy
  • Postów

    324
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Florian Konrad

  1. @Leszczym Cieszę się!
  2. @Dagmara Gądek Dziękuję za tak rozbudowaną interpretację. @Leszczym Dziękuję, cieszy mnie to!
  3. to nieprawda, że jedynie w tych wodach może istnieć ożywione, wyłącznie tu koralik albo drobna moneta chwilę po wrzuceniu zaczyna wypuszczać listki, łodyżki. ale racja: tylko tutaj kiełkuje się na ostro, pierwotnie martwa materia nabiera komórek, arterii, czegoś na kształt serduszka. zanurz się. ostrożnie, ale bez niepotrzebnego strachu. i... lip sync! śpiewaj z rozlegającym się bezgłosem, powtarzaj ciszę, która sama ujmuje się w zwrotki! patrz na cudowności wokoło, wódź wzrokiem po chropowatościach, krzaczastych strukturach Bajkostanu. gap się, kompletnie oniemiała, przez plastik. niech nastąpi istne gnicie online: po nerwach, przez mózg, poleci w świat transmisja z wilgocin, z rozpadania się! myśl intensywnie o tym, co widzisz, a powierzchniowcy, coraz bardziej zachwyceni, niech odławiają ujętą w kolory poetykę rujnowania się, tworzenia kruchych form, tę niemą piosenkę o ulotności. i nie martw się, że ci tam, na górze, prędzej czy później podłapią, nasiąkną, staną się uzależnieni od tego, co transmitujesz. że sami będą tak brzydko-uroczo nietrwali.
  4. @Dagmara Gądek Oj tam, proszę się nie doszukiwać we mnie psychopatozy żadnej, nie jestem jakiś Karol Kot, czy Tedzisko Bundy :) Nawet kurczaczków małych nie zabijam :) Dreprechy nie mam, a tę żółć określiłbym raczej jako... swoisty nerw. Nie jestem czarnowidzącym turpistą.@iwonaroma No szkoda, ale, jak to śpiewał Stipe z R.E. M. - "But that was just a dream, just a dream"
  5. "(...) Widziane były różne dziwowiska: (...)" William Shakespeare Hamlet tłum. Józef Paszkowski czuję się brany na cel. przez kogo? myślę, że znalazłoby się całkiem dużo paniuś, które można by scharakteryzować akronimicznie: ggilf'y; te babska ślicznie staryzne, którym nie powiem, co zmieniło się w mackowate Krakeny, te tobolaste matrony mające gdzie nie trzeba weki, słoje, weczątka z buzującą zawartością, całe mauzery pełne rozchlupotanej gęstości. a może patrzą na mnie niziuchno urodzeni zazdrośnicy o zażółconych ślepiach, wstydeusze albo też zakapiory, o których nie powinno się mówić wprost, bestie, do jakich należy się podkradać ogólnikami, podczołgiwać w eufemizmach. kto gapi się oczami kamer, ślepi przez soczewki, szkła lup? wiem! projektanci marzeń i koszmarów sennych! jeden z drugim kreślarz-bajarz, za sprawą którego ciągle biegam po chałupie w poszukiwaniu zaginionej flaszki albo grudeczki bieli i budzę się niezaspokojony, trzeźwy aż do rozpuku. to te łobuzy, co ostatnio zabiły mi babcię, widłami. w dodatku na dworcu kolejowym, czy autobusowym, za sprawą Cyganki, która chciała ją okraść. ale nadleciał dziadek z sąsiadem. i z widłami. i ukryła się, stereotypowa do bólu, wróżka-Cyganicha, za plecami matki mojej matki, nie przyjęła ciosów. to w babcię wlazły widły. gapią się na mnie wizualni trolle, przez których obudziłem się z gorzkim uśmiechem, ciutkę rozbawiony tą, bądź co bądź, slapstickową śmiercią.
  6. Dziękuję za czytanie i komentarze, pozdrawiam.
  7. @Domysły Dziękuję!
  8. uważam, że, powinno się wybaczyć filmowym potworom, seryjnym mordercom ze starych horrorów. niemal każdy szwarccharakter miał trudne dzieciństwo albo/ i przeszedł gehennę, jaka zostawiła rany nie do zagojenia, wywołała trwałe zmiany w jego psychice. to przecież przekoszeni, zwichrowani nieszczęśnicy, biedni straumatyzowańcy o życiorysach wykaligrafowanych pismem cegiełkowym, z którego nie sposób zbudować stabilnej chałupy. może wyjść co najwyżej, dom-kostka. Rubika. czyż da się nie załamywać rąk nad takimi ofiarami fatum?! zły los pchnął nieboraczków na drogę przestępstwa, zmienił w bestie! gdyby nie niefortunny zbieg okoliczności, – byliby takimi samymi poczciwcami jak ty, czy ja. to kumulacja nieszczęśliwych wypadków kazi, wypala pod czaszkami konwalijki i kredki świecowe. pomyślmy o krótkim metrażu, ledwie paru ujęciach. o przeżuciu. jestem hiperjasnym potworem, zrobiło się ze mnie putto z głową Godzilli. otwieram szeroko paszczękę. wlatują, co do jednego. biorę wszystkich aż w głąb. razem z ich nożami, piłą motorową, rękawicą, z której wystają blaszane pazury. nasiąkam. gdzieś w górze zapisuje się nowa data urodzenia, moje kolejne personalia. czerń w tym, ale tylko pozorna.
  9. @tetu Dziękuję serdecznie!
  10. mam parę powszechnie potępianych skłonnostek, z których, uważam, powinno się być dumnym. jeśli chcesz, wyślę ci ich zdjęcie (będą stały w barwnym szeregu, powyciągane z płycizn, lśniące od wilgoci) z szumnym podpisem. po pierwsze: mój egotyzm, niekiedy tak wielki, jak patos i bzdurność poprzednich zwrotek tego tekstu (przyznaj: istna żuliteratura, guzoidalne metafory o mordach jak Sloth z Goonies). następne: to, że potrafię kochać planktonicznie, w wielkim rozrzedzeniu. po trzecie: podkradam wersy ze snów. ostatnio wyniosłem jedynie ułamek: "(...) było odpowiedzią na pytanie ankietera: 'Czy lubisz własną ślinę?' (...)". kolejne: moje wszystkie ucieczki w miejscu. statyczne podróże, z których przywożę prześwietlone klisze, całe rolki powietrza. ostatnie: niemożność/ niechęć walki z czwartym. bycie w sumie zadowolonym, że ktoś zamurował wejście i na świeżym tynku rypnął fresk ze stateczkiem, co płynie w nieznane, unosząc na pokładzie szkielety załogi.
  11. oj, miało miejsce brzemienne w skutkach tąpnęciulko, kolos na zmyślonych nogach wywalił się brodą w błotnistości. uzmysłowiłem sobie pewną rzecz – i jakby kręgosłup zwierzęcia, na którym cwałuję niczym cycatka z obrazu Podkowińskiego, pękł i przebił mu grzbiet. z chwilą, w której w pełni zrozumiałem, jak wielka jest idea Osobności – nastał we mnie glam rock. taki na czarno i z blackmetalowym pazurem, przesycony trudnym do sprecyzowana czymś, co łamie kręgi jak zapałki, wygina kraty w ruloniki, by wyglądały jak kiczowate, ogrodowe łabądki ze starych opon. odkąd z milionów półnieprawdek, parafilozofijek wyłuskałem to jedno, świetliste ziarenko – moje wszystkie zabawki są zalane litrami wody, na powierzchni której osadza się śmiesznosłów, ta drażniąca język i podniebienie pianka z goryczką, po posmakowaniu której można wykrztusić parę miłych, ale niesamowicie lepkich zdań, skomplementować kogoś tak zajadle, że aż mu się treści w głąb książek cofną. więc mówię, a misie i lalki idą na dno.
  12. co może wywołać kac? mysofilię! a przynajmniej coś w ten deseń. za długo bujałem w obłokach, wstrętne obłoczyska wybujały i, nieźle rozkiwane, zaczęły się wysuwać z ram, po czym wykoleiły mi się prosto na głowę, całkiem ją miażdżąc. znowu: fantazje. kogo tym razem zaprosiłem pod czerep? tę piękną Hinduskę (?)/ Cyganeczkę (?), jaką widziałem w sklepie meblowym. porywam ją w głąb parszywoty. spadamy w kompletną obleśność, wizje nie do opowiedzenia w kulturalnym towarzystwie. ocykamy się w mało widnym lochu, przykuci do przeciwległych ścian. istnieję dla ciebie, czarnulko, tylko na wyciągnięcie. głowy. dalej – nie ma szans, łańcuchy nie pozwolą sięgnąć. możesz jedynie pocałować mnie w stopy, uda albo, jeśli wyjątkowo zepniesz się w sobie, z wielkim trudem i mozołem, zrobić mi "rurkę z kremem", jak to, tyleż eufemistycznie, co kretyńsko, przetłumaczono w polskiej wersji językowej filmu Clerks. okazujesz się być lodzikuską, która to po prostu kocha. lepkość. rysy twarzy w świetle przesiewanym przez gęste sito. jest brudno, cuchnie, a my cieszymy się, że przynajmniej tyle jest nam dane. mamy radochę, że choć taki okruch szczęścia udaje się uszczknąć dwojgu skazańcom. staramy się nie myśleć o niespełnieniu i wiszącej nad nami groźbie. że gdy wykuruję się, przestanę wyobrażać sobie świństewka, z mysiej dziury wychynie złośliwy skrzat z lampą naftową, ciśnie nią na słomę – i skończymy jak Karol Levittoux, zostaną z nas wilgotne węgielki.
  13. @Dagmara Gądek A ja, jak podejrzewam, mam czterobiegunówkę: żarcie, chlanie, czytanie, wydech. :)
  14. mało wolicjonalny akt: cierpnięcie. coś zamiera wewnątrz Istoty Wszechrzeczy. zabawa trwa w najlepsze, a mi jest jesiennie w środku lata, humor zestypiał. ech, rzuciłbym się w coś. w kogoś. potratował, poniszczył, by zaraz potem odbudować lepsze, bardziej kolorowe. poszmergliłbym się wewnątrz doniosłej i cudownie pustej idei, pokolekcjonował nicniewartości. następnie zostałbym bohaterem najnudniejszego eposu w dziejach, centralną postacią ukazaną na obrazie Flaki z olejem, portret zbiorowy. bo jestem ambiwalenciakiem: w moim smutku zalęga się śmiech, czarny humor mi różowieje, na powierzchni goryczy krystalizuje się cukier. mam ochotę tańczyć statycznie do treli w tremolo, okrążać ognicho ze starych opon podczas świętowania nocy grzesznojańskich, szepcząc urocze zberezeństwa, poskramiać swoje wady, jakby były dającym się okiełznać dzikim zwierzęciem, głaskać ich bujne grzywy, być jak ta wiecznie zapłakana księżniczka z baśni, co to zaślozowywała się zamknięta na szczycie strzelistej wieżycy, piękna ponad miarę córka złego monarchy, nad którą zlitowały się miłosierne wróbelki, zleciały się i wydziobały jej serduszko.
  15. @Andrzej P. Zajączkowski Sorki, ale nie znoszę tego porównania :) Nie tylko Leśmian uwielbiał neologizmy :) Jestem mniej egzaltowany poetycko, nie pisze z takim patosem jak ten klasyk :)
  16. całkiem jest pomylona! kto normalny miałby czelność/ byłby na tyle nieroztropny, by pchać się w niego! chłop o wysokiej kujności, niemal cały zrobiony z giętwy, a ta – w tony weselne próbuje uderzać! nie chce wierzyć w jego nikłotę, opłakaną jakość ducha i materiału, oraz że zdeindeksowano go, spadł ze stanu, nie liczy się nawet na sztukę. pewnie umyśliła, że się tym podgloryfikuje, urośnie w oczach współplemieńców, będą kłaniali się jej w pas albo i zniżali czerepy do kostek. dała się ustroić drutem, podartą firanką – i idzie, durna, za Wywieszczonego, pisze się tym samym creepypasta nie do powtórzenia w żadnym języku. dzieje się ostre. przez dźwięk, przez płyn. i śpiewam sobie, calkiem nie podniośle, poza jakąkolwiek melodią, lekko i przyjemniasto, słowa bez piosenki: creepychlastać. creepygasnąć.
  17. @Dagmara Gądek Dziękuję, nawzajem.
  18. @Dagmara Gądek Dziękuję i również pozdrawiam. Niestety, byłem tym peelem :) @Marek.zak1 Dziękuję i również pozdrawiam. Mój neologizm!
  19. wzięło mnie. niewidzialne ręce wyciągnęły na przykre w skutkach Zapalenie Żołądka Party. fajny event, nie ma co: parę godzin nocnego zwijania się w kłębek, z bólu. przez otwarte okno sączył się przyjemny chłód. słychać było nawoływania łańcuchowców. południowoszczek zlewał się z zachodniowyciem, po czym wpadał w głąb nieba jako gardłowy i futrzasty, przepełniony goryczą lament. myślałem o Nieokiełznywalnej, która każdej doby, gdy tylko słońce zajdzie, przebiega wieś, figlara, strąca mech z omszałości, rysuje różkami węgła. siedząc na wyrze boleści wyobrażałem sobie, że jest, złapałem bisurmankę, drżącymi z podniecenia dłońmi ściągam spodenki w czarno-czerwoną kratę, zdejmuję posrebrzany napierśnik, okulary z betonu. no chodź, w głąb tego, co się jątrzy. nie, w to drugie, wyraźniejsze – mówiłem. niespodziewanie posmutniała.
  20. @agfka Dziękuję serdecznie!
  21. nawet nie próbuj odrywać się od ciała! choć wiem, to szalenie kuszące, ludzkość od wieków to robi, głupi w swej mądrości oswajacze śmierci wymyślili, że post mortem niejako nie jest się już człowiekiem, a jeśli już - to co najmniej bardzo niekompletnym. że istnieje się jako istota ludzka jedynie wtedy, gdy jest się włączonym. ze strachu przed wszystkożernym czarnym lwem wybajano durnowate pojęcia duszy, zaświatów. a ja samemu sobie mówię: takiego wała. to nie żadna zewnętrza powłoka, worek na ducha, sakwojaż pełen jestestwa, a "ja właściwy". to moja matka, a nie mięsne pudełko na osobowość, człekokształtne i wyludnione opakowanie, zgniła w ziemi włodawskiego cmentarza. pocieszające jest, że mogę być wygasicielem świata. co prawda tylko jednego (nie planuję przecież zabić kogokolwiek!), ale dobre i to. choć dość gówniarska i pożałowania godna jest ta mała demiurgowatość, owo nadąsanie egotycznego szczyla, chęć odwrócenia się na pięcie i wyjścia. choć nie ma gdzie. choroba, gdyby można było inkarnować się w innym wymiarze - chciałbym się odrodzić jako teledysk do piosenki z nurtu screamo (nazwa zespołu: patrz tytuł tego tekstu). wytatuowany po same uszy wokalista w porwanym tiszercie, bierze rozbieg i rzuca się ze sceny w tłum. humanoidalnych książek. zostaje schlastany okładkami po pysku.
  22. @iwonaroma Oj tam, zaraz cynizm :) ja taki grzeczny jestem :)
  23. tak wiele osób wykonujących utwory dawnych mistrzów usiłuje złapać z nimi, choćby w ujęciu metaforycznym, kontakt. całe rzesze wyznawców łączyły się i łączą z dawno zmarłymi prorokami, wstrzelają się w myśli nieżyjących guru, mędrców sprzed wieków. zabawne, co nie: setki ludzi niejako przysysających się do Bachów, Leninów, wywołujących Buddów, Wyspiańskich, by widzieć świat ich oczami, uszczknąć choćby okruch, pojąć chociaż ziarenko. a teraz wyobraźmy sobie, że za półtora eonu ktoś, uroczo niefrasobliwy, rzuca za siebie myśl-haczyk. i odławia, na chybił-trafił... mnie, zostaję, jak główny bohater filmu Freejack, przeniesiony z przeszłości, wydarty spod zwałów czasu, z odmętów gęstej wody. i to wbrew woli. o czym opowiadam mową perforowaną, ja – najsłynniejszy poeta Paleolitu? o mieście. takim, którego nie znałem (i nie sposób znać!). dokładam mu coś nieprzystającego, doszywam językiem absurdek. ględzę o obcej stolicy z dosztukowanym kinem, w którym grane są jedynie komedie romantyczne i zoofilskie porno, o zaognionych uliczkach, spelunie, która wyołtarza się i pół roku po zamknięciu zyskuje nową funkcję, kończy jako kościół. kłamię o Zboczeństochowie, cuda czyniącym obrazie wewnątrz błotnej bazyliki, ciągle mając nadzieję, że tamten, paleontolog, w końcu przestanie mi wierzyć.
  24. jest tak wiele nawyobrażane, że aż puchnie w tabelkach i pomiędzy wierszami. lecz, choć trudno uwierzyć, nieco dzika i nieprzewidywalna półpłynność nie przenosi się na treść, ani nie koliduje z liniami skreśleń. cały czas jest jasno i w miarę logicznie, wiem gdzie, komu i po co mam dostarczać wrażeń. zabrzmiało nieco dilersko? a jest wręcz przeciwnie: to niemal babciny i pokryty koronkami, oldschoolasty spokój, świecówkowy rysunek wydarty pazurami ze szkolnego bloku, łagodność przywodząca na myśl chatkę z piernika. całkiem słodziutki domek, a jednak będący miejscem tragicznej śmierci, upieczenia kogoś żywcem. to nic, że jędzy. zawiera się w tym jakaś rozpaczliwa i sprzeczna z całą moją naturą chętka istnienia, wirus, co przeciwstawia się niszczycielskim siłom czasu. albo, pod przykrywką racjonalności, kolaboruje z nimi, każąc mi się postarać. i bardziej. abym wzbierał, obrastał w półtalentki, podmożliwostki. by potem, osiągnąwszy trudną do pojęcia nadpłynność finansową, móc obrzucać monetami mijanych ludzi. i rozdawać stówy, czasem – kopniaki. jednak uparcie wolę stać się jedynym członkiem tej, niegdyś szalenie popularniej kapeli (jak powszechnie wiadomo – najlepiej wychodziło jej granie dorodnej ciszy), który nie dożył współczesności. a ja się wyślizguję, staram się być niczym pomnik uczonego, który, kilkaset lat temu, z nieznanych powodów zatopiono na bagnach. gdy go niedawno wydobyto okazało się, że przedstawia zupełnie inną osobę. niepoprawnego lewitanta. cieszy mnie zdziwienie na twarzach zgromadzonych wokoło ludzi, ich konsternacja, rodzące się natychmiast teorie spiskowe ("musieli podmienić!"). karmię się tym, krztuszę z przyjemnością.
  25. @Leszczym Uroczo dziękuję!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...