Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Florian Konrad

Użytkownicy
  • Postów

    324
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Florian Konrad

  1. @Konrad Koper Lub obcinać swe kut... nieważne :)
  2. trwa wyścig ruin. domek, najmniejszy, jaki kiedykolwiek zbudowano na dawnej ulicy Trutniowej, (obecnie przemianowana na Honorisa Causy, za patrona ma jakiegoś jugosłowiańskiego wenerologa) pędzi, potykając się o własną podmurówkę, na skos, na złamanie ścian! robi bokami, na zakrętasach rozrzuca łachy, sypie bibelotami, wybebesza się pieniście. rozkołysane szafy, komody w jego wnętrzu robią skłon i zapluwają się miękkim. grad komet! a każda wnika, ryje tunele, przez które ciągnie chłodem i gdzie śmierdzi jak smatrfon zamknięty w rozgrzanym prodiżu. blacha linieje z farby, kłapią okiennice. nie poddaje się, domcio, nie pozwala wyprzedzić mało kulturalnemu pałacowi z Warszawy, stadionowi, który miał być wybudowany, a już kolejny rok zamiast niego straszy niedogruzowisko (ruina w powijakach to też ruina!), dwóm zbombardowanym szpitalom ze wschodu, szopie-kołysce, w której leżę i, przebierając nóżkami, powtarzam: "meta, metka, metuś".
  3. Ścieśniłbym wersyfikację, by wiersz był bardziej zwarty..
  4. Jestem "na nie". Cierpiętniczeine.
  5. Goth- emo, zapłakany Bieber jest w tym :)
  6. bywa, że nadmiar wolnego czasu skutkuje zabawnymi rozdrapami. kręci się człowiek wokół własnych umocowań, zagląda pod sprężyny, prześwietla rdzę trybów, traktuje mechanizmy szczotką ryżową. ostatnio znalazłem w sieci wspomnienie o lekarzu, który ponad trzy dekady wcześniej brzydko się wyraził o moim zachowaniu (nie mam pewności czy to ten, ale nazwisko i rok śmierci buca na to wskazują). kilkulatek, jak to dziecko, pewnie dokazywał na medysalonach u cholernego Paj-Chi-Wo, a ten spruł się do moich rodziców, że: "wy go hodujecie, a nie wychowujecie". niedługo potem umarł. babcia przez całe moje dzieciństwo wypominała tę żałosną frazę nad frazy, zachowanie, którego, rzecz jasna, nie pamiętam (co mógł odwalić taki trzy-czterolatek? nastukany kinder biovitalem zdemolował pół gabinetu tego konowała Caligari?). w zasadzie po takich słowach powinienem był wyrosnąć na egotycznego libertyna, kanibala-sybarytę, albo jeszcze kogo: polityka? Hefnera, Flyntha? następnego Sida Viciousa, Eda Geina? nie jestem mściwy, ale życzę mu, by odrodził się jako padok, czy maneż (i kopytami go, kopytami!), lub poppers zażywany przez wyuzdanego eks-księdza. by całe pięć, siedem wieczności był smutny i żałosny niczym hełmofon, którego nie założy już żaden czołgista. niech mu korzenie oblezą czaszkę. to podobno diabelnie boli. znajomy opowiadał świeżo po powrocie.
  7. @et cetera Dziękuję.
  8. runął — i bardzo dobrze! niech leży, padliniuch, nawet nie próbuje się podźwignąć! zaraz pociekną strużki mało jasnej przestrzeni, wreszcie: całe kaskady związane w płynny warkocz (użyłbym słowa noctospady, ale jeszcze ktoś wyśmieje nieudolną próbę zbyt ścisłego określania, podpieranie się neologizmami z brukwi, słowotwórstwem, co jest jak kószka pełna glinianych pszczół). potem zlecą się różni, na rozdzioby. temu przypadnie gram zegarka, tamta będzie musiała się zadowolić półsurowizną. ktoś się zadławi czerstwym dowcipem, żona innego — przeje zbyt górnolotnymi ideami. pudełko pełne kostek zniknie po drugiej stronie płotu. nie minie rok, jak nostalgianci zrzucą się na (specyficzną, przyznacie) rzeźbę nagrobną: zalegnie tam, caluchny z granitu, reanimowany pies. i, klęcząca przy nim, postać o mało czytelnych rysach, twarzy wzniesionej do nieba z błaganiem o ratunek. wywalony język. psa — również.
  9. @Leszczym Chyba :) :)
  10. Przerewelacyjny tytuł!
  11. @Somalija Dziękuję i również pozdrawiam! @Kościół Zbawienia Słów Dzięki za komentarz. Często sami bywamy sobie sędziami.
  12. no przecież nie dane było zaistnieć! nasz hipolibidemiurg, chłopina w waciaku i małachajce (zawód wyuczony: zamiatacz rzek, mórz i oceanów) nie był w stanie niczego dokonać. ani chęci, ani możliwości. zrozum: wmówiono nam całą tę egzystencjuchę! to kuriozalne bałamuctwo, mit przekraczający granice absurdu, niczym silnik o napędzie kwirynalskim, taki, którego paliwem jest pewne wzgórze w Rzymie, równie absurdalny, co wirtuoz igły i tuszu robiący dziary jedynie na czasownikach (mówisz mu prosto w twarz: piłowanie, zagryzać, zmotałeś — a on tatuuje każdy wyraz!). wszechrzecz to tylko takie droczki, skoda favorit, która ruszy do przodu, jeśli do baku wkruszysz Kwirynał (postaraj się. będziesz w stanie?) . to zdjęcie, które nie wyblaknie, choćbyś wyślepiła na nie wszystkie batarejki, jakie znajdziesz w szufladach. nie było nas, ani, tym bardziej, Projektodawcy. samochód, o ile można tak nazwać czechosłowackiego rzęcha, powoli wrasta w ziemię. na powierzchni wyrazów tupnij, buzowała, kaszlnął, nie pojawiają się nawet niemodne tribale.
  13. @violetta Dziękuję!
  14. tak jakoś czuję, że przejeżdżają po nas języki-rozgrzane żelazka, zostajemy poddani (mogącej przynieść fatalne skutki!) urawniłowce: wmawia się, że każdy, w mniejszym lub większym stopniu, bez względu na okoliczności i koszta, chce istnieć. a w pewnej części mnie — Sentinelczycy z łukami, donośne won, jedna wielka wypożyczalnia bagien i kipieli, konstrukcja rozpięta, niczym cyrkowe namiocisko. na arenie tańczą małpiatki w lśniących zbrojach, głośnikom ulewa się kiczyk, Edziula Stachurczuk, wokalista zespołu Gwarantula, fałszuje "Białą lokomobilę". napięte liny. jak któraś strzeli — odchlasta mi głowę, albo coś niżej. zobacz, ile tu mierzwy! myśli o zachowaniach autoagresywnych, których na szczęście nigdy nie wprowadzam w czyn, tomy prokanibalistycznych bajek, poematy z rżniętego szkła i czystej żałosności, jakby pisał je Czesław Miłosz. obdzierając się ze skóry. albo ta, jak jej... Maria Kopninocka. dzisiaj znowu zaatakował mnie nawracający szczylomózg, wzięła niema zapłakanoza. powód? myszy udawały, że zdechły. komputerowe. tyle ich mam, optyczne — nie optyczne, niektóre — całkiem ślepe, a tu, jak na złość, żadna nie chciała zastartować. i łaziła mi pod czerepem gradowa chmura, jedyne, o czym myślałem (jak zawsze w momentach załałamańczej furii), to ostrze wsuwające się w bebech. nie, żeby zaraz: samobójstwo. ale by się przestraszyć, wybić klina klinem (liście wyrastające z listków, tak wiele ich, że aż pod ciężarem łamie się pień, drzewo pada bez życia). możesz się nabijać, że mam cygański de-gust, bo gdy kupuję meble, zawsze wybieram para-pałacowe, o mahoniowych kształtach, złotej farbie zdobiącej ozdóbki zdobiące ozdóbki ozdóbek. przyznaję, to nieco komiczne: facet pod czterdziestkę, który tyleż znielubił elektronikę, co zwyczajnie zaczął się jej brzydzić, funduje sobie babciowate mebelki. fakt: mój słabo oświetlony pokój to śmieszność. jeśli wytężysz wzrok, może uda ci się dostrzec ukrytego za komodą Andrzeja Babińskiego. pałaszuje fałdy skóry, które odkroił sobie wspomniany wcześniej noblista. jest tu barok. całkiem na czarno.
  15. @Moona Dziękuje za koment. Nie , nie widziałem i się nie wybieram. Poczekam, aż będzie lecieć w tv. :D
  16. tomiszcze się zmaterializowało. ot tak, po prostu. towar niezamówiony — więc nie odsyłam, zresztą — nie mam pojęcia, komu mógłbym. ile treści! ale — od pierwszych zdań — defetyzm: potrzeba zamierania, które, jak na złość, nie następuje. fabuła bez potrzeby trwa, ciągnie się jak flaki z olejem. silnikowym. ktoś tam, spowinowacony z lokalnym przywódcą, biegnie poniżej poziomu, przez białe bezkresy, w chwili zagrożenia wykazuje irracjonalną autoagresję, napadnięty wyrywa bandziorowi nóż i, ku zdziwieniu napastniczydła, rozebrawszy się do nagusieńka, zaczyna się kroić (bo "kaleczyć" to mało powiedziane). jakiś trzecioligowy stand-uper, niby z ironią pyta, czy znacie dziewczynę o imieniu Bug, bo ostatnio coraz częściej chodzi mu po głowie, aby, jakkolwiek pompatycznie by to nie zabrzmiało, rzucić się w jej ramiona, dać się unieść w chłodne. na widowni śmieje się tylko jedna osoba. następny rozdział: egzotyka! padlina lalki rozdeptywana na chodniku. czarny plastik pod butami. epilog: zimotrwałe majaki, wyrażenia przekraczające bramkę logiki. czytam właśnie, co zostało mi deobjawione. zdania z poprzedniej nocy (słowo w słowo!). "(...) wszyscy w rodzinie śmiali się, jak powiedział, że podczas Wigilii nie będzie jeść dużo, bo poprzednio się napchał, utył i nie mógł potem zrzucić paru nadprogramowych kilogramów. Co za słowa w ustach dwunastolatka! Nikomu za to nie było do śmiechu, gdy następnego dnia strzelił w brzuch asystentowi premiera, Larsowi Jirlingowi" (autentyczny tekst ze snu z nocy 3/4.01.2024r.) ostatnie, gorszycielskie słowa nałażą na okładki. farba drukarska przecieka na dłonie. nie wiem, czy dadzą się odszorować.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...