Cisza usiadła ukradkiem.
Powiedzieć nic nie zechciała,
może się trochę mnie bała.
W kącie pokoju przypadkiem...
Patrzyła na mnie zdziwiona.
Z workiem pełnym myśli różnych,
poskręcanych i podłużnych.
Trochę jakby przestraszona.
Podeszłam cicho do ciszy.
Oswoiłam ją sernikiem,
kawy waniliowej łykiem.
Nikt nas raczej nie usłyszy.
Polubiła moje ciasto.
Siedziałyśmy dobrą chwilę,
później wzięły ją motyle.
Strach w niej wzbudza wielkie miasto.
Na swych skrzydłach - bezszelestnie...
Nie rozpaczam - wróci jeszcze...