-
Postów
833 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Gabrys
-
przedtem narzekaliśmy na gorące lato a teraz na kapryśną jesień, no cóż taka jest natura ludzka, zawsze coś nie tak.
-
Przyłbice włóżbo życie zachodu jest wartenie groźna jużnie Waterloo, gdzie BonaparteZwyciężyć nama choćby Respiratorypokonać stanprzypadek najbardziej chory.Maski na twarzw kolejkach daleko od siebie,jedno życie masz,jeszcze nie teraz, by w niebieNiech nie grają nambo my się przecież nie damymarszy pogrzebnena później odraczamyCokolwiek więcbyle się tylko nie zwinąć,a choćby szalnim że swą twarz zawinąćZwyciężyć namkovidu zgasić humory,pokonać stan.przypadek przewlekle chory.
-
Nie w świecie baśni również bajek, żyję sobie. nie ma pałacu, nie ma kopciuszka i nie gadają zwierzęta, po prosto jest rzeczywistość , taką jaką widzę. Czy to poligon że maskę włóż ale ja już byłem na poligonie i wkładałem maskę w której wyglądałem jak słoń ponieważ, miała trąbę zieloną trąbę, więcej słoni, zielonych słoni, którym gogle zaparowywały. No cóż było minęło, a może nie minęło, gdyż znów tam maska w strefie żółtej lub czerwonej, dla dobra mego i narodowego, którą teraz noszę.
-
Gdyby było możliwe wyprostowałbym krzywe żeby prosto przed siebie nogi poniosły mnie. Sandały nie przydatne ponieważ za delikatne zaś trepy za ciężkie są do drogi która przede mną. Do Jasnej Góry ho ho przynajmniej więcej niż sto przed gwiazdką może zdążę o ile gdzieś nie zakrążę Daleko do Częstochowy ale ja jestem gotowy na ustach ave Maryja mając krzywego kija Na którym tobołek mój i będę wyglądał jak piechur Szerokiej drogi.
-
Jak to się mówi urodziliśmy się z wyrokiem śmierci
-
W uszach szum Janek Rum przydałby się. Bez czapki chodziłem gwiżdże choć w tatrach nie byłem na wierchu tym. Do lekarza nie pójdę, gdyż tele pomoże nie za wiele jakiś czterocyfrowy kod. Janek Rum rośnie w polu nie o tej porze ramolu do koszyczka nie narwę sobie. Póki nie zamknę powieki pójdę do apteki i kupię ale nie hurtem. Będę, parzyć będę parzyć byle ucha nie poparzyć może jakoś wyleczę.
-
Nie wstydźmy się płakać ponieważ łzy są piękne one przypominają nam o tym że jesteśmy ludźmi płacz jeśli nadarzy się taka konieczność, płaczem umyjesz, oczy a dusza może się lepiej poczuje Wiesz co, silni też czasem płaczą, gdyż nie ma takiego, który by nie zapłakał, chyba że cierpi na jakąś chorobę, której bym nie chciał, a więc płacz i nie wstydź się. Możesz po cichu, również głośno ponieważ to takie ludzkie. i dobrze.
-
Moim tropem idziewęszy i węszy wciążwyniucha wszędzieniewidzialnym bądźJakbym był postrzelonyzaś za mną farba tato jest trop najlepszydla myśliwskiego psa.Ono jest tym myśliwymkiedyś dopadnie mniegdziekolwiek bym pobiegłprzecież zmęczę się.I jeszcze potrzaskiktóre zastawia lostak czy tak śmierćostateczny cios
-
Moje życie huśtawkaale nic to,może diabła sprawkażeby po grudzie szło.Nie słodzone cukremza którym nie przepadamparę łyżeczek za wielejeżeli tak, wysiadam.Na ogon trochę solinie na rany które sąniech zapiecze, zaboliby szybciej było w tą.O żeś ty już popędziłemnic nie dopadnie mnietrzeba patrzeć pod nogiby nie przewrócić się.
-
Tyś wyjaśniała czyżby twe serce otworzyło się, pewno tak. Ponieważ zawsze widziałem w tobie cienie, które ukrywały cię. Teraz mogę poznać ciebie lepiej, by na dłużej z tobą zostać. Prawda o tobie to mój skarb, którego chcę więcej. Którego na końcu tęczy w glinianym garncu zachomikuję sobie, Do którego będę biegał po deszczu który spadnie, by jeszcze napełnić, ale znając życie całej ciebie nie odkryję, a dlaczego, dlatego, że kobieta zmienną jest a ty nią jesteś
-
coś w tym jest
-
Kiedy dnia ubywa, metamorfoza, przemiana. kolorowe, który właśnie tańczą,pożegnały rodzime kochana.Jakże krótki taniec ich wciąż nowe wiatr strącamiały zieleń, straciły ją, czyżby za mało słońca.A drzewa patrząc, nie poradzą,że mają sukienki uboższe,garderoba kurczy się i kurczyzielone były, najsłodsze.Ale to nic, kiedy zima minie,ubiorą nowe sukienki,i zaszumią całym lasem ,jakie to mają wdzięki.
-
Złap moją rękę i chodź ze mną,przygoda życia przed nami.Co los da, podzielmy się tym,bądźmy pionierami.W stronę słońca idźmy więc,niech nam dni mijają,W wędrówce naszej starzejmy się,słyszysz, skrzypce już grają.To zaproszenie, więc w drogę nam,a ty graj Vivaldiego ,trzecią i czwartą porę tąale coś wesołego.trzymam twą rękę, nie puszczę jejżebyś nie była sama,bo jak iść, to razem iść,do następnego rana.
-
Jabłuszka, czerwone, jabłuszka,jedno dla Adama.Dlaczego podała jemu,nie zjadła owocu sama.Nie czepiaj się kobiety,ponieważ jej taka natura.Dlatego grzechu wartaBaśka, jak również, Urszula.Jabłuszka, czerwone, jabłuszka,żmija sobie syczała.Jak było, tak było,Ewunia jabłuszko zerwała.Grzechu nie było więc jesta ona warta grzechu.że habit do kostek nosisz,nie jesteś święty klechu.Ile masz tych wyrzeczeńa ile myśli paskudnych.wszyscy na ziemi mamychęci do ciepłolubnych.Stąd mocne przytulaniaskoki na prawo i lewo.I gdyby ich nie było,ubyło by życia ludzkiego.Oj ubyło by,ubyło.
-
pozdrawiam
-
Zgnita jesień, bez poczucia humoru, wypina się, wiesz czym. klangorem krzyczą, wynosimy się, cóż nam po mokradłach, które spowija mgła. Niebo aż czarne, ale nie od szpaków szpaki odlecą później, gdzie wieczne miasto, i znowu zacznie się spektakl, nad Koloseum, w którym gladiatorzy umierali Paskudna jesień, obraziła się, pewno słońca nie da, długo jeszcze, bez którego nie będzie kolorowych liści, jeśli tak, nie pójdę, po złotym dywanie. Zabrała również księżyc, bezczelnie tak, aż pobłądzić można, nie widząc światła, dobrze że matka, zostawiła zapalone, przynajmniej jedna ona, o mnie pamięta.
-
Patrzeć na świat po swojemu,nie pod czyjeś dyktando,bez grzechu żyć, po bożemu,starałem się, nie wypaliło.Myśli jakże brudne,nie chcą do spowiedzi,pościć, nie da się pościćkiedy szelma, we mnie siedzi.Jak każdy słaby jestemnie raz się Boga wypieram,by zgasić swoje zapędy,raczej grzech wybieram.I chociaż nie noszę habitu,również będę sądzony,może mi w niebie odpuszczą,o ile nie zadziobią wrony.
-
Ptaki one wiedzą, zegara nie potrzebują, ponieważ mają w sobie, dlatego migrują. Nie rwą z kalendarza, nie liczą godziny, po prostu czują, kiedy wiosny narodziny. Wtedy przylecą, które zostawiły, białe śniegi puszczą, gniazda będą wiły. Nowe pokolenie, świat piękny zobaczy, a gdy przyjdzie jesień, stadami zaznaczy Że aż niebo czarne, jak w złą pogodę, cyklem biologicznym, odlecą za wodę, Bez rwania kartek i znaczenia czasu, migrujące ptaki, i nie tylko z lasu .
-
denerwują mnie dobre anioły
Gabrys odpowiedział(a) na beta_b utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
samemu się wziąć do roboty pozdrawiam -
Zgnita jesień, bez poczucia humoru, wypina się, wiesz czym. klangorem krzyczą, wynosimy się, cóż nam po mokradłach, które spowija mgła. Niebo aż czarne, ale nie od szpaków szpaki odlecą później, gdzie wieczne miasto, i znowu zacznie się spektakl, nad Koloseum, w którym gladiatorzy umarli Paskudna jesień, obraziła się, pewno słońca nie da, długo jeszcze, bez którego nie będzie kolorowych liści, jeśli tak, nie pójdę, po złotym dywanie. Zabrała również księżyc, bezczelnie tak, aż pobłądzić można, nie widząc światła, dobrze że matka, zostawiła zapalone, przynajmniej jedna ona, o mnie pamięta.
-
Nie tylko blizny i rany
Gabrys odpowiedział(a) na duszka utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
pozdrawiam -
Na niebie bałwany, w morzu również one, znów sztorm szaleje, fale są wzburzone Statkiem jakże rzuca, na prawo i lewo, Posejdon wkurzony i Zeus do tego Latarnia na Faros, by nie zbłąkać płonie do domu daleko, może nie utonie. Żona wiernie czeka, na bałwana swego, w domu jest bożyszczem, więc przytuli jego. Syreny zamilkły, zgubnie nie śpiewają , dla tych marynarzy, którzy z mórz wracają. A kiedy powrócą, znów w morze wypłyną, który jest ich domem, również i rodziną. Bogowie grozili, oni nadal trwają, w książkach zapisane, a dzieci czytają .
-
Kasztanowce powariowały kwitnąc po raz drugi, kwiatem oczarowały, chociaż kasztany pospadały. Obym nie dostał w głowę, przez te anomalia pogodowe, nie doznał szoku jakiego, nie daj Boże wiosennego. Ale dobrze że astry widzę, dojrzałą kukurydzę, pola zaorane, gdyż byłoby przechlapane. Bo ja lubię jesień, przecież minął wrzesień, chłopki fajne porobię z tych kasztanów sobie zaś panienki, ustroję w śliczne sukienki i będą tańczyć panowie z damami trzymając się zapałkami, na parkiecie z liści.
-
Admirał w ogrodzie, zaś ja szeregowy, fruwa sobie, motyl kolorowy. Nad głową motylek, w brzuchu ich wiele, figury święte, w moim kościele. Pójdę z panną młodą, a dajże Boże, pierścionek ślubny, na serdeczny włożę. Co potem będzie, to zobaczymy, oby nie po grudzie, od wiosny do zimy. Chwasty w ogródku, mnie garb dodany, nie ma komu robić, bo dzieci to pany. Asio motylki, nie figle w głowie, szóstka wybiegła, w świecie panowie Pójdą za trumną, wdowa zapłacze, jak dane niebo, w niebie ją zobaczę. Oto jest treść, którą rzędami a jeśli coś popsułem, do diabła z rymami.
-
Jestem (po)rzuconym promieniem
Gabrys odpowiedział(a) na duszka utwór w Fraszki i miniatury poetyckie
Nie pozdrowię promieniami ponieważ słońce za chmurami ale pozdrowię słowami pozdrawiam.