Niedopałek pamięci stwarza niemo na dnie
zamszowej popielniczki jej spierzchłe wspomnienie,
wtulone w kaszmirowy tors bujnej udręki
rubinami paznokci do granicy bólu.
Wódczany posmak nocy pali się bezsennym
pocałunkiem szklanych warg. Skowyt ciał przekwita
pękniętym okiem, plamami krwi, dzikim skurczem
podskórnych ukłuć głogu wiszącego w oknie.
Niech ta chwila dogasa. Inna w nas nie spłonie.
Wokół opuszek palców ćmi żółte powietrze
rwane pazernie, jego dotyk jak cień dłoni
zostawia w rozpadlinie lustra wilgotny ślad.
Oddechem rozchylonych ust uśpiona nagość
nabiera kształtu piersi spowitych ażurem
przezroczystego światła, mruczysz i ocierasz
stopą o łydkę jak świerszcz w łanach pościeli.
Biel i czerń kotłują się, wraz z nami, jak chwile
co pąsem krzyczą, kiedy zaciskając zęby
przebijam czeluść nocy sinym frezem orząc
przekrwione brzemię winy cieknące pod sercem.
W arabeskach twych włosów budzi się horyzont
zdarzeń, słońce z wikliny przebija policzki
stygmatem tajemnicy. Wracamy do naszych
obcych dla siebie światów, po spokój sumienia.