Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 770
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. na pulsującym leśnym runie leży trzynaście krasnali pomimo wypatroszenia krwawych wnętrzności wiąż żyją sponiewierane nowe grzyby prześwituje promień słońca
  2. Nieco inna wersja dawnego tekstu. Niemożliwe do spełnienia marzenia, niczym zimne, nieczułe kamienie, przesiąknięte ostrymi cierniami zawiedzionych pragnień, wycinają z umysłu plasterki jaźni. Okrągłe osobowości pulsują na wszystkie strony, roztrzaskanych ścian otwartych klatek. Zardzewiałe klucze utraciły cześć mocy sprawczej, pomimo iż drogowskaz wskazuje pogniecioną wstęgę wyśnionej drogi, to jednak wiruje nieustannie, a wokół nieskończenie wiele horyzontów. Ziarno przepycha marzenia wzrastania poprzez ciemną glebę przeciwności, lecz korzenie przeciwstawnych drzew zagradzają drogę. Ożywcza woda wsiąka głęboko, by zatopić, dać siłę, lub popłynąć obok. Słońce opromienia blaskiem, daje ciepło, lub pożar lasu, gdy trafi na szkiełko porzuconych okularów. Chciały zobaczyć więcej i więcej lub niebezpiecznie za mało. Bieg trwa nieustannie. Zostawia ślady, których wielu nie szuka, bo każdy pragnie odnaleźć swoje. Szybciej i szybciej, nagłabać marchewek i kapuścianych łbów. W końcu ziemia okrągłą jest. Można biegać w kółko po bezdrożach planetarnego umysłu. Wzlecieć ku gwiazdom. Komecie ogon urwać. Doczepić do własnego tyłka. Szybować w kosmosie. Poczuć moc. Być kimś. Spoglądać z góry, aż w końcu zostać przesypanym do urny własnego zapętlania, gdzie już żadne gwiazdy nie lśnią za bardzo, a ziarno wzrośnie lub zgnije na wieki. A jednak pomimo, warto otworzyć czaszkę. Przewietrzyć umysł marzeniami, by po chwili zamknąć, żeby przeciąg nie nawiał zbyt wielu głupot. Próbować utrzymać konsensus zrównoważonego rozwoju. Nie uciekać od dobrodziejstwa myślenia, poszukiwań i zgłębienia niemożliwości. Żywić nadzieje ożywczym pokarmem, by móc delektować posmak sensów, choć wiele jest tylko nieodgadnionymi smugami na popękanym, lecz jeszcze całym talerzu.
  3. Trochę inna wersja dawnego teksu Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień, kiedy to Nieskazitelnego Pierwszego Takiego Jedynego, szlag wreszcie trafił, przeto przed Sąd Nadnajwyższy go przywleczono, tarmosząc za złote łańcuchy i medale za dobroć oraz miłość wszelaką przyznane, które sam na własne piersi za życia powiesił, porównując siebie do tych wszystkich pojebańców, których kochać musiał na tyle, by mieć z tego korzyść. Ów przytargany złorzeczył Postaciom Sędziowskim bardzo głośno i dobitnie, by dźwięki z poziomu posadzki do właściwych uszu nadstawionych doleciały. No faktycznie. Dotarły gdzie trzeba. Nietańczący na zimnych kamieniach po usłyszeniu słów z góry mu danych, jeszcze bardziej w złości zajadłej, metaforami łańcuchów dzwonił, lecz zębami w te pędy też, gdyż dziwny chłód grozy stosowanej, golasa zewsząd jak zamieć owiewał. Poza tym, jak wspomniano w poprzednim zdaniu, goły był niczym święty turecki lub nagie cokolwiek, jeno klejnoty klejnoty zasłaniały. Usłyszał słowa na wskroś niemiłe, gdyż Autorzy owych słów znali myśli zmuszonego do wysłuchania, a ponadto prawdziwe umysłowe intencje, których to zwykli zjadacze chleba i hod dogów, nie przytargali pod sklepienia czaszek, obcując z nim. Ujrzał przed sobą wielki tabloid, na którym wchodzenie bliźnich do Szczęścia transmitowano, mimo śmierci na żywo, ale jego tam nie było, bo był tu. Zdziwienie przedziwne ogarnęło jego prześwitującą duszę, co markotna przy nim stała dygocząc jak listek osiki na sądowym burzowym wietrze, wchłaniając ozon boleści. Stare ciało dźwigał wciąż na sobie ze wspomnianymi nagrodami, co za żywota nagłabał, a które bardzo go cieszyły, lecz teraz ciężko przygniatały, przypalały dupę oraz inne członki wystawne. Spojrzał dokładnie na ekran i Zgroza–2, szarpnęła rozdziawioną szczękę poza zawiasy nawet, bardzo przytłaczająco nadmiernym opadnięciem, aż złoty ząb błysnął plombą w mroku trwożnej jamy. Ujrzał wszystkich tych, co opluwał za życia śliną pogardy i osądów, a swoje ułomności sprawnie chusteczką haftowaną wycierał, chociaż bodła lico ostrzegawczo, czterema rogami jego własnych wad. Z niechęcią błądził wzrokiem po tych stadach radosnych pikseli, co według niego włazić tam nie powinni, lecz łobuzy włazili, przez Złotą Bramę Szczęścia, czyli po wszystkich zerkał z niewłaściwym zapamiętaniem w źrenicach i tęczówkach. Zadał zdziwione pytanie, dlaczego on, porządny obywatel ponad przewidzianą normę, nie może, a oni szubrawcy zatracone, zasłużyli sobie na wejście do Raju Nieskończoności. Usłyszał odpowiedź, że Istoty Sędziowskie znają ich całość, a on tylko część poznał i tylko po niej sądził wszelakie czyny, a poza tym tak naprawdę miłował najbardziej samego siebie, mimo że bliźni wokół biegali, niektórzy markotnie patrząc potrzebująco. Sformułował następne pytanie, że przecież niektórzy z nich nawet nie wierzyli w to, co tu nastąpi i w ogóle mieli podniebne sprawy nisko gdzieś. To dlaczegóż spotyka ich nagroda? Usłyszał odpowiedź, że byli po prostu przyzwoitymi ludźmi, prawdziwymi w swoim błądzeniu i dostrzeganiu własnych przywar, jakie one by tam nie były lub jeszcze gorsze. Ponadto odniesienie do pytania usłyszał: –– A ty palancie co? Dostrzegałaś? No nie. Tylko cudze. Czyli dupa. Jesteś gdzie jesteś i słyszysz co słyszysz. Nacieszyłeś swoją fizjonomię kryształową nieskazitelnością, to teraz nie marudź. Idź na stronę, oddaj mocz zrób kupę a później spadniesz nam z oczu gdzie zechcemy. –– Spadniesz? Ja? Niemożebne! Nie wyrażam zgody! Żądam adwokata! I to nie byle fircyka z urzędu! –– Nie wyrażasz zgody? Żądasz adwokata? I to nie z urzędu? I nie fircyka? A to dobre. Widzisz tu jakiś urząd? No nie. Bo tylko nas widzisz. My nie fircyki jakieś! My jesteśmy wszystkim, ale na pewno nie urzędem z fircykiem! Tylko jedna droga przed tobą. Nie masz innej możliwości. Trzeba było pomyśleć wcześniej tym swoim doskonałym, wywyższonym rozumem, w jedyną słuszną stronę, tylko tobie miłą. Ogłaszam przerwę w rozprawie do następnej śmierci… co już? Nawet spokojnie śniadania zjeść nie możemy. No dobra. Kończmy sprawę, bo następnego golasa nasi za poszycie targają. –– Ale ja… –– No właśnie! Ale ja, ale sra, tra la la! Gdyby... ty, to by ciebie tutaj nie było. –– Ale ja... –– No tak. Rozumiemy. Ciężki przypadek pośmiertny. Odpręż członka umysłu, dziecko drogie. Podejdź synuś do cna zepsuty w zagubieniu swoim. Dostaniesz gruchawką w łeb. Będzie to równoznaczne z końcem przewodu sądowego. Najpierw zobaczysz gwiazdy, a gdy zgasną, przeżyjesz podróż pełną cierpień, utyskiwań i zgrzytania łez. Aż wreszcie o świtaniu, klapki z oczu ci spadną i zaczniesz widzieć, co nie widziałeś, kochać, co nie kochałeś, rozumieć, co nie rozumiałeś, szanować czas, co przetrwoniłeś itp. itd… byś mógł niejedno przemyśleć. Nie odpłacamy tobie tym samym. Rozumiesz zapewne, co chcemy przez to powiedzieć. Dajemy ci szansę. Jesteśmy mimo wszystko miłosierni. –– No ba. –– Kto to powiedział?
  4. Zmierzch szeleści spróchniałym chichotem, malując ciemnością pozostałości lasu. I chociaż resztki zieleni nucą niesmutne pieśni, to jednak świadomość nieuchronnego monologu, napawa tajemniczym lękiem. Zauważam przeznaczenie całkiem nagle. Siedzi przygarbione na popękanym, sparszywiałym pniu. Symbolem mojej duszy. Ni stąd ni zowąd, płynie ze mnie słowotok, lecz nie całą obmywa postać, tylko częściowo prostując przygarbienie. Słyszę skowronka. Śpiewa wysoko na zamglonym lśnieniu. A jednak adresat w ostatniej chwili, kleci drewnianą szubienicę. Chcę wierzyć, że dostrzegam świt na krawędzi snu. Jednocześnie z niestabilnego poziomu, rozpoznaję twarz. Należy do wędrowca. Przemierza splugawiony las. Przystaje. Wyrzuca z siebie słowa, lecz moje nogi nie dotykają ziemi.
  5. @Corleone 11 ↔Poprawiłem:)↔Ostatnio zmieniłem wyraz w dawnym wierszu, po siedmiu latach od porady:) Hodowla ludzi przez zwierzaki. Ciekawe odwrócenie kota ogonem:) Serialu nie znam, natomiast czytałem książkę→"Wyborny trup" Pozdrawiam wybornie🙂:)
  6. @wolnosc_mojej_duszy ↔Dzięki:)↔Hmm... chociaż wcale nie musi być udawany... pomimo... ale sytuacje bywają różne, jak i ludzie:)↔Pozdrawiam:) @kwintesencja ↔Dzięki:)↔Cieszy mnie, że nic dodać, a nawet ująć:)↔Pozdrawiam:)
  7. @Corleone 11 ↔Dzięki:)↔W tym konkretnym tekście, nie tyle mi chodziło o kwestię aborcji jako takiej, tylko o sposób wykonania, na kanwie stwierdzeń typu: "czego oczy nie widzą, to sercu nie żal" , gdyby ludzie musieli własnoręcznie uśmiercać milusie zwierzaczki i przygotować do spożycia, to wielu by zrezygnowało z jedzenia mięsa:)↔Pozdrawiam serdecznie:)
  8. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔Bywają różne zmory:)↔Pozdrawiam:)
  9. To taki żart wierszowaty Można czytać – prawy i lewy – osobno Albo też – jako całość dzieci śpiewają ---> ładnie wyraźnie tańczą i skaczą ---> tupią nogami jak małe pieski ---> śmieszne kucyki radośnie wesoło ---> brykają z nami
  10. łatwo się dzielić chmurką na niebie szczególnie białe rozdawać stada lecz kiedy z ciemnych błysk zmierzwi czerep to jakoś trudniej wytrwać w tym nadal gdy nagle wszystko gówniane szare a los jak biczem cierpieniem chluśnie może próbować nie przestać wcale smutek dla siebie a bliźnim uśmiech
  11. Trochę inna wersja dawnego tekstu Śliczna czerwona wstążeczka. Wspomnienie, nasączone rozkoszną satysfakcją. Dostałam z okazji szóstych urodzin, szóstego czerwca. Przytulony prezent, radosnym mrokiem nieprzezroczystych ścianek różowego pudełka, z błękitnymi smugami pośród obrazków kwitnienia jabłoni, tylko wzmagał tajemniczą ciekawość. Wtedy jeszcze jako dziecko, nie miałam bladego pojęcia, że kolor i forma, stanowić będą kiedyś inspirację, do jakże przydatnej metafory. *** Patrzył jak nadchodzę. Miękko, cicho, niczym powabna, kici kotka. Ładniutka, młoda i fałszywie bezbronna. Chociaż muszę z przykrością stwierdzić, że miał biedaczek sflaczałego pecha. To zegarek mu stanął blisko tej godziny, która miała zmienić postrzeganie świata, na jedyne i niepowtarzalne. Wierzchy owłosionych dłoni muskały delikatność podwiniętej sukienki. Od spodu, na opuszkach palców, czuł gładkość spoconych ud. A jednak wskazówka drgnęła. Stracił palant czujność. Zgodnie z planem. Mam niespodziankę, usłyszał mój słodki głosik. Wiem czego pragniesz, a ti ti ti niegrzeczny świntuszku. Proszę, połóż ciało plecami na łóżeczku, spuść żaluzje na duet źrenic. Zrobię ci dobrze. Wiem, że tak lubisz. Dupek oczka zamknął, bo nim był. Podeszłam od tyłu. Trzymałam lśniącą podłużną strukturę, o zanikającej, srebrzystej krawędzi. Po chwili czułam, jak maluję jednym pociągnięciem ostrej metafory pędzla, łukowaty kanion o miękkich, mokrych zboczeniach, na kolistym pomarszczonym płótnie. Moją dłoń pieściło ciepło czerwieni, pulsującym wytryskiem zemsty. Wtedy wyszeptałam czułe słowa: Na pamiątkę naszego spotkania, zostawiłam na tobie prezent. Czerwoną, wilgotną wstążeczkę. Wybacz, że z lekka postrzępiona i trochę za ciasna, chociaż nie okala całości. Niestety. Nie zdołam już poluźnić. Tak mi przykro. Ale wiesz co? W ramach rekompensaty, graniczy z wystającym jabłuszkiem, symbolem miłości, ty mój kochany Adamie. Jestem twoją ostatnią Ewą. Cieszysz się? Co tam niewyraźnie chrząkasz? No nie. Przepraszam cię najmocniej. Nie musisz dziękować. Naprawdę. Przecież widzę, że masz trudności z mówieniem. Codziennie wplatam ją we włosy w moim śnie
  12. ciebie nie przemoczy deszcz od dzisiaj płaszcz nieprzemakalny jest to już nie twoja zmora akurat jestem we wczoraj
  13. Drabble na podstawie, dawnego, dłuższego tekstu. Rozczłonkowanie siekierką ludzkiego płodu wyciągniętego z łona matki, w większości przypadków nie stanowiło problemu. Prawo działało od jakiegoś czasu i można było przywyknąć. Stanowiło jedyną możliwość w owej krainie, by dokonać legalnej aborcji, bez żadnych skutków prawno karnych i bez podania przyczyny. Warunkiem koniecznym, było roztrzaskanie płodu na kobiercu kwiatów przy nastrojowej muzyce, gdzie krwawe stukanie, współgrało z rytmiczną perkusją, symbolizującą serduszko. Oczywiście bywały wyjątki, kiedy to matka, pomimo wcześniejszej deklaracji, nie chciała poszatkować ostrym narzędziem cząstki siebie, na zakrwawione kawałki. Prawo dotyczyło także płodów zdrowych, niezagrażających życiu kobiety, zarówno w sensie fizycznym jak i psychicznym. A zatem, bywało różnie.
  14. @Corleone 11 ↔Dzięki:)↔ Że Lem tak też, to nawet świadom nie byłem, umysłem. To wiersz wyjątkowy, bo pierwszy dziewięciosylabowiec jaki napisałem. Pozdrawiam::(😂DD😂:) @Nata_Kruk ↔Dzięki:)↔Niezła sztuka. Hmm....można przywyknąć:)) Większy problem miałem ze zrymowaniem, ale z czymś trzeba mieć, bo tak lepiej, niż gorzej:)↔Pozdrawiam😂:) @poranki ↔Poraniki↔Dzięki:)↔Skoro tak twierdzisz, to nie będę usilnie zaprzeczał, aczkolwiek, jest jak jest... :)↔Pozdrawiam😂:)
  15. dopiero do doliny dojdzie dinozaur drogą dobrowolną dosadnie daje dur donośnie diplodok długą dinotrąbą dodaje deszczyk drażni dziarsko dobitnie dziabie diabolicznie dowcipas dręczy dziobie dżdżysto dziamdzianiem dusi depresyjnie dopełnia drepce darząc dźwiękiem doskwiera deczko dziwak dęty dlatego dostał dzisiaj deklem doprawdy dobrze dociśnięty dolega docisk dopełnieniem dogłębnie dusi diskorurę doszczętnie dławi decybele dopieprza drugą didżej dureń
  16. … i właśnie wtedy, w zwierciadle umysłu, ujrzałam ogród w rozedrganym śnie. Szaro biało czarno kolorowy. Pośród kwitnących i uschniętych kwiatów, oraz braku jakichkolwiek, biegały marzenia, nieustannie szukając. Niektóre na zdrowych, umięśnionych nogach, inne na cienkich, karłowatych nóżkach, próbowały pokonać połamane gałęzie, ostre raniące kamienie. Jednak niektóre cechy miały wspólne. Chociażby ciężary zaschniętych kup, skrzydlatych stworzeń. Skrzeczały wysoko, nie bacząc na to, gdzie zostawiają cząstki siebie. Wtedy w tym całym chaosie, uświadomiłam sobie, iż ową mityczną Wielką Realizację, jedne spełnią lub jej część, a inne wcale. I zupełnie obojętnie, do której opcji należą. Po przebudzeniu, poszłam do ogrodu podlać kwiaty.
  17. @Tectosmith ↔Dzięki:)↔No ale tak czy siak, gdy z pływaniem kiepsko, lepiej być roztropnym i w jeziorze się nie "zagłębiać" Nie ważne, po której stronie:)↔Pozdrawiam:)
  18. @Tectosmith ↔Dzięki:)↔Ech... ów wiersz, to prawie same metafory. Biblioteka symbolizuje... różne aspekty życia, w którym nie zawsze jest tak, jakby człowiek chciał, czasami z przyczyn od niego niezależnych. Jakby był "poza książką" Pierwotna wersja była w pierwszej osobie. Pozdrawiam:)
  19. dwie strony medalu zoczył jak zamierzał lecz obraz niepełny nie zgłębił obrzeża
  20. A gdyby tak ze wspomnień modraka, chociaż kawałek nieba móc upleść na łące. Wśród promieni złotych zwiewnym dmuchawcem, próbować kawałkiem chmury, błękit gdzieniegdzie ozdobić. Zdążyć krople rosy zatrzymać na listkach, o brzasku łzy przytulić uśmiechem oraz możliwością ostatniej finalnej chwili. Jutrzenkę wyrzeźbić pragnieniem harmonii nut samotnych, z ciężarem krzyżyków na postrzępionych płatkach pięciolinii kwiatów. Jeśli zanucą kwitnieniem o kolcach róży przytulonej do dłoni, gdy krople krwi nasączą pytania przezroczystych odpowiedzi, to być może wnet powrócą, zasklepią ranę, a ślad czerwieni w cieniu białym, choć boleć będzie nie zasmuci.
  21. bardziej namiętna od splecionych morskich fal uwiedzie cię sztormem podnieci przypływem wpadniesz w otchłań bulgoczącego ciała rozszalałych krzyków skrzydlatych stworzeń delikatnej złudnej bryzy nie uciekniesz z plaży którą włada to nie woda cię pochłonie tylko gorący piasek uświadomisz umysł że nie potrafisz zwyciężyć jej wzroku przejrzy na wylot niskie potrzeby twoich pragnień zatka usta milionami ziarenek byś udławił życie miłością do niej lecz najpierw ujrzysz żebro podeptane przez mewy które wydziobią twoje oczy
  22. @beny7777 ↔Dzięki:)↔To dawny tekst. Trochę zmieniony:)↔Pozdrawiam:)
  23. tęskno spozierasz wśród łanów książek jest to podpowiedź samotnej duszy że w głowie myśli te różnorodne nie zdołasz zabić lub choć zagłuszyć czytać wolumin zwyczajnie prosto tam gdzie raz po raz magia zaklęta radować umysł kolejną wiosną nawet leniwie coś nie pamiętać pływać w literkach dziurawą łódką chociaż wykrzyknik nie szczędzi bólu bo w bibliotece czasami cuchną spleśniałe kartki i trup tytułu wciąż zapętlony w tej słów krainie lepko pajęczym książkowym klubie w pożółkłym sensie na krawędź płyniesz dźwigając sznurek odwagę tudzież próbujesz słowa jakoś pozbierać nie możność tego często cię smuci a jednak wierzę naiwnie mniemam poskładasz zdania i w tekst powrócisz
  24. Drabble Dziewczynka była chora. Nie do końca wiedziała o tym. A jednak pytała matkę. Przeważnie pod ulubionym, też schorowanym drzewkiem, w którego cieniu, wzrastały dziecięce zabawy. *** Tej pamiętnej nocy, na niebie świeciła jasna gwiazda, a deszcz nasączył ziemię. Dziecko śniło o lepszym świecie, słysząc przez mgłę tajemnicy, stukanie kropel o zielony parapet. Rano, patrząc przez okno, zakrzyknęło: –– Mamo, chodź prędko i zobacz! Wiatr osuszył smutne drzewko z łez. –– Tak dziecko. Osuszył z tych co bolały, lecz część zachował w korzeniach, wiedząc że ten rodzaj łez, zapewni życie i nie umrze, gdziekolwiek będzie. –– To prawda, mamo? Czy moja siostra jest takim drzewkiem?
  25. co to jest gust? no cóż spojrzeń wiele oceń nieskończenie...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...