Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 770
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. @andreas ↔Dzięki zgrabne, za "zgrabnie"↔Pozdrawiam:)
  2. Zmieniłem trochę→ 6.4.24 . miau kota na tle co w trumnę kiedyś wszedł zamknął wieko też zajrzy spróbuję dociec że tam nicpoń jest gdy zobaczy uwierzy na co patrzy lub przy otwarciu akurat nie któż tam kicia wie dlatego łapię nietoperza ciekawe dokąd zmierzał rozszarpuje lot krwią jego przełyk swój znaczy dla zyskania echolokacji otwiera pudełko a tam jak w dupce gacka ciemno zapachem mroku przesiąkł czas dylemat ma próbuję wierzyć że fala ta powróci odbita od kota tła Aneks źrenicowy ścieka z niej wzrok kap kap czy ocalić można coś a jeśli brak obrazów niektórych kap kap tam u góry spojrzenia stukają o dno stuk stuk odbiła klepka poza rozkładu woń Mysi aneks w aneksie kuchennym mysia wiedźma jak wyrwa w zębie potrzebna może odgryźć przesłania wiersza wiele gdy go pomyli ze śmierdzącym serem
  3. 😎 Czy krem dla mężczyzn, mam zastosować? Najpierw mi odpisz, tyś on czy ona. 👫 Czy na wagary, mam wybrać się dziś? Zawsze to lepsze, niż w miejscu wciąż tkwić. 💐 Czy kwiat we włosach, ozdabia mi twarz? A to zależy, czy jedną ją masz. 💦☁️ Czy łatwo zbłądzić, we mgle za gęstej? Kiedy z niej wyjdę, odpowiem chętniej. 🍏 Czy pod jabłonią, na ciebie czekać? O tak, gdy spadnę, wrzaśniesz, eureka! 🧐 Wiosenny czubek, radosny ze mnie? Pytasz się lustra, zatem najpewniej.
  4. ech jabłonie śliczne one białym kwieciem ozdobione choć żywotność płatków krótka przeistoczą się w jabłuszka wciąż tu jesteś tak urocza w gałęziowych twoich włosach białe kwiatki skrzą migoczą dziś słoneczną nutką złotą na wagary przyjść tu trzeba do koszyczka jabłek zbierać a najlepiej to rzecz cudna z wiosennego zerwać czubka tego co tam bliżej nieba gdzie skowronek rzewnie śpiewa a nad trawą mgiełki piękno zauroczył ją piosenką woń owoców sączy nagle mus kremowy będzie z jabłek może ujmie szczęściu zmarszczek zanim nocka znów zapadnie
  5. Modyfikacja dawnego tekstu. Pani Szkielet, nieustannie smukła i zgrabna, jest tak podekscytowana, że każda kosteczka, dźwięczy niecierpliwością. Musi tylko męża przekonać. W Krainie Szkieletów zaistnieli od dawna, ale w tym domku mieszkają już dobry tydzień i jeszcze żadnych znajomości. Dlatego postanowiła, że zaproszą sąsiadów na imprezę, tak zwaną: Kościówe. Jak to jednak zazwyczaj bywa, sprawy przybrały zgoła inny rozkład zdarzeń. –– Kochanie – rzecze Pan Szkielet. – Skoro nie umiemy klekotać w takt społeczności, to po trupa nam to całe zamieszanie. –– Właśnie po to, żeby umieć. A poza tym, czyżbyś zapomniał mój drogi mężu – gestykuluje piszczelem żona – że jesteśmy szkieletami o dobrych sercach? –– Sercach? Bez przesady. –– Ależ kochanie. Przyznaj, że będzie nam niezmiernie miło, ukościć sąsiadów w naszych progach i nie marudź mi już. –– No ale… –– Mnie mówisz… „no ale.” Mnie? Kochającej żonie, której miednicy używasz? Pan Szkielet jeno kiwa czaszką. Poklekocze i przestanie – myśli sobie. – Przeważnie tak jest. Pani Szkielet też kiwa czaszką, ale z myślą w środku: zapewne byś chciał, żebym przestała. Nie dzisiaj trupciu, skoroś taki nieprzychylny do społecznej integracji. –– A teraz zmykaj z domu i zaproś wszystkich. Tylko weź parasol, bo ci znowu w oczodoły deszczu napada. –– Napada, jak po skosie zacina. Dzisiaj nie zacina. –– Zawsze zacina. Wiem co mówię. –– Przecież dzisiaj nie siąpi. –– Co z tego, ale będzie zacinać. I znowu będę musiała czaszkę tobie zdejmować i wodę wylewać. –– Ostatnio kwiatki w doniczkach podlałaś, więc nie narzekaj. –– Dlatego zwiędły. No idź już! –– Tak kochanie. Masz racje. I poszedł. Długo nie wędrował. Nawet nie zdążył żadną społeczność zaprosić, gdyż nagle poczuł jakiś złowieszczy ruch, by po chwili brać udział, w stukającym zamieszaniu. Poczuł że jest psychicznie rozbity. A właściwie dosłownie rozrzucony, ale z zachowaniem wszystkich części i widoczności z poziomu ziemi. Pani Szkieletowa, coraz bardziej wnerwiona, lecz także zaniepokojona. To prawda, że dureń z krwi i kości, ale bardzo go kocham. Przecież nocka zapada, a jego nie ma. Po jakimś czasie, przestaje jej zależeć na imprezie. Byle tylko wrócił. Postanawia, że pójdzie go poszukać, lecz właśnie w tym momencie, słyszy za drzwiami, niesamowity klekot. Jakby ktoś na taczce, wiózł stertę kości. Po chwili słyszy stukanie w drzwi. Pani Szkielet otwiera i łzy smutku kapią z oczodołu, ale z drugiego inne: obrzydzenia. Na taczce leży sterta męża. Bystrym okiem dostrzega, że nic nie braknie, a szczęka ruchliwie zgrzyta, jakby chciała coś wytłumaczyć, zanim będzie za późno. Nic dziwnego, że części męża, w obawie o swoje zdrowie. Gdyż taczkę trzyma o zgrozo… Cielak. W świecie szkieletów, takiego czegoś obleczonego w ciało, nie powinno być. To na pewno on, porozrzucał męża. Podchodzi do odmieńca z zamiarem wiadomym. Gościu nie ucieka, a ona słyszy głos męża. –– Kobieto. To on mnie uratował. –– To tu? –– Nie to tu, tylko Cielak. Odebrał wszystkie części napastnikom. Nawet nie wiem, jak dokładnie wyglądali. Patrzyłem z poziomu ziemi. Dziwne było to, że gdy mój wybawiciel, wyrwał takiemu część mnie, to ten zupełnie znikał. Przyznam, że tego nie rozumiem. Musimy jutro popytać społeczność. Tylko mnie poskładaj wreszcie. Cielak ci pomoże. –– Dziękuję za troskę. Poradzę sobie. Jeszcze się będzie o mnie ocierał. Ble! Pani Szkielet, właśnie skończyła składać męża. Wygląda jak dawniej. No... prawie jak poprzednio. Ubytków nie ma, ale nie wszystkie szczegóły są dokładnie, na swoim miejscu, co ją nieco trupi. Spogląda bardziej przychylnie na Cielaka. Nie dosyć, że uratował jej męża, to jeszcze taki skromny. Milczy o zajściu, niczym martwy. Tylko skąd takie coś przylazło. A zatem pyta: –– Wiesz w jaki sposób, zaistniałeś w naszym świecie? –– Nie – odpowiada jednoznacznie Cielak. –– A wiesz, że my takich jak wy, nie lubimy? –– Hmm –– A ty nas lubisz? –– Nie wiem. Trzeba było pomóc, to pomogłem. Pytająca, zaskoczona taką długą kwestią, aż zaczyna filozoficznie skrzypieć. –– Czyli teraz Cielaku, nie należysz, ani do tamtych, ani do nas. –– Chyba. Pan Szkielet wreszcie może przemówić, bo mu żona szczękę zakleszczyła, ale ową wyswobodził. Pomyślał wszakże, że trzeba w jakiś sposób, wybawicielowi podziękować. W końcu niewątpliwie na to zasłużył. Przecież mają dobre serca, jak to metaforycznie sprecyzowała żona. –– Kochanie. Panu Cielakowi przynależy odwdzięczenie z naszej strony. Nie sądzisz? Nie wiadomo, co by ze mną było, gdyby nie on. –– Przewidując co zasugerujesz, bo znam cię jak własną chrząstkę, właśnie sobie pomyślałam, że obierzemy Cielaka ze skóry, mięsa i wszystkich miękkich części. Będzie mu jak u siebie w domu. Mówiąc banalnie, uszczęśliwimy go tym, co sami najbardziej kochamy. Co o tym sądzisz? –– Chyba ważniejsze, co sądzi Cielak. –– Na tak… masz racje. Panie Cielaku. Słyszałeś co mówiłam mężowi. No i jak. Chcesz być obrany, należeć do naszej społeczności, mieć tutaj dom… czy też porozrzucany na zewnątrz? –– Dacie? –– Co? –– Znieczulenie.
  6. namalowany smakiem samotnych jabłek pusty koszyczek ciastko jak ciastko polukrowanym ludziom słodyczą kwaśną za horyzontem cisza zaklęta w echa krzyku zakątkiem na drzewach mroźno trzeba nam tańczyć twista w słojach czuć wiosną
  7. Tekst powtórkowy już wiosna puka w szybę za oknem bez tych obrazków mrozem rzeźbionych chyba postąpi dziś nieroztropnie zerknie za chwilę choć nie otworzy biały gołębiu zniechęcać przestań na parapecie piórka swe stroszysz panienka blisko ciepła i piękna on ma tej zimy serdecznie dosyć wiem ptaszku miły wychył za duży lecz wciąż stęskniony lubi gdy jasno pofrunie zatem nim się zachmurzy zanim gdzieś spadnie i myśli zgasną
  8. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔No w pewnym sensie, tak:)↔Pozdrawiam:) @jan_komułzykant ↔Dzięki:)↔Także za wiersz:)↔Ano może właśnie przez to, tak z tą tajemnicą:) Pozdrawiam:)
  9. legenda głosi że dawno temu klucz gęsi w dziurce od klucza wylądował tajemnic przysporzył lecz do dzisiaj drzwi nie otworzył
  10. @Dekaos Dondi↔Miałem wrażenie komentarza, ale to pewnie zmyłka umysłu:~)
  11. Tekst powtórkowy, nieco zmieniony. piekielny smutek diabłów dziś piecze wielu szatanom to myśli pląta zabrakło duszy jednej człowieczej by plan wyrobić z końcem miesiąca jeden jest chętny cwane ma myśli rogi jak lotos gładkie spojrzenie ogon dokładnie codziennie czyści ogólnie mówiąc nie bity w ciemię właśnie nawija radzie piekielnej duszę zdobędę najpóźniej jutro jak wiecie mądry diabeł jest ze mnie nawet w kociołkach nie będzie smutno idzie więc w diabły z piekiełka rodem ludzki on wygląd przyjął ukradkiem rogi włochate ma też i brodę oraz kopytka błyszczące gładkie widzi młodzieńca urody słusznej oddaj swą duszę to ciupciać będziesz nie jedną śliczną na ciebie wpuszczę rozkosze zaznasz ciałem ty wszędzie na nic kuszenie gadanie sprośne tłucze gość czorta pięścią po gębie butem przywala też prosto w mosznę bies jęczy biedny ciałem swym wszędzie )^^^( lecz bies jest cwany przestaje jęczeć zresztą z pomysłów w piekle on słynie wymyśla szybko nie duma wielce oddania duszy dam mu przyczynę odchodzi płacząc choć okiem błyska do ciebie wrócę tak myśli sobie włożę duszyczkę wnet do koszyczka słowa oddania ty wnet wypowiesz )^^^( młodzieniec słyszy słowa anielskie oddaj mi duszę jam twoją będę widzi cud lico włosy przepiękne że aż mu stanął bo dostał chętkę nie tylko skarb mój oddam ja tobie hurtem me ciało i członki wszystkie możesz polegać na moim słowie piekielny smutek diabłów dziś piecze wielu szatanom to myśli pląta zabrakło duszy jednej człowieczej by plan wyrobić z końcem miesiąca jeden jest chętny cwane ma myśli rogi jak lotos gładkie spojrzenie ogon dokładnie codziennie czyści ogólnie mówiąc nie bity w ciemię właśnie nawija radzie piekielnej duszę zdobędę najpóźniej jutro jak wiecie mądry diabeł jest ze mnie nawet w kociołkach nie będzie smutno idzie więc w diabły z piekiełka rodem ludzki on wygląd przyjął ukradkiem rogi włochate ma też i brodę oraz kopytka błyszczące gładkie widzi młodzieńca urody słusznej oddaj swą duszę to ciupciać będziesz nie jedną śliczną na ciebie wpuszczę rozkosze zaznasz ciałem ty wszędzie na nic kuszenie gadanie sprośne tłucze gość czorta pięścią po gębie butem przywala też prosto w mosznę bies jęczy biedny ciałem swym wszędzie )^^^( lecz bies jest cwany przestaje jęczeć zresztą z pomysłów w piekle on słynie wymyśla szybko nie duma wielce oddania duszy dam mu przyczynę odchodzi płacząc choć okiem błyska do ciebie wrócę tak myśli sobie włożę duszyczkę wnet do koszyczka słowa oddania ty wnet wypowiesz )^^^( młodzieniec słyszy słowa anielskie oddaj mi duszę jam twoją będę widzi cud lico włosy przepiękne że aż mu stanął bo dostał chętkę nie tylko skarb mój oddam ja tobie hurtem me ciało i członki wszystkie możesz polegać na moim słowie jeśli cię zdradzę niechaj mi skiśnie *^^^* już w siódmym niebie wzwody on miewa pieści ją całą nawet jej łydkę lecz wtem o matko nagle dostrzega nóżka zwieńczona czarnym kopytkiem jeśli cię zdradzę niechaj mi skiśnie *^^^* już w siódmym niebie miłośnie śpiewa pieści ją całą nawet jej łydkę lecz wtem o matko nagle dostrzega nóżka zwieńczona czarnym kopytkiem
  12. Pewien człowiek spełnił dziesięć przykazań i za każde otrzymał nagrodę. Były nagle w łódce, cumującej przy brzegu. Aż kiedyś zapytał: – Kim jesteś łódko, że potrafisz udźwignąć ciężar moich nagród? Letniego popołudnia, postanawia zażyć kąpieli. Wypływa na środek jeziora i nagle zaczyna tonąć. Wtem dostrzega rzecz niebywałą. Łódka zrywa więzy i płynie w jego kierunku. Człowiekowi zaczyna brakować sił, lecz ona nagle jest przy nim. Słyszy pluskanie wody o burtę. Może jej dotknąć, ale nie może na nią wejść. Brakuje miejsca. Chce wyrzucić część zawartości, jednak wszystko jest jedną zrośniętą całością. Pomimo tego wchodzi na górę nagród. Wtedy łódka zaczyna tonąć.
  13. Taka nagle napadła mnie myśl. zrozumieć szlachetny kamień to nie podziwiać piękna tylko zrozumieć sens jego ciężar
  14. Drogie dzieci. Nadszedł wreszcie, tak długo przez was oczekiwany dzień, kiedy to jesteśmy razem w bajkowym domku, a ja jestem waszą ukochaną Wróżką. Za chwilę rozdam ciasteczka. Każde ma wyjąć niespodziankę, przylepić na nią swoje zdjęcie, wrzucić do urny i dopiero później zjeść słodkie opakowanie. Dziecko, które znajdzie najdziwniejszą, otrzyma nagrodę. Sama jestem bardzo ciekawa, co tam wyszperacie. –– Wróżko! Agatka uległa zadławieniu. Nie zajrzała i nie wyjęła, tylko od razu zaczęła gryźć i coś jej utknęło w przełyku z cichutkim popiskiwaniem. Aż czerwoną cieczą buchnęło, gdy walnęłam ją w plecy. Ale my już wiemy co, bo wyrzygała na ławkę. –– Przecież was wszystkie ostrzegałam. Najpierw zajrzeć! A co to za niespodzianka, skoro już wiecie? –– Wiemy, bo z tych mokrych szczątków, co wyleciały z ust, to by można Tomcio Palucha poskładać, ale nie całego, więc to nic nie da. Prawda? –– O matko! Tomcio Palucha? Brawo! A zatem kochane dzieci, chyba nie macie nic przeciwko temu, żeby nagrodę otrzymała Agatka? — Nie mamy, Wróżko. A Agatka, to już zupełnie nie ma.
  15. wiatr szumi wokół nas 🌪 może odebrać tak dużo jeszcze przed zmierzchem niektóre gałązki🌱 odfrunęły bezpowrotnie w chcianych i niechcianych powiewach budząc przeznaczenie nieustannie pulsuje chwilą⌛️ w lekkich i mocniejszych podmuchach czasem razem lecz osobno pielęgnuje rozedrgane skrawki przebłyski słońca🌤 zatrzymane w słowach
  16. @jan_komułzykant ↔Dzięki z twórcze spojrzenie:)↔Pozdrawiam:)
  17. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔ To fragment większej części:)↔Pozdrawiam:)
  18. miłość jak kryształ duszę ozdabia nacieki szamba bywają też pycha nienawiść no i pogarda a z drugiej strony przeciwnie śnię uśmiech na twarzy i dobre słowo a momentami pomocy chęć lecz ciału koszula jednak bliższa może nie zawsze no cóż przeważnie raczej zazwyczaj hamuje nagle zapał ten jestem znów sobą mieszam po ludzku dobre nijakie średnie złe czy coś zaradzę hmm… możliwe... a bo ja wiem sprawdzam jak zwykle szczerze codziennie w hybrydę zaklęty głupcy gadają że niby jestem
  19. na łące leżysz pośród traw wariat jesteś swoje grasz w stokrotkach błądzisz skrawkami głupich snów chcesz pobiec tam lecz ciągle jesteś tu
  20. ––?/–– Tak bardzo chciałam żebyś wyzdrowiał. Byliśmy na łące. Ciemny całun zaścielił horyzont. Ty uparcie obserwowałeś strumień. Wiedziałam co w nim widzisz i czego pragniesz. Jednak za każdym razem, widniał smutek na twojej twarzy, gdy patrzyłeś na puste, wilgotne dłonie. Poprosiłam, byś spojrzał w niebo. Lecz tam go nie widziałeś. Ja w tym czasie utopiłam drożdżówkę. Nie usłyszałeś pluśnięcia. To był nasz wyjątkowy dzień tej nocy. Miałeś tyle radości w oczach, kiedy wreszcie wyjąłeś księżyc.
  21. nasączone tekstem w okowach okładek malowanych klepsydrą stąd dotąd a chciało by się jeszcze bazgrać nawet ołówkiem z pękniętym grafitem powędrować kreską dalej na blat stołu obejrzeć plecy horyzontu szybować w źrenicach rysując wzrokiem wschody i zachody powiek między uśmiechem a ciemną plamką płynąć wśród rzęs do szarego świtu w miodowych cieniach bursztynu szukać śladu pszczół zapełniać kartkę każdą chwilką dopóki nie wyrwana pognieciona tylko ≈≈≈≈≈ / ? ≈≈≈≈≈≈
  22. Tekst satyryczny Ciche, lecz namolne stukanie, obija supełki przymulonej świadomości, uderzając w pół rozbudzone części, niczym w drewniane klepki cymbałów. No właśnie. Jako strasznie niewyspany, tajemnicze odgłosy jarzę umysłem sflaczałego papcia z dziurawą podeszwą, przez którą wyciekł wszelki racjonalizm. Ponadto faktycznie, jeszcze niedawno, pasowało do sytuacji miano wspomnianych cymbałów, gdy zacząłem liczyć barany, ale tak niefortunnie, że to one zasnęły, a nie ja. Teraz przebudzony ze złudzenia snu oraz zaborczych, aczkolwiek sporadycznych nitek marzeń sennych, trudno wchodzę w całościowym stopniu do krainy realu, jak na rasowego obudzonego przystało. Na szczęście stukanie ciągle słyszę. Na zewnątrz budynku. Coraz bliżej drzwi. Kogo to diabli z kotła transportują? Nagle przestało stukać, lecz zaczęło dzwonić. Że też musiałem kupić taki wściekle decybelny dzwonek. Otwieram drzwi, dźwigając w stronę pępka, luźną gumkę wstrzymującą gacie. Widzę sąsiada. Mniemam, że też urwanego ze snu, z uwagi na to, co za chwilę powie. –– Sąsiedzie. Ty nie miej żadnych, ale to żadnych nadziei, że oddam tobie gwóźdź. Po diabła wrzuciłeś na mój podwórek. Nadepnąłem –– przyznaję, że nieopatrznie –– ale mam go w stopie i to ona jest prawowitym właścicielem twojego gwoździa, czyli w dalszej części wypowiedzi, ja. Czy masz jakieś uwagi w tej niecierpiącej zwłokami sprawie. –– Wyciągnij go wreszcie, bo zachlapiesz próg –– mówię omyłkowo roztropnie, mimo że w połowię śpię. –– I jeszcze wilka dostaniesz, skora goła stopa twoja, na gołej desce. Dostrzegam wyraz zdumionych oczu. Czyżbym powiedział coś nie tak. Czekam cierpliwie, może coś wyjaśni. –– Ty mi tu sąsiedzie wilkiem oczu nie błaźnij… –– Nie zamydlaj jak już. –– Ano tak! Słusznie prawisz. Nie zamydlaj! Wilka bym dostał, gdybym gołą zimną dupą, siadł na zimne nie wiadomo co. –– Skoro mi umarłeś na progu, to spadaj. Nie chcę kłopotów. –– Nie umarłem. Chciałbyś. Nie doczekanie. Ale gwoździa nie oddam. Jest mój. Leżał na ziemi moich ojców i takim pozostanie. Nagle słyszę z tyłu jakieś ciche tuptanie oraz kwilenie. Rozbudzone dziecko – a dokładniej moja urocza córeczka – wchodzi słowami, pomiędzy naszą dyskusję. –– A jam mam długiego jajnika. Mogę go pogłaskać, poprzytulać, tylko czasami na mnie szczeka. Widzę konsternację w oczach sąsiada. Słyszę niepewny głos: –– To fajnie dziecko, że masz jajnika. Ja nie mam. I nie mogę poprzytulać, bo muszę pieprzyć z durnowatym sąsiadem, który nie chce uwierzyć, że mu nie oddam. –– Proszę pana. Ten dureń, to mój tatuś. Bardzo go kocham. –– Skąd takiego głupola wytrzasnęłaś? — To nie ja. To mamusia. A później mnie zrobili. No nie. On jakieś bezeceństwa wciska memu dziecku. –– Wyciągaj sąsiedzie mojego gwoździa z twojej stopy, bo całe obejście zachlapane od krwi. I mi nie wmawiaj, że jest twój. On mój z dziada pradziada i protoplasty rodu, co na drzewie siedzą. Poznaję po dwóch łebkach, na przeciwległych stronach. Jak mógł ci przebić stopę na wylot. Sąsiedzie, ty coś kręcisz. –– E tam kręcę… to cud. Nagle ni stąd ni zowąd, sąsiadkę przyniosło nie wiadomo skąd. Coś zaczyna wykrzykiwać, byśmy cicho byli, bo spać nie może. Dodaje pojednawczo, że ma całą kobiałkę zardzewiałych gwoździ i może nas obdarzyć po równo. Po odpadniętych od ściany tyłkach zostały. Na domiar złego powraca córeczka i znowu zaczyna swoje: –– A ja proszę pana mam jajnika. Jasia ugryzł, gdy chciał go pogłaskać pod długie włosy. –– To fajnie, że masz jajnika, który ugryzł Jasia –– dodaje niewspółczująco sąsiad. –– Ale ja i tak nie oddam mojego gwoździa. –– On leżał na ziemi moich ojców –– powtarza kwestię. Ni stąd ni zowąd, podbiega nagle pomocny mi sąsiad, przewraca gościa, wyszarpuję gwóźdź z kawałkami mięsa i daje mojemu kotkowi do oblizania, niczym mysi ogonek. Jajnik atakuje kotka, sąsiadka stoi z kobiałką starych gwoździ zrezygnowana, a ja idę spać. *** I tak z dnia na dzień, wstaje rano z dwugłowym gwoździem w stopie. Jeden łeb pod spodem, a drugi od strony łydki wystaje. Na zewnątrz słyszę błagalny śpiew tłumów, a żona rozbudza mój niewyspany umysł, bym mógł ze świeżym spojrzeniem zacząć pracę, wyjściem do cudownych obowiązków.
  23. @MIROSŁAW C. ↔Dzięki:)↔Tak metaforycznie, to podobnie bywa w ludzkich relacjach. W sensie "drzazgi" i "kości" A jeszcze pod "paznokieć" wejść może. No ale. Np: meble też potrzebne :~)↔Pozdrawiam:)
  24. @Corleone 11 ↔Dzięki za kolejne pochylenie.🙂 Z tą metaforyczną ramą i obrazem, to raczej powinienem rzec o "przyprawie do pokarmu" co wzmacnia smak, ale nie każdemu smakuje, lecz nie aż tak, żeby miał od razu "wymiotować" Czasami myśli i teksty me, nie są zrozumiałe dla mnie, a co dopiero dla innych. No ale w sumie nie narzekam:) Pozdrawiam🙂:))
  25. 🧔 📐 Szlifierz kątowy choć trochę kiepski, szlifował stare i młode deski. Wprzódy do drewna czule przemawiał, później bzy bzy bzy każdą wygładzał. Razu pewnego ze sterty deska, w chatce szlifierza chciała zamieszkać. Kątem do niego poczuła mięte, uczucie w słojach mając zaklęte. Odrzucił miłość szlifierz kątowy, albowiem ujrzał obiekt już nowy. Wzgardzona deska za swą udrękę, urwała sękiem jemu szlifierkę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...