Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Dekaos Dondi

Użytkownicy
  • Postów

    2 770
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3

Treść opublikowana przez Dekaos Dondi

  1. o milczeniu mówiono mu tak: głośno różnie wiele że w końcu zwątpił w milczenie
  2. @Dekaos Dondi ↔Dzięki:)↔To zależy, jak rozumieć metaforę→przerzutnie:)↔Pozdrawiam:)
  3. @Wędrowiec.1984 ↔Dzięki:)↔Może raczej zgodną... ze słuchaczem?:)↔Pozdrawiam:) *** @Dagmara Gądek ↔Dzięki:)↔Akord też dźwięk. Tyle że bardziej:)↔Pozdrawiam:) *** @befana_di_campi ↔Dzięki:)↔Ja też, też:)↔Pozdrawiam:) *** @poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔A zatem miło mi, że ma, rzeknę tak:)↔Pozdrawiam:)
  4. tańczy poezja sens umie znaleźć chociaż przerzutnie wciąż mylą taniec
  5. – Masz fart! Prawie za friko, na pięciolinii jesteś muzyką. – Wiem. Doceniam szczęście, lecz chociaż przez chwilę. chciałbym być dźwiękiem.
  6. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔Chyba każdy, na swój sposób ma:)↔Pozdrawiam:)
  7. co do krętych ścieżek to chodzić umie lecz na prostych jak po grudzie
  8. biegną świnki do koryta zamieszania robią w bród każdy ryjek jest zawzięty finał marzeń blisko już jedna z byka chrząka groźnie inna sru i puszcza pawia waśnie ogon usztywniają wielokrotność też się zdarza wiele szynek pogniecionych bo się pchają wciąż na hama są też ładne i ładniejsze chociaż lecą tak od rana tam z golonki kość wystaje skórę przebił cudzy kotlet kwiczą tupią raciczkami głośniej z tyłu bo markotne wyścig trwałby długo jeszcze do tej bramy każda chętna lecz przed wejściem przegapiły wielki napis rzeźnia miejska no i metka czas się skończył to już żaden wątek nowy wyłapano wszystkie do cna przerobiono na wyroby biegnie stado nowych świnek do krainy szczęśliwości zakład świetnie prosperuje nie ogłosi upadłości
  9. ostatni raz upomniał wiatr szybuj dopóki jeszcze skrzydła masz
  10. @Nata_Kruk ↔Dzięki:)↔Czasami "potknięcie" jest przydatne aż tak, że zwiększa szansę powrotu"do pionu"↔A ti ti ti Sensiku:~)↔Urocze:)↔Pozdrawiam:)
  11. Feniks właśnie otrząsa resztki szarego pyłu, z rozłożystych skrzydeł o barwie złota i bursztynu, z lekka przygaszonych (gdyż właśnie odpoczywa po kolejnym powrocie do życia) gdy nagle popada w sentymentalne zamyślenie. Nie za bardzo mu na pazur, z pierzastej głowy wytrząsnąć resztki chęci, tyczącej podróży ku Słońcu. Ten przemożny niespełniony popęd, już go od pisklaka fascynuje. Tylko nigdy nie miał na to czasu. Wypadało sprostać tradycji, tudzież tworzeniu historii i ustawicznie odradzać ciało z popiołów, których był producentem, niestety bez udziału wyśnionej gwiazdy. Lecz dzisiaj warknął dziobem: po stokroć dość tego. Po dwóch tysiącach powrotach do egzystencji, coś w końcu zrobię dla siebie. A co. Kto mi do żarzącego pierza zabroni. Pofrunę wysoko, a nawet wyżej, by spełnić swoje marzenie. Gorąco tego pragnę. *** Nieopodal w gęstych ustawicznie krzakach, Ikar spogląda trwożnie na swoje skrzydła. Niemrawe, wiotkie, nie zalatujące wznoszeniem – przyznaje w duchu Ikarycznej jaźni. – Takie mało żaroodporne. Dlatego z zazdrością spoziera przez dziurę po sęku, na Feniksa, który gotuje ciało do lotu. Aż go sobie z tego żalu wyobraża… gotowanego w obszernym kociołku, aż mięsko od kości odchodzi, wreszcie wolne. Też by chętnie stuknął w Słońce Ikarową egzystencją, wiedząc, że powróci do życia, odradzając ciało i będzie mógł powtarzać proceder, aż do usranej… a właśnie, że nie, rozmyśla chytrze nostalgicznie, planując pewien plan. *** Feniks faktycznie pragnie pofrunąć ku Słońcu, lecz nie koniecznie… pragnie usłyszeć niepokojący szmer za złocistym kuprem. Niestety. Nie nadąża nawet zerknąć na atakującego łobuza ze sztucznymi skrzydłami, gdyż zostaje obalony przodem w kierunku runa leśnego. Akcja wykonawcza wroga, tak szybko realizuje haniebny plan, że nawet zaatakowany w pierwszej chwili, nie spostrzega, że został oskubany z piór całkiem do gołego. Dopiero w drugiej chwili zaczyna biegać na polance z myślą, że z marzenia nici skubane, oraz żeby nie zmarznąć. Jednak coś go nachodzi i spostrzega istotę w jego piórach, szybującą ku Słońcu. Płacze rzewnie wydartymi nostalgią łzami, lecz nadal biega, albowiem chłód mu coraz bardziej doskwiera. Aż w końcu wybiega goły z lasu, kierując kroki ku najbliższej wiosce. *** Tymczasem Ikar na skradzionych skrzydłach, co zastąpiły jego, oraz obleczony w nie swoje pióra złocisto bursztynowe, jest coraz bliżej Słońca. Zziajany i spocony jak wrząca cholera, gdyż podróż nie taka krótka znowuż, stuka głową o gwiazdę i zaczyna płonąć, teraz na całego już. Razem płonie jego marzenie, blaskiem spełnienia. Świeci ciepłą, chcianą radością, że nawet jako nieznośny złodziej, nie czuje bólu, tylko przeżywa euforyczne szczęście. Tym bardziej, że jest przekonany, iż odrodzi ciało i powtórzy podróż i tak w kółko Macieju szczęścia zaznawać będzie. Póki co skwierczy głośno na cały kosmos, że nawet plamy słoneczne są z lekka zdegustowane. Płonące członki oderwane od innych, bombardują rozłożyste łono matki Ziemi, a strumień wrzącej krwi zamienia cały bajzel, w patriotyczny, czerwono – biały popiół. Chociaż niektóre niezupełnie zwęglone kawałki kości, włosów, mięśni, skóry i różnych innych podrobów, lecą w całości. Ale spoko. Spłonie wszystko i doleci szumem martwego szarego pyłu, w miejsce, gdzie ich przeznaczenie pokieruje. *** Niestety. Pokierowało tak, że popiół wraca na Ziemię i traf chce, że na ową wioskę, gdzie otrzymał ciepłe schronienie, goły oskubany. Ludność widząc, że musi brodzić w gęstym popiele, ni stąd ni zowąd zaczyna wrzeszczeć, żeby goły Feniks wytarzał w owych szarych grudkach, swoją gołość. Coś widocznie tubylcy kumają o minionych zamiarach Ikara i ogólnie o co w tym biega, ale nie informują przybysza, może dlatego, że chcą mu zrobić niespodziankę po przejściach, jakich doznał. No i faktycznie. Gdy wytarzał wszystkie członki swoje, w szarym popiele, to ziścił, co miał ziścić. Zgromadzony tłum ujrzał wielkiego ptaka, w płonących złotem bursztynowych piórach i takiej samej barwy, skrzydłach. Aż niektórych podmuch żaru przewrócił i połamał, a kilku najbliższych ciekawskich zwęglił, gdy odrodzony w ożywczym pyle, startował ku. A dziękuje to gdzie, niewdzięczniku – zakrzyknął ktoś wzburzony, poparzonym głosem. *** Jednak popiół z Ikara pozostał nieprzemieniony i trza było żywym sprzątać. A nawet spod powiek wydłubywać i źrenic. Pomimo tego, trochę po omacku, kopcące pośmiertniki Ikarowi jednak zapalono, przypalając paluchy. Kiedy znicze przygasały martwym knotem, niewielkie słupki dymu, szybowały ku Słońcu.
  12. może to głupie stwierdzenie nie wiem że niektóre kwiaty tak pięknie więdną kwitnieniem
  13. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔Też sądzę podobnie:)↔Pozdrawiam:)
  14. @Rafael Marius ↔Uśmiechu nigdy za dużo, zazwyczaj:)↔Pozdrawiam:)
  15. @Leszczym ↔Dzięki:)↔Różnie to w życiu bywa:)↔Pozdrawiam:) @agfka ↔Dzięki:)↔Czasami i tak jest, że... równocześnie:)↔Pozdrawiam:)
  16. @Leszczym ↔Dzięki:)↔Pozdrawiam:)
  17. czasami słowa są ważne na tyle ile jeszcze ważniejsze między słowami chwile
  18. Tekst powtórkowy nie wiem czy zdołam wybaczyć zwierciadła tafli srebrzystej obrazem fałszu mnie zwiodła miłości twojej tak czystej przytul mnie swoimi łzami na łące gdzie lustro jest inne tam zapach kwiatów powrócił w odbiciu twe serce niewinne przytul mnie swoim uśmiechem gdzie serce serca nie rani cierpienie w nas pozostanie lecz nie jesteśmy tu sami
  19. @befana_di_campi ↔Ni stąd, ni zowąd→tu zamiast→ni→a nawet:))
  20. @befana_di_campi ↔Dzięki:)↔Tak nagle mnie naszło. Ni stąd, a nawet zowąd:)↔Pozdrawiam:)
  21. Ɓօϲíɑղ թօłƙղął żɑbę, Ɩҽϲz մժłɑաíł síę ƙմʍƙɑղíҽʍ
  22. @poezja.tanczy ↔Dzięki za plusy:)↔ Autoironia tak rzeknę, potrzebna zapewne:)↔Pozdrawiam:)
  23. @Konrad Koper ↔Dzięki:)↔Aż tak wysoko nie sięgam:))↔Pozdrawiam:) *** @Dagmara Gądek ↔Dzięki:)↔Uśmiechu nigdy za dość:))↔Pozdrawiam:) *** @MIROSŁAW C. ↔Dzięki:)↔Skoro bingo, to coś w tym musi być:))↔Pozdrawiam:) *** @poezja.tanczy ↔Dzięki:)↔A zatem to co pomiędzy, najbardziej chciane?:))↔Pozdrawiam:)
  24. 👝 ram pam pam ram pam pam na zielonej tytce gram nadmuchana wiatrem wiele dźwięcznie robi za bębenek aż skowronek gdzieś pod niebem zauskrzydlił tytkę śpiewem w której wnętrzu szneka czeka by zjedzenia się doczekać drzewa kłosy rytmem niańczą gdzieś tam krowa robi masło lecz nie zdąży baran spożyć bo wsadzono go do kozy ram pam pam ram pam pam na zielonej tytce gram nadmuchana wiatrem wiele dźwięcznie robi za bębenek truskaweczki już na krzaczkach z szypułkami tańczą walca a zającom szaleństw mało choć zrobiono ich na szaro nawet babcia choć leciwa nie jej w głowie dogorywać lecz z młodzieńcem spięta mocno wciąż szaleje polkę skoczną ram pam pam ram pam pam na zielonej tytce gram nadmuchana wiatrem wiele dźwięcznie robi za bębenek wtem huknęło że aż strach teraz trudniej na niej grać 👝
  25. od kiedy krzyk pokochał ciszę tylko szepty można usłyszeć
×
×
  • Dodaj nową pozycję...