Trafiłaś w dziesiątkę,Tetu - wiersz celowo napisałem w stylu bardzo infantylnym, jako widziany z pozycji kilkulatka.
Co do guzów i ran ... hmmm... Doprawdy sądzisz, że są to przymioty bliskie tylko dorosłym? :) Dorosły, gdy nabije guza - w dosłownym tego słowa znaczeniu, bądź też w przenośni, jako przykre doświadczenie życiowe, czy skaleczy się - sam zadba o opatrunek, nieraz nawet tego nie zauważy - to drobiazg - a dla dziecka, które poszuka w trudnej chwili pomocy, właśnie ta ukochana matka jest bezpiecznym portem, do którego ZAWSZE - bez względu na szalejące sztormy może zawinąć by za bezpiecznym falochronem matczynych rąk otrzymać pomoc w cichej przystani jej dobroci...
Co do ukojeń duszy - a któż lepiej jak nie matka, na skołataną głowę ,,przyłoży kojący kompres spokoju", gdy świat małolata runął, bo Kaśka z trzeciej C ,,zostawiła" go dla Piotra z piątej B, który na ostatnim meczu strzelił trzy bramki..?
Małe problemy małych ludzi dla dorosłych niejednokrotnie bywają błahostką, ale dla małego człowieka, to często dramat. Pozdrawiam czerwcowo.