-
Postów
536 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Dawid Rzeszutek
-
Kołnierzyki
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@duszka Witaj, Jestem pełen zachwytu dla twojego entuzjazmu. Jednocześnie czuje bliskość, niemal rodzącą się więź, budowaną wzajemnym zrozumieniem. Jestem dość outsiderem, nie tylko intelektualnie, ale też życiowo i gdy spotykam kogoś, kto wykazuje chęć zrozumienia tego co staram się przekazać, to wydaje mi się to nie tylko zjawiskowe, miłe i sprawiające radość, a również niewydające się przypadkiem. Na tym świecie jesteśmy samotnikami, izolującymi się od tego co niedobre, izolujemy się do tego stopnia, że tylko wartość w nas staje się jakimś kompasem, czasem nawet tracimy głowę w tej matni, w pustce, która przez krzywdę nas spotkała, a osoby takie jak ty DUSZKO pozwalają ponownie uwierzyć w człowieka i świat. Nie chciałbym przesadzać, ale jesteś osobą naprawdę wspaniałą, uzmysławia mi to sposób twojego podejścia do mnie i mojej poezji, dodatkowo twoje zaangażowanie i poświęcenie, by zrozumieć to, co napisałem, jest w moich oczach dowodem twojej wartości. Dziś już nie ma takich ludzi. Mimo że unoszę się emocjami, to jednak rozum je udowadnia i dziękuje ci, że jesteś. Pozdrawiam! -
Kołnierzyki
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj Duszko, miło Cię widzieć ponownie na polanie moich wersów. Generalizując pojęcie kołnierzyka czy kołnierza w wierszu, chodzi o pewien status powagi, czystości i szacunku powiązany z symbolem białego kołnierzyka - jest to symbol wartości w moich oczach. Jakiejś idei świętości - jako pojęcia kumulującego to, co zaiste najważniejsze i najpiękniejsze. Osobiście w taki sposób rozumiem białą koszulę i kołnierz, bo przecież białe koszule zawsze miały kołnierze i zakładało się je w szczególne okazje. Kołnierzyk jako zdrobnienie dotyczy zwykle dzieci, gdy noszą maleńkie koszule, kołnierze zaś są w wersjach dla dorosłych. W pierwszej strofie mowa jest o dzieciach Boskich, jako ludzkości wspinającej się do nieba, do ojca, można rzec drogą ewolucji i rozwoju wg wskazań Pisma Świętego, jednak serca zamiast miłością, wypełnione mają dolarami - jako symbolem materializmu i zboczenia z prawdziwie ludzkiej ścieżki. Stali się istotami pragnącymi niebios, ale zatracili wartość i bez poświęcenia, bez pracy, bez dowodu swojej wartości, a przez co również i spełnienia warunków, i tak pragną ich i robią wszystko by się tam dostać. Ostatni wers mówi o wydarciu Bogu z oka łzy, która oczywiście jest symbolem cierpienia, smutku. To wydarcie jest przymusem smutku, wprawieniem Boga w żal lub nawet żałobę czynami swoimi. "Kroplę praw dobitnych" - oznacza, że łza jest niejako symbolem tego świata, na którym częściej się nie udaje, niż udaje, a co wywołuje smutek, czy to w oku człowieka, czy Boga. Druga zwrotka mówi, że już kołnierze nie symbolizują tego samego, bo kołnierz i koszula to tylko symbol tego, co człowiek nosi w piersi i w duszy, a gdy tego zabraknie, to sama koszula nie uszlachetni chama. Trzecia strofa mówi o jeszcze gorszym stanie świata, o pogarszającym się upadku ludzkości. Białemu kołnierzykowi przeciwstawiony jest szatański całun, jako odwrotność świętości. Jest też mowa o trudnościach, jakie świat napotyka, o gaśnięciu gwiazd i koszmarze, ale też o bezpańskiej drodze krzyżowej - jakby o cierpieniu, które już nie ma sztandarów wartości, które nie ma słońca na niebie, jako twarzy, za którą idzie się walczyć i cierpieć, a cierpi się bez idei, które ludzkość sama obala, bo przeszkadzają im w byciu grzesznikami. To prawdziwe cierpienie piekielne - w moim rozumieniu. Czwarta strofa opowiada o genezie wydarzeń upadku ludzkości. O tym też, że to Szekspirowski Teatr Życia i tutaj losy są różne i często niepojęte, bywają też bolesne. Kamień, czyli stałość, grunt, punkt odniesienia, to rzecz stabilna, niezmienna, jest nim punkt początkowy, jak dom. A rzeka, to bieg wydarzeń, pęd rzeczywistości nieprzewidywalny, w którym uczestniczymy, projekcja wyobraźni, jakby biegnące po ścianie zorze, coś zmiennego i niestałego, niestabilnego, niedającego się kontrolować. Na wodzie człowiek przecież dużo gorzej manewruje, traci możliwości naturalnego dla siebie poruszania, jest to środowisko, w którym trzeba się nauczyć jak się zachować i jak przetrwać. Dla mnie wszystkie porównania, które wymieniłem, mają ze sobą silny związek, dlatego Kamień i Rzeka - są to symbole bardzo ważne i ponadczasowe. Jest to, jak łodyga z liśćmi i pąk kwiatu, gdzie pierwsze jest strukturą podtrzymania, jak grunt dla człowieka, a kwiat to finezja, piękno, zasadniczo rzeczy bardzo niestałe, ulotne, zmienne, jak woda przepływająca przez palce. Innymi słowy, gdyby wodę i kamień nazwał symbolami ponadczasowymi i uniwersalnymi Ziemi, to wspólnie symbolizowały, by właśnie ją, a mówiąc dosadnie - rzeczywistość. Dalsze wersy mówią o ostatecznej karze przepowiedzianej dużo wcześniej, efektu dodaje fragment o echu, który dogonił krzywdę spod lasów Katyńskich, co przez spory okres czasu między wydarzeniami podnosi tylko wielkość klęski ostatecznej upadłych ludzi, bo aby echo kataklizmu przeniosło się w czasie o taki kawał czasu, musiał być on naprawdę wielki. Jest sporo symboliki, ale opiera się o wzór wartości, jakby jej sam fundament, o wolność, wskazówki Boskie, boską wiarę w człowieka, potem zdradę tych wartości przez ludzkość, zdradę zaufania i boskiej wiary i o krzywdzie jaka czeka świat za jej brak. Bóg wcale nie musi ingerować w świat, nie musi bezpośrednio karać ani nagradzać. Życie tego świata wystarczająco karze i nagradza samo z siebie. Tutaj nie potrzeba nikogo ani niczego więcej. Wskazówki Boskie dla mnie są jedynymi rozwiązaniami absolutnymi. I dla mnie jako człowieka świadomego są to rzeczy oczywiste, a zaprzeczanie temu uważam za dowód głupoty i nieświadomości. Jest to wizja apokaliptyczna, która mi daje namiastkę nadziei, bo gdy wiecznie się nie udaje zbudować świata pięknego i wspaniałego, to przynajmniej trzeba się nauczyć cieszyć jego zniszczeniem. A skoro i tak nie powstało nic wspaniałego i pięknego, to nie ma czego żałować. Z drugiej strony ludziom dobrej woli potrzeba sprawiedliwości, by poczuli sens bycia dobrym i prawym, a apokalipsa w swojej genezie chyba ma dać to im właśnie. Przepraszam, że znów spisałem całą księgę tłumaczenia dla zaledwie 4 strof wiersza, ale mam nadzieję, że przybliży ci Duszko problematykę tekstu. Pozdrawiam!! -
Okolica w kołnierzyku wspina się po boskiej dłoni W łaski skroni ojcowskiej, w pejzaż oczu błękitnych W garniturze z dolarami zamiast serca i w pogoni Wydziera Bogu jedyną łzę, kroplę praw dobitnych Już kołnierze nie udowadniają prawd świętych Nie mają serc i nadziei ani honoru w głębi bieli Nie posiadają wartości w nicości niepojętych Choć noszą je najwięksi, to wartości ich niepojęli Okolicę noc okrywa, całunem żądzy szatańskiej Światłości w punktach mlecznych wolno gasną To czas koszmaru, drogi krzyżowej bezpańskiej A gniew dziś ojca cierniem twarz ludzką drasną Scenariusz dramatu napisał kamień i rzeki nurt Twardy scenarzysta i przenikliwa pędu świątynia Gniew wylał się lawą z przeklętych tarota kart A echo dogoniło krzywdę spod lasów Katynia
-
Gmach z manuskryptu z przyszłości
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie chce popadać w opinię o byciu znawcą i tworzyć obraz siebie jako osoby z wielką znajomością poezji i rzutować innym na poglądy, opinie, ale nie zgodzę się.... Jest w umyśle autora pewien wzorzec wizji, który wcale nie jest patetyczny w formie śmiesznej, a jest w takiej, która nie zaprzecza swojej stylistyce, ale uznając tło i rozumiejąc dogłębnie metaforykę, uzasadnia ją i stwarza im warunki do lepszego zrozumienia. To tło - to zaplecze wiersza może być argumentem. Przecież wystarczy dostosować odpowiednie, szersze, barwniejsze, dopasowane do tekstu tło - pewien obrazowy schemat kontekstu, który nie jest łatwy w odszukaniu, ale jest takim, który stwarza w umyśle odbiorcy obraz mniej sprzeczny z wizją autora. Krótko mówiąc - głębsze tło i wyraźnie zrozumiane metafory oraz odpowiedni schemat oceny mogą uzasadnić formę i nadać jej szlachetności. Należy też zauważyć, że odbiorca kieruje się pewną estetyką, pewnym przyjętym, wyuczonym, schematem oceny, bazuje na mnogich, "nabytych" odczuciach dotyczących wyobrażeń, które pojawiają się w umyśle z każdą przeczytaną strofą. Geneza tego wzorca jest prosta, bo powstała na podstawie ocen tzw. znawców (ale tej przyjętej epoki, którzy też mogą być w błędzie), którzy tworzyli podręczniki, którzy wykładali na studiach, ale nie można powiedzieć, że jest to wzorzec ostateczny, absolutny. Trzeba wskazać, że wzorzec to jak pewna skomponowana barwa, ale nie można powiedzieć, że jest ona jedyną z możliwych. Klasyfikując wiersze według jednego wyuczonego wzorca, pomijamy mnogość innych wzorców, które może przez nasączenie skorupki za młodu jednym z nich, który jest aktualnie wygodny, wydają się obce, a przez leniwość lub nawyki, nawet złe. Ogólnie mówiąc, nie podzielam oceny, że wzorce przyjęte za stosowne w tej epoce, są ostateczne i absolutne, co oznacza, że kierowanie się nimi wcale nie musi być wyznacznikiem opinii absolutnie doskonałej. To stwarza możliwości, daje wolność odbiorcy poniekąd budować swój świat oceny, niewsparty o wzorce obecnej epoki, a zasadniczo o swoje prywatne, zbudowane latami czytania poezji i wybiórczego uznania, według tego, co jest dla niego dobre a co złe. Tworzyć inne wzorce oceny odseparowane od jednego sztandarowego, który mógłby pewnie się zgubić w stadzie innych. Sprowadza się to do przewagi prywatnej i niezmąconej edukacją opinii nad rzeszami opiniotwórców i opinio - wzorca - powielaczy. Jestem zdania, że nie tworzę nowego nurtu, ale na pewno moja poezja posiada cechy, które nie będą zrozumiane w tych czasach, podczas kierowania się w mojej opinii ograniczonym i defektywnym wzorcem poprawności poetyckiej, narzuconym przez opiniotwórców, którzy bogami nie są. Człowiek rozwinięty powinien kierować się wielością schematów oceny, szukać warunków dla wiersza w szerszym spektrum barw i odcieni, a także rodzajów scenerii, w których wiersz może ożyć lub kolokwialnie mówiąc - pływać jak ryba. Taki sposób pojmowania jest na pewno szerszy i daje więcej możliwości, bo z obecnymi wzorcami i tak można polemizować, a na pewno nikt nie powie i w dodatku to udowodni w sposób logiczny, że tak nie jest. Niejednokrotnie tworzono nowe style i nurty w literaturze czy malarstwie, a nawet w filmie. Żadne ujęcie nie jest absolutne, dlatego tez jest ważne, bo jest inne, charakterystyczne, bo może tworzyć, uzmysławiać coś oryginalnego, osobnego. Pozdrawiam! Witam!! Jest to dawny styl pisana, Władysław Sebyła w swoim dziele "Ojcze nasz" używał takiej formy. Jakoś do mnie przywarła. Myślę, że jak śledzie mogą być w oleju, tak mogą być gwoździe we krwi. Tak wymagam od odbiorcy nieco więcej, ale wydaje mi się, że w zamian oferuje głębię, co wzmaga opłacalność poświęcenia. Dziękuję Duszko za komentarz :) Pozdrawiam! Dziękuję za komentarz, Trzymaj się również ty! Szczerze pozdrawiam! -
Gmach z manuskryptu z przyszłości
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Rozumiem, ale stoję w opozycji do powszechnego pojmowania patosu w nowoczesnej poezji. Taki styl języka ma w moim wyobrażeniu wartość, być może jest nieco przestarzały, ale tak piszę i w takiej stylistyce lubię wyrażać pewne ważne dla mnie rzeczy. Ta opozycja pewnie więcej wrogów mi przysporzy niż przyjaciół, ale biorę tę cenę w koszty. Zakładając, że jeden z ważniejszych pisarzy - Homer też nie żył i nie przeżywał bitwy pod Troją, bo niestety żył dużo później, rzuca inne światło na funkcje patosu w literaturze. Pozdrawiam! -
Uśmiech ślę spod maski
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Czarek Płatak utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj, Jestem raczej w sposób pozytywny zaskoczony, mimo dość dużego i bezpośredniego skupienia na osobie własnej autora. Osobiście wolę teksty bez angażowania formy pierwszej osoby liczby pojedynczej, takie, w których autor jest duchem tekstu, a nie jego twarzą. Są w mojej opinii bardziej uniwersalne. Osoba odbiorcy może postawić się w roli podmiotu lirycznego dużo łatwiej, a nawet stworzyć pewien jego obraz psychologiczny – wcale nie związany z autorem, a przede wszystkim tekst nie epatuje jego osobą, lekko rażąc w oczy. W mojej wizji wiersz powinien reprezentować autora między wierszami, bez nawiązań do jego prywatności w sposób oczywisty, nie wyłuszczając w tekście w sposób zbyt bezpośredni, kim jest lub na kogo pozuje, jaką wdziewa maskę. Wprowadza taki zabieg też pewną dozę zdrowej niepewności, czy autor mówi o sobie, czy jest to jedynie jego wyobrażenie. Poetom często wydaje się, że tworzenie obrazów w takiej formie, jaką przyjąłeś, wprowadza pewien autentyzm, że to moje wrażenie wynikłe z mojego doświadczenia, a podobno to jest ważne. Autentyzm tak – jest ważny, ale powinien wynikać ze stylu, ze specyfiki ujęcia problemu, w oryginalnej metaforze, ale nie w tej formie. Oslepia ona przekaz, bijąc w oczy cechami personalnymi autora. Uważam to za błędną drogę. Taka forma wcale nie istotna dla autentyzmu, a jej efekt wręcz powinien być pobocznym elementem tła - całego zbudowanego obrazu rozumowania w głowie odbiorcy. Inaczej to tak, jakby cały sens tekstu porażało zdjęcie twojej twarzy lub twój rys psychologiczny. Oczywiście nie próbuje nikogo pouczać, a jedynie przedstawić swój punkt widzenia. Wolą artysty zawsze jest wolność i swoboda, dlatego też ich nie zamierzam odbierać. Pozdrawiam! -
Świat tak ładnie pachnie
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Magdalena utwór w Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
Witaj, Może nie jestem mistrzem słowa, ale również i na moim poziomie widać tutaj totalny truizm. Zastanawia mnie natomiast rzecz jedna - Czy to prowokacja lawiny krytycznych komentarzy i próba konfrontacji? Pisanie dla kaprysu? Ale dlaczego na forum publicznym, gdzie wiele osób to przeczyta i się rozczaruje? Chyba, że się o poezji nie ma pojęcia zasadniczo żadnego. Podobno wszystko co jest wewrsyfikowane, może być uznane za poezję, więc zakładając, że to jest prawda, to należy ją klasyfikować, jako dobrą i złą. Tutaj dobrej nie widzę. Pozdrawiam! -
Drogą na skróty?
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj (jak zawsze - dobra) Duszko! ( SPORO NAPISAŁEM, ALE TAK LUBIĘ, RAZ - WYRAŻAM SIEBIE NA WIĘKSZYM SKRAWKU TEKSTU, A DWA DAJĘ SIĘ PRZY TYM LEPIEJ POZNAĆ) Pierwsze, co chciałbym poruszyć, to fakt bardzo pozytywnych wrażenia związanych z tobą. Nie dlatego, że pochwalasz czy ganisz - zawsze sprawiedliwie, a dlatego co się rzuca w oczy - że robisz to zdrowo, racjonalnie i wedle wartości, które również mi przyświecają, a niekoniecznie je uwydatniam w sposób pełny, czyli taki jaki bym od siebie oczekiwał. - Co umiejętnie zauważasz. W tym fragmencie zaznaczasz pewną cechę swoją, która dziś staje się archaizmem, w dobie lewego toru myślenia i paradoksów i mankamentów z nim związanych, czyli to, że kierujesz się moralnością, podziałem na dobro i zło, na grzech i dobry uczynek, co sam wyjątkowo mocno w człowieku cenię. Tak, nie można zapomnieć, że krzywda i pomoc, to antagonistyczne pojęcia, które nigdy nie zostaną wyplewione z ludzkiego życia, a jedynie może nam zostać zamazane ich pojmowanie, a inaczej mówiąc - możmy zostać oślepieni i tym samym ogłupieni, że one nie istnieją. Może powstać perspektywa, która w sposób śmiały będzie dualizm negować, a wprowadzać mnogość parametrów oceny, często udowadniać, że zło nie istnieje. Nie zapominajmy też, że moralność katolicka, to ciosane przez wieki narzędzie oceny czynów i jeżeli założymy, że przetrwaliśmy dzięki tym wzorcom 2 .000 lat i nadal trwamy, to chyba niezły wynik! Dlaczego więc mielibyśmy zapominać o tym fundamencie? Osobiście nie wiem i wolałbym, aby tak się nigdy nie stało. Ale do rzeczy! Tak, masz rację, wybór gdy zakładamy dwie możliwości, wydaje się oczywisty, (dwie możliwości - określone można uznać za banalne, zapyta ktoś tylko dwie? Ale jest to określenie ogólne, ale i dosadne i pewne, bo wszystko pomiędzy nimi to pół środki, a do tarczy zawsze celuje się w sedno, a nie w pomiędzy końcem a środkiem, nie czyni się trochę źle i trochę dobrze, a stara się o jak największe dobro i minimum zła) każdy dobry wybór i mądry - wiąże się z trudnością. Pamiętajmy - do wielkich celów dochodzi się stromym zboczem, po którym co rusz turlają się w naszym kierunku skały. Jest to niby Syzyfowa praca, ale doznając finału, okaże się, że warto było iść tą drogą. Bo człowiek, który odczuwa spełnienie i zadowolenie z czynienia dobra, to człowiek wspaniały i wartościowy. To istota, którą, ogólnie można uznać za z wszelakich stron przydatną społeczeństwu. Jest jednak tak, jak piszesz... Wewnętrzny konflikt jest w nas często w sytuacjach skrajnych. Szczególnie gdy musimy forsować się podczas decyzji o działaniu, gdy kierujemy się słusznością. Czuję, kiedy piszę w sposób patetyczny, podniosły, ale nie boję się tego, mimo że współczesna poezja, z niewiadomych mi przyczyn, tej stylistyki się wyzbywa. Czyż wydaje się nam, że podniosły charakter, zbudowany ewidentnie na emocjach osoby piszącej, tych mniej lub bardziej uświadomionych, które osobiście chwalę i cenię, bo nadają żywotności treści, niejako budzą nasze wyższe stany duchowe, pozwalając pomyśleć o triumfie, nie tylko nas, ale również wartość czy chwili, czyli tego co ważne "w naszym" prywatnym odczuciu, dziś już nie ma znaczenia? Rozumiem, że patos był cechą wielkich wydarzeń i należy do archaizmów, ale przecież wielkim wydarzeniem są nasze emocje, nasze miniaturowe w skali świata, ale wielkie w skali naszego życia wrażenia wywołane drobnostkami, o tym m.in. jest poezja, o impresji osobistej. Przecież zobaczenie jeża w jesienną noc podczas gdy mieszkamy w mieście, jeża, który przecina chodnik przed tobą, to tez wydarzenie u osoby wrażliwej o ważnym i podniosłych charakterze. Krótko mówiąc - gdy wielki świat nas otaczający nie pozwala na wzniosłe momenty, to czy nie powinniśmy zrobić ich z małych dla świata a wielkich dla nas odczuć i wywołanych nim wrażeń? Impresjonizm to określenie mówiące o uchwyceniu chwili, dosłownie jej magii. Tak jak pisałem, ta powaga chwili, wzniosłość może dotyczyć triumfu wartości dla nas ważnych, a dla świata drobnych. Wartości moralnych podczas pomocy bezdomnej osobie, czy wartości emocji, które wzbudził jeż, czy nawet spadający jesienny liść, który jest symbolem ponadczasowym i wielozakresowym, bo prócz swojej ewidentnej śmierci lub odcięcia się od pępowiny drzewa i pewnych duchowych narodzin, lub chwil życia poza "domem", czyli też dojrzałości, lub symbolu przemijania, lub nawet starości jako jej samej, lub też jej finału. Lubie mówić, że każdy aspekt rzeczywisty, który jest ważny poprzez symbolikę, w zasadzie wywołaną procesem i jego interpretacją, która zachodzi podczas obserwacji, wydaje się mieć tyle stron, ile diament ma kolorów lub rozbłysków w sobie, albo nawet jednego i drugiego razem. A mechanikę zdarzenia zaobserwowanego można rozłożyć na atomy i na podstawie analizy tego, co jest najbardziej w niej istotne, można porównywać do podobnych mechanizmów, a analogizm doprowadzi do metafory - to tylko taka dygresja. Więc czy patos w kwestiach prywatnych wrażeń, które w momencie zaniku wielkich wydarzeń wokoło bądź ich nieważności dla nas samych, nie ma żadnego znaczenia? Na pewno nie dla mnie. I nie zamierzam siebie ani sposobu myślenia zmieniać. -
Gmach z manuskryptu z przyszłości
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Zniszczony jest gmach i głodny łez Zjadł zimne już gwoździe we krwi Kiedyś mokre od żarliwych modlitw, Dziś konsekrowane splunięciem, jak relikwie Gwoździe - pieczęcie pod nieistotną klęską Stal stanie gmachowi w wąskim korytarzu W tej gardzieli przeklętej i świętej świątyni Do której świeczki nosili dzicy purytanie I w której trumny świeciły wokoło oczami Gdzie też Jezus lubił brzydzić się herezjami Tu opluty ksiądz rdzą spomiędzy tych ran Z krzyża, który nigdy nie rozgonił handlarzy Wyspowiadał wiatr i rozgrzeszył ogień Płomiennych stosów, domów wiedźm, Które dostępują dziś jasności oczów Jahwe Gmachu już nie dostrzeżesz w piekle Zatarł się w pamięci bitów ksiąg notarialnych Tutaj gdzie trwa nowy Eden dla niewiernych Dziś jego gruz kosztuje tyle, co bitcoiny A ci, co pamiętają o nim żyją bez jęzków Pozostała rosa na trawie i pył wspomnień Żyjące w konkubinacie, na kreskę czasu Tylko szaleni poszukiwacze Gralów W trumnach powtarzają tabliczkę mnożenia Bo nadzieja płonie jak trawa każdej jesieni Tylko liściom gorąco, ich lica są zbyt ciepłe Na dotyk, ani na szukanie na nich zdań Gmachu nie pamięta już żaden Egipcjanin Wznoszący cmentarzysko, gaszony potem Ale istnienie czeka białej gołębicy z smsem Autor: Dawid Rzeszutek -
Drogą na skróty? Grzech wydaje się łaskawą dłonią Pragnącą przywitać każdą duszę To oczy tobie w ciemności zapłoną! Czy do przywitania go cię skuszę ? Przecież to dłoń, co korzyść niesie Puchar luksusu, krew z żył sukcesu Nie byłeś bliżej, ochota ci pnie się Lecz po krawędziach spłynie sedesu W rozkład gnoju przy wtórze robaka Pcha się nadziei pełna dusza twoja Nadziei marnej, jak ostatnia pokraka Płoniesz i ty gniewem - tak jak Troja I po cóż witać w sercu grzech ciężki ? Dlaczego wolisz łatwizną odziać czyn ? Czy honor twój jest aż tak niemęski ? Czy bandyctwo moralne wiedzie prym? Możesz wieczność przytulić z ochotą Ale i piekieł otchłanie zdobić klęską Droga cięższa i warta to ta piechotą Inna przykryje wiarę żałobną wiązką Autor: Dawid Rzeszutek
-
Zardzewiała aureola brzęczy dziś bardzo Wśród płomiennych mieczy i cnót wieków Co anielską frywolność jak cień karcą Który nie dopuszcza do światła wycieków Świętość nową barwą dzisiaj się maluje I odmienne insygnia jej też się powierza Demoniczna ignorantów maść w nią pluje Cała chorda w nieświadomość zmierza Gdzie Bóg rozdaje świetność i medale Tu światłość buduje aurę tych witraży A prawość i słuszność odchodzą w dale Aż niebios sceneria się od dawna marzy Aureola ucichła, jak straże na pastwiskach Nie ma wroga ani przyjaciela w pobliżu Tylko gorejący krzew, jakby w jadła miskach Jakby wyrwany łonu, nędznemu podłożu Czy już tęczy nikt nie zobaczy w gniewie Czy schody święte nie brzękną melodią Tego ani ja, ani ród mój wcale nie wie Bo świat stał się świętości złą parodią Autor: Dawid Rzeszutek
-
Sześć sekund żałoby
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Miło mi, żę wiersz się spodobał. Pozdrawiam! P.S Jeżeli chodzi o same reakcje, to nie są najważniejsze..., ważne jest kilka a szczerych niż lawina danych z automatu lub takich, które ktoś daje z litości :D Tak czy owak dziękuję i pozdrawiam :) -
Sześć sekund żałoby Rozkołysz duszo o milionie twarzy, jak refleksów poranka na szybie, rozkołysz sekret w sercu. Niech uniesie się energią tętniącej krwi, a rozkosznie wibrującą tajemnicą nakarm krwinki, jak maki, by prześwietlone spojrzeniem anioła, wyrażały wiersza fragmenty. A siła miłości powiąże je w ład. A nadzieja skropli twą twarz łzą, łzą słodkiego zapomnienia, abyś zanurzył się w sekrecie, jak w trumnie ciemnej nieświadomości, gdzie tylko ty i on, ten tajemniczy fragment - łączycie się w wielkiej żałobie. Żałobie nad chwilą zapomnienia, kiedy miłość składała puzzle duszy W żałobie sześciu sekund braku światła.
-
Cicha ucieczka Bez krwotoków, cicho i łagodnie Odbierają życie gwiazdy północy Wieczni słudzy jasności litościwej Nocne latarnie wciąż niespokojne Gdy klepsydra dusi się piachem Zaschną łzy w tej krwi tętniącej, A euforyczny zawał powstanie Zdusi się serce w zakamarkach Zapominanych chwili oddechu. Krew zaschnie skażona chorobą. Tu nieśmiertelna trwa poświata Zwłoki opuszczająca bez nadziei Mknąca w sile pryzmatu światła Na koniec kolejki ku wieczności A waga waży wartości niepojęte Cisza i wspomnienie serca drgań Wypełnia oświadczenie o życiu Podpis wieczności w kajdanach I światło gwiazd, jasne i słuszne Pieczęć pod wyrokiem zwieńczą Droga pozagrobowa jest jedyną W zgodzie z prawdą i prawem Dziś brak wniosków i dowodów Na inny kształt wyroków czasu Dziś wiatr wiedzie ku niepamięci
-
Kazanie (Tekst może obrażać uczucia religijne)
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Nie było to szydercze, a skoro tak tobie brzmi, to warto się nad genezą zastanowić. Zaznaczę, że artysta nie musi, a często nie jest podmiotem lirycznym. Tekst nie nosi w sobie tego, co można odczuć po tonie głosu czy mimice ciała. Lubisz wiązać fakty w takie wiązanki, które atakują, chociażby "Piszesz, że jesteś wierzący, a więc tę uwagę napisałeś sam do siebie". Ja uznaję nieco inny model wiary. Daleki od mroków średniowiecza w głowie. Uznaję zasady i prawa, które niosą wartość człowiekowi i ludzkości w ramach egzystencji w cywilizacji. A otoczka, czyli starzec na tronie, idealistyczna świętość świętych, cała ikonografia, oraz wiele zasad zaznaczam - kościoła- a nie boskich, uważam za niepotrzebne. Jeśli ktoś potrafi zrozumieć pojęcia bez obrazowania ich niczym dzieciom, to wydaje mi się, że jest dojrzały duchowo. Ja bajki rozumiem, jako ciekawe obrazowanie, ale jest mi ono zbędne, gdy posługuję się sensem i ograniczonymi wizualnie, ale nie znaczeniowo symbolami. I nawet powiem, że bajeczki, czyli cała wizualna otoczka wiary katolickiej, wprowadza więcej zamętu niż ładu, w dodatku uzależnia i wciąga jak podrzędnej wartości reklama. Uzależnia, ale osoby o słabej umysłowości, bo tu gdzie mi wystarczy pojęcie miłości, które może być czerwoną kropką, w KK pojawia się masa różnych bajecznych, fantazmagorycznych, obrazów. Nie było tak zawsze, w epoce Gotyku, ograniczano dekoracje, by nie dekoncentrować tego, co było ważniejsze - modlitwy, która buduje wiarę człowieka. Zrozumienie wiary miało być oparte tylko o SŁOWO BOŻE. Jednak nawet osoba o mniejszym ilorazie inteligencji, zdołała się dowiedzieć, tudzież zauważyć, że skład Pisma Świętego był wybrany przez ludzi podczas pewnego Soboru. To, co uznano, zaznaczam "uznano", za odpowiednie dla tamtejszej wizji kościoła, zakwalifikowano do zawartości, a to, co nie - zostało odrzucone, a nawet zakazano tego czytania. Uważam, że to efekt świadczy o prawach i zasadach, jeśli jest odpowiedni dla ludzkości, to one są zasadne, oczywiście nie można pozwolić na wszystko ludziom, ale niektóre ograniczenia weryfikuje życie. Oczywiście można uznać, że Ci, którzy komponowali skład Pisma Świętego - mieli objawienie, ale czy chociaż doznali go w kwestiach podstawowych, jak kształt Ziemi, czy budowę Układu Słonecznego (Teoria Heliocentryczna)? Nie zaprzeczam wielu dobrym efektom dominacji kościoła, kierując się prawem miłości, jako sztandarem najświętszym, ciężko było takich uniknąć. Jednak poznacie ich po ich owocach. I dziś zepsutych owoców, które się chroni i pielęgnuje bardziej od niemowlęcia, jest straszna ilość, co jednak nie podważa mojej wiary. Bo to, co ludzkie - zostawmy ludziom, a to co Boskie pozostawmy Bogu. Krótko mówiac - człowiek to nieudolna istota i chociaż chce dobrze, często wychodzi inaczej. A Bóg, czy jest doskonały i egzystującą, wszechmocną istotą, czy jest tylko symbolem, dla mnie niczego to nie zmienia, bo wartości są absolutne, co w moim świecie ma nadrzędną wagę. Pozdrawiam i kłaniam się! -
Kazanie (Tekst może obrażać uczucia religijne)
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witam, Rozpisałem się nieco, ale to dlatego, że muszę wyrzucić z siebie prawdę i usprawiedliwić absurd mojego tekstu. Ta obraza, która w pewien sposób wali po łbach obydwie ze stron dzisiejszej szamotaniny, ma cel nadrzędny, którego nie wplotłem pomiędzy słowo, a teraz staje się jakby jego cieniem, jakby tłem nieco oddalonym, ale celnym. Bo wszyscy od zarania dziejów jesteśmy i byliśmy czym podzieleni, czy wiarą, czy kulturą, czy kolorem włosów lub oczu, a nawet firmą ulubionych butów i do niedawna to jeszcze nikogo do walki nie popychało. A dziś jakby demona świętą wodą polali. W tym wierszu, mimo że jestem wierzący, zawarłem skowyt szyderstwa, przeciwieństwo tego obrazu strasznego, przeraźliwego i najgorszego, w oczach Katolików. Jako czegoś ostatecznego, ale w rzeczy samej, będącego największą farsą, obrazem niedojrzałych, dziecięcych kłótni o grabki, czy foremkę w piaskownicy, o kolor oczu, czy wzór założonej dzisiaj koszulki. A wszystko to przez to, że znów patrzymy na to, co kłuje nas w oczy, a nie na to co nas łączy. Na to co kłóci, a nie co spaja w jedność. Obraz tragizmu został przeszyty śmiechem błazna, z którego się zwykle śmieje świat i śmiano się zbyt często, a dziś on śmieje się z nas, ludzi, którzy kończą ten świat, tylko przez brak tej perspektywy, ukazującej żałosność powodów do konfliktów, kłótni i walk. Bo cóż jest cenniejsze od samego w nas życia? Od jego formy jego, którą się ceni i wielbi. Od tego co łączy, a nie dzieli. Od właśnie koloru swoich oczu lub ukochanej osoby - miłych i przyjemnych. Od tego, że ja lubię kolor czarny, a ona czerwony. Czy te mankamenty, które dostrzegamy, mogą zakończyć świat starej myśli, kosztem nowej, która naprawdę nie będzie niczym wspaniałym. Różnice zawsze były, i jak znam życie, będą, a nawet być powinny, bo to, co nas odróżnia, czyni nas innymi, a to nie znaczy, że gorszymi, a właśnie lepszymi. Żadna cecha i do niej stosunek, a szczególnie negatywny, nie powinien być ubrany w zawistne słowa i czyny. To nie świat się sypie, a ludzkość - w sobie, zagoniona jak byk przez spryciarzy polityków - torreadorów. Dlatego się śmieję, bo ludzkość ma manie wielkości, szczególnie w czasach obecnych, przy technologi, wyścigu szczurów i też za wartościami, które ktoś celowo wyrwał z rozkładających się trzewi, ubrał w ładne ciuszki i wciska, jako coś najważniejszego i najcenniejszego, a dzisiaj, właśnie ona, pozwala się "zrobić" jak małe niekumate dziecko - w niezłe bambuko. Myślę, że wyszydzenie tego wszystkiego - szczere i prawdziwe, ma swój cel. Bo to prawda oparta o fakty się śmieje. Bo cały majdan, ponad który się unoszę lub co najmniej z oddali na niego patrzę, może krzywdę przynieść niewyobrażalną, a wszystko zaczyna się od jednej małej zapałki. Ten wiersz jest próbą zagłuszenia śmiechem obrazu, który mamy nieprzyjemność oglądać. A co do zapowiedzi katastrofy w słowach wstępu, to wolałem ostrzec, przynajmniej tych wrażliwych, bo nie miałem zamiaru kaleczyć niczyjej wiary. Uprzedziłem te owieczki delikatne i wrażliwe w wierze - by nie dostały przypadkowego manta. Nie zawsze powód jest oczywisty, dlatego poświęciłem nieco więcej miejsca na szerszy komentarz. Pozdrawiam !!! -
Uroki ogrodnictwa poetyckiego
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj, Rozumiem :) i dziękuję, Również i tobie życzę - Dobrej Nocy! Pozdrawiam! -
Kazanie (Tekst może obrażać uczucia religijne)
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
== UWAGA - TEKST MOŻE OBRAZIĆ UCZUCIA RELIGIJNE== Kazanie Kazanie pod metalowym stołem ścierają szmatą - dwie prostytutki. Zapach strawionych idei i wartości, ubranych w formę mowy skazańca, gasił ostatnie promienie woli życia. Pijąc wino przez kroplówkę od napotkanego w burdelu baranka, między łykami czystego zbawienia, toczyłem słowem wojnę z odmętami, z zakażeniem duszy inteligencją. Wino było najpewniej przeklęte, raczej nie spełniało norm unijnych, bo baranek był tęczowym imigrantem, narzekał na hemoroidy i brak sumienia i podobno był też gorszego sortu. Noc trwała wciąż przy drugiej stacji, prostytutkom kazanie wylało się na ołtarz. Chrystusa osioł złapał gumę i się spóźni! Bo latający i święty obłok zajął św. Piotr. A jutro przecież dzień Sądu Ostatecznego Po długich modlitewnych libacjach z przemyśleń zbudowałem nową Babel. Płeć prostytutek nagle się rozmnożyła Brakło określeń dla nich w językach Wieży A "to" chciało pogadać i się wyspowiadać Trzeciego dnia wstąpiłem do izby wytrzeźwień W ręce mając Biblię a na sobie sutannę Nie tylko ja dziś tutaj zmartwychwstałem Ale kazanie wymiotnie wpadło do WC To nie był sen. Dokonało się! Autor: D.R -
Uroki ogrodnictwa poetyckiego
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Witaj, Miło mi, że Cię zaciekawiłem ! To nieco odmienny wiersz wśród kwiatków, jakie piszę, ale to możesz prześledzić, podczas przeglądania mojej tutaj twórczości. Oczywiście, nie zmuszam, bo piszę dość niekonwencjonalnie, ale każda opinia jest dla mnie ważna, szczególnie gdy jest rzeczowo uzasadniona. Pozdrawiam!! -
Uroki ogrodnictwa poetyckiego
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Ogrodnictwo poetyckie Jeżdżę wkoło alejami ogrodów Piórem wyciągniętym z kieszeni Sieję tam ziarna wonnych wierszy Skrytych w beciku starej tolerancji Rok temu tu ochrzciłem trojaczki Nie krzyczały, śniły enigmatycznie W oczach mając receptę na życie Bywa, że skrywają też przyszłość Poezja rośnie najlepiej na Jesień. Gdy śmierć zbliży się, by zapukać W okno mej ogrodowej szklarni Treść urosła do pełnienia honorów Z ustami pełnymi płatków słów Kwitnie paletą barw poetyckich A krew ich pulsuje liliową puentą Wygrzewają się w obiektywiźmie Ale róże już spaliły się ze wstydu Jakby termin ich ważności minął Wygoniono je z arkanów usług Czerwień już nie znaczy nawet nic Ale chryzantema zbyt pamiętliwa Manifestuje dzisiaj śmierci oddanie Ma dozgonnie leżeć i wspomniać Aż suchość przetnie jej gołą tętnicę Ogród nazwałem tomikiem poezji Dla czci wyobraźni nieśmiałego Ja Każdy kwiat opowiada wieczność W innych kolorach i też zapachach Ale czas tylko fermentuje me wersy To czterdzieści procent mocnej treści Upojony zapominam o mym piórze Gasnę jak zachód przed terminem Zamknąłem już tomik mojej poezji Kluczem stalowej dzisiaj ignorancji Bo przekwitały jego stare znaczenia Ostatnia widziana stronica we mgle Przedstawiała raporty z prosektorium Wynik sekcji zabił ostatnie poetyzmy To nie były zawały, ani też zamyślenia To jesienna, zabijająca sens Poezjoza Autor: Dawid Rzeszutek -
OPOWIADANIE -" KRUCZA KLĄTWA SNU". Wprowadzenie.
Dawid Rzeszutek opublikował(a) utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
OPOWIADANIE -" KRUCZA KLĄTWA SNU". Wprowadzenie Siedziałem niemal sparaliżowany, jak przed egzekucją skazany na karę śmierci. Kruki, tylko pierdolone kruki nawiedzają mnie we snach, jakbym był grabarzem w podrzędnej mieścinie albo mścicielem z filmu o nazwie tegoż ptaka. Nie było mi do śmiechu, cierpiałem na nieokreśloną bliżej chorobę, zasypiałem, sen okazywał się tak realny, że początkowo nie wiedziałem, czy śnię, czy też nie. Najgorsze jednak było to, że nie mogłem się obudzić. Była to swoista pułapka, a czas grał na niekorzyść, jego odczucie było dużo mocniej spowolnione niż w rzeczywistości. Osiem godzin trwało cały dzień. Zamknięty we własnej głowie, jak w więzieniu, musiałem trwać w scenariuszu mojej chorej podświadomości. Nikt nie mógł mi pomóc. Kawa była ratunkiem, ale nie mogłem nie spać wcale. Wytrzymywałem długo, czasem nawet 3 dni, ale wycieńczenie bywało zbyt miażdżące. Najgorsze, że sen potem był nieco dłuższy niż normalnie. Kurwa! Wolę tę godzinę, zamieniającą się w kilka przesiedzieć dłużej, ale rzadziej niż codziennie odbywać niekontrolowane podróże, w których znajduję się w przeróżnych miejscach, a wydarzenia zwykle są naprawdę przerażające. Jedną rzeczą wspólną dla każdego snu, jest obecność ośmiu Kruków, którzy pilnują, bym nie uciekł zbyt szybko i nie zginął w boleściach przewyższających te naturalne. Byli sanitariuszami i katami. Dualizm często bywał widoczny w moich snach. Jeden z lekarzy, u którego próbowałem się leczyć, powiedział mi, że podświadomość to jest mechanizm responsywny, pamiętliwy i sprawiedliwy. Nie byłem pewny, czy dobrze go zrozumiałem. Wydawało mi się, że jeśli poznam lepiej zasadę działania mojej choroby, tym szybciej naprawię błąd, z którym się urodziłem. Dzisiejszej nocy rzeczywistość mojego snu przeniosła mnie na szczyt wieżowca, gdzieś w Hongkongu, z którego podczas ucieczki przed śmiercią musiałem skoczyć i się zabić. Nie wiem, czy ktokolwiek zrozumie, ale każdy sen rządził się innymi zasadami. Jednak cechą wspólną każdego była zagadka logiczna, którą musiałem rozwiązać. Jeśli nie udało mi się rozwiązać lub zrobiłem coś źle, wracałem do miejsca startu. Kruki dziobały mnie wtedy po oczach i sercu, aż ból doprowadził do resetu podświadomości. Podczas okresu dojrzewania, dużo przecierpiałem. Wtedy to zaczęły się te Krucze sesje. Początkowo nie wiedziałem nic. Stopniowo z mijaniem lat uczyłem się żyć z tym problemem. Początki były miotaniem się i szukaniem drogi wyjścia. Kilkakrotnie ginąłem podczas jednego snu, jednak z czasem zacząłem więcej główkować, tak samo w środku snu, jak po przebudzeniu. Zacząłem pisać dziennik snów, cała choroba stała się jedną wielką obsesją. Czuję się naznaczony przez Kruczą klątwę. Na całym świecie, gdy pierwszy raz opowiedziałem lekarzowi o swoim problemie, nie było jeszcze zdiagnozowanej takiej choroby. Lekarze załamywali ręce, czułem się popapranym pionierem. Jednak częściej czułem, że samobójstwo może rozwiązać mój problem. Pewnego razu w wieku 24 lat nawet byłem jego blisko. Już stałem na krawędzi dachu wieżowca, jak w jednym ze snów, miałem skoczyć, ale tyle myśli miałem w głowie, że nie mogłem. Głównie moja rodzina, matka i ojciec oraz rodzeństwo, które zawsze patrzyło na mnie, jak na kogoś, bez kogo żyć nie będą umieli, trzymało mnie przy życiu. Według badań lekarze określili, że mam silną psychikę, ale nie mogą się doszukać czułego punktu w moim życiu, który mógłby być momentem, który wzbudził skomplikowany mechanizm. Nawet podejrzewano, że hipnoza jest przyczyną schorzenia. Jednak nie udało się mnie zahipnotyzować pięciu hipnotyzerom. Jeden z nich, najstarszy i najbardziej doświadczony, powiedział, że mam konkretne drzwi antywłamaniowe zamontowane w psychice. I biorąc pod uwagę problemy, to naprawić podświadomość i sobie pomóc mogę tylko ja sam. Nie wiedzieli, czy ktoś tego dokonał, czy ja sam zbudowałem sobie gehennę, ale jeśli to ktoś obcy, to mógł to zrobić tylko ktoś bardzo zaawansowany w socjotechnice i hipnozie oraz naprawdę mądry człowiek. Zaraz po 30 -ce przypomniał mi się dziadek, był podobno wróżbitą i astrologiem, nigdy go nie lubiłem i nie wspominam go dobrze, ale kiedyś poczułem jakby jego obecność we śnie, mimo że nie żyje już od prawie dwudziestu lat. Poczułem zapach jego perfum, był bardzo specyficzny, nigdy nie czułem takiego u innej osoby, skojarzenie dziadka mnie zastanowiło. Zawsze gdy przychodził do mojego domu rodzinnego w Carolinie Północnej, z oddalonego o dwie przecznice małego domku, miał w rękach karty tarota. Zwykle patrzył komuś głęboko w oczy i wyciągał jedną kartę. Patrzył na nią, po czym chował w pliku talli i tasował ją kilkukrotnie. Zawsze po cichu rozmawiał w kuchni z moim ojcem, a gdy wchodziłem do pomieszczenia, to nagle wszyscy milkli. Było tak zawsze. Dziadek nigdy nic do mnie nie mówił, zwykle omijał mnie, jak tylko pojawiałem się w pobliżu. Pewnie przez ten dystans i jego ekscentryzm nigdy za nim nie przepadałem. On był pierwszym podejrzanym o wprowadzenie jakiegoś czaru – programu do mojej jaźni, a z niej do podświadomości, ale nasz kontakt prawie nie istniał, więc to nie mógł być on. Już minęło pięćdziesiąt jeden godzin od ostatniego snu. Byłem świadomy, ale zmęczenie upośledzało reakcję na bodźce z otoczenia. Kawa już tylko wpływała na zwiększenie poczucia zmęczenia. Jeszcze trzy godziny i seans z krukami się znów rozpocznie. Miałem leki wyciszające, które pozwalały mi redukować negatywne myślenie. Świadomość bólu, który mnie miał czekać,, doprowadzała mnie na skraj depresji. Pracować nie mogłem. Utrzymywałem się z renty inwalidzkiej i z majątku rodziny, którego część przypadła mi po śmierci dziadka. Nie był to majątek, który zagwarantował mi spokojne życie, ale nie była też to mała kwota. Trzymałem ją na specjalne okazje, kiedy już nie mogłem uczynić inaczej. Ostatnio postanowiłem sprawić sobie samochód i wyjechać gdzieś, gdzie jest nadzieja, że otoczenie wpłynie na złagodzenie drastyczności snów. Wjazd miał się odbyć na Karaiby. Miałem tam przyjaciela i przyjaciółkę. Było to małżeństwo jeszcze z czasów liceum. Byli developerami na rynku nieruchomości. Dużo czasu spędzali w podróży. Gdy widziałem się z nimi podczas zlotu absolwentów, na który udało im się po latach przyjechać, to zaproponowali mi pracę, jako house keeper, czyli dozorca domostwa podczas nieobecności właścicieli. Była to miła alternatywa, zważywszy, że potrzebowałem zmienić otoczenie. To był dobry moment, na próbę wyłączenia czynników stałych z mojego życia i zastąpienie ich innymi. Myślałem, że to może być dobry sposób na stymulowanie się innym otoczeniem, innymi ludźmi, innym zajęciem, przez co może zajść reset podświadomości. Oczywiście była to tylko moja teoria, nic pewnego, ale nadzieja budowała mnie już od kilku miesięcy i w końcu postanowiłem spróbować. Tomas I Sara mieli jechać w dłuższą trasę po wybrzeżu zachodnim. Według ich planów mieli spędzić około pół roku na poszukiwaniu lokalizacji, firm budowlanych, projektów na budowę nowych domów. Była to ważna inwestycja. Wierzyli, że jeśli się ich plan powiedzie, to będą bogatsi o kilkadziesiąt milionów dolarów. Dla mnie to była kosmiczna kwota, a dla nich zysk roczny, który w podobnej kwocie każdego roku trafiał na ich konta. Miałem więc wolną rękę w kwestii organizacji swojego u nich pobytu. Pół roku – pomyślałem – to odpowiedni czas na próbę resetu. Miałem wyjechać tuż po przebudzeniu, po tym horrorze, który miał mnie spotkać już za dwie godziny. Byłem dość obojętny. Leki wygłuszały mnie za dnia, jednak nie działały w ogóle na sny. Nie odczuwałem żadnej zmiany w snach, odkąd je zażywam. Przynajmniej myśli samobójcze przestały mnie dręczyć, tak intensywnie, jak to było dużo wcześniej. Gdy dzwonek w telefonie się uruchomi, a ustawiłem go na półtora godziny przed snem, zaczynam swój rytuał przygotowania się do niezłej jazdy. Zawsze się zastanawiałem podczas wieku dorastania, gdzie tym razem mnie rzuci wyobraźnia, dzisiaj już mnie to nie obchodzi. Stałem się niemal robotem. Biorę na klatę to, co będzie. Wiem, że to się nie dzieje naprawdę, mimo że realizm snu był perfekcyjnie dopracowany. Biorę kąpiel, przygotowuje zioła na uspokojenie, czasem piję setę wódy i układam się wygodnie w łóżku. Podobno wcale się nie poruszam podczas snu. Leżę jak kamień przez około 8 godzin, a gdy budzę się, to przez 5 minut dochodzę do siebie, sam nie wiem, czy śnię nadal, czy już nie. Na szczęście nigdy nie śnił mi się mój pokój. To jedyny pozytywny aspekt snów na krawędzi. Od dziesięciu lat ćwiczę różne sztuki walki, niestety we śnie nie mogę, jak Neo w Matrixie wgrać sobie tej umiejętności. Ćwiczyłem też parkur, ale po 25 latach, odkąd sny się uaktywniły, wiem jedno, nigdy nie można być przygotowanym wystarczająco dobrze na to, co ma miejsce w mojej głowie. Nigdy nie czułem się tam bezpieczny, ani spokojny. CDN... Autor: Dawid Rzeszutek (c) -
Płomienne przesłanie Kanałem mi zaklętym! W wiadomości tajnej! Mądrość piekła ślą! Pragną zniszczyć rację! Uwierz! Duch tutaj odczuwa tęsknoty marne! A krwią lubią i płacą za świętości profanacje! Gorsze są krzywdy niż uduszenie i zadźganie! Przeszywają cienie! Apostołów gorszą oczy! Już się zbliżasz! Tutaj Syzyfów jest wygnanie! Będziesz trwać tuż! Wieszczy to sen proroczy! Wiadomość wwierciła się do twego umysłu Drogami kazań demonicznych i przeklętych Budzi sensorykę twoich nędznych zmysłów Wznosi tu porty zła! Przywołuje dusz okręty! Jak moc przywołasz swoją?! Twoją serdeczną! W odmętach tonąc! Ginąc w złości potrzebach! Gdy ubrudzoną matki łzą! Tę trumnę wieczną! Wrzucą w dół! Dziś zakochany w pogrzebach! Autor: Dawid Rzeszutek
-
Pocztówka z prosektorium
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Proza - opowiadania i nie tylko
@ais Dobry wieczór! Choć dzień dobry też nie byłoby błędne wzgledem czasoprzestrzeni, w której się teoretycznie obecnie znajduję i chyba wciągam wszystko w nią, jak śnieżna kula. Nie chodzi o pozycje na mapie, ani o sferę czasową, a o wymair mentalny, w którym pozbawiony snu, odczuwam jakby trwał w nim dzień. Krótko mówiąc - nadrabiam czas stracony za dnia, siedząc i główkując nad paroma dla mnie istotnymi rzeczami nocą. W nawiązaniu do komentarza: Rozumiem, że nie chodzi o zmianę niczego we mnie. Dziękuję, że Pani szanuje moje zdanie. Co do miny zdziwienia, to jak napisałem w komentarzu - dziś chyba najbardziej zacierają się granice gatunków literackich. Zapewne nie jedno dzieło literackie łączy w sobie ich kilka. W kwestii walki - czasem nie chodzi o siłę czy słabość, tzw. Kozacką walkę i o to, kto jest mocny, a kto nie, bo mnie osobiście chodzi o prawdę i jej naturalne prawa. Wyznaję pewne wartości absolutne i one są mi drogowskazami. Mógłbym się sprzeczać (walczyć) by panie uznały tekst za wiersz, bo kwestie interpretacji pola tekstu (czy jest prozą poetycką czy tylko wierszem lub proza) są w dużej mierze bywają kwestią z natury sporną i ostateczna decyzja leży w rękach autora, bo brak jest ostatecznej definicji pojęcia poezji, szczególnie nawiązując do postmodernizmizmu, gdzie wszystko się ze sobą przeplata. Chociaż wydaje się, że walka to może i męski czyn, to w tym wypadku nie kwalifikuje się do wysokiej pozycji w moim kodeksie honorowym. Bywam ostrzejszy, to prawda, ale staram się trzymać nerwy na wodzy i walczyć, kiedy to jest naprawdę konieczne lub drogi odwrotu nie ma. Spór był naprawdę niepotrzebny. Płynność pozycji docelowej tekstu była duża, ale wydaje mi się, że zbliżając się do klasycznej formy, którą zwykle staram się praktykować i którą znają ludzie najbardziej, to tekstowi o kilka procentów było bliżej działowi prozy. Nie wiem, jak mocno świadomi są ludzie tutaj, ale formy wiersza ulegają przemianom. Dzisiaj nie są już tym samym, co 100 lat temu. Być może stałem się nie Rejtanem, a Sokratesem pijącym Cykutę. Poddając się woli tłumu, sam przekroczyłem ważna granicę, własnego egoizmu i poczucia doskonałości. Chylac głowę mam wrażenie, że nie poległem, a coś wygrałem. Nie z kimś, a sam ze sobą. Zakładając wcześniejsze moje komentarze, to chyba ta droga jest mądrzejszą niż tłuczenie, jak to pani nazwała - bab (wolę określenia dam lub kobiet, ale białogłowy też jest ładne. Jest tez takie klasyczne, jak niewiasty). Nie czeka mnie jednak pełen los Sokratesa, bo żyje i nie jedno jeszcze napiszę, ale trud Sokratesa w wersji zminiaturyzowanej pokonałem. By ustrzec się takiego dosłownego porównania do Sokratesa, dodam, że dotyczy to tylko mechanizmu. Wartości zmiennych jego są tylko hipotetyczne, przykładowe. Pozdrawiam! -
Kiedyś żyłem naprawdę, ale w trumnie byt będzie mi przyjemniejszy, oczywiście kiedy lubi się trupi zapach i brak przestrzeni. Zasłonięte okna oślepiają trumnę, ten stary dom. Oślepłem też ja od kłamstw i win światła, gdy sąd ostateczny orzekł zakaz do niego zbliżania. Moje ociemniałe Ja nie przełknie już kwiecistych tęcz, nie zobaczy płomiennych zórz, ani rzędu kilku moich nagrobków ponad mną na podwórzu - przynajmniej podczas tego dzisiejszego nieżycia. Żyły wypompowane z atramentu, z krwi egzystencjalnej zadumy, wiszą jak sznurki na pranie, rozciągnięte między wschodem a zachodem codziennego obłędu. Wieszam się na nich duchowo, próbuje powiesić nieśmiertelność, czy ktoś chce ją kupić? Sprzedam tanio! Pióro za życia wydarte z godła Polskiego i karmazynowy atrament spoczywają pod dłonią w pogotowiu szalonej wenie, tryskajacej czasem z ran drewnianego i ukrzyżowanego Chrystusa, w którego objęciach zasypiam i się budzę. Mówił wszak pijcie moją krew i jedzcie ciało, ale ciała nie udało mi się w Jerozolimie odnaleźć..a byłem głodny. Może biedak naprawdę zmartwychwstał? Chciałbym pisać wiersze jego krwią. Drogi interes, czy warto? Zwykle krwotoki jego, nawet zimą, dekoruje zapach fiołków. Ich aromaty z siłą żyletki przypominają setkę moich samobójstw. Wspomnienia wcieleń gorzkich, jak łzy w kolorze rtęci, wołają o pomstę z piekieł. Duchy przodków obok mnie oddychają resztkami ciszy, ofiarowanej gratis do zniczy w święto zmarłych. Przez kilka godzin i mnie było ciepło. Kilka godzin karaibskiego piekarnika, wypaliło mi oczy i skóra nieco koloru nabrała. Tu deski podłogowe trzeszczą od ciężaru grzechu, zapadają się nuty, jak stopnie schodów do nieba. Tutaj ślepe cienie grasują w poszukiwaniu niejasności, ale jej siostry 'jasności' malują drogi ucieczki od absurdu. Wszystkie prowadzą w mogiły, w pozbawione świętości rowy, pełne prawd tych ostatecznych i zwymiotowanych. Pomyślałem, choć dopiero po śmierci - może mógłbym się pomodlić? Chrystus kiwał głową, że nie wypada. Krzyknąłem - Galilejczyku! Nie wypada? to tobię umierać za hołotę, czy widzisz co osiągnęli? Mimo obłędu i chłodu, tutaj mi wygodnie. Zanim powstanę, muszę jeszcze się wyspać. Ustawie budzik na piąta tego samego dnia i miesiaca, ale setnej ery - Ery zmartwychwtania. Cóż, że śmierć wydaje się gorsza od życia i cóż że żyć może wtedy bardziej się chce, gdy się nie żyje, ale ja wolę nie żyć. W ciemności przyświeca mi jedyna nadzieja i radość, że tutaj nie musze przeżyć. Nie żyć znaczy więcej. Autor : Dawid Rzeszutek.
-
Świat kończy się rachunkiem sumienia
Dawid Rzeszutek odpowiedział(a) na Dawid Rzeszutek utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@ais Jestem skromnym człowiekiem, wiele nie wymagam ani od świata ani od stwórcy, a to czy odbiorców jest więcej czy mniej, mnie nie obchodzi. Cieszą mnie pozytywne opinie, a te uzasadnione, negatywne i zawarte w formule kulturalnej, stają się moimi drogowskazami, lecz muszą one być poparte silnymi argumentami. Niezrozumiałe środki artystyczne, to wytyczanie nowej ścieżki, gdy inne zostały już autostradami pełnymi aut. Wyświechtanymi sloganami, których wartość jest marna. Próbując czegoś nowego stapamy po niepewnym gruncie, ale tylko konkretne argumenty mają wagę podważyć taki kierunek drogi artystycznej. Takich wcale nie usłyszałem. Za to dyskusja toczy się o stosunku moim do autora komentarza. Ja traktuje pisanie poezji poważnie, a takie pytania godzą w moja wartość, uwlaczaja mi. Reakcja może była nierozsądna, może powinienem inaczej sformułować odpowiedź, ale dopasowałem ją do własnych odczuć dotyczących pytań w komentarzu. Jeśli były mylne, to przepraszam. Niemniej pytajmy autora z rozsądkiem, bez pytań czy słońce jest żółte, a niebo niebieskie. Pozdrawiam!