Na ulicy Krochmalnej, w jakimś mieście odległym
chodził smutek z zatargiem, rozmawiali o jednym
incydencie wieczornym. Och! Co tutaj się działo,
gdy bezdomny wciąż pukał, ale drzwi zamykano.
Psy i koty niczyje też się temu dziwiły
to, że ich już nie chciano, ale człowiek był inny.
Tak podobny do ludzi i tak bardzo strapiony,
jak ci wszyscy co wyjdą, opuszczając swe domy.
Jedni biegną do pracy, inni znów do lekarza,
jeszcze inni w urzędach muszą prosić i błagać.
Jedni swoje sekrety szepczą drugim do ucha,
inni chcą się wyżalić, ale nikt nie chce słuchać.
Smutek pokrył ulicę i nie tylko Krochmalną,
a ja ciągle się dziwię, czemu to jest normalne.
25.12.2018r.