Wybrałam się rankiem na spacer w prochowcu,
prochowiec szczękocze sztywnością w takt, w rytm tu
i marszczy się, zgina, fałduje krok w krok,
tam chlupot, tu stukot obcasem, tam grzmot.
Deszcz domy zalewa i leje też na mnie,
zamoczył mi włosy, wyglądam dość marnie.
Mkną krople stadami, watahą przez wieś,
wybrałam się dzisiaj w prochowcu na deszcz.
Zabrałam słońcochron, lecz druty zepsute,
nie spełnił zadania, a zadał pokutę.
Szamocze uchwytem zmoknięta dziewczyna,
rozpornik rozpostarł, a górna sprężyna
ścisnęła, zawyła, skoczyła, brzdęknęła,
foremny wielokąt uleciał w prąd strug,
rękojeść tkwi w ręku, trzasnęłam o bruk.
Przesiąkam H2O w kałuży jak bon, a
prochowiec zmoczony ton spuścił nim skonał,
i po co, i na co świergolił, tak chwalił,
że burza największa i wiatr go nie zwali,
a teraz ni słychu, a widok pożal się
no też mi parasol, to drapak, ech pal cię.
Zmęczona z uśmiechem w bajorze przyklękam,
tu chlupot, tam warkot, trzy auta nie pękam.
I tak obryzgana prysznicem spod kół,
wróciłam do domu, a spacer był cool.
z inspiracji @Patryk Robacha „Spacer w deszczu”
06.11.2018r