przemierzam smętne szare
meandry mego miasta
do ucieczki zabijam chęć
motorniczy natarczywym dzwonkiem
zmusza mnie by przyspieszyć
marzną mi dłonie
a to przecież maj
na maturę nie zakwitły kasztany
i nie wiadomo czy brzoskwinie
obrodzą w tym roku
wzdycham powstrzymując łzy
ogrodzenie zatrzymuje mnie
zapachy głosy pokusy
czyhają co krok