zdrapuję z twarzy szron melancholii
próbuję wyłączyć resztki naiwnego snu
o przyszłości pięknej
gładkiej jak twoje dłonie
zamykam się w sobie
bo tylko tam
czuję się jak w domu
igram z ogniem
jak mieczem tnę zarośla gniewu
co dnia
padam z nóg
wprost w objęcia złego
gdzieś w oddali
jaskrawe słońce rozświetla mrok
schodzi do mnie
by podać rękę
pomaga wstać
i ruszyć w nowy dzień