nocą przemykałem chyłkiem
pod twoimi oknami
a może tylko przemycałem
ciało i myśli przez granicę
marzeń
mówią że
to brak serotoniny
neuroprzekaźnika w mózgu
niezbędnego do zachowania
dobrego nastroju
i by nie popaść w paranoję
nie pytaj więcej
co się stało
bo nie wiem dlaczego
pękło kolejny raz
po co odkrywać karty
przed zakończeniem rozgrywki
lepiej niech zostanie melodią tajemnicy
o co toczy się gra
tej przepaści między nami nie da się
zasypać piaskiem z zielonego wiaderka
kiedyś w końcu
zakwitną jabłonie
obrodzą światłem
i zniknie
przed życiem lęk
karmiony czarną gęstą mazią
niespełnionych pragnień
i zerwę pierwsze z nich
by sok pociekł
po rękach
ustach
snach
grandżowo pankowa muzyka
w garażu twojego ojca pod schodami
czytałaś mnie jak książkę między wierszami
karmiłaś zachłannie głodnymi strofami
wiersza
brudnymi rękami
pierwsza
byłaś wszędzie
nie chciałaś odejść
odeszłaś
nie chciałaś odejść
przystanek brudną ręką wycierałaś
przystanek na Placu Cyryla
grandżowo pankowa muzyka
między strunami przecieka
palcami łapiesz te dźwięki
brudnymi rękami
bawisz się dźwiękami
moimi myślami
a ja chodzę po ścianach
wyrywam włosy z głowy
musiałem pojechać do Leszna
zapłaciłem dziewięć stów
nie czekaj z kolacją przypaloną
kawa rozlana na stole
w lodówce znów nie ma mleka
brudnymi rękami odłożyłem na regał
egzamin z życia
pewnie nie masz
życia dość
tak jak ja
gdy bez celu włóczę się
po przemoczonych ulicach miasta
gubiąc resztki przyzwoitości
w zamglonym spojrzeniu
kilku dam
na przekór wszystkim i sobie na złość
stan umysłu którego mam dość
za nocą noc
mija jak chce
gdzieś dotrzeć chciałbym
lecz nie wiem gdzie
nie słuchałem matki
ojca nigdy nie było
przyjaciół nie znałem
ze wszystkich się śmiałem
życie uczyło mnie
złożonych równań
składni różniczkowej
ortografii z jedną niewiadomą
wciąż pod wiatr
własną drogą
nie godzę się na
wtłaczanie w szablon
płakałaś rzewnymi łzami
które spijałem z policzków
lodowaty wzrok
ciepłe dłonie
kontrastowały z moją krwawiącą dumą
nagły strach
lęk
i ta obawa, że już nie wrócisz
dławiący krzyk serca
utorował nam drogę
patrzę w jasne twarze przyjaciół
i zastanawiam się
kim jestem
nie pierwszy raz
gubię drogę
i staram się nie wypaść z rytmu
łatwiej nie będzie
chyba, że o czymś nie wiem
uprawiam wierszokradztwo
dopuszczając się profanacji języka
naginam słowa
rozciągam pojęcia
by pasowały do mojego schematu
nabazgranego
bez ładu i składu
na papierowej serwetce