-
Postów
4 534 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
@Somalija masz rację, co tam kocica będzie się zadawała ze słoniem
-
@Somalija będzie trzeszczało jak stropowe deski
-
@Somalija rozmasować?
-
@Somalija gratuluję iście olimpijskiego sukcesu, a, co do skakania etc. dzisiaj to nawet nikt prawie nie rozmawia ze sobą. dzisiaj widziałem w autobusie czterech chłopaków siedzących obok siebie (okazało się, że to byli koledzy) ale zamiast rozmawiać ze sobą, tak jak się powinno rozmawiać patrząc w oczy itd, to wysyłali sobie komunikaty na messendżerze. jeszcze chwila a wleziemy to tych wszystkich sfarfonów, a że będą nam wystawały jedynie tyłki
-
@Somalija zastanawia mnie to skakanie w gumę
-
@Somalija Ładnie...
-
Fale twoich włosów przenikają się z falami wzburzonego morza. Mieszają się, kotłują w rozgorączkowanej scenerii krajobrazu. W tańcu meduzy. Zanurzam się w sobie. W poświatach błysków i mrugnięć, w refleksyjnej kaskadzie idącej prosto z głębin. Coś tu miało być, nie będąc wcale… Nie będzie? Ale, czy, zatem, będzie? Muszle, rozgwiazdy, struktury koralowej rafy. Nadciąga zmierzch. Podmorskie stworzenia spoglądają posępnie. Nie patrzą. Udają niewidzenie. Przepływają obok. Odpływają. Nikną we wzburzonym mule sennego kalejdoskopu.. I znowu te oczy obserwatorów. Jakże ich wiele! Badają każde moje poruszenie. Czujne. Opadają pletwą… Jesteś? Nie słyszę ciebie. Zagłusza cię, bowiem oddech przypływów i odpływów… Krople na twarzy. Wiatr o zapachu soli. Ociekam wodą fal rozszalałych. Zanurzony w swojej egzystencji. Gdzieś, w oddali spowite pianą ostre skały. Przesłaniam dłonią oczy. Między palcami, liliowy potok światła. Drgający obrys wieczornego blasku. Nade mną sine obłoki, niewysłowione w tęsknocie milczące usta. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-31)
-
1
-
Na drzwiach ktoś wyskrobał: „Nie ma liryki!”. I miał rację, ponieważ tu jest kwintesencja brudu, smrodu i obrzydliwości. Dzwoni mi w uszach. Wirujący, lśniący pył odbija się od ścian pogłosem echa. Dzwoni mi w uszach szalona nicość i łomoczący ból. Kaskada krwi. Kotłuje mi się w głowie jakaś proza. Poszarpane fragmenty zdań, strumienia myśli. Przesuwa się to wszystko przed szczypiącymi oczami, meandruje w labiryncie dziwnych skojarzeń, to znowu w lesie pokręconych konarów wystających z ziemi. Szaleństwo utkanej różami nocy rani, kłuje, drapie pazurami do krwi. Nerwowe wdechy. Wydechy. Szybkie poruszanie ocznymi gałkami. Czuję, że ktoś szarpie mnie za koszulę w porywie nagłej zazdrości. Zdziera ją, szukając pieniędzy i rewolweru. Lecz niczego nie znajduje, jedynie odór gnijącego, spoconego w gorączce ciała… Słuchasz mnie? Dlaczego milczysz? Powiedz cokolwiek… Nasłuchuję. Nic. Jedynie woda skapuje z kranu do przeżartego rdzą zlewu. Pajęczyny oplatają ubabrane resztkami jedzenia garnki, talerze, porozrzucane sztućce… Brunatne zacieki popękanych ścian… Chodzę i szarpię za okrągłe uchwyty kuchennych szafek. Otwieram drzwiczki, szukając czegoś zawzięcie. Czego? Nie wiem. Nie pamiętam. Nie. Tak. A może znowu — nie tak? Albo — tak? * Na chwilę przestaję pisać, bo rozbolała mnie od ciśnienia głowa. Co znowu nie tak? Czego ode mnie chcecie? Ktoś, kogoś tu znowu uczy, poucza. Próbuje dyktować… Macham rękoma. Opędzam się jak od wielkich, tłustych much… Odczepcie się. Idźcie precz. Wynocha! Napastują mnie jakieś nie pasujące do niczego wtręty, majaki. Jakieś naleciałości ze świata umarłych. Siedzę tutaj i stękam, jęczę, wydaję nieartykułowane, gardłowe dźwięki. Ale nie wypiłem dużo, tylko trochę, jakieś pół butelki rozpuszczalnika. Zaraz, zaraz. Coś się tutaj leje i sączy. Przecieka. Wyrwaną ze swojego korpusu mówiącą głowę, trzymam pod pachą, jak nieboszczyk, ponieważ jestem nieboszczykiem. * Powróciłem, a raczej, to coś powróciło. To albo ono. Nie wiem. Nic nie wiem. Nie jestem już w stanie rozpoznawać kształtów nacierającego snu. Które płyną, przepływają i nikną. Albowiem deszcz. Znowu deszcz… Jest mi ładnie w sypiącym się na moją głowę konfetti. Ktoś mnie obsypuje, tylko, po co? Z jakiej to okazji? Ja już umarłem, więc, co mi po moich urodzinach? Ktoś drze zawzięcie kolorowe papierki, lecz nie widzę, kto… To ty? Znowu milczysz. * Zamiast odpowiedzi, słyszę daleki, natarczywy brzęk nieistniejącego telefonu. Kto do mnie dzwoni, kiedy nie dzwoni nikt? Wybudziły mnie nacierające zewsząd zmory. Przenikają przeze mnie w potędze nocy, w jakiejś tajemniczej gestykulacji przekazu, w kakofonii szmerów. Siedzę w blasku księżyca otępiały, nie rozumiejąc niczego. Nie wiedząc od kiedy istnieję, ani kim jestem, ani jaki jest w tym wszystkim cel. W półmroku pustego pokoju głowa opada mi na oparcie głębokiego fotela. Zatapiam się w gorączkowym, piskliwym szumie nadciągającego koszmaru, zahipnotyzowany przekrzywionym na podłodze, okiennym prostokątem srebrnego światła. * Zaduch ciemnego pokoju… Spocone szyby… Trzeszczące deski podłogi od nieustannych kroków… Chodzenie w kółko w odorze rozkładu… Zabiła już tysiąc razy. Jej ręce. Spójrzcie na jej ręce! Jej fartuch upstrzony czerwonymi kwiatami. Chrapliwy oddech mięsożercy. Szczerzą zęby odrąbane głowy, mnożą zdumione spojrzenia na widok zagadkowej śmierci… … jakieś niejasne grymasy, błyski szklanych oczu… Chodzi wokół. Zagląda do pieca pełnego czarnych, rozsypujących się kości… Nadciąga… Jest blisko, oddala się… Węszy… Oblizuje się lubieżnie… Niedojedzone kawałki mięsa drżą na talerzu… Kroki… Nieustanne sapania i znowu kroki… Podchodzi do drzwiczek zlewozmywakowej szafki, szarpie za uchwyt… Przestaje… Kręci nieśpiesznie gałką, jakby w zastanowieniu… Jakieś sprośne odgłosy zza ściany. Odrażające mlaskania w odorze rozkładu. Rzężenia… Kolejne życia, kolejne śmierci, Nie wiadomo, kto żywy, kto martwy… * Brunatne na ścianach plamy, sufitowe zacieki. To jest jakaś niezwykle ostra, rozepchnięta aż po kres samotność. Wyrazista. Dojmująca jak grób. Przepoczwarzająca się w bolesnym pulsowaniu, niczym rozogniony stan zapalny w przebiegu dręczącej choroby. Przede mną prowadzące w dół kamienne schody. Jakieś Katabasis, w przeciwieństwie do Anabasis, wydychające z siebie piwniczną, zatęchłą woń. W otchłani mrocznych korytarzy błądzę, wśród jaskiniowych nawisów, grawitacyjnych nacieków. Grota, to? Zaiste, przedsionek do nie wiadomo czego, ale za to bardzo odludnego. Ohydna ciemność poluje na swoje ofiary. Jak ogromna ropucha wyłapuje swoim lepkim, długim jęzorem. Po czym połyka z obrzydliwym mlaśnięciem. * Czy ktoś tu jest? Coś miało być, ale rozpłynęło się, umarło, mimo że nigdy tak naprawdę nie powstało. * Jesteś? (Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-30)
-
Coś mnie wypluło z odrazą w bezdenną otchłań skotłowanej, sinej nocy, pełną jakichś szmerów, piskliwych szumów. Pamiętam ten krzyk skierowany ku gwiazdom, który szedł z głębokiego grobu mojej matki. Opłakiwała śmierć kolorów, gdyż widziała już wszystko w szarości poprzez martwe oczy. I przechodzą przez moje ciało inne ciała. Skąd one się tu wzięły? Nie wiem, ale wiem, że płynę, Nie wiadomo, kto jest żywy, kto martwy. Ja? Czy one? Ciężko stwierdzić, gdyż zdetonowana czarna dziura wiruje wokół mojej głowy i wciąga załamujące się na krawędzi źrenic światło. Wsysa nie tylko materię, lecz i czas. Ale słyszę wciąż echa. Pierzchania kroków z przeszłości. Pokasływania. Szurania przesuwanych w tę i z powrotem, knajpianych krzeseł… To znów tętent kopyt cwałujących diabłów. Moje odbicie z lustra roi się w każdym załomie, w każdej płaszczyźnie i cieniu. Powiela się. W gorączce, w malignie… Pełznie. Czołga się spocone i cuchnące. Zdycha w pełnej pajęczyn, blaszanej paszczy potwora W ciągnącej się donikąd plątaninie rur. Skulone pod wielką, żeliwną wanną. Pomiędzy jej krótkimi, krzywymi nogami, jak u wiedźmy. Mieni się lśniące, śliskie ciało. W drżeniach zimnego płomienia trzymanej oburącz świecy… Moja pokręcona, własna egzystencja. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-28)
-
@Somalija prawie codziennie przychodzi do mojego kibelka hydrauliczna inspekcja czy coś nie cieknie i czy rury trzymają pion, nie mam czasu nawet na w...e, zaczynam się już nie wyrabiać, bo zdążam dosłownie w ostatniej chwili, jeszcze trochę a zastaną mnie na nim w trakcie posiedzenia...
-
@Somalija remonty, remonty... końca nie widać jak tej plątaniny bulgoczących rur...
-
@Somalija żaden ze mnie rekin. szczęka nie ta, płetwa ogonowa nie ta
-
@Somalija żaden ze mnie rekin, raczej leszcz, na leszcza z harpunem?
-
@Somalijazawsze może być siatka rybacka na grube ryby...
-
@Somalija to już prawie jak małżeństwo...
-
@Somalija cześć, Aga, chcesz piosenkę?
-
Piszę do ciebie wciąż… Który to już raz? Wiesz, zakochałem się w tobie. Teraz po deszczu w sadzie, w ogrodzie rozmiękają twoje ślady w ziemi, w trawie… Jeszcze krople skapują z liści, z gałęzi, z kwiatów… Jeszcze woda chlupocze w blaszanej konewce. Tak jakoś smutno się zrobiło i tęsknie w tej tkliwości lata. Tak jakoś żal ścisnął moje serce. Skarbie… Tutaj, przy tym drzewie, przy tym murze z kamienia widziałem cię piękną. Widziałem blask w twoich oczach. Otwierałaś usta, mówiąc do mnie, jakby szeptem. Niedosłyszałem, ponieważ przerastało cię brzęczenie pszczoły. I ta woń upojna, duszna, tkliwa… Co ja umiem? Umiem na pamięć wiatr i słońce na twarzy. Umiem deszcz, jego kroplisty szmer, co rozpryskuje się na trzymanej przeze mnie masce klauna. I umiem ciebie, jedyna. Twój uśmiech i opadające ci kosmykiem włosy. W powietrzu piszę twoje imię. W tym śnie lekkim, ulotnym jak piórko. W tym śnie tęsknym o tobie, o nas… (Włodzimierz Zastawniak, 2023-05-25)
-
@Somalija daj spokój z tym "pod każdym względem",. nie znam się na fizyce kwantowej, inżynierii genetycznej czy biologi molekularnej... to twoja specjalność, ja jestem za głupi na to...