Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arsis

Użytkownicy
  • Postów

    4 732
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Arsis

  1. Arsis

    Myśliwce II wojny św.

    Morane-Saulnier MS.406
  2. Arsis

    Myśliwce II wojny św.

    Caudron CR.714
  3. @aniat. nie chcę się narzucać.
  4. @Somalija daj spokój, Aga...nie ma o co drzeć kalesonów
  5. @Somalija czyli w warcaby jesteś najlepsza
  6. @Somalija aaa, to zmienia postać rzeczy, kto wygrywa?
  7. @violetta Człowiek w lustrze nic mi takiego nie mówił... czekaj, czekaj, Aga wygląda zza węgła...
  8. @violetta to jest jeszcze jakieś inne życie? @violetta ps. dziwię się, że Aga jeszcze nas nie wywaliła spod swojego tekstu
  9. @violetta kto jest piękny, lekki i powabny? ty/?
  10. @violettarobili mi ostatnio ekg i stwierdzili, że jest z kamienia, piaskowca, bazaltu, granitu, cy coś w ten deseń @violetta ale przynajmniej już wiem czemu mi tak ciężko
  11. @violetta jak zwał, tak zwał @violetta ale strasznie długo to trwało
  12. @violetta tylko, że ja nie brunet
  13. @violetta który? ten brunet z naprzeciwka?
  14. @violetta mleko się wylało @violetta ale za zdrowie kogo czy czego? smoka wawelskiego, hipopotama?
  15. @Somalija @Somalija kto pamięta, to pamięta... ja nie zapomniałem, tylko wolę się nie narzucać jak np. ten brunet od innego... @Somalija zazdrość? cóż za zazdrość? napijesz się ballantinesa? Viola może sie też napić
  16. @Somalija nie wiem, niewiele ich mam, żeby powiedzieć wcale
  17. @Somalija cześć, pamiętasz mnie jeszcze? Niemen śpiewał, "Czy mnie jeszcze pamiętasz"... Czy mnie jeszcze pamiętasz? Dowód na to mi daj Czy jak inne dziewczęta Baju baj, baju baj?
  18. Lata mi pod żyrandolem ćma. Cóż to za zwierz? Ćma, nie-ćma. Jakieś rozłożysto-skrzydle, brzęczące i zataczające z uporem maniaka koła. Kiedy to się zmęczy? Jakieś to niezmęczalne i natrętne, uporczywe. Ćma szamocze się pod rozognioną od mojej gorączki lampą i wpada co jakiś czas w odmęty pofałdowanych zasłon. Jakieś wzloty i upadki, jakieś karkołomne akrobacje… Ćma jak ćma, jak każda puszyściejąca w locie inna… Kołuje mi się w głowie od jakichś zawirowań w atmosferze o nieznanej proweniencji, jakbym to ja latał pod żyrandolem bez określonego celu. Coś się gdzieś kotłuje i przepoczwarza. Ale mam to gdzieś, ponieważ skupiam się na etykiecie butelki. Ballantines finest blended scotch whisky… Czytam, czytam, ale wszystko mi się rozmazuje i troi… Kto się ze mną napije? Nikt? George Ballantine i syn nie będzie z tego zadowolony. Dlatego zabiera mnie w Góry Kaledońskie na północy Szkocji. Wiatr. Mroźny wiatr… Ośnieżone szczyty szpiczastych gór. Trzeba wychylić do dna, aby się rozgrzać. Jedna szklaneczka, druga… Masz, chlaj! Grdyka musi pracować! Ale ja już nie mogę, błagam! Milcz! Chlanie, to chlanie! Kto? Kto tu jest? Nie zmuszaj mnie, łotrze! Odczep się ode mnie! Macham, macham rękami. Odganiam chmarę czarnych, tłustych much… Lecz, nagle słońce! Pada prosto na moją twarz ta polarna zorza, brzęcząc i iskrząc, majacząc gdzieś w lodowatym nieboskłonie ogniami świętego Elma. Powiedz mi. Mów! Kto do mnie mówi? A, mój kompan z przeciwka, mój mistrz! Poczekaj chwilę, już zakładam płaszcz. Daj mi zawiązać, chociaż buty… Lecz nie czeka. Nikt już nie czeka. Wszystko, gdzieś idzie, jakby na zawsze opuszczając doczesne jestestwo. To był tu jeszcze ktoś? Kto? Chodź tu, no chodź, scotch whisky powoli uderza do głowy. Rozpala mózgowe neurony w labiryntach białej istoty czy czegoś tam jeszcze… Książki machają okładkami, przygotowując się do długiego lotu, gdzieś na skraj Afryki. Zupełnie tak samo jak bociany czy inne albatrosy. Robią wiatr. Coraz większy wiatr, co wspina się po wzorach pozrywanej tapety. Łaszą się do mnie i mizdrzą w oparach absurdu te wzorzyste zjawy. Czego one mogą ode mnie chcieć? Nie słyszę, niedosłyszę, ponieważ zagłusza je nurt wzburzonej rzeki czasu. Upadam w nadbrzeżne szuwary i czołgam się do lustra rwącego potoku. Chłodny kryształ wody na twarzy a w twarzy wyraz zdziwienia i smutku, co odbija się we wzburzonej toni. Napijesz się ze mną? Pij. Wychyl do dna tę szklaneczkę… Wydaje mi się, że ktoś wspina się ociężale po schodach. Na korytarzu mrok. Ciężkie stąpania rozchodzą się po klatce zagubionym echem. Wypada mi z dłoni wieczne pióro: Parker, Waterman, Sheaffer, W. Cross Company, Pelikan, Zenit? Diabli wiedzą. Albo, być może najzwyklejszy, tandetny długopis, taki, co się gnie i pęka. Nie. To ja uderzam w klawisze komputera. Stąd ten pogłos nadciagającej śmierci, co stąpa po moich śladach. Chodź, no chodź, zdaje się do mnie szeptać ochryple i tkliwie. „Tomek Beksiński – Portret prawdziwy”, Wiesława Weissa. Skąd to się wzięło w moich rękach? Nie przypominam sobie abym przekartkowywał ów wolumin. Albo może to on przekartkowuje się za mnie? Niewykluczone. Zresztą wszystko tu jest jakieś magiczne i nierealne i pełne atrofii. Jest, bądź znowu nie istnieje. Albo znowu jest, tylko gdzieś tam dalej. George Ballantine uśmiecha się do mnie. Jego syn nalewa mi kolejną szklankę. Biorę w palce. Spoglądam pod światło wiszącej lampy. Trunek koloru złotawego, palący co nie co w gardle. Rozlewa się w żołądku rozkosznym ciepłem. Wiesz, smutno mi. Deszcz uderza w blaszane parapety. Ścieka z okiennych szyb. Jesteś tu jeszcze? Bo widzisz, moje przybycie było tylko pretekstem. Ja nie chciałem tak naprawdę tu nic kupować. Miałem gdzieś te papierowe bony. Chciałem zobaczyć ciebie, kochanie. Chciałem cię dotknąć i pocałować. Może pocałować to za dużo powiedziane, ale na pewno wziąć cię za rękę i tak potrzymać. Jesteś taka piękna. Jesteś moim marzeniem, choć być może nierealnym. W ostateczności nie kupiłem niczego i wróciłem z pustymi rękami. Bez kawałka chleba i bez twojej miłości… Bez niczego… A potem był ten dzień, kiedy rozminęliśmy się w donośnym rechocie kpiącym ze wszystkiego złośliwego fatum. Wracałem wtedy… Wracałem do niczego. Do martwych ścian martwego domu. Smutno mi. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-24)
  19. Arsis

    Myśliwce II wojny św.

    Fairey Firefly
  20. @aniat. ...
  21. Arsis

    Neo-Prog

  22. Usiłowałem coś. Nadal usiłuję… Co? Spogląda na mnie z lustra obojętna albo przejęta smutkiem twarz. Trochę podobna do mnie i trochę do nikogo… Kto tu jest? Osacza mnie okrutna noc. Mruga do mnie oczami. Całymi rojami zimnych gwiazd… Noc i nic. I znowu nic, bądź noc… Ktoś tu był. Zniknął w otchłani czasu. Ktoś, coś albo ono… Szalejący wir samotności mży drobinkami kurzu w mdławej poświacie wiszącej lampy. Wspina się po ścianie skrzydlaty cień, porusza odnóżami. Dotyka czułkami plątaniny żeliwnych rur, która rozpierzcha się pod wybrzuszonym stropem. Żeliwna plątanina rur, bulgocząca i pełna jęków. … Ktoś się przechadza na poddaszu w tę i z powrotem. Słychać wyraźnie powolne, ciężkie stąpania… …. Otwieram powieki, zamykam… Trzepotanie powiek trwa przez kilka minut. Coś mnie oślepia, coś przenika… Słońce? Nie. Jakby powiew przeciągu. Przepływają przez pokój widma, lecz jakieś zmechanizowane, stechnicyzowane.. Podejrzanie nowoczesne jak na pradawny sen somnambulika. Podają sobie ciężkie przedmioty od ramienia, od czoła… Czaszki, nie-czaszki, stalowe obręcze, zębate koła… Roznoszącą woń elektryczności podręczną maszynerię. … I znowu się wszystko od nowa tworzy, ale tym razem od końca do końca. I znowu od końca. Nie wiadomo po co. … Uchwyty, przekładnie, powyginane pręty… Zeskorupiałe, rdzawe plamy. Poprzecierane tabliczki znamionowe… Frezarki podpierają ściany w jakiejś dawno opuszczonej fabryce niepotrzebnego złomu ze zwisającymi, pozbawionymi wrzecion głowami. Niczym strudzeni w dworcowej hali, co czekają na Godota. … I znowu do końca… … Rozsypujące się truchła, maszkary… Leżące szkielety koni, psów, hipopotamów? Pełno tu tego, aż po horyzont siny i mokry, jak u Beksińskiego… … To jeszcze nie wszystko. … Jeszcze się zrywa skądś rozjuszona bryła i stacza się z łoskotem po zboczu sennego masywu na wyobraźnię. … Jestem tu jeszcze? Odpływam. (Włodzimierz Zastawniak, 2023-09-21)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...