-
Postów
4 424 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
Patrzyłem za tobą (wiersz pozbawiony piękna)
Arsis odpowiedział(a) na Arsis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@iwonaroma Ok. Dzięki. -
Patrzyłem za tobą (wiersz pozbawiony piękna)
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Szłaś chodnikiem, wzdłuż ruchliwej ulicy dużego miasta. Płonęły w krwawym słońcu frontony kamienic. Każda nierówność rzucała swój własny cień… Swoją własną aureolę mroku… Omiatał mnie chłodny wiatr, a nerwowy potok ludzkiego życia składał się jedynie z symboli i nieważnych gestów. W nieustannym szumie klaksony strażackich wozów… Wycia karetek… Zgrzytania tramwajów na złączach szyn… … Szłaś przed siebie w jakimś ― zamyśleniu. Nie odwróciłaś się, bo i po co? Byś mogła ujrzeć odrażającą, plugawą twarz? Abym mógł spojrzeć ci prosto w oczy? Chciałem zataić coś przed światem pod grubą warstwą makijażu, lecz wyszła z tego jedynie żałosna karykatura klowna… Trząsłem się w sobie od natłoku dziwnych myśli, kiedy ubierałem je w niezrozumiałe słowa… Zimy wiatr rozwiewał włosy… … organizm domagał się … … kolejnej dawki alkoholu… (Włodzimierz Zastawniak, 2020-04-02) -
(Z cyklu: Pacyfik – sen wiekuisty) *** … jaskrawe prześwity na mojej spalonej twarzy… Chwieją się w łagodnym wietrze liście … … kokosu… Wychodzę z cienistej smugi… … wchodzę w kobaltowy błękit nieba… … rozgorzałe słońce… Rozkołysane, oceaniczne … sanktuarium… … Spienione fale obmywają moją twarz, kiedy padam na kolana ze złączonymi dłońmi w gorączkowym, piskliwym szumie dokonującego się misterium czasu i oczyszczenia… … Otaczają mnie w tej pustce niewyraźne szepty, jakby modły klasztornych mnichów… Nabrzmiałe, sine usta… Poruszające się w swojej nagiej martwości… … zamglone oczy nieboszczyków… … Nabieram do płuc powietrze, te mikroskopijne, promieniotwórcze ziarenka, które od dziesiątków lat zmieniają ryby w niepodobne do samych siebie, pełne blasku ― groteskowe formy… …, które od dziesiątków lat… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-04-09) Bikini – atol na Oceanie Spokojnym, w archipelagu Wysp Marshalla. W latach 1946-1958 był wykorzystywany przez Stany Zjednoczone, jako poligon do testowania broni jądrowej.
-
(Z cyklu: Pacyfik – sen wiekuisty) *** Nie słyszę ptaków… Zagłuszane ― przez powtarzający się w regularnych odstępach czasu huk nacierających fal ― szybują … bezgłośnie… Gnana przez wiatr ciemna, pokreślona białymi kreskami nawała ― spiętrza się na brzegu… … obmywa moje stopy i dłonie… … znowu się cofa, odsłaniając … … błyszczące muszle, kamienie… Łykam chciwie kęsy słonego powietrza… … wypuszczam je powoli… Szarpią moją koszulą strumienie atmosfer, uderzają w twarz… Na horyzoncie wszystko się ze sobą łączy i jest nie do odróżnienia, uśpione snem wiekuistym… … nadciąga świt… … Mżą przytłumionym blaskiem cząsteczki tajemnicy, wypromieniowując z siebie resztki … … czasu… W powolnym przepływie obłoków zawarta jest jakaś niejasność… … w rozchwianej, wątłej trawie… … Pradawne mury, naznaczone przed laty niewyobrażalnym żarem nuklearnego spięcia ― wydzielają chemiczną, śmiertelną woń rozpadu… … muskam dłonią te szczątki, całuję, jakby to były zimne usta martwej … … kochanki… … do tej pory przeszywają mnie rozpalone igły morderczego promieniowania… Boję się wschodu słońca… Boję się, że wzejdzie tak, jak wtedy ― spopielając ziemię… … zagotowując ocean, rozpalając niebo… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-03-25) Malden – niewielka, bezludna wyspa w archipelagu Line Islands, na środkowym Pacyfiku, wchodząca obecnie w skład Republiki Kiribati. W latach 50-tych XX w. Wielka Brytania przeprowadzała w jej pobliżu (oraz w pobliżu sąsiedniej wyspy Kiritimati) testy z bronią termojądrową w ramach operacji Grapple. Na wyspie tej znajdują się również ruiny tajemniczych megalitycznych budowli sprzed około tysiąca lat.
-
(Z cyklu: Pacyfik – sen wiekuisty) *** Spieniona nawała naciera na … ląd... Przemyka po wilgotnych, gładkich kamieniach słońce i zsuwa się w daleki odmęt zarys … białego obłoku… Chłodny wiatr na twarzy, w rozwianych włosach… W nozdrzach intensywny … zapach soli… … nieskończone falowanie ginie w kobaltowym błękicie nieba… Zamyka się we mnie, tworząc jakąś nową rzeczywistość, nowe widzenie w migocie jaskrawych refleksów… … poza mną ― krajobraz skurczył się i poszarzał… … Jeszcze do tej pory wyczuwam ten ruch cząstek, to wirowanie atomów, których blask tak bardzo oślepiał i palił… … wwiercał się do mózgu… Czuję wciąż ten ból, odnajdując trop swojego dawnego wcielenia. … … zmieszane epoki, przeskakujące daty… Gładzę palcami zdeformowane przedmioty, popękane ściany betonowych bunkrów z rdzawymi, pionowymi smugami… … ciemno-brunatne bąble ― piętno nuklearnego piekła… Poskręcane, … … zbrojeniowe pręty… … Zatykam instynktownie uszy, lecz ― to tylko huk pędzących fal, które załamują się na opuszczonym, nasiąkniętym radiacją nabrzeżu… Wszystko umarło, zapadło w sen wiekuisty. Stało się przystanią dla zagubionych duchów, przepadających w dziwnej substancji czasu. Więc i ja ― nie mogę być żywy. … od dawna ― … … nie jestem żywy. (Włodzimierz Zastawniak, 2017-03-18) Mururoa – atol na Oceanie Spokojnym, wchodzący w skład Polinezji Francuskiej, w archipelagu Taumotu. W latach 1966–1996 był wykorzystywany przez Francję, jako poligon do testowania broni jądrowej.
-
(Z cyklu: Pacyfik – sen wiekuisty) *** Inspiracją do napisania niniejszego tekstu było dla mnie opowiadanie pt. „Ostatnia Plaża”, J. G. Ballarda *** Uderzają mnie w twarz jaskrawe prześwity słońca, które wytryskują spomiędzy kołyszących się, palmowych liści… … drgają i migoczą… tworzą efekt stroboskopu… (Musiałem chyba dostać ataku epilepsji… Odzyskuję przytomność, ale w zupełnie innym miejscu i czasie) … Stąpam ciężko po rozgrzanej plaży… Tafla laguny jest tak przejrzysta, że widać najmniejszą muszlę, wygładzony weń kamień… … nie wiem, jak długo idę… Jarzy się w oceanie jakiś daleki odblask natury… Dostrzegam … coraz więcej… … nie wiem, jak długo idę… Otwiera się nade mną głęboki błękit, którego nie mąci nawet przepływ obłoku… … Widzę przed sobą osmalone konstrukcje z betonu i stali... Dawne ślady jakichś ciężkich, gąsienicowych pojazdów ― skamieniały już przez te wszystkie epoki i lata… Żelbetonowe bunkry z pionowymi, rdzawymi smugami na ścianach… … setki manekinów w wielkim basenie bez … … wody… Wyciągają rozpaczliwie ręce, spoglądając na mnie pustymi, czarnymi oczodołami… … zdeformowane, nadpalone postacie z sennego koszmaru… tłum bezdomnych, porzuconych ślepców! … Coś się błyszczy w oddaleniu, jakby kawałek szkła, na który pada słoneczny promień… … Radosne śmiechy mojej żony, naszej małej córeczki… Pogłosy echa na betonowej, pustej plaży… … zabawa w berka… Spostrzegają mnie, poważnieją… … stają w milczeniu… Przyśpieszam kroku... Biegnę, wykrzykując ich imiona! … Wtapiają się w coraz bardziej nieostre tło… Pozostawiają po sobie pustkę, tę właśnie pustkę, którą rozsadza od wewnątrz nieustanny pisk w moich uszach… …huk … … nacierających fal… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-09-26) Eniwetok – atol ma Oceanie Spokojnym w archipelagu Wysp Marshalla. W latach 1948–1958 był wykorzystywany przez Stany Zjednoczone, jako poligon do testowania broni jądrowej.
-
Próba wniebowstąpienia na atolu Fangataufa *
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
źródło: https://www.pinterest.com/ Otwarta przestrzeń… Głębokie niebo… … przytłacza mnie ten kobaltowy błękit ― bez najmniejszej ― obłocznej skazy… … Huk oceanu ― tak regularny, że można odmierzać czas… … … przypływy i odpływy ― Ogromne wahadło… … przypływy i odpływy… … Spieniona nawała… … wiatr o zapachu soli... … W niedalekim widzeniu wyspy ― słoneczne feerie palmowych liści… ― kształty… … w dalekim ― wszystko ― nazbyt ― rozedrgane… … rozmyte kontury… … … trwa batalia ― o prymat... … Jaskrawe blaski acetylenu ― padają na czarne ― spawalnicze maski… … na okrągłe szybki okularów… … … coś wyrasta ― powoli ― ku niebu… … W rozkopanej ziemi ― ślady ciężkich ― gąsienicowych pojazdów… … ciągną się kilometrami ― jakby ― przepełzły tędy ― pradawne jaszczury czy węże… … Konkretyzują się zarysy dziwnych konstrukcji ― ze stalowych prętów ― betonu… … przelatują wysoko ― srebrzyste ― milczące ptaki… … Huk oceanu ― tak regularny, że można odmierzać czas… … … przypływy i odpływy ― Ogromne wahadło… … przypływy i odpływy… … Spieniona nawała… … wiatr o zapachu soli... … W potwornym blasku morderczej kreacji ― dokonuje się próba ― wniebowstąpienia… … wyparowują ― momentalnie ― wody laguny… … od straszliwego żaru… … … przygasa powoli ― gaśnie… ― … Rozprasza się w łoskocie ― złowroga chmura… … Ginie… ― … wraz z nią ― wszystko inne… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-03-13) --- * Fangataufa – atol na Oceanie Spokojnym, wchodzący w skład Polinezji Francuskiej, w archipelagu Taumotu. W latach 1966–1996 Francja przeprowadzała na nim (i w jego pobliżu) próby z bronią jądrową. -
Spojrzenie w głąb klatki schodowej *
Arsis odpowiedział(a) na Arsis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@Dag Dziękuję i pozdrawiam z opuszczonego przed dziesięcioleciami, zdewastowanego miejsca... -
Spojrzenie w głąb klatki schodowej *
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
źródło: https://pixabay.com/ Światło pochmurnego dnia ― wsącza się łagodnie… … okna są szeroko otwarte na deszcz… ― na ten szmer ― spadających kropel… … Pode mną ― lśniąca spirala dębowych poręczy… ― kamiennych schodów… … gdzieś coś zatrzeszczało… Od moich kroków? Lecz nic... … znowu cisza… … W piskliwym szumie ― wyławiam tak jakby szept… Odwracam się… … w smugach szarego blasku ― mżą jedynie ― piksele samotności … … bieleją ― zatrzaśnięte drzwi… … … przepływają mi przed oczami ― zamazane niepamięcią ― symbole przeszłości… … zaśniedziałe tabliczki ― bez nazwisk ― i liczb… … Co do mnie szepczesz ― zjawo? … co chcesz takiego ważnego przekazać? Lecz nic… … znowu deszcz… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-12-04) --- * Tytuł jest zaczerpnięty z powieści pt. „Matka noc”, Kurta Vonneguta. Tak tytuł nosi jeden z jej rozdziałów. -
W chemicznym zapachu lekarstw, w wielkim zmęczeniu szpitalnej sali siadam ciężko na krawędzi łóżka, ujmując nieruchomą już dłoń… Uderza mnie w oczy ziemistość i szarość… … ostra biel ścian… Jakaś postać w rozpiętym kitlu przemyka przez długi korytarz, pozostawiając za sobą chłodny powiew na moich skroniach… Przemyka, nie dotykając prawie podłogi, jak duch… … jak całkowicie wolne i pozbawione ciężaru ― skulone w sobie widmo człowieka… Otacza mnie zimne światło jarzeniówek, kiedy wpatruję się w okryty bielą, podłużny, nieruchomy zarys… … roznosi się z siłą wodospadów szum płynącej w moich żyłach krwi… … zagłusza go bicie mojego serca, … … co bije już teraz za ― dwa… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-12-24)
-
2
-
@Waldemar_Talar_Talar Dziękuje za docenienie. @siachna Dziękuję również za docenienie i uwagę. @Dag Dziękuję za zainteresowanie i również pozdrawiam.
-
Siedząc po ciemku w głębokim fotelu, wpatruję się w podłogę, w ten lśniący, okienny prostokąt żółtawego światła ulicznej latarni. Więcej ― n i e m a n i c, poza szumiącą w uszach krwią, cichym zgrzytem zegarowego mechanizmu i biciem mojego serca. Zastanawiam się czy wyjść naprzeciw c h ł o d n y m objęciom nocy, wychodząc z m r o k u w m r o k. Za chwilę wybije uderzeniem gongu 1:30. Dręczy mnie wciąż nieokreślony b ó l, jakieś kotłujące się w środku kłębowisko rozmytych widziadeł. Z pogłosem echa rozchodzi się po p u s t y m mieszkaniu donośne: bommm… … i znowu: tik-tok, tik-tok, tik-tok… Już czas. Wstaję z fotela. Zapalam w przedpokoju światło. Oślepia mnie na chwilę… Z tej perspektywy uderza w oczy niesamowity kontrast czarnego prostokąta z obramowaniem białej, drzwiowej futryny d o c i e m n e g o p o k o j u. Nachylam się i wkładam buty, wiążę sznurowadła… Zakładam s t a r y płaszcz… Zapinam powoli guziki… W dużym lustrze stojącego w kącie drewnianego trema ― widzę odbicie n i e c z ł o w i e k a, lecz d u c h a, który przeniknął nieopatrznie do świata żywych. Zmaterializował się w nim na wieczność… … bądź … … jedynie n a c h w i l ę. Zdejmuję z wieszaka klucze. Odsuwam ze zgrzytem zasuwę w wyjściowych drzwiach… Otwieram je. Nieruchomieję na progu… … owiewa mnie przeciąg schodowej klatki… Odwracam się… Przed zgaszeniem światła ― dostrzegam wirujące drobinki kurzu, które drżą i migoczą, jakby przewidywały c h ł ó d s t r a s z l i w e j s a m o t n o ś c i. Zamykam drzwi. Schodzę po schodach, rozświetlanych jedynie wpadającą przez wysokie okna żółtawą poświatą ulicznych latarni. Rozchodzą się echem moje kroki, kiedy mijam zamknięte na w i e c z n o ś ć mieszkania u m a r ł y c h dawno sąsiadów… … pracownie rzeźb z okrytymi półmrokiem i zakurzoną folią m i l c z ą c y m i popiersiami… Pozacierane przez lata numery, nazwiska. Pokryte zielonkawym nalotem mosiężne klamki… Na o p u s z c z o n y m podwórzu wiatr jęczy w rynnach, stukają poluzowane blachy, parapety… … szeleszczą liście kasztanu, strzelistej topoli… Stawiam wysoko kołnierz jesiennego płaszcza. Wkładam do kieszeni ręce... Skrzypią zawiasy niedomkniętej furtki z wyjściem na ulicę… Na ulicy ― p u s t k a. Z jednej strony mur szarej kamienicy, z drugiej ― szpaler rosnących na trawniku dębów. Przywieram twarzą do chropowatej kory, obejmując najbliższe drzewo. Wsłuchuję się w jego oddech, w jego ciche skrzypienie, w szum płynącej w jego wnętrzu żywicy. W ten oto sposób mówi do mnie, posługując się mową tajemną. Ja ― też do niego mówię. Komunikujemy się poprzez wiatr, poprzez mżący d e s z c z, przy pomocy w e s t c h n i e ń, s z e p t ó w i d o t y k ó w… Odbywam taki sam ceremoniał, mijając kolejne drzewa, oklaskujące mnie swoimi liśćmi, jakby na p o ż e g n a n i e. Idę chodnikiem, czując pewnego rodzaju podniecenie, jak ktoś, kto, nie potrzebując żadnego bagażu ― wyrusza w p o d r ó ż b e z p o w r o t u. (Włodzimierz Zastawniak, 2018-06-28) https://altusmusic.bandcamp.com/track/session-8 Wszystkie teksty są mojego autorstwa.
-
Źródło: https://nsarchive.rwu.edu/ … czarne prostokąty ― zatrzaśniętych okien i drzwi… brunatne zacieki na ścianach ― opuszczonych domów… … … idę po mokrym ― popękanym ― asfalcie ulicy… Dokąd? … donikąd… … Wyszedłem z pustego ― wilgotnego miejsca ― wyszarpując się z pajęczyny mroku… … Stawiam kołnierz dziurawego płaszcza… … Nade mną ― jednolicie ― szare niebo… … zimny wiatr roztrąca krople lodowatego deszczu… … … szmer… ― szum… … nicość… … … ranią powieki ― zmrożone ― ziarenka … Przez zasłonę gorączkowego pisku ― przenika jakaś upiorna zapowiedź ― pogłosem ― dalekiego ― dzwonu… … … wszystko cichnie ― w oczekiwaniu… W napiętym ― do granic możliwości ― bezdechu… … … horyzont się wybrzusza… Zapada… … jarzy się od oślepiającego ― w swojej morderczej kreacji ― trupiego blasku… … Czuję, że ― płonę… … odchodzę… … Ostatnim zrywem ― wyrzucam w przestrzeń ― list… … do samego siebie… … … do swojego ― następnego ― wcielenia… … … żeby ― wiedziało… Semipałatyńsk-21, 22 listopada, 1955 roku. (Włodzimierz Zastawniak, 2017-11-13) *** Semipałatyńsk-21 – miasto w północno-wschodnim Kazachstanie (obecnie: Kurczatow) Znajduje się w nim Narodowe Centrum Badań Jądrowych Rep. Kazachstanu. W czasach Związku Radzieckiego było ono tajne i funkcjonowało jako naukowo-wojskowe zaplecze pobliskiego poligonu, na którym w latach 1949-1991 przeprowadzano testy jądrowe.
-
I Odbieram w dworcowej kasie wydawany mi z obojętną pozą tekturowy bilet. Słyszę wokół przytłumiony dziwnie pogwar, piskliwe dziecięce śmiechy, szepty, nawoływania… Wpadają przez wysokie okna słoneczne promienie, które kładą się na posadzce wydłużonymi prostokątami. I niczym kryształki kosmicznego lodu wirują w nich lśniące drobinki kurzu. Oślepia mnie to wpadające z ukosa światło. Otaczają mnie jakieś błyski, rozedrgane plamy… … bolesnym ukłuciem … … przebiega przeze mnie prąd… I czuję, że coś się znowu przemienia, coś się gdzieś przestawia, choć nie jestem w stanie odgadnąć, w którym momencie i w którym miejscu… Ludzie odsuwają się ode mnie z krzykiem, kiedy uderzam rytmicznie potylicą o podłogę… Wstrząsa i wygina moim ciałem gwałtowny atak epilepsji, wywołany efektem stroboskopu i dziwnym chemicznym zapachem… II … otwieram oczy… Leżę w kącie dworcowej poczekalni, jak jakiś ostatni nędzarz. Obolałą głowę opieram o blaszany śmietnik, z którego wysypują się zgniłe odpadki. Dotykam twarzy… Krew cieknie z pogryzionego języka, poszarpanych warg… Skapuje ciemnoczerwonymi kroplami na zesztywniałą od zaschniętej piany brodę, poplamioną koszulę... … i na bardzo białe kafelki między moimi nogami… Szumi mi w uszach i pulsuje. Wzburza się do granic możliwości wewnętrzna rzeka… … toczy się z cichym brzękiem pusta butelka po alkoholu… … Podnoszę się z trudem jak pijany. Docieram po ścianie do drzwi… Wychodzę ― w błękitny przestwór. III Pusty, wymarły peron… Długie cienie w świetle zachodzącego słońca… Nie mam siły stać, nie mam siły żyć z powodu potwornego bólu głowy i tłuczącego się w piersi serca… … chłodny wiatr … … owiewa moją zakrwawioną twarz… … Lokomotywa wjeżdża z piskiem hamulców, wpatrując się we mnie okrągłymi, zdziwionymi oczami. Ciągnie za sobą niekończący się sznur szarych wagonów… Rozsyła woń rozgrzanego smaru… IV Rozsuwają się przede mną drzwi, uwalniając mżące piksele samotności. Obite czerwonym skajem siedzenia milczą wymownie. Spod jednego z nich wytacza się z brzękiem pusta butelka. Siadam, wzniecając kłęby kurzu, oparłszy głowę na miękkim oparciu… Za oknem ― słońce… Porośnięte pożółkłą wegetacją pola z ciemną kreską dalekiego lasu…. Przekrzywione, świetliste prostokąty na podłodze i ścianach wagonu… … przepływają… znikają… pojawiają się nowe… … Koła stukają rytmicznie na stykach szyn. Moje serce synchronizuje się powoli z tym metalicznym metronomem, którego bicie zakłóca czasami niepokojący zgrzyt rozjazdów… … pociąg kołysze mnie do snu, … … dudni na drewnianych mostach… Z każdym podkładem ogarnia mnie coraz bardziej nieprzenikniony mrok… Oddalam się, jadąc do nikogo... (Włodzimierz Zastawniak, 2018-06-21) https://www.youtube.com/watch?v=rlxEKbswmnM Wszystkie teksty są mojego autorstwa. Publikuję również na: http://wiersze.kobieta.pl/, jako Arsis, i na swoim autorskim blogu: https://wlodzimierzzastawniak.wordpress.com/
-
@Somalija Dziękuję za zainteresowanie. @Gerber Dziękuję. @M.A.R.G.O.T Dziękuję również.
-
Pusty peron, kilka ławek. Żółtawe światło w oknach dworcowej poczekalni. Noc… Jesienny chłód… Kołyszą się rozczapierzone palce bezlistnych drzew. Wstrząsany falami nieustannego dreszczu, naciągam jeszcze ciaśniej poły szarego płaszcza. W piskliwym szumie toczącej mnie gorączki rozchodzi się trzask niedomkniętych drzwi. Bulgocze w rynnach, postukuje coś o blaszane parapety… Unoszę twarz. Krople zimnego deszczu rozmazują makijaż na uśmiechniętej masce klowna. … zaciskam powieki, otwieram… Woda ścieka zewsząd wartkim strumieniem. Spływa po słupach latarni i spływa ze mnie. Majaczą w oddali światła zbliżającego się pociągu. Powiększają się. Rażą mnie coraz bardziej w oczy. … ostrzą się świetliście krawędzie szyn… … Otwierają się przede mną drzwi… Omiata mnie zimna jasność pustego wagonu i kurz, wzruszony moim nagłym wtargnięciem. Tańczą nad rzędami czerwonych siedzeń błyskające drobinki samotności… Nie siadam. Trzymam się kurczowo zwisającej nade mną pętli. Przygasające, co jakiś czas jarzeniówki – mrugają do mnie porozumiewawczo. Kołyszę się, chwieję… Toczy się po podłodze pusta butelka po alkoholu, zgrzytają po szynach koła… … jestem … … coraz bardziej senny… Pomiędzy ścianą a oparciem siedzenia, dostrzegam wciśnięty, mocno zniszczony egzemplarz jakiejś książki. Przechylam głowę, aby z trudem odczytać z poplamionej okładki: Wieniedikt Jerofiejew „Moskwa – Pietuszki”. Sięgam do kieszeni płaszcza. Pociągam łyk. Alkohol rozgrzewa gardło i rozlewa się rozkosznie w żołądku. Jadę do kogoś. Do kogo? Za oknami nieprzenikniona noc. Odbija się w szybie obraz mojej zniszczonej twarzy. (Włodzimierz Zastawniak, 2018-05-19) https://rewo.bandcamp.com/track/the-surface Moskwa-Pietuszki – poemat napisany prozą poetycką przez rosyjskiego pisarza Wieniedikta Jerofiejewa, w latach 1969 – 1970. Jest to historia o alkoholiku-intelektualiście, który podróżuje pociągiem z Moskwy do Pietuszek, do ukochanej i dziecka. Pietuszki – cel podróży – jest w utworze miejscem idealnym, utopijnym. Pietuszki – nieduże miasto (ok. 15 tys. mieszkańców) leżące 70 km na płd-zach. od Włodzimierza i 120 km na wschód od Moskwy. Wszystkie teksty są mojego autorstwa. Publikuję również na: http://wiersze.kobieta.pl/, jako Arsis, i na swoim autorskim blogu: https://wlodzimierzzastawniak.wordpress.com/
-
Wskakuję w biegu do odjeżdżającego, pustego już tramwaju. Zgrzyta kołami, nabierając z ostrym szarpnięciem prędkości. Ściekają mi po karku i skroniach krople zimnego potu. I jak ptak uderza skrzydłami o ściany więzienia, tak kurczą się boleśnie i rozkurczają przedsionki i komory mojego serca. W przeskokach słońca między sztachetami drzew szarpią umysł płomienie nerwów… Opieram się czołem o szybę, zahipnotyzowany tym przesuwaniem… I nie mogąc oderwać oczu od tych przebłysków natury, tracę nagle przytomność z powodu efektu stroboskopu… … Śniło mi się, że… Usiłuję to sobie przypomnieć, leżąc na podłodze z krwawiącym nosem i pianą na ustach, odzyskawszy świadomość – nie wiadomo, po jakim czasie… Miałem do kogoś jechać. Do kogo? Zapomniałem. Ciągną się po bokach metalowe, obdrapane nogi pustych siedzeń, skąpane w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Wyciągam powoli osłabioną rękę – ku temu lśnieniu, lecz, niestety, nie jestem w stanie go dosięgnąć. (Włodzimierz Zastawniak, 2017-04-30)
-
(Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** Spójrz na mnie, nie odwracaj głowy! Wykrzycz wreszcie to ostre jak brzytwa słowo! Wykrztuś je z siebie… Potrząsam tobą, ściskając ramiona… W radiowym głośniku słychać jedynie jękliwy szmer rozdzieranego siłami nicości wszechświata. Już dawno przekroczyliśmy próg. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za nami… … (Chyba straciłem przytomność z powodu efektu stroboskopu…) … … gdzieś tutaj, za mną, przede mną… Błądzę. Nie jestem w stanie rozróżnić jarzących się czerwonawym blaskiem rzeczy… Skąd ta cała jasność, to lśnienie? Wiem, że odradzam się słońcem… Wiatr porusza storami, które wzdymają się jak żagle. Rozwierają się z cichym mlaśnięciem szkarłatne wargi…Zamykają… Oblizują się lubieżnie spierzchnięte gorączką usta. Moje czy twoje? – Nie wiem, ale wiem, że są rozpalone chciwym pożądaniem i zbliżają się z pomrukiem nadciągającej burzy… … Słońce oświetla nasze zniszczone twarze. Omiata je blaskiem nieskończonego żaru. Zwracasz się do mnie oczami, które eksplodują, rozrzucając wokół odłamki gorących łez… Trafiony rykoszetem, przebity na wskroś… Opuszczam zakrwawioną głowę, tak, jakby to zrobił Jezus na krzyżu. Nieruchomieję, rozpadając się bardzo powoli. Kawałek po kawałku… * Miała piękne usta. Umalowane czerwoną szminką. Jej napięta skóra. Lśniąca jakimś tajemniczym blaskiem, na który czekałem o tej godzinie na wpół ziemskiej, na wpół przenikniętej tęczowym światłem zorzy. Szła w półcieniu, aby mnie pokonać swoim kuszeniem. Oślepić i wtrącić w świat nieznajomy. W krainę obłędu, która nie zna nasycenia… … Ukrzyżowany w satynie. Dostępujący nieba. Z ciężarem jej piersi na swojej twarzy. Oczy zwrócone białkami świadczyły o ciele błądzącym w zaświatach. Wracała stamtąd, jak – powracają umarli. Akt wniebowstąpienia wymagał wielokrotnych poświęceń. … Lecz oto tajemniczość zaczęła zmieniać barwy, kompromitując się na moich oczach. Przelotne zalśnienie, które powstaje byle jak i byle gdzie. I z b y l e, k i m. Jesteś kurwą, prawda? Pieprzenie i nic więcej. Czar prysnął. Wszystko przeminęło. Oddalające się kroki. Trzaśnięcie drzwiami… … Porzucony i zgwałcony, w zmiętoszonym, wilgotnym prześcieradle. Na spoconym ciele płonął pozostawiony lubieżnie autograf o zapachu tanich perfum. (Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-13) ------ Fugazi – jest to drugi album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1984 roku. \
-
Ostatnie spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis odpowiedział(a) na Arsis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@iwonaroma Dziękuję, ale wolę milczeć. Pozdrawiam. -
Ostatnie spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przestępuję próg zamaszystym krokiem jest w nim pełen automatyzm i właściwa transmisja ruchu kiedy nacieram na ścianę powietrze furczy nie tylko od ptasich piór poruszają się również zasłony a gazety zrywają się do lotu moja koszula łopocze jak sztandar na maszcie policzki rozrywa lodowaty wiatr pochylam się do przodu jak człowiek stojący na wprost gigantycznego wentylatora wzory tapet mrugają porozumiewawczo łasząc się do siebie i mizdrząc w oparach absurdu widzę przed sobą most mur kamień jakieś zawiłe kontury podziemnego labiryntu spadam z bardzo wysoka (Włodzimierz Zastawniak, 2015-09-27) -
Spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Najpierw badam szafę pod niekonwencjonalnym kątem, tuląc się do forniru w jakimś dziwnym tańcu. Dłonie pogrążam w słonecznej smudze i wciąż nie wiem, dlaczego pająk patrzy się na mnie z takim wyrzutem sumienia, zwisając pod lampą w zaciśniętej pętli skazańca. Powoli urealniam swoje gesty. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Wersalka robi to samo, co fotel, krzesła i stół, i inne czworonogi, które przestępują niecierpliwie z nogi na nogę. Ekscentryzm wymaga przecież poświęceń, dlatego oblewam siebie perfumami o zapachu benzyny. Zapalam papierosa i wszystko momentalnie pęka na miliony iskier, zamieniając się w stos pawich piór. (Włodzimierz Zastawniak, 2015-05-31) -
(Z cyklu: Noir) *** Ściśnięci w korytarzu. Poupychani równo. Przepływają falami kopnięcia prądu. Nerwowe odruchy wariatów. Wszędzie wokół ― wytrzeszczone ― jak w chorobie Basedowa oczy… Spocone karki i czoła. … przyśpieszone, płytkie oddechy… Szarpią mnie nieustannie ― czyjeś dłonie… … zdzierają koszulę, poszukując pieniędzy i rewolweru… „Zaraz z niego wszystko wyciągniemy!” ― Szepczą. „Nie wyciągną!” ― Myślę półprzytomnie. Męczy mnie ― uporczywa konwersacja w oślepiających błyskach ― nadawanych alfabetem Morse`a… … cuchną zgnilizną ― rozdziawione gęby… … Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać, jakby w oparach narkotycznego dymu… Mózg telepie mi się w czaszce, kiedy opieram się czołem o brudne okno nocnego Ekspresu do Atlantydy… Czując czyjeś kolana w podbrzuszu i łokcie w wątrobie ― wypluwam na szybę resztki czerstwego chleba… … zsuwają się powoli w czerwonym, stroboskopowym świetle… … Budzę się w lepkich wymiocinach… Śniło mi się, że mnie śledzą… … że są blisko! I coraz głośniej dudnią krokami po moich śladach hordy zaślinionych epileptyków! tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-11-07)
-
Dym z kubańskich cygar drażni krtanie i resztki przegniłych mózgów od nadmiaru whisky. Wokół dziesiątki wytrzeszczonych oczu, wykrzywione twarze, w ustach wrze nieskładny gwar. Duszność podchodzi do gardeł, do spoconych torsów ciężkich od złota. Odbijają się w lustrach drgające gwiazdy. Rozochocone stado wyrzuca z siebie smrodliwe popioły, które kłębią się pod sufitem, jakby wzniecona oddechem burzowa nawała. Ze wszystkich kątów dobiegają ciche szmery, stłumione piski. Węszą nerwowo rozbiegane szczury, podnosząc, co chwila zadżumione ryje. Udają kwilenie nad zgniłymi szczątkami. Rozrywają je w trwającej wojnie padlinożerców. Wyrywają sobie nawzajem. (Włodzimierz Zastawniak, 2013-11-03)
-
Miasto ciszy i opuszczenia: Kadykczan
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Biała ściana w smugach zachodzącego słońca, czarne prostokąty okien i drzwi. Zbliżam się. Jestem blisko. Oddalam… Wyciągam rozedrganą rękę, dotykając popękanej powierzchni. Chropowata struktura. Brunatne plamy zacieków. Rdzawe smugi. Odpadające płaty… Staję na drodze światłu. Przede mną wije się pokręcony, nieporadny cień umarłego człowieka. Przywieram czołem, ustami. Całym ciałem… Całuję namiętnie… Liżę zmurszałe płaszczyzny i pęknięcia starego, zdewastowanego muru. Połykam kapiące łzy, spadające drobinki kwarcu. W konwulsyjnym tańcu wariata wdycham zapach wilgoci, pleśni i piwnicznej stęchlizny. Obejmuję i przytulam wyzierające spod tynku cegły. Pod paznokciami tworzą się głębokie bruzdy, z których wysypuje się na twarz czerwonawy pył. Otwieram szeroko usta w niemym krzyku. Zaciskam powieki. W skroniach pulsujący ból… Skrzypienie piasku. Czyjeś nieśpieszne kroki. Delikatne dotknięcie barku, niczym powiew wieczornego tchnienia. Odwracam się, otwierając szczypiące od słonej wilgoci oczy. W padającym na mnie jaskrawym słońcu, jakby niewyraźny zarys postaci… … Poprzez rozedrganą światłość nie widzę za wiele. Dostrzegam tylko to, na co pozwalają szczegóły ostrych jak nóż promieni. Pomarańczowa aureola na wysokości oczu odsłania w swoim kołysaniu owe wirowanie odległych planet, mgławic i galaktyk… I znowu ogarnia mnie cisza, w której wiatr komunikuje się ze mną tym szeptaniem zbłąkanych widm. Słyszę z bardzo daleka niewyraźne słowa… Kto mówi? Dlaczego dobiega to wszystko z takiej zamierzchłej przeszłości? Przemieszczam się w ogromnej pustce, w której światło pędzi przez miliony lat. I w której poruszam skrzydłami, niczym jakiś ptak wiekuisty… Jestem tutaj. Jestem tam. Jestem w wielu miejscach jednocześnie, bądź nie ma mnie wcale… …pojawiam się znowu, ale nie tutaj i nie teraz… … Zstąpiłaś do mnie, przeniknęłaś z jakiegoś innego wymiaru, Jewgienijo… Stoimy w wysokiej trawie, w samosiejach, które wykwitły przez te wszystkie lata. Trzymamy się za ręce: ja – widzialny, ty – widzialna, tylko przeze mnie… Coś mówisz, lecz ciebie nie słyszę. Poruszasz milczącymi ustami, taki smutek mając w spojrzeniu i taką żałość… Prowadzisz nas przez zarośla i chwasty, przez te wszystkie miejsca, które były kiedyś placami zabaw. Trzeszczą i piszczą poruszane wiatrem zardzewiałe huśtawki… Spoglądają na nas czarnymi prostokątami pustych okien opuszczone, osiedlowe bloki… Twoje włosy i sukienka falują w zwolnionym tempie, jakbyś była jakąś kosmiczną meduzą, zawieszoną w pełnej migotliwych refleksów głębi oceanu… Jesteś obok mnie, nie jesteś… Jewgienijo… Zaciskam powieki. Otwieram… Pokazujesz mi dłonią obdrapany, brudny blok. Mieszkałaś w nim, będąc dzieckiem. I mieszkasz nadal, lecz już jako istota przedwieczna, pozbawiona ciała. Oprowadzasz mnie po pokojach z ubogimi resztkami przeszłości, które pokrył grubą warstwą kurz. Trzeszczenie parkietu od moich kroków i już – tylko moich… Pośrodku jedyne krzesło. Siadam na nim, rozglądając się wokół mokrymi oczami. Promień słońca przecina podłogę, ścianę… Jestem sam. (Włodzimierz Zastawniak, 2019-07-27) -
Źródło: https://www.gettyimages.com/ … coś się przemienia w strumieniach atmosfer ― wewnątrz białych obłoków… … w tym powolnym przepływie niezdefiniowanych form ― na granicy ― półkolistej widzialności… Przemienia się w źrenicach ― moich oczu… … kłują mnie ― skrzące się ― ziarenka piasku… … Tutaj i tam… … obok… … … zaszeptało w przelocie… … W powietrzu piszę… Trącam skronie ― zmarszczone czoło… … odganiam od siebie wszystko… … jednak ― wszystko ― powraca… … Wychwytuję nikły powiew owadzich skrzydeł ― patrząc daleko przed siebie ― jakby ― w oczekiwaniu na coś ― albo ― na nic… … … upływają ― coraz głośniej ― sekundy…― … … ostatnia… … Nie… Nie… … niee… … Zakrywam twarz… … zbyt silne to światło ― zbyt piękne… … … straszliwy żar ― przerasta słońce ― rozpala niebo… … … kwiat przede mną dojrzewa… ― jedyny i śmiertelny… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-08-27) --- * Gerboise Bleue (fra.) – Niebieski Skoczek. Nazwa kodowa pierwszej francuskiej próby nuklearnej, która miała miejsce 13 lutego 1960 roku, w saharyjskim dystrykcie Reggane, w środkowej Algierii. Eksplozja miała siłę ok. 70 kiloton, czyli równoważyła siedemdziesięciu tysiącom ton trotylu. Nazwa nawiązuje również do pierwszego koloru francuskiej flagi. Gerboise (fra.), Jerboa (ang.) - Skoczek Pustynny. Rodzaj myszowatego gryzonia o silnie rozwiniętych tylnych kończynach. Występuje min. na terenach północno-środkowej Sahary, czy pustynnych obszarach Bliskiego Wschodu. --- https://mickchillage.bandcamp.com/track/pixels-iii-pt-1