Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Arsis

Użytkownicy
  • Postów

    4 525
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Treść opublikowana przez Arsis

  1. @iwonaroma Pozdrawiam...
  2. Nade mną ― ogromna ― księżycowa twarz… Przeszywa srebrną strzałą ― ciąg zamkniętych na wieczność okien… … W jakiejś nierealnej ― sennej aureoli ― chwieją się na ścianach ― liściaste cienie… … Wszechświat ― zagłusza noc ― swoim bezwzględnym milczeniem… … smagającą chłodem ― otchłań… … ... zatapiam się w szept wysokich drzew ― pod tchnieniem ― pobladłych ust… Muskam palcami ― lśniące kwadraty szyb… (Włodzimierz Zastawniak, 2014-06-22)
  3. @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję za docenienie. Pozdrawiam.
  4. (Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** Podchodzisz niepewnym krokiem ― stając ― naprzeciw mnie… Chcesz ― coś powiedzieć, lecz słowa ― więzną ci w ściśniętym gardle… … Nie mów… …, po co się okłamywać… Udawać, że jest ― inaczej… … Wiem ― musisz już kończyć… Nie obawiaj się ― nie będę cię dłużej zatrzymywał… … Co się takiego stało przez te wszystkie lata, że rozstajemy się w strugach ulewnego deszczu? … Bulgocze w rynnach… … … w zakamarkach ogromnej pustki ― rozchodzi się pogłos … ― trzaskających drzwi… * Co będzie jutro? … Zagubiłem się ― w labiryncie ulic… … wciąż te same plamy zacieków… ― popękane ― szare ściany… … zimny wiatr smaga mnie ― po twarzy… … słyszę wciąż ― jednostajny ― gorączkowy szum… … Odbija się w kałużach ― zmarniała twarz ― w aureoli ― bladego świtu… … wiatr targa ― mną… … jak kukłą… … Mijam w obskurnych bramach ― zmęczone oblicza robotników… Wrócili z nocnej zmiany ― do swoich ciemnych ― wilgotnych jaskiń… Tłamszą w ustach ― przekleństwa… … końcówki ― tlących się ― papierosów… … Łączą się z siną melancholią ― deszczowego nieba… … skłębione ― fabryczne dymy… (Włodzimierz Zastawniak, 2019-05-02) *** It’s My Life – jest to drugi album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy nowofalowej Talk Talk, wydany w 1984 roku.
  5. (Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** Wilgoć i chłód… … śnię swój sen ― nie-sen… ― pełny wyrazistych ― zdewastowanych wizji… … Kołyszą się w porywach wiatru bezlistne drzewa… … lśniące od deszczu ― rozczapierzone palce… … Powolny przepływ skłębionych obłoków ― zasnuwa moje oczy siną melancholią… … rozbrzmiewa wokół ― piskliwy ― jednostajny szum… … jakby ― śmiertelnej gorączki… … … wyczuwam obecność ― w tym wielkim ― opuszczonym domu… … … nie wiem ― dokąd iść… … wszędzie ― tylko korytarze ― labiryntu… … z półmroku pokoi ― naciera na mnie ― milczenie przedmiotów… … … zakurzone twarze ― spoglądają obojętnie ze ścian… … Coś nagle spada w oddali ― z metalicznym łoskotem… Gdzie? … idę oniemiały… Błądzę… Macam jak ślepiec… Dotykam palcami ― lodowatych płaszczyzn… … Ogromne drzwi z mosiężną klamką na wysokości wzroku… … skrzypienie zawiasów ― rozdziera ciszę… Owiewa mnie przeciąg ogromnej sali ― spowitej potokiem szarego światła… … Jakieś popiersia okryte folią… … odkryte posągi z kamienia… … Jeden ma ― rozłupaną twarz… … jej fragmenty leżą u jego stóp… … Spoglądają z nich ― ocalałe oczy… … oczy niewidzące... martwe… * Brnę ostatkiem sił przez piaszczyste wydmy rozpalonego kwarcu… … padam na twarz… … … podnoszę się… Idę przed siebie… … donikąd idę… … Gdzieś na końcu drogi ― majaczy widmo wysokiej góry ― rozżarzone słońcem… … Nie rzuca cienia… … Faluje i znika… … pulsuje… * Spadające ptaki przebijają ze świstem pokłady nieba… Pękają rozgrzane kamienie… … puszczają spoiny ścian… … na zewnątrz ― rozlewa się ― płonące morze… … Jeszcze przed chwilą ― patrzyłeś ze zgrozą ― wielkimi oczami małego dziecka… … teraz, obsypana białym pyłem, tulę do piersi twoją skrwawioną… ― urwaną dłoń… … Nie płaczę, synku… … nucę ci tylko do snu, okrywając czule ― spaloną ― martwą ziemią… (Włodzimierz Zastawniak, 2018-12-31) *** Wasteland – jest to siódmy album muzyczny (studyjny) polskiej grupy progresywnej Riverside, wydany w 2018 roku.
  6. (Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** Wkładam ręce do kieszeni dziurawego płaszcza… … wysoko postawiony kołnierz… rozwichrzone włosy… ― lodowaty chłód… … … krok ― za ― krokiem… … Tak bardzo wolno… … nieśpiesznie… … mija ― kolejny ― dzień… … następny rok… … Przede mną ― wyczekane ― rendez-vous… … Wychodzi mi ― naprzeciw ― stęskniona noc… … okrywając spróchniałe kości ― nieprzeniknionym mrokiem czasu… … Pochłania ― na wieczność… * Jeszcze raz ― doświadczyć nieba… … słonecznego ciepła… letniego wiatru… … Przejść raz jeszcze ― przez ten ogród… … usłyszeć koncert ptaka… … plusk rzeźbionej fontanny… Dostrzec, choć maleńki fragment ― piórka ― płynącego lekko ― w drgających refleksach zmarszczonej wody… … Poczuć woń ― roztartej w dłoniach ― macierzanki… … smak twoich pocałunków ― w uniesieniach ― bezdrożnej ciszy… (Włodzimierz Zastawniak, 2018-12-31) *** Book of Romance and Dust – jest to debiutancki album muzyczny (studyjny) brytyjsko-szwedzkiej grupy Exit North, wydany w 2018 roku.
  7. (Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** … nieustanny szmer w mojej głowie ― gorączki ― trawiącej umysł… … Noc… W ciemnym pokoju przystawiam ucho ― do radiowego głośnika… … wyławiając frazy ― z wodospadu ― gwiżdżących szumów i szeptów… … Ktoś do mnie mówi ― w gąszczu zakłóceń… … z dalekim pogłosem echa: … ― nie bój się… Pokaż światu ― cząstkę siebie… Mówi śpiewnie ― z pewną nutą ― melancholii: … wiem, kim jesteś… … Krzyczę! … wystawiam przed siebie ręce, aby odepchnąć ― szarżujące na mnie ― wyimaginowane cienie… … wszystko jest jakieś ― rozmazane i mgliste… … ściskając mocno powieki ― załzawionych ― rozpalonych ócz… … odpowiadam z łkaniem: … nie… nikt nie usłyszy mojej pieśni… * Zimne krople deszczu ― kłują moją twarz… … idę poboczem mokrej drogi ― szumiącej oponami ― pędzących samochodów… Stawiam kołnierz dziurawego płaszcza… … zziębnięte dłonie wkładam do kieszeni… … … wszystko już niknie w jesiennym mroku… Giną ostatnie ― znane słowa… I tylko wrony kraczą wciąż w oddali, ― kiedy idę samotnie, czując zimny powiew na skroniach… … Idę przed siebie… … nie wiadomo, ― dokąd… (Włodzimierz Zastawniak, 2018-09-28) *** …Famous Last Words… – jest to siódmy album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Supertramp, wydany w 1982 roku.
  8. Ogród, godz. 7:00:00 (wg. czasu Hiroszimy) – rozmowa ― Mamo, czy widzisz te piękne, lśniące motyle? ― Widzę, moje dziecko. ― Mamo, kilka dni temu śniłam, że zabiorą nas do przepełnionego brylantowym światłem nieba. ― Już dobrze, Maiko, jestem przy tobie. Teraz odpoczywaj. Musisz nabrać sił. ― Mamo… ― Tak, kochanie? ― Midori powiedziała mi, że mam ładne włosy. ― Bo jesteście dwiema kroplami tej samej wody. ― Uśmiechasz się, mamo… ― Jak mogłabym się nie uśmiechać do ukochanego dziecka. ― Mamo… ― Tak? ― Uwielbiam, kiedy mnie gładzisz po głowie, rozczesujesz kosmyki… (Nagle ― rozniósł się zza okna hurgot!) ― Ach, ten Kenji! Jeździ wokół domu na rowerku, który podarował mu przedwczoraj tata. Pewnie znowu straszy ptaki! ― Kenji, to łobuziak, ale jest dobrym dzieckiem. Twoim najdroższym bratem… „Enola Gay”, godz. 8:30:00 (7:30 wg czasu Hiroszimy) – przygotowanie Dwunastu ludzi wie, że za 46 minut ― odciśnie swoje piętno. Zmieni życie społeczno-polityczne… Dwunastu ludzi… ― a szczególnie, bombardier Thomas Ferebee. Ten dwudziestoczteroletni chłopak marzył o karierze baseballisty. Był nawet zawodnikiem Boston Red Sox. Jednakże los zdecydował inaczej. Od początku wojny zdążył już zaliczyć kilkadziesiąt lotów bojowych nad okupowaną Europą. Następnie wrócił do Stanów Zjednoczonych, aby prowadzić szkolenia pilotażu. Wiosną 1944 roku dołączył, jako major, do 509 Grupy Bombowej. Inicjator całego przedsięwzięcia, pułkownik Paul Tibbets, niezwykle starannie kompletował załogę mającą dokonać pionierskiego ataku jądrowego. Zatem, siedzi teraz, pochylony, obserwując uważnie krzyż celownika Norden, krzyż ― mający zdecydować ― o czyjejś śmierci… * Załoga ma pełne ręce roboty. Dowódca samolotu, pułkownik Paul Tibbets, oraz drugi pilot, kapitan Robert A. Lewis, uruchamiają automatycznego pilota o nadanym mu przez załogę wdzięcznym imieniu „George”. „Automatyczny, czy nieautomatyczny, musi być jednak nieustannie kontrolowany” ― myśli Tibbets, ustawiając pułap 1500 metrów, po czym zamyka oczy… ― głęboko wzdycha. Czuje całe zmęczenie ostatnich dni… Spogląda za siebie… Widzi pracujących przy bombie zbrojmistrzów: kapitana Williama S. Parsonsa i jego asystenta, podporucznika Marvisa R. Jeppsona. Parsons… ― zdejmuje bardzo powoli zabezpieczenia… ― podłącza przewody… ― Robi to delikatnie, jakby dotykał wrażliwego ciała pięknej kochanki… Tibbets zasłania dłonią oczy… Zostaje oślepiony jaskrawym blaskiem wschodzącego słońca, które ― niebawem ― eksploduje 250 metrów nad ziemią. Lecz ― teraz czeka spokojnie… ― zamknięte w trzymetrowej długości i siedemdziesięciocentymetrowej szerokości, pomalowanym czarnym matem walcu z kwadratowym, ogonowym usterzeniem, jakże charakterystycznym dla bomby. Nazwano ją „Little Boy”, czyli dosłownie „Mały Chłopiec”, ponieważ faktycznie przypomina swoim kształtem cherlawego chłopca, ale ― pozory mylą. Masa tego potwora przekracza cztery tony, choć sam ładunek będący przede wszystkim uranem U-235, waży jedynie ― 64 kg… 64 kg, które eksplodują z mocą ― piętnastu tysięcy ton trotylu… * O godzinie 8:40 (7:40 według czasu Hiroszimy) osiągają wysokość 9500 metrów. Podnoszą ciśnienie, włączają ogrzewanie… Na zewnątrz jest – 23 C º. Technicy pokładowi, sierżanci: Wyatt E. Duzenbury i Robert H. Shumard, studiując skomplikowane rysunki techniczne, trącają dla żartu siedzącego obok młodego radiowca Richarda H. Nelsona, ściskającego dłońmi pałąk milczących chwilowo słuchawek. Nawigator, kapitan Theodore „Dutch” van Kirk, radiooperator, porucznik Jacob Beser, oraz, sierżant Joe S. Stiborik, klną dosadnie, naprawiając szwankujący wciąż radar… Jest jeszcze tylny strzelec, sierżant George R. „Bob” Caron. Odizolowany od reszty załogi, przygotowuje aparat fotograficzny, aby móc wykonać serię, jakże ważnych zdjęć, będąc jednocześnie gotowym odeprzeć atak nieprzyjacielskich myśliwców… * Zniecierpliwienie narasta, a jego kulminację ma przyćmić jaskrawy potok brylantowego światła, przekraczający wszelkie wyobrażenia… Doświadczyli tej potęgi niecały miesiąc temu. Pustynię Jornada Del Muerto, co po hiszpańsku oznacza „droga umarłego”, rozjaśnił wybuch bliźniaczego prototypu „Little Boya”, nazwanego prześmiewczo „Gadget”. Teraz ― tego typu ładunek ― mają wypróbować bojowo ― unicestwiając tysiące ludzi… Thomas Ferebee ― wypatruje prześwitu… Chmury złośliwie zasłaniają cel… Powrót z bombą ― wykluczony, mimo że dowództwo dopuściło możliwość takiej awaryjnej opcji, gdyby pogoda uniemożliwiła zrzut. Zresztą ubywa im paliwa. Muszą, zatem ― znaleźć jakąkolwiek szczelinę, lukę, wyłom… „Enola Gay”, godz. 8:15:19 (wg. czasu Hiroszimy) – zrzut Kiedy powoli tracą nadzieję, pęka niespodziewanie biała, mgielna powłoka. Dostrzegają widły rzeki Ota, w samym centrum miasta, oraz ― przypominający literę „T” ― most Aioi, łączący oba brzegi rzeki i wyspę ― utworzoną przez dwa dopływy. Ferebee uznaje ten most za doskonały cel… Dowódca samolotu wydaje rozkaz zrzutu. Bombardier natychmiast odłącza celownik. „Sygnał radiowy się skończył” ― oznajmia krótko Tibbets… Rozchodzą się klapy podłogi… Puszczają specjalne uchwyty… Pierwszy ― bojowy ładunek atomowy ― opuszcza komorę bombową… Początkowo ― tnie ze świstem powietrze… Jednak mały, pomocniczy spadochron już wyciąga główny… Ładunek wyhamowuje… Spada teraz powoli, majestatycznie ― pod rozwartą, ogromną czaszą, dając czas załodze „Enola Gay”… Trwa to długo… ― niemiłosiernie długo… Samolot ― utraciwszy przeszło cztery tony ― podskoczył gwałtownie… Tibbets wyłącza „George’a”… Nurkuje… Kładzie maszynę niemalże na plecy… ― Ucieka zawczasu przed falą uderzeniową… Cała załoga zakłada spawalnicze gogle… Niczego nie widzą, ale niebawem ― dostrzegą coś więcej ― niż światło… Ogród, godz. 8:15:32 (wg. czasu Hiroszimy) - trzydzieści sekund do wieczności ― Mamo… ― Tak, córeczko? ― Opowiesz mi…? Chcę zapomnieć o bólu, choć… ― przez chwilę… „Kwiaty wiśni ― dojrzewają nie tylko w słońcu, dojrzewają również w wietrze, który otula je i głaszcze. A kiedy ― białe motyle ― spadną z nieba na ścieżki ogrodu, powstaną drgające refleksy w głębokiej trawie. Nim jednak do końca powstaną ― znikną na początku ― jak ― nasze głosy ― uśmiechy nasze…” Ogród, godz. 8:16:02 (wg. czasu Hiroszimy) – wieczność (Włodzimierz Zastawniak, lipiec, 2014) *** Bibliografia: Richard Rhodes (1986): Jak powstała bomba atomowa (przekład: Piotr Amsterdamski) Zysk i S-ka Wydawnictwo (2000)
  9. źródło: https://pixabay.com/ Zanurzamy dłonie ― w napływającej fali… … fali skłębionej… … z wezbrań ― z rzeczy dla nas ― niedostępnych… … … oceaniczne sanktuarium ― pełne jest ― wznoszących się ― i opadających ryb w głębinach… … i muszli ― wyrzucanych na brzeg ― w pomarańczowym świetle wieczornej zorzy… … Ta fala ― podchodzi do naszych kolan ― pianą… … wypieraną przez wiatr ― łopoczącym chorągiewkami ― rybackich kutrów… … W nasyconym solą niebie ― mewy ― przekrzykują wszystko… … zawadzają o konary… Wystające z piasku ― poczerniałe drzewa… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-05-16)
  10. Pamiętam, że drzewa ― szeptały twoje imię… … i inne rzeczy ― w złączeniu… … i ― z ― osobna… … W gałęziach ― słońce ― migotało na przeszytych krągłościami jabłkach… … zerwałaś jedno… … drugie ― w ślad ― za nim… … spadło na wilgotną ziemię… … Wiatr nas ciepły ― ogarniał… … od tych ― nagłych ― zamilczeń… … twojego głosu… … Miałaś taką jasność ― w spojrzeniu… … mimo cienia, co szedł za chmurą… … za ptakiem ― szukającym gniazda… … za motylem… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-04-07)
  11. … leżymy na trawie… ― ja ― wpatrzony w niebo… ― ty ― twarzą do ziemi… … Obrysowuję palcem ― kontur obłoku ― przekraczając w ten sposób ― błękitne bramy… … bądź ― naśladując wiatr… … albo raczej ― lotność ― ptasich skrzydeł… … Słoneczna smuga ― zabarwia ― jaskrawą pozłotą ― przedmioty… … i kształty ― rodzą się ― z cienia… … … słyszę w trawie ― brzęczące owady… … szepty… Bo szepczesz ― do nikłych uszu… … grającym świerszczom… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-08-06)
  12. @[email protected] Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. @Luule Pozdrawiam z łąki, spomiędzy słojów czasu. @Antosiek Szyszka Podoba mi się komentarz, Antosiek, pozdrawiam. @Marianna- Pozdrawiam, dzwoniąc dzwoneczkami przenikliwie z zaświatów.
  13. … cienie obłoków na trawie... ― metamorfoza kształtów… Tam ― spełnia się coś dziwnego… … wśród tej zieleni ― przeszytej ― strzałami nasion... Z szelestu liści ― wyławiam ― niewyraźne szepty… ... Widzę ― zagubione widma ― uśmiechniętych ― za życia ― ludzi… ... przemykające ― pomiędzy słojami ― czasu… ... i słyszę ― jak ― nawołują siebie… ... swoje ― umarłe byty… ... Nie poznaję ich twarzy… Zatarły się ― przez lata… ... ... zastygam wśród ― parujących po ulewie ― kwiatów... Nasłuchuję i milczę... ... chłonę duszne aromaty... ... … wszystko drży ― i migocze ― w skapujących ― zewsząd ― kroplach... Mieni się ― jak lustro... (Włodzimierz Zastawniak, 2013-06-20)
  14. Źródło: https://www.greeka.com/ Przytłacza mnie to miasto ― wapiennym wzgórzem… … stuleciami wieków ― wrośniętymi korzeniami w szczeliny skał… Wznosi się wysoko ― gorący kurz serpentyn… … ponad ― dojrzewające w słońcu ― pomarańczowe gaje… ― zielone strzały cyprysów… … … przeniknąwszy strukturę ― białego ― kamienia… … staję ― przed obliczem ― Ateny Partenos 2… ― … dziewicy ze złota… (Fidiaszu 3 ― pokłoń się przed swoim dziełem!) … … otaczają mnie astralne byty… … uwięzione w drzewach ― milczące ptaki… … w okazałej powadze sanktuariów ― pełnych ― posągów wotywnych 4… ... smukłych kariatyd 5… … Błądząc obok świątyni zawartej w miniaturze ― świątyni ― Bezskrzydłej Nike 6… … staję się twórcą… ― Kallikratesem! 7 ... I wyłania się ― niemy Erechtejon 8… … choć ― przecież słyszany ― przeze mnie… … Wychodząc ― na wprost ― niewzruszonej ― Ateny Promachos 9… ― … można oślepnąć od silnego blasku… … ― ogłuchnąć ― od zwycięskiego zgiełku… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-05-19) * Akropolis – w starożytnej Grecji – miasto, bądź osiedle – zbudowane na wysokim wzgórzu o zróżnicowanym przeznaczeniu. Najsłynniejszy z nich znajduje się w Atenach. 2 Atena Partenos – nieistniejący już posąg Ateny-Dziewicy, bogini mądrości, sztuki i wojny, który był wykonany ze złota i kości słoniowej ok. 447 p.n.e - 438 p.n.e przez Fidiasza. Posąg wzniesiono w Partenonie, świątyni poświęconej tejże bogini na ateńskim Akropolu. 3 Fidiasz – (ok. 490 p.n.e - ok. 430 p.n.e) Jeden z najwybitniejszych rzeźbiarzy starożytnej Grecji. 4 Posągi wotywne – (ex voto, wota) w starożytności spełniały funkcję darów, składanych bogom w dowód wdzięczności. 5 Kariatydy – podpory architektoniczne w kształcie kobiecych postaci. Rodzaj kolumny. 6 Świątynia Bezskrzydłej Nike – niewielka świątynia na ateńskim Akropolu, poświęcona bogini zwycięstwa, projektu Kallikratesa. 7 Kallikrates – (ok. II połowy V w. p.n.e) Starogrecki architekt, min. współtwórca ateńskiego Partenonu. 8 Erechtejon – świątynia na ateńskim Akropolu, wzniesiona ok. 421 p.n.e – ok. 405 p.n.e na cześć Erechteusza, jednego z pierwszych władców ateńskich. 9 Atena Promachos – nieistniejący już, monumentalny posąg bogini wojny, dłuta Fidiasza, górujący niegdyś nad ateńskim Akropolem, z tarczą i włócznią.
  15. @Silver Dziękuję za serce. Pozdrawiam o zmierzchu, gdzieś z dalekich, deszczowych pokładów czasu...
  16. @Antosiek Szyszka Pozdrawiam... - z lodowatej - mrocznej - otchłani... @ais W otchłani mroku... mam chłostę codziennie... Pozdrawiam.
  17. @fregamo Pozdrawiam. @Waldemar_Talar_Talar Ok. Niech tak zostanie. Pozdrawiam.
  18. … ukazał się przed nami ― motyl… … przewodnik kwiecistego szlaku… Poszliśmy za nim ― zaciekawieni… … opodal ― wytężonej pracy mrowisk ― i smuklejących w przelocie ― ważek… … byliśmy ― pod czujną ― obserwacją… ― … wielkich ― owadzich ― oczu… … cicho trzaskały suche gałązki ― pod naszymi ― bosymi stopami… … … to się stało tak ― nagle… … nieoczekiwanie… Potknęliśmy się ― o krótki cień drzewa, który ― zaszedł nam ― znienacka ― drogę… … abyśmy mogli ― zetrzeć z niego ― resztki lata… ― … pachnące żywicą… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-04-04)
  19. @[email protected]ękuję za komentarz. Pozdrawiam. @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję uprzejmie i również pozdrawiam.
  20. Jest ― tak ― cicho… … to samotność nam coraz bardziej dokucza ― i ― podwieczorny skwar… … Pamiętasz ― jak się szło? Idziemy brzegiem pól… … bezpowrotnie ― inaczej… … jakże brakuje nam ― naszych oczu ― i ust… … nadciąga mrok… … Coś zaszeptało ― w przelocie ― spoza purpurowych kwiatów dzikiego bzu… … w ciemniejącym świetle ― wyłania się ― Chrystus ― na wskroś dębowy… … ze wzrokiem ― utkwionym w cierpieniu… I w tym bzie ― ma dłonie ― przybite ― do krzyża… … złączone stopy… … Pamiętasz ― jak się szło? Przymglone niebo… … księżyc ― powoli nachodzi… (Włodzimierz Zastawniak, 2015-04-03)
  21. Źródło: https://www.artstation.com/ … szare piksele mżącej samotności ― wysypują się z zakamarków nocnego miasta… Blask zimnego księżyca ― jest jedynie tłem ― dla szumiącego w moich uszach ― potoku ciszy… … Gwiazdy spadają… Tańczą nad kominami fabryk ognie świętego Elma… … wirują ― unoszone wiatrem ― śmieci… … … idę po spirali schodów… W górę… W dół… ― … nie wiem… Idę wzdłuż żywopłotu… ― wilgotnego muru ― z czarnymi oczodołami martwych okien i bram… … … wszystko wokół ― głęboko ― oddycha… … nawet ściany się wybrzuszają ― poszerzając, co chwila ― kreski popękanego tynku… … Samochody na poboczach ― zakurzonych placach… … zatrzymane w czasie ― wytwory ― industrializmu… … W zgaszonych reflektorach ― odbija się daleka łuna ― jakiejś kosmicznej eksplozji… … … ostrzy się ― na szklanych krawędziach… (Włodzimierz Zastawniak, 2015-11-20)
  22. Źródło: https://pixabay.com/ ... spoglądają przed siebie ― od tysiąca lat… Oparte plecami o zbocze Rano-Raraku 2 … … spływała tu kiedyś ― rozpalona ― kipiąca lawa… ― … jak ― z ropiejącego wrzodu… … teraz ― zastygła ― skamieniała forma… … Mijam armię ― posągów… ― … arcydzieła minimalizmu ― w czerwonawych Pukao 3 na głowach… Żeby je móc poruszyć… ― … trzeba by najpierw ― wstrząsnąć ― całą wyspą… ― … tym czystym słońcem nieznanych łąk … … stojące bryły... ― leżące… Zakopane w ziemi… … Nade mną ― obłoki… … metamorfoza kształtów… … Sylwetki niewzruszonych bogów… ― … wyznaczają ― koralowymi oczami ― bezkresne ― szumiące morze… (Włodzimierz Zastawniak, 2015-09-20) *** * Moai – monolityczne figury na Rapa-Nui (leżącej na południowym Pacyfiku - Wyspie Wielkanocnej), wykonane prawdopodobnie przez polinezyjskich osadników, którzy przybyli na nią około 1000-1100 r. naszej ery. Figury są wykonane z wulkanicznego tufu. Mają od kilku do kilkunastu metrów wysokości i ważą od kilku do kilkudziesięciu ton. 2 Rano-Raraku – krater wygasłego wulkanu na Rapa-Nui o około kilometrowej średnicy. W jego obrębie znajdował się kamieniołom, w którym wykuwano Moai. 3 Pukao – wykonane z czerwonawego tufu polinezyjskie nakrycie głowy dla Moai, przypominające kapelusz.
  23. Źródło: https://pixabay.com/ Idę wolno ― długim korytarzem…― stawiając kroki w obskurnym świetle żarówek… Jak się tutaj znalazłem? … nie wiem… ... … kreski popękanego tynku… Falujące płótna ― pajęczyn… … Czarny prostokąt zamkniętych na końcu drzwi ― z wyżłobionym krzyżem ― zbliża się ― jak ― równoważna śmierci noc… … … w przerażającej ciszy ― rozchodzi się chrzęst ― rozbitego na podłodze szkła… Od moich kroków? … nie moich? … Śledzą mnie ― widma… … kłębią się i snują… ― wychodzą z ciemności… ― giną… … Kochanie…― … kiedy i ja umrę ― nie będzie ― nic? … … zamykam powieki wilgotnych ócz… … Idziesz skrajem łąki ― z przysłoniętą długimi włosami ― roześmianą twarzą… … taka oczywista… prawie ― dotykalna… ― jakby ― w ostatnim momencie jasności… … Chłodna klamka ustępuje ciężko ― pod moją dłonią… … skrzypią zawiasy z pogłosem echa… … Mam wrażenie, że stoisz obok ― trzymając bukiet uschniętych róż… … Kochanie…― … kiedy i ja umrę… ― nie będzie ― nic? (Włodzimierz Zastawniak, 2015-03-11) * Libera nos, Domine, de morte aeterna (łać.) – Wybaw nas, Panie, od wiecznej śmierci
  24. @Franek K Dziękuję za komentarz. @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję za komentarz. @duszka Dziękuję za komentarz i docenienie. @Jan Paweł D. (Krakelura) Dziękuję za komentarz i uwagi, jednakże zostawię tak, jak jest. @Lahaj Dziękuję.
  25. Kiedy ostatni raz ― trzymałam twoją dłoń… ― … była taka ciężka ― i zimna… … Pamiętam, że uchyliły się przed tobą wielkie i białe drzwi ― skrywające od zawsze ― największą tajemnicę… Poznałeś ją ― będąc już częścią mozaiki Wszechświata ― z wiarą we wszechmoc rozumu… … bez wiary ― w ciało… * Siedzę sama ― na ławce… … otoczona parkowym azylem… … Doszukuję się czegokolwiek ― w rozchwianych gałęziach… … w grze cieni na żwirowej alejce… ― w cierpkim zapachu wilgotnych kwiatów… … Uśmiechasz się do mnie ― rozgorzałym słońcem… … i mówisz ― stłumionym szeptem… … Pragnę wciąż ― o tobie pisać ― układać strofy… … wyżłabiać w kamieniu słowa ― na kształt ― twojego imienia… … … masz władzę ― przenosin ― w czasie… … Jesteś tu i gdzie indziej… … albo jesteś ― tylko pyłem ― drgającej jutrzni… … tęczową pół-obręczą… * Brama koło domu… … przeciąg milczenia… … … ogromne okna ― zaciągnięte ― ciężkimi storami… … Można się spodziewać przebiegającego kota, lecz ― to przemyka całe twoje dzieciństwo… … zbyt krótkie ― zbyt długie ― w cierpieniach… … Wszystkie nocne trwogi… ― zabawki porzucone w kącie… Koń na biegunach ― pokryty kurzem… … na ścianie ― pergamin ― wyblakły przez lata… … fotografia uśmiechniętej twarzy… … Szron przesłonił już szyby… … i coraz bardziej wypełnia pustkę ― wspomnienie twojego głosu… … rączek, co mnie radośnie ciągnęły za warkocz… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-12-01)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...