-
Postów
4 467 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Treść opublikowana przez Arsis
-
@Waldemar_Talar_Talar Dziękuje za docenienie. @siachna Dziękuję również za docenienie i uwagę. @Dag Dziękuję za zainteresowanie i również pozdrawiam.
-
Siedząc po ciemku w głębokim fotelu, wpatruję się w podłogę, w ten lśniący, okienny prostokąt żółtawego światła ulicznej latarni. Więcej ― n i e m a n i c, poza szumiącą w uszach krwią, cichym zgrzytem zegarowego mechanizmu i biciem mojego serca. Zastanawiam się czy wyjść naprzeciw c h ł o d n y m objęciom nocy, wychodząc z m r o k u w m r o k. Za chwilę wybije uderzeniem gongu 1:30. Dręczy mnie wciąż nieokreślony b ó l, jakieś kotłujące się w środku kłębowisko rozmytych widziadeł. Z pogłosem echa rozchodzi się po p u s t y m mieszkaniu donośne: bommm… … i znowu: tik-tok, tik-tok, tik-tok… Już czas. Wstaję z fotela. Zapalam w przedpokoju światło. Oślepia mnie na chwilę… Z tej perspektywy uderza w oczy niesamowity kontrast czarnego prostokąta z obramowaniem białej, drzwiowej futryny d o c i e m n e g o p o k o j u. Nachylam się i wkładam buty, wiążę sznurowadła… Zakładam s t a r y płaszcz… Zapinam powoli guziki… W dużym lustrze stojącego w kącie drewnianego trema ― widzę odbicie n i e c z ł o w i e k a, lecz d u c h a, który przeniknął nieopatrznie do świata żywych. Zmaterializował się w nim na wieczność… … bądź … … jedynie n a c h w i l ę. Zdejmuję z wieszaka klucze. Odsuwam ze zgrzytem zasuwę w wyjściowych drzwiach… Otwieram je. Nieruchomieję na progu… … owiewa mnie przeciąg schodowej klatki… Odwracam się… Przed zgaszeniem światła ― dostrzegam wirujące drobinki kurzu, które drżą i migoczą, jakby przewidywały c h ł ó d s t r a s z l i w e j s a m o t n o ś c i. Zamykam drzwi. Schodzę po schodach, rozświetlanych jedynie wpadającą przez wysokie okna żółtawą poświatą ulicznych latarni. Rozchodzą się echem moje kroki, kiedy mijam zamknięte na w i e c z n o ś ć mieszkania u m a r ł y c h dawno sąsiadów… … pracownie rzeźb z okrytymi półmrokiem i zakurzoną folią m i l c z ą c y m i popiersiami… Pozacierane przez lata numery, nazwiska. Pokryte zielonkawym nalotem mosiężne klamki… Na o p u s z c z o n y m podwórzu wiatr jęczy w rynnach, stukają poluzowane blachy, parapety… … szeleszczą liście kasztanu, strzelistej topoli… Stawiam wysoko kołnierz jesiennego płaszcza. Wkładam do kieszeni ręce... Skrzypią zawiasy niedomkniętej furtki z wyjściem na ulicę… Na ulicy ― p u s t k a. Z jednej strony mur szarej kamienicy, z drugiej ― szpaler rosnących na trawniku dębów. Przywieram twarzą do chropowatej kory, obejmując najbliższe drzewo. Wsłuchuję się w jego oddech, w jego ciche skrzypienie, w szum płynącej w jego wnętrzu żywicy. W ten oto sposób mówi do mnie, posługując się mową tajemną. Ja ― też do niego mówię. Komunikujemy się poprzez wiatr, poprzez mżący d e s z c z, przy pomocy w e s t c h n i e ń, s z e p t ó w i d o t y k ó w… Odbywam taki sam ceremoniał, mijając kolejne drzewa, oklaskujące mnie swoimi liśćmi, jakby na p o ż e g n a n i e. Idę chodnikiem, czując pewnego rodzaju podniecenie, jak ktoś, kto, nie potrzebując żadnego bagażu ― wyrusza w p o d r ó ż b e z p o w r o t u. (Włodzimierz Zastawniak, 2018-06-28) https://altusmusic.bandcamp.com/track/session-8 Wszystkie teksty są mojego autorstwa.
-
Źródło: https://nsarchive.rwu.edu/ … czarne prostokąty ― zatrzaśniętych okien i drzwi… brunatne zacieki na ścianach ― opuszczonych domów… … … idę po mokrym ― popękanym ― asfalcie ulicy… Dokąd? … donikąd… … Wyszedłem z pustego ― wilgotnego miejsca ― wyszarpując się z pajęczyny mroku… … Stawiam kołnierz dziurawego płaszcza… … Nade mną ― jednolicie ― szare niebo… … zimny wiatr roztrąca krople lodowatego deszczu… … … szmer… ― szum… … nicość… … … ranią powieki ― zmrożone ― ziarenka … Przez zasłonę gorączkowego pisku ― przenika jakaś upiorna zapowiedź ― pogłosem ― dalekiego ― dzwonu… … … wszystko cichnie ― w oczekiwaniu… W napiętym ― do granic możliwości ― bezdechu… … … horyzont się wybrzusza… Zapada… … jarzy się od oślepiającego ― w swojej morderczej kreacji ― trupiego blasku… … Czuję, że ― płonę… … odchodzę… … Ostatnim zrywem ― wyrzucam w przestrzeń ― list… … do samego siebie… … … do swojego ― następnego ― wcielenia… … … żeby ― wiedziało… Semipałatyńsk-21, 22 listopada, 1955 roku. (Włodzimierz Zastawniak, 2017-11-13) *** Semipałatyńsk-21 – miasto w północno-wschodnim Kazachstanie (obecnie: Kurczatow) Znajduje się w nim Narodowe Centrum Badań Jądrowych Rep. Kazachstanu. W czasach Związku Radzieckiego było ono tajne i funkcjonowało jako naukowo-wojskowe zaplecze pobliskiego poligonu, na którym w latach 1949-1991 przeprowadzano testy jądrowe.
-
I Odbieram w dworcowej kasie wydawany mi z obojętną pozą tekturowy bilet. Słyszę wokół przytłumiony dziwnie pogwar, piskliwe dziecięce śmiechy, szepty, nawoływania… Wpadają przez wysokie okna słoneczne promienie, które kładą się na posadzce wydłużonymi prostokątami. I niczym kryształki kosmicznego lodu wirują w nich lśniące drobinki kurzu. Oślepia mnie to wpadające z ukosa światło. Otaczają mnie jakieś błyski, rozedrgane plamy… … bolesnym ukłuciem … … przebiega przeze mnie prąd… I czuję, że coś się znowu przemienia, coś się gdzieś przestawia, choć nie jestem w stanie odgadnąć, w którym momencie i w którym miejscu… Ludzie odsuwają się ode mnie z krzykiem, kiedy uderzam rytmicznie potylicą o podłogę… Wstrząsa i wygina moim ciałem gwałtowny atak epilepsji, wywołany efektem stroboskopu i dziwnym chemicznym zapachem… II … otwieram oczy… Leżę w kącie dworcowej poczekalni, jak jakiś ostatni nędzarz. Obolałą głowę opieram o blaszany śmietnik, z którego wysypują się zgniłe odpadki. Dotykam twarzy… Krew cieknie z pogryzionego języka, poszarpanych warg… Skapuje ciemnoczerwonymi kroplami na zesztywniałą od zaschniętej piany brodę, poplamioną koszulę... … i na bardzo białe kafelki między moimi nogami… Szumi mi w uszach i pulsuje. Wzburza się do granic możliwości wewnętrzna rzeka… … toczy się z cichym brzękiem pusta butelka po alkoholu… … Podnoszę się z trudem jak pijany. Docieram po ścianie do drzwi… Wychodzę ― w błękitny przestwór. III Pusty, wymarły peron… Długie cienie w świetle zachodzącego słońca… Nie mam siły stać, nie mam siły żyć z powodu potwornego bólu głowy i tłuczącego się w piersi serca… … chłodny wiatr … … owiewa moją zakrwawioną twarz… … Lokomotywa wjeżdża z piskiem hamulców, wpatrując się we mnie okrągłymi, zdziwionymi oczami. Ciągnie za sobą niekończący się sznur szarych wagonów… Rozsyła woń rozgrzanego smaru… IV Rozsuwają się przede mną drzwi, uwalniając mżące piksele samotności. Obite czerwonym skajem siedzenia milczą wymownie. Spod jednego z nich wytacza się z brzękiem pusta butelka. Siadam, wzniecając kłęby kurzu, oparłszy głowę na miękkim oparciu… Za oknem ― słońce… Porośnięte pożółkłą wegetacją pola z ciemną kreską dalekiego lasu…. Przekrzywione, świetliste prostokąty na podłodze i ścianach wagonu… … przepływają… znikają… pojawiają się nowe… … Koła stukają rytmicznie na stykach szyn. Moje serce synchronizuje się powoli z tym metalicznym metronomem, którego bicie zakłóca czasami niepokojący zgrzyt rozjazdów… … pociąg kołysze mnie do snu, … … dudni na drewnianych mostach… Z każdym podkładem ogarnia mnie coraz bardziej nieprzenikniony mrok… Oddalam się, jadąc do nikogo... (Włodzimierz Zastawniak, 2018-06-21) https://www.youtube.com/watch?v=rlxEKbswmnM Wszystkie teksty są mojego autorstwa. Publikuję również na: http://wiersze.kobieta.pl/, jako Arsis, i na swoim autorskim blogu: https://wlodzimierzzastawniak.wordpress.com/
-
@Somalija Dziękuję za zainteresowanie. @Gerber Dziękuję. @M.A.R.G.O.T Dziękuję również.
-
Pusty peron, kilka ławek. Żółtawe światło w oknach dworcowej poczekalni. Noc… Jesienny chłód… Kołyszą się rozczapierzone palce bezlistnych drzew. Wstrząsany falami nieustannego dreszczu, naciągam jeszcze ciaśniej poły szarego płaszcza. W piskliwym szumie toczącej mnie gorączki rozchodzi się trzask niedomkniętych drzwi. Bulgocze w rynnach, postukuje coś o blaszane parapety… Unoszę twarz. Krople zimnego deszczu rozmazują makijaż na uśmiechniętej masce klowna. … zaciskam powieki, otwieram… Woda ścieka zewsząd wartkim strumieniem. Spływa po słupach latarni i spływa ze mnie. Majaczą w oddali światła zbliżającego się pociągu. Powiększają się. Rażą mnie coraz bardziej w oczy. … ostrzą się świetliście krawędzie szyn… … Otwierają się przede mną drzwi… Omiata mnie zimna jasność pustego wagonu i kurz, wzruszony moim nagłym wtargnięciem. Tańczą nad rzędami czerwonych siedzeń błyskające drobinki samotności… Nie siadam. Trzymam się kurczowo zwisającej nade mną pętli. Przygasające, co jakiś czas jarzeniówki – mrugają do mnie porozumiewawczo. Kołyszę się, chwieję… Toczy się po podłodze pusta butelka po alkoholu, zgrzytają po szynach koła… … jestem … … coraz bardziej senny… Pomiędzy ścianą a oparciem siedzenia, dostrzegam wciśnięty, mocno zniszczony egzemplarz jakiejś książki. Przechylam głowę, aby z trudem odczytać z poplamionej okładki: Wieniedikt Jerofiejew „Moskwa – Pietuszki”. Sięgam do kieszeni płaszcza. Pociągam łyk. Alkohol rozgrzewa gardło i rozlewa się rozkosznie w żołądku. Jadę do kogoś. Do kogo? Za oknami nieprzenikniona noc. Odbija się w szybie obraz mojej zniszczonej twarzy. (Włodzimierz Zastawniak, 2018-05-19) https://rewo.bandcamp.com/track/the-surface Moskwa-Pietuszki – poemat napisany prozą poetycką przez rosyjskiego pisarza Wieniedikta Jerofiejewa, w latach 1969 – 1970. Jest to historia o alkoholiku-intelektualiście, który podróżuje pociągiem z Moskwy do Pietuszek, do ukochanej i dziecka. Pietuszki – cel podróży – jest w utworze miejscem idealnym, utopijnym. Pietuszki – nieduże miasto (ok. 15 tys. mieszkańców) leżące 70 km na płd-zach. od Włodzimierza i 120 km na wschód od Moskwy. Wszystkie teksty są mojego autorstwa. Publikuję również na: http://wiersze.kobieta.pl/, jako Arsis, i na swoim autorskim blogu: https://wlodzimierzzastawniak.wordpress.com/
-
Wskakuję w biegu do odjeżdżającego, pustego już tramwaju. Zgrzyta kołami, nabierając z ostrym szarpnięciem prędkości. Ściekają mi po karku i skroniach krople zimnego potu. I jak ptak uderza skrzydłami o ściany więzienia, tak kurczą się boleśnie i rozkurczają przedsionki i komory mojego serca. W przeskokach słońca między sztachetami drzew szarpią umysł płomienie nerwów… Opieram się czołem o szybę, zahipnotyzowany tym przesuwaniem… I nie mogąc oderwać oczu od tych przebłysków natury, tracę nagle przytomność z powodu efektu stroboskopu… … Śniło mi się, że… Usiłuję to sobie przypomnieć, leżąc na podłodze z krwawiącym nosem i pianą na ustach, odzyskawszy świadomość – nie wiadomo, po jakim czasie… Miałem do kogoś jechać. Do kogo? Zapomniałem. Ciągną się po bokach metalowe, obdrapane nogi pustych siedzeń, skąpane w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Wyciągam powoli osłabioną rękę – ku temu lśnieniu, lecz, niestety, nie jestem w stanie go dosięgnąć. (Włodzimierz Zastawniak, 2017-04-30)
-
(Z cyklu: Albumy muzyczne) *** Teksty z cyklu „Albumy muzyczne”, nie są przekładami. Są one jedynie luźno związane z oryginalnymi tekstami utworów, zawartymi na prezentowanych przeze mnie albumach muzycznych. Zarówno sama muzyka jak i treść utworów śpiewanych są dla mnie niejako pretekstem i inspiracją do przedstawienia swoistego konceptu fantastycznego. *** Spójrz na mnie, nie odwracaj głowy! Wykrzycz wreszcie to ostre jak brzytwa słowo! Wykrztuś je z siebie… Potrząsam tobą, ściskając ramiona… W radiowym głośniku słychać jedynie jękliwy szmer rozdzieranego siłami nicości wszechświata. Już dawno przekroczyliśmy próg. Drzwi zatrzasnęły się z hukiem za nami… … (Chyba straciłem przytomność z powodu efektu stroboskopu…) … … gdzieś tutaj, za mną, przede mną… Błądzę. Nie jestem w stanie rozróżnić jarzących się czerwonawym blaskiem rzeczy… Skąd ta cała jasność, to lśnienie? Wiem, że odradzam się słońcem… Wiatr porusza storami, które wzdymają się jak żagle. Rozwierają się z cichym mlaśnięciem szkarłatne wargi…Zamykają… Oblizują się lubieżnie spierzchnięte gorączką usta. Moje czy twoje? – Nie wiem, ale wiem, że są rozpalone chciwym pożądaniem i zbliżają się z pomrukiem nadciągającej burzy… … Słońce oświetla nasze zniszczone twarze. Omiata je blaskiem nieskończonego żaru. Zwracasz się do mnie oczami, które eksplodują, rozrzucając wokół odłamki gorących łez… Trafiony rykoszetem, przebity na wskroś… Opuszczam zakrwawioną głowę, tak, jakby to zrobił Jezus na krzyżu. Nieruchomieję, rozpadając się bardzo powoli. Kawałek po kawałku… * Miała piękne usta. Umalowane czerwoną szminką. Jej napięta skóra. Lśniąca jakimś tajemniczym blaskiem, na który czekałem o tej godzinie na wpół ziemskiej, na wpół przenikniętej tęczowym światłem zorzy. Szła w półcieniu, aby mnie pokonać swoim kuszeniem. Oślepić i wtrącić w świat nieznajomy. W krainę obłędu, która nie zna nasycenia… … Ukrzyżowany w satynie. Dostępujący nieba. Z ciężarem jej piersi na swojej twarzy. Oczy zwrócone białkami świadczyły o ciele błądzącym w zaświatach. Wracała stamtąd, jak – powracają umarli. Akt wniebowstąpienia wymagał wielokrotnych poświęceń. … Lecz oto tajemniczość zaczęła zmieniać barwy, kompromitując się na moich oczach. Przelotne zalśnienie, które powstaje byle jak i byle gdzie. I z b y l e, k i m. Jesteś kurwą, prawda? Pieprzenie i nic więcej. Czar prysnął. Wszystko przeminęło. Oddalające się kroki. Trzaśnięcie drzwiami… … Porzucony i zgwałcony, w zmiętoszonym, wilgotnym prześcieradle. Na spoconym ciele płonął pozostawiony lubieżnie autograf o zapachu tanich perfum. (Włodzimierz Zastawniak, 2020-01-13) ------ Fugazi – jest to drugi album muzyczny (studyjny) brytyjskiej grupy Marillion. Album został wydany w 1984 roku. \
-
Ostatnie spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis odpowiedział(a) na Arsis utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
@iwonaroma Dziękuję, ale wolę milczeć. Pozdrawiam. -
Ostatnie spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
przestępuję próg zamaszystym krokiem jest w nim pełen automatyzm i właściwa transmisja ruchu kiedy nacieram na ścianę powietrze furczy nie tylko od ptasich piór poruszają się również zasłony a gazety zrywają się do lotu moja koszula łopocze jak sztandar na maszcie policzki rozrywa lodowaty wiatr pochylam się do przodu jak człowiek stojący na wprost gigantycznego wentylatora wzory tapet mrugają porozumiewawczo łasząc się do siebie i mizdrząc w oparach absurdu widzę przed sobą most mur kamień jakieś zawiłe kontury podziemnego labiryntu spadam z bardzo wysoka (Włodzimierz Zastawniak, 2015-09-27) -
Spostrzeżenia człowieka chorego psychicznie
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Najpierw badam szafę pod niekonwencjonalnym kątem, tuląc się do forniru w jakimś dziwnym tańcu. Dłonie pogrążam w słonecznej smudze i wciąż nie wiem, dlaczego pająk patrzy się na mnie z takim wyrzutem sumienia, zwisając pod lampą w zaciśniętej pętli skazańca. Powoli urealniam swoje gesty. Ćwiczę zamykanie i otwieranie powiek. Wersalka robi to samo, co fotel, krzesła i stół, i inne czworonogi, które przestępują niecierpliwie z nogi na nogę. Ekscentryzm wymaga przecież poświęceń, dlatego oblewam siebie perfumami o zapachu benzyny. Zapalam papierosa i wszystko momentalnie pęka na miliony iskier, zamieniając się w stos pawich piór. (Włodzimierz Zastawniak, 2015-05-31) -
(Z cyklu: Noir) *** Ściśnięci w korytarzu. Poupychani równo. Przepływają falami kopnięcia prądu. Nerwowe odruchy wariatów. Wszędzie wokół ― wytrzeszczone ― jak w chorobie Basedowa oczy… Spocone karki i czoła. … przyśpieszone, płytkie oddechy… Szarpią mnie nieustannie ― czyjeś dłonie… … zdzierają koszulę, poszukując pieniędzy i rewolweru… „Zaraz z niego wszystko wyciągniemy!” ― Szepczą. „Nie wyciągną!” ― Myślę półprzytomnie. Męczy mnie ― uporczywa konwersacja w oślepiających błyskach ― nadawanych alfabetem Morse`a… … cuchną zgnilizną ― rozdziawione gęby… … Wszystko zaczyna się dziwnie kołysać, jakby w oparach narkotycznego dymu… Mózg telepie mi się w czaszce, kiedy opieram się czołem o brudne okno nocnego Ekspresu do Atlantydy… Czując czyjeś kolana w podbrzuszu i łokcie w wątrobie ― wypluwam na szybę resztki czerstwego chleba… … zsuwają się powoli w czerwonym, stroboskopowym świetle… … Budzę się w lepkich wymiocinach… Śniło mi się, że mnie śledzą… … że są blisko! I coraz głośniej dudnią krokami po moich śladach hordy zaślinionych epileptyków! tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam, tam-tam… (Włodzimierz Zastawniak, 2013-11-07)
-
Dym z kubańskich cygar drażni krtanie i resztki przegniłych mózgów od nadmiaru whisky. Wokół dziesiątki wytrzeszczonych oczu, wykrzywione twarze, w ustach wrze nieskładny gwar. Duszność podchodzi do gardeł, do spoconych torsów ciężkich od złota. Odbijają się w lustrach drgające gwiazdy. Rozochocone stado wyrzuca z siebie smrodliwe popioły, które kłębią się pod sufitem, jakby wzniecona oddechem burzowa nawała. Ze wszystkich kątów dobiegają ciche szmery, stłumione piski. Węszą nerwowo rozbiegane szczury, podnosząc, co chwila zadżumione ryje. Udają kwilenie nad zgniłymi szczątkami. Rozrywają je w trwającej wojnie padlinożerców. Wyrywają sobie nawzajem. (Włodzimierz Zastawniak, 2013-11-03)
-
Miasto ciszy i opuszczenia: Kadykczan
Arsis opublikował(a) utwór w Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
Biała ściana w smugach zachodzącego słońca, czarne prostokąty okien i drzwi. Zbliżam się. Jestem blisko. Oddalam… Wyciągam rozedrganą rękę, dotykając popękanej powierzchni. Chropowata struktura. Brunatne plamy zacieków. Rdzawe smugi. Odpadające płaty… Staję na drodze światłu. Przede mną wije się pokręcony, nieporadny cień umarłego człowieka. Przywieram czołem, ustami. Całym ciałem… Całuję namiętnie… Liżę zmurszałe płaszczyzny i pęknięcia starego, zdewastowanego muru. Połykam kapiące łzy, spadające drobinki kwarcu. W konwulsyjnym tańcu wariata wdycham zapach wilgoci, pleśni i piwnicznej stęchlizny. Obejmuję i przytulam wyzierające spod tynku cegły. Pod paznokciami tworzą się głębokie bruzdy, z których wysypuje się na twarz czerwonawy pył. Otwieram szeroko usta w niemym krzyku. Zaciskam powieki. W skroniach pulsujący ból… Skrzypienie piasku. Czyjeś nieśpieszne kroki. Delikatne dotknięcie barku, niczym powiew wieczornego tchnienia. Odwracam się, otwierając szczypiące od słonej wilgoci oczy. W padającym na mnie jaskrawym słońcu, jakby niewyraźny zarys postaci… … Poprzez rozedrganą światłość nie widzę za wiele. Dostrzegam tylko to, na co pozwalają szczegóły ostrych jak nóż promieni. Pomarańczowa aureola na wysokości oczu odsłania w swoim kołysaniu owe wirowanie odległych planet, mgławic i galaktyk… I znowu ogarnia mnie cisza, w której wiatr komunikuje się ze mną tym szeptaniem zbłąkanych widm. Słyszę z bardzo daleka niewyraźne słowa… Kto mówi? Dlaczego dobiega to wszystko z takiej zamierzchłej przeszłości? Przemieszczam się w ogromnej pustce, w której światło pędzi przez miliony lat. I w której poruszam skrzydłami, niczym jakiś ptak wiekuisty… Jestem tutaj. Jestem tam. Jestem w wielu miejscach jednocześnie, bądź nie ma mnie wcale… …pojawiam się znowu, ale nie tutaj i nie teraz… … Zstąpiłaś do mnie, przeniknęłaś z jakiegoś innego wymiaru, Jewgienijo… Stoimy w wysokiej trawie, w samosiejach, które wykwitły przez te wszystkie lata. Trzymamy się za ręce: ja – widzialny, ty – widzialna, tylko przeze mnie… Coś mówisz, lecz ciebie nie słyszę. Poruszasz milczącymi ustami, taki smutek mając w spojrzeniu i taką żałość… Prowadzisz nas przez zarośla i chwasty, przez te wszystkie miejsca, które były kiedyś placami zabaw. Trzeszczą i piszczą poruszane wiatrem zardzewiałe huśtawki… Spoglądają na nas czarnymi prostokątami pustych okien opuszczone, osiedlowe bloki… Twoje włosy i sukienka falują w zwolnionym tempie, jakbyś była jakąś kosmiczną meduzą, zawieszoną w pełnej migotliwych refleksów głębi oceanu… Jesteś obok mnie, nie jesteś… Jewgienijo… Zaciskam powieki. Otwieram… Pokazujesz mi dłonią obdrapany, brudny blok. Mieszkałaś w nim, będąc dzieckiem. I mieszkasz nadal, lecz już jako istota przedwieczna, pozbawiona ciała. Oprowadzasz mnie po pokojach z ubogimi resztkami przeszłości, które pokrył grubą warstwą kurz. Trzeszczenie parkietu od moich kroków i już – tylko moich… Pośrodku jedyne krzesło. Siadam na nim, rozglądając się wokół mokrymi oczami. Promień słońca przecina podłogę, ścianę… Jestem sam. (Włodzimierz Zastawniak, 2019-07-27) -
Źródło: https://www.gettyimages.com/ … coś się przemienia w strumieniach atmosfer ― wewnątrz białych obłoków… … w tym powolnym przepływie niezdefiniowanych form ― na granicy ― półkolistej widzialności… Przemienia się w źrenicach ― moich oczu… … kłują mnie ― skrzące się ― ziarenka piasku… … Tutaj i tam… … obok… … … zaszeptało w przelocie… … W powietrzu piszę… Trącam skronie ― zmarszczone czoło… … odganiam od siebie wszystko… … jednak ― wszystko ― powraca… … Wychwytuję nikły powiew owadzich skrzydeł ― patrząc daleko przed siebie ― jakby ― w oczekiwaniu na coś ― albo ― na nic… … … upływają ― coraz głośniej ― sekundy…― … … ostatnia… … Nie… Nie… … niee… … Zakrywam twarz… … zbyt silne to światło ― zbyt piękne… … … straszliwy żar ― przerasta słońce ― rozpala niebo… … … kwiat przede mną dojrzewa… ― jedyny i śmiertelny… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-08-27) --- * Gerboise Bleue (fra.) – Niebieski Skoczek. Nazwa kodowa pierwszej francuskiej próby nuklearnej, która miała miejsce 13 lutego 1960 roku, w saharyjskim dystrykcie Reggane, w środkowej Algierii. Eksplozja miała siłę ok. 70 kiloton, czyli równoważyła siedemdziesięciu tysiącom ton trotylu. Nazwa nawiązuje również do pierwszego koloru francuskiej flagi. Gerboise (fra.), Jerboa (ang.) - Skoczek Pustynny. Rodzaj myszowatego gryzonia o silnie rozwiniętych tylnych kończynach. Występuje min. na terenach północno-środkowej Sahary, czy pustynnych obszarach Bliskiego Wschodu. --- https://mickchillage.bandcamp.com/track/pixels-iii-pt-1
-
Źródło: https://unsplash.com/ … kurz i pajęczyny… ― pęknięta szyba ― na wprost ― mojej twarzy… Drzewo ociera się ze zgrzytem o mur ― raniąc gałęzie ― do krwi… … … wspina się po ornamentach naddartych tapet ― przeciągły jęk i gwizd przeciągu… … … trzaskają ― gdzieś daleko ― drzwi… ― … jakby ― objawiając czyjeś przybycie… … Kogo? … nie przybędzie nikt… … ... rozsadza mi skronie ― potworne ― ciśnienie… … komory serca… … W zakamarkach pustego pokoju… ― … mżą szare piksele straszliwej nicości… … Coś się chwieje ― w krzywym zwierciadle ― stojącego trema… … pełno wokół ― jakichś dziwnych gestów i symboli ― spoufalających szeptów… … Wrak człowieka… … podarte łachmany… … Rozpostarte ramiona… … łopocząca na wietrze koszula… … … patrzę na to wszystko ― jakby z lotu ptaka… Pod różnymi kątami… … nachyleniami ziemi… … Podłogowe klepki ― są prostokątami ― zaoranego pola… … butelki po alkoholu ― kominami ― opuszczonych fabryk… * Spadam bez czucia ― rozbijając twarzą ― szklaną powłokę nocy… * … razi mnie silne słońce… … przesłaniam je ― drżącą dłonią… Między palcami ― sączą się nitki blasku… … Leżę na samym brzegu ― oparty o betonowy śmietnik… … … w kakofonii chrząknięć ― pokasływań ― śmiechów… ― … padają niewyraźne słowa… * … szumiąca obok rzeka ― trąca zimnymi falami ― bezwładne ― martwe ciało… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-09-28)
-
1
-
Źródło: https://www.pexels.com/ … nieskończona równina… Szarozielony step… … Podmuchy wiatru… ― Świst astmatycznego oddechu ziemi, co wydobywa się ― gdzieś ― z głębin… ― … nie wiadomo skąd… … … szepczą coś do mnie ― opuchnięte ― sine widma… … poruszają strzępami ust ― ginąc w piskliwym szumie śmiertelnej gorączki… W powolnym przepływie ― pęków atmosfer… … Dreszcz… Zimno... … samotność… Pod bosymi stopami ― martwa ― oślizła trawa… … Naznaczone nuklearnym żarem stalowe konstrukcje… … betonowe ściany ― z rdzawymi smugami wieloletnich ― rakotwórczych deszczów... … Opuszczony bunkier… … mój dom… … kurz… ― pajęczyny… ― gruz… … Ciężkie kroki ― straceńca… … chrzęst rozbitego szkła… … Obijam się o ściany ― wnikając w mrok ― wąskiego korytarza… … za mną ― długa smuga krwi… … Rozpalone cząstki ― przeszywają ― straszliwie zniekształcone ciało… ― … tłumiąc ― mdlącą wonią radiacji ― odór rozkładu… … Muskam drżącymi dłońmi ― wśród charczenia i jęków ― napromieniowane przedmioty… … … w kawałku lustra ― dostrzegam ― ogromne oko… … wpatrujące się we mnie… ― nie we mnie… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-09-15)
-
Źródło: https://www.pinterest.com/ … błysk słońca na okiennej szybie… ― jaskrawa plama… W półmroku ― milczenie ― przedmiotów… … … świetlisty prostokąt na białej ścianie… … zamkniętych drzwiach… ― Falujących płótnach ― pajęczyn… … … pełznąca milimetr po milimetrze… ― Wykrzywiająca się coraz bardziej… ― Zagadkowa forma ― niby-życia… … Obserwowana pod różnymi kątami… … z rozmaitych płaszczyzn czasu… ― nachyleń ziemi… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-08-24)
-
Źródło: https://www.pexels.com/ … przedzieram się przez kurz i pajęczyny ― przytłoczony ciężarem żelbetonowej skorupy… Moje zdeformowane ― nagie ciało… ― owiewa wiatr ― wpadając z gwizdem ― do tego ― przeciw-atomowego bunkra… … … w pęknięciach ścian ― drga błękitne światło… ― otacza mnie chłodem… … … przywieram spierzchniętymi ustami ― do stopionej struktury… Całuję ją i głaszczę ― wyczuwając wciąż ― nikły zapach radiacji… … … wiruje wokół palący pył… … To jest ― mój dom… … samotny świadek eksplodującego przed dziesięcioleciami słońca… Przygnębiająca resztka z brunatnymi bąblami ― od straszliwego żaru… … z rdzawymi smugami deszczów… … … potykam się ― o wyrwane podmuchem ― zbrojeniowe pręty… … Teraz ― zastygłe... … rozczapierzone palce… (Włodzimierz Zastawniak, 2017-07-31)