Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Justyna Adamczewska

Użytkownicy
  • Postów

    6 866
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    73

Treść opublikowana przez Justyna Adamczewska

  1. Czarusie W takiej głuszy, że nie słychać echa, widziano chatkę, przy niej ogródek, a w nim kapustę, groch i cebulę, także ziemniaki, krwiste buraki, no prawdę mówiąc – spichlerz taki. Chatynce dano też kurzą łapkę, ubraną w bardzo solidne papcie, pazurki były więc ochronione, przed wiatrem, deszczem, a także szronem. Pewnego razu jeden znudzony, zawitał w owe głuchawe strony. Nie zauważył on jednak chatki, zbyt zapatrzony w swoje rabatki. Niechaj żałuje tenże wędrowiec, bo głusza leśna, nawet bez echa, jest cząstką świata oraz człowieka. @Justyna Adamczewska
  2. @8fun, Dziękuje. Tę piosenkę wstawiłam , nopozwoliłam sobie wstawić, poniewaz dotyczy, no dotyczy, że tak powiem/ napiszę aktualnej mojej sytuacji. Eh, życie...
  3. No to trudno, bądź w - kurzony, t Hydepark - o wszystkim i o niczym. Bywaj musbron45. Może ta fotografia usunie chociaz w 20 procentach Twoje w - kurzenie, Krajanie. :)) j.
  4. Eh, 8 fun, toż fajnie. Dźwięki ważne sa tak samo, jak wyciszenie.
  5. Tam jest wtrącenie, "nazywając" - to imiesłów, pomyślę nad tym. Ale moze masz rację?
  6. Dobrze, ze dopełniłeś. Na razie. :)))
  7. Wiesławie Pokrewieństwo Dusz i tyle, dlatego ból trzeba czasami akceptować, ale nigdy bezmyślnie nikomu go nie zadawać - na to zgody nie mam i mieć nie będę. Twoje zdanie: Cennym dla mnie jest. Dziękuję za nie. J.
  8. To prawda, 8fun, prawda. Ziemia jest pełna minionych epok i pozostałości po nich. Ziemia pochłonęła juz tyle "nieżycia", ale wydaje ciągle i ciagle nowe życie. To jest Cud. Justyna.
  9. Dziękuję, poprawiłam. Czasami zajadam litery, bo nie odżywiam się dobrze. Tak, zdarzaja sie Wiesławie i to wcale nierzadko. Trochę się interesuję takim przypadkami, coś tam staram się działać. Zawsze to jakieś wsparcie dla" Ale popatrz: Tu jest nuta optymizmu. Dziękuję też za stwierdzenie: Pozdrawaim serdecznie, Justyna. :))
  10. I blaski jutrzenki rysują linie ciała sny uciekają II rozproszony mrok jasnobłękitne oczy spoglądają w dal III noc na pustyni ofiara i zabójca wyje trzask kości @Justyna Adamczewska
  11. Ból Matka przyszła wściekła do domu. Usiadła na zniszczonej, poprzypalanej papierosami kanapie i łyknęła z butelki porządną porcję wódki.Skrzywiła się. – Ale ohyda, jednak jest tak zimno na dworze, piję na rozgrzewkę, aby móc pracować i utrzymać Wojtka. – Oj, ilu on nakładów wymaga, szkoła, jedzenie, ubranie, lekarze… Nagle spadła z hukiem na podłogę. – Ożeż, kurwa. - szepnęła. Wgramoliła się na zmarnowane, tak, jak i ona posłanie, przykryła kocem, który kiedyś był niebieski, teraz szarobury i zasnęła. Nogi zwisały jak kłody. Kapcie spadły i przez dziury w rajstopach można było zobaczyć brudne, czarne pięty, palce. Spódnica się zadarła, kobieta nie miała majtek. Widok nie trącił seksem, choć jakby… z lekka? Mijały godziny, nadeszła północ, wtedy dopiero mały chłopiec wyszedł z szafy. Wiedział, że jeśli matka się wybudzi z letargu, to już będzie przetrzeźwiała i zacznie się awanturować, gotowa do walki z nadchodzącym kacem. Zrobił jej zatem herbatę, do której dolał trochę spirytusu – zawsze go chował w plecaku i miał pod ręką, gdy zaszła taka potrzeba. Dziś właśnie tak było. Okropnie bał się swej rodzicielki, gdy pijana wrzeszczała, nazywając swoje dziecko, nasieniem diabła. – Powinnam cię wydrapać z siebie i spuścić w sraczu, a nie łazisz i mnie niszczysz. Już, kiedy brzuch mi rósł, nie znosiłam cię. Zbrzydłam, Jacek mnie rzucił, zostawiając na twarzy siniaki, złamaną szczękę oraz nos. – Zmarnowałeś mi życie i w ogóle doprowadziłeś do nędzy. – Często dodawała. Te słowa chłopiec znał na pamięć. Utyskiwania starzejącej się rodzicielki ciągle błądziły w jego myślach. Nie można powiedzieć, że jej nie kochał, nie można też było rzec, że czuł nienawiść, ot miał w sobie jeden wielki ból. Taki ledwo do zniesienia. Ale znosił go już od dwunastu lat. Matka spojrzała na syna półprzytomnym wzrokiem. – Wojtek, daj mi butelkę. Podał. Ona, krztusząc się, zaczęła zachłannie opróżniać szkło. Po chwili znowu była pijana. Zamachnęła się i uderzyła syna w twarz . – Ty gnojku, ty bękarcie. W tej samej niemal chwili przyciągnęła go do siebie i przytuliła. Tego chłopak nie trawił, jak zepsutego jedzenia. Wolał być głodny matczynych pieszczot, niż czuć odór wódy, potu, widzieć czarne, zepsute zęby. Wyrwał się jej z ramion i uciekł znowu do szafy. Chciała go dogonić. Upadła jednak, uderzyła głową o kant szafki, tłukąc wazon ze sztucznymi kwiatami i szklankę pełną „mocnej” herbaty. Chwilę leżała. Wojtek obserwował za wstrętem własną matkę. - Ruszy się czy nie? Wstała cała pokrwawiona. Wciągnęła nosem ciemnoczerwoną wydzielinę, otarła z czoła pot, poprawiła umorusaną sukienkę i chwiejnym krokiem poszła do łazienki. Wymiotowała, bluźniła, słychać było, jak obija się o ściany. – To zaraz minie, to zaraz minie. – Mamrotał cicho chłopak. – Wyjdę wtedy na dwór i prześpię się w komórce. Rzeczywiście, matka uspokoiła się. Jej syn wybiegł szybko z nędznego mieszkania i ocierając łzy strachu, zbiegł po schodach. Otworzył ciężką bramę, powiało zimnem. Dobrze. – Nareszcie wolny! – Przemknęło mu przez myśl. Popatrzył na niebo, gwiazdy, księżyc. – Życie to piękna sprawa – powiedział i wszedł do drewnianego „domku”. Wtulił się w przyniesione tam pewnego razu poduszki i kołdrę. Zasnął. Jednak, co chwilę budził się, jego przerażone oczy błądziły w ciemności. Nie śmiał zapalać świeczki, bo a nuż… Wreszcie nadszedł blady, listopadowy poranek. Był dniem, kiedy to chodziło się na groby bliskich. Wojtek postanowił odwiedzić ukochaną babcię, która leżała w ziemi, przykryta ciężką płytą. . Skostniały z zimna, głodny, brudny - nie miał pojęcia, jak dotrze na cmentarz. – A może jednak najpierw do domu? - Pomyślał. – Nie, idę popatrzeć na zapalone znicze, spokojnych, pełnych zadumy, ludzi. Pomodlę się. Może zmarła matka jego rodzicielki zlituje się nad nim i pewną pijaczką, która dała mu nędzne życie? Ból w jego duszy rósł coraz bardziej, bardziej i bardziej… Justyna Adamczewska. 2016 r. Listopad.
  12. NIe ból nie jest piękny, nie jest brzydki, tylko, że BÓL BOLI. Wyklucza z normalnego funkcjonowania, otępia zmysły, może doprowadzić do szaleństwa. To tyle 8fun. Dobranoc.
  13. @pomaranczowy.kot... A co jest tym pięknem? Afascynowało mnie to Twoje zdanie. J
  14. Tak to paradoks. Wiesławie. Błogostan to szczęście, kedy się cierpi i przestaje nagle bpoleć. Wtedy mowimy: nie boli, nie boli - DZAIĘKUĘ PANIE. Ból oszałamia, ale też ostrzega przed niebezpieczeństwem. Jest zatem pożyteczny - pardoks. Wiesławie. Piękny wiersz napisałeś. Szczegónie: To isię kojarzy ze śmiecią, ale również z życiem - znów paradoks. to szczegolne jest i te zerwane kwiaty - pozbawione podstawy życia - niewiarygodna przenośnia. Krew życie daje przecież. To tak, jakbyś pisał o przetaczaniu krwi. Krew może się róznie kojarzyć, ale kiedy n. rana zaifekowana, to dgy ją oczyszcza - wypływa z niej "czysta krew - nie stanu zapalnego. Mądre słow 8fun Justna.
  15. Diament. :)) Bywaj, Gaźniku. Bądź.
  16. MogęKobro, Gaźniku: Już kiedyś gdzieś pisałam na orgu - nie pamiętam przy jakim utworze, zapodałam tez taka pieśń, to mi tu pasuje - do wypowiedzi Twojej, Kobro: Zaznaczam, ze nie jestem religijna fanatyczka. Ale Dobra wypatruję wszędzie, czasami zawód, jednak ono jest.
  17. Cześc Tomass77. Wiersz Twój wywarł na mnie ogromne wrażenie. Bardzo osobiste "wyznania" Peela. Tu, niby błądzenie, a to: przemilczę. Jednak biorąc pod uwagę tytuł - mam rozjaśnione w głowie. Justyna.
  18. O ja, ale ciekawe stwierdzenie, :)) J.
  19. Ale czasami to nawrócenie nie następuje. Bóg, po potopie powiedział do Noego: Już nie będę was karał, sami się zniszczycie. Spokojnego popołudnia, Gaźniku.
  20. No tak, brak dobra to piekło, a Boża miłość to Dobro. Mądrze prawisz, Gaźniku.
  21. @Gaźnik, a mówiłeś/ pisałeś, ze nie umiesz tańczyć. Heh, tańczysz , jak talala. Skocznie, o dobroci Boga, o szczęściu, fajowy wiersz. Dziś mi b. pomógł, bom jakaś markotna. No i trochę brak mi do szczęścia, ale ten wers mnie też chyba dotyczy? Pozdrowczyk. Justyna.
  22. Wiersz mam o tym. Ale okrutny jest, a zdaje się, że okruciństwo staje się tabu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...